Sakwa - askurr
A A A
Odkąd Watykan reaktywował działalność Świętej Inkwizycji ścigałem w jej szeregach szarlatanów, magów i heretyków. Byłem racjonalistą, lecz nie przeszkadzało to im gdyż nie liczyła się w ich szeregach 'pełna' wiara w Boga tylko chęć ścigania magów i heretyków. Należałem do tej pierwszej sekcji. Wyniszczałem wszelkie magiczne sztuczki, szarlataństwo, moce umysłu. Na sumieniu miałem setki oszustów, którzy dożywotnio zostali wtrąceni do specjalnie zbudowanego więzienia, lecz jakoś nie czułem jakiegokolwiek ciężaru na duszy. Nawet mogę ośmielić się powiedzieć, że ta praca sprawiała mi radość. Kilka razy złapałem osoby, które sędziowie inkwizycji skazali na śmierć. Okazało się wtedy, że widok konających ludzi raduje me serce i dusze. Zawsze w takich momentach byłem przekonany, że Bóg jednak istnieje i za zwalczanie tego plugastwa wynagrodzi mnie po śmierci. Czasem zdarzało się, że złapaliśmy osobników, którzy głoszą, że ich moc pochodzi ob. Boga i w takich sprawach przeprowadzaliśmy dogłębne śledztwa. Zazwyczaj udowadnialiśmy winę skazanego, a inkwizycja za podszywanie się pod Boskich wysłanników przewidywała karę przeznaczona dla heretyków- wyznawców szatana. STOS. Uczestniczyłem w trzech tego rodzaju karach. Dwóch mężczyzn i kobiety. Ich cierpienie wywoływało we mnie strach, ból a zarazem śmiech i radość. Dopiero dzisiaj uświadomiłem sobie, jakim naprawdę byłem człowiekiem. Byłem okrutnikiem, zatraceńcem na drodze człowieczeństwa. Byłem istnym zwierzęciem. Nie! Potworem, który żywił się ludzkim cierpieniem i cudzą śmiercią. Na szczęście w końcu nadszedł dla mnie dzień, który będę przeklinał i chwalił jednocześnie do końca życia. Dzień, w którym rozpoczął się mój proces powrotu do człowieczeństwa, powrotu do prawdziwego Boga...

Było to wiele lat temu. Dzień, jak co dzień- rano przybyłem do swego biura i przeglądałem akta poszukiwanych szarlatanów oraz nowe zawiadomienia o działalności takich że osób. Uzdrowiciel. Wróżbita. Łącznik z Bogiem. Łącznik z Bogiem? Taka sprawa powinna iść do innego oddziału, a nie mojego. Zdziwiło mnie to na początku, lecz jak zacząłem czytać akta tego człowieka okazało się, że posiada on jakąś magiczną torbę, a dokładniej sakwę sprzed tysięcy lat. Podobno dzięki niej mógł się kontaktować z Panem a przed nim tej sakwy używali Abraham, Salomon, Mojżesz i wielu innych oświeconych przez Boga. Postanowiłem zająć się tą sprawą na dobry początek dnia. Kazałem swojej sekretarce rozdzielać teczki z zadaniami agentom inkwizycji (moi podwładni), kiedy przyjdą do pracy i sam wybrałem się odwiedzić pana Zegrzyńskiego- właściciela sakwy z 'aniołokomunikacji'. Zabrałem służbowy helikopter gdyż mieszkał w mieście oddalonym o 400km. od Gdyni (tu miałem biuro). Po kilku godzinach lotu wylądowaliśmy w okolicy miejsca zamieszkania poszukiwanego. Doszliśmy pod jego dom i ujrzeliśmy coś zupełnie innego niż to, na co liczyliśmy. Spodziewaliśmy się olbrzymiej posiadłości wybudowanej za pieniądze wiernych z całego kraju, pełen przepychu i szpanu. Ujrzeliśmy natomiast parterowy domek jednorodzinny do tego w opłakanym stanie. Otworzyła nam młoda dziewczyna, jak się okazało jego córka. Zawołała ojca i odeszła. Do drzwi podszedł mężczyzna wieku około 40 lat, o siwiejących włosach i wąsach. Ubrany był w sweter, dżinsy i góralskie kapcie. Słowem nikt nadzwyczajny. Zaprosił nas do salonu. Wnętrze domu prezentowało się o niebo lepiej o elewacji zewnętrznej. Czysto, zadbanie. Widać było tu kobiecą rękę. Po chwili weszła do salonu inna kobieta- jego żona. Zaproponowała nam coś do picia i wyszła. Pan Zegrzyński wskazał nam siedzenia i sam usiadł. Dałem sygnał pilotowi by opuścił nas i udał się do helikoptera. Zostaliśmy sami. Zacząłem tłumaczyć memu gospodarzowi całą sytuację. Wyjaśniłem, że należę do Inkwizycji, że on sam jest na liście szarlatanów, że pójdzie siedzieć do więzienia dożywotnio lub nawet zostanie poddany karze śmierci, jeśli dobrowolnie nie odda tajemniczej sakwy, nie przyzna się do winy i przyrzeknie przed sądem świętej inkwizycji, że jego czyny były wywołane chęcią zarobku i że nigdy więcej tego nie zrobi. Oczywiście moje obietnice były fałszywe tylko po to by sam się przyznał do winy. On niestety pozostał przy swojej wersji, lecz wyjaśnił, że nie kontaktuje się przez ta sakwę z Bogiem, tylko raz został oświecony przez Boga za pośrednictwem tej sakwy. Nie chciał tylko wyjaśnić, w jaki sposób stało się to oświecenie. Powiedział za to ze podczas tego oświecenia Bóg nakazał mu pilnować sakwy aż nie przyśle kogoś by poznał Jego tajemnice. Uznałem to wszystko za żarty i zażądałem natychmiastowego zwrotu 'sakfofonu'. Oskarżony zaczął krzyczeć na mnie i przeklinać za obrazę świętego przedmiotu. W napływie złości wyciągnąłem broń i zacząłem nią grozić oskarżonemu. Ten krzyknął coś o obronie Bożych sekretów i rzucił się na mnie. W obronie własnej strzeliłem w kierunku napastnika. Trafiłem w ramie. Padł na ziemie, chwilę pojęczał i zaczął wstawać. Chciałem już wezwać pogotowie, gdy przeciwnik wyciągnął z szuflady nóż i ciął mnie w ramie. Oddałem kolejne strzały. Wszystkie trafiły w klatkę piersiową. Po chwili pan Zegrzyński padł martwy. Do pokoju wpadła jego córka a za nią jego żona. Obie uklękły przy martwym i rzewnie płakały. Wtedy ten obrazek nie zrobił na mnie jakiegokolwiek wrażenia, lecz dziś mam ochotę popełnić samobójstwo. Zadzwoniłem po swoich ludzi by zajęli się ciałem i poszedłem po przedmiot, dla którego zginął człowiek. Pomyślałem sobie, że w tej jego opowieści musi być trochę prawdy skoro gotów był umrzeć by ochronić zwykły woreczek. Jednak zauważyłem również pewną nieścisłość w jego opowieści. Skoro Bóg chciałby (aktualnie) trup chronił sakiewkę do przybycia następcy, czemu pozwolił mu zginąć i przejąć sakiewkę mnie? Na początku pomyślałem sobie, że ja jestem tym kolejnym oświeconym, lecz szybko wycofałem się z tego pomysłu. Stwierdziłem, że martwy był złodziejem i trzymał w tej sakwie coś cennego. Jakieś klejnoty czy coś w tym stylu. Wszedłem do jego pokoju. Przeszukałem każdy jego zakamarek, lecz nigdzie nie znalazłem obiektu poszukiwań. Wróciłem do salonu by przesłuchać obie kobiety. Pomyślałem, że mogą coś wiedzieć. Gdy wszedłem do pomieszczenia zauważyłem, że obie kobiety siedzą uśmiechnięte na kanapie a ciała mężczyzny nigdzie nie widać. Jedynie plama krwi na podłodze świadczyła o niedawno leżącym tu Zegrzyńskim. Kobiety mimo moich gróźb twierdziły, że ciało po prostu znikło, że sam Bóg uratował je przed zatraceniem z rąk inkwizycji. Powiedziały też, że skoro strażnik zmarł to mi należy się sakiewka, więc pokazały wejście do piwnicy i zaprowadziły do specjalnego pomieszczenia, w którym znajdywała się sakiewka. Było to niewielkie pomieszczenie na kształt kwadratu, który na oko miał 9m . Cały był ozdobiony na kształt świątyni, której celem było wysławienie przedmiotu znajdującego się w jej centrum- sakwy. Widząc to wszystko i słysząc opowieści żony i córki zmarłego coraz potężniej powracałem do pierwszej mojej myśli na temat tajemniczej sakiewki. Sam zacząłem uważać siebie za nowego strażnika tego majestatycznego przedmiotu. Zbliżałem się powoli do podwyższenia, na którym stał takowy przedmiot. Gdy miałem już zacząć wspinać się po schodkach poczułem tak jakby w duszy ogromna ulgę połączoną z ogromnym ciężarem. Zatrzymałem się by złapać oddech. Pierwszy raz poczułem wyrzuty sumienia. Było to dla mnie nowe uczucie i nie wiedziałem czy się cieszyć czy się smucić. Poznałem coś nowego, lecz uczucie to sprawia, że wszyscy ludzie cierpią na duszy. Wiedziałem, że teraz pozostaje mi tylko iść do przodu, bo gdy myślałem o wycofaniu się czułem jakby głos wewnętrzny mówił mi o cierpieniu, jakie będę przeżywał pod wpływem wyrzutów sumienia i snów, w których widzieć będę setki skazanych przeze mnie ludzi. Najbardziej przerażają mnie dusze wszystkich straconych i spalonych na stosie. Zrobiłem kolejny krok. Ciężar duszy wzrósł jeszcze bardziej, lecz nie zatrzymywałem się już nawet na chwilę. Z każdym kolejnym krokiem czułem się coraz podlej. Byłem wtedy już pewien, że sakwa ta jest autentyczna a ja jestem kolejnym strażnikiem sakwy. Zastanawiało mnie tylko jedno. Dlaczego Bóg dopuścił do tego świętego przedmiotu człowieka, który skazał na śmierć zapewne wielu wysłanników Pana? Przecież przeze mnie cierpiały całe rodziny. Doprowadziłem do ruiny dziesiątki osób. Dlaczego?

Sięgnąłem po sakwę. Była lekka i wydawała się pusta w środku. Gdy ja dotknąłem cały ciężar duszy znikł i przemienił się w radość. Poczułem wtedy, że zabicie tych ludzi doprowadziło ich do lepszego świata a ci, co cierpią po śmierci w nagrodę wstąpią do królestwa niebieskiego. Schowałem sakwę do kieszeni mego płaszcza i wyszedłem, Nagle poczułem się tak jak dawniej. Inkwizytor dążący do wyniszczenia wszystkiego, w co sam nie wierzy. Okazało się ze ekipa, którą wzywałem już przybyła i zdążyła zabrać obie kobiety na przesłuchanie. Zdziwiło mnie to bardzo i kiedy zapytałem ich się jak zdążyli w tak krótkim czasie przybyć na miejsce, zabrać kobiety i wrócić wręcz oszołomiło mnie z wrażenia. Podobno szukali mnie już od pięciu godzin po ponownym przybyciu na miejsce. Mógłbym wtedy przysiąc, że przebywałem w kapliczce najwyżej dziesięć minut. Zaskoczyłem ich wtedy informacją o tej kapliczce gdyż przeszukali piwnice i nic tam nie znaleźli. Wyśmiałem ich perfidnie w twarz, odwróciłem się i chciałem już pokazać drzwi, przez które wyszedłem, kiedy okazało się, że ich tam nie ma. Teraz to mnie kompletnie sparaliżowało. Było to jeszcze dziwniejsze niż mój kilku godzinny pobyt za nimi. Nic już nie mówiłem o sakiewce, którą tam znalazłem póki nie upewniłem się, że mam ja na pewno w kieszeni. Liczyłem na to, że jej tam nie znajdę gdyż wtedy moja historia kompletnie straci sens. Niestety znalazłem ją tam gdzie ją wcześniej umieściłem. Straciłem jednak chęć na dzielenie się tą informacją z innymi. Postanowiłem najpierw samodzielnie zbadać sakwę i wyjaśnić parę dziwnych zdarzeń. Opuściłem ten dziwny dom i helikopterem powróciłem do swego biura. Zostawiłem sakiewkę w specjalnym sejfie i poszedłem do domu. W nocy nękały mnie koszmary o tematyce czysto zawodowej. Śniły mi się osoby, które doprowadziłem na śmierć. Wszystkie te osoby płonęły na stosach i wołały mnie do siebie. Zapraszały mnie na stos. Ustępowały mi miejsca. Ostrzegały przed karą Boską. Budziłem się cały zlany potem, o podniesionym ciśnieniu i trzęsącymi się rękami. Niestety byłem tak zmęczony, że sen i koszmary, które on przynosi przychodził szybko i nieubłaganie. Gdy nadszedł świt od razu wyruszyłem do pracy by nie być dłużej samemu. Nie chciałem samotnie wspominać tych koszmarnych snów. Wszedłem do swojego gabinetu, wyciągnąłem sakwę z sejfu, siadłem przy biurku i bezsensownie zacząłem wpatrywać się w nią. Siedziałem tak około godzinę, gdy w końcu postanowiłem ją otworzyć i sprawdzić, co jest w środku. Chwyciłem sakwę, rozwiązałem rzemień i zacząłem ją otwierać. Liczyłem na promienie światła wydobywające się z jej wnętrza, odgłosy trąb i anioły wychwalające chwałę Boga. Trochę się przeliczyłem. Jedyne, co wydobyło się z wnętrza sakwy był kurz a zagrał mi dzwonek do drzwi. Kazałem sekretarce zbierać wszystkie zgłoszenia i prosić gości o późniejsze przybycie. Zyskałem wtedy trochę spokoju. W środku była tylko garść piasku i to do tego strasznie brudnego. Trochę w nim pogrzebałem w poszukiwaniu niewiadomo, czego. I tak niczego tam nie zanlazłem. Ze złością rzuciłem sakwą na biurko. Wtedy spostrzegłem się, że nie siedzę już w swoim gabinecie tylko unoszę się w ciemnościach. Poza mną nie było tam niczego, lecz mimo to czułem obecność kogoś lub czegoś. Wytężałem wszystkie swoje zmysły, lecz niczego nie widziałem ani nie słyszałem. Pustka ta przerażała mnie swym ogromem, a jednocześnie ogrom ten budził we mnie podziw dla jego majestatu. Czułem się niczym a zarazem wszystkim. Nawet obecność tego czegoś nie wzbudzała we mnie uczucia niebezpieczeństwa, które może nieść otaczająca mnie czerń. Spędziłem w tym stanie podziwu i przerażenia kilka godzin. Gdy otrząsnąłem się z tego snu zacząłem się zastanawiać, co tu robię i jak się stąd wydostane. Spojrzałem na zegarek i okazało się, że jestem tu od pięciu minut. Zapewne nikogo jeszcze nie zdziwiła moja nieobecność i nikt nawet nie stara się mnie odnaleźć. Wykonywałem ruchy podobne do pływania, co pozwalało mi się, przemieszczać z miejsca na miejsce. Myślałem, że owe miejsce posiada jakieś ściany lub cokolwiek innego, co oddzielało to złudne miejsce od realnego świata. Im coraz bardziej przesuwałem się w stronę ciemniejszego obszaru, który obrałem za ścianę, tym bardziej on się oddalał.
   Zacząłem powoli tracić nadzieje na wydostanie się stąd. Minęły już dwie i pół godziny odkąd dostałem się do tej pięknej krainy szaleństwa. Nieustająca czerń zaczęła wpływać na moją psychikę. Pewnie wiele osób pomyślałoby sobie, że w takiej sytuacji mogłoby wytrzymać w spokoju wiele godzin lub dni. Nie. To jest niemożliwe by wytrzymać w trzeźwości umysłu w takim miejscu. Człowiek słyszy szepty setek ludzi, widzi dziwne kształty przemieszczające się gdzieś w oddali, czuje czyjąś obecność. Tylko, że czyjąś obecność odczuwałem od początku, lecz na początku mojego pobytu tu to uczucie wydawało mi się wręcz piękne. Przez te dwie godziny starałem się jakkolwiek wydostać się z tego koszmaru. Poszukiwałem wyjścia (jak już wspominałem powyżej), starałem się obudzić (gdyż wziąłem to za sen), wołałem o pomoc, błagałem prastare siły o wypuszczenie mnie stąd, a nawet niczym Alicja z krainy czarów stukałem obcasami. Próbowałem nawet czarów, jakich używały osoby zatrzymywane przez moja organizację. Niestety nic nie podziałało. Gdy skończyły mi się wszystkie pomysły zacząłem wpatrywać się w zegarek.
   Gdy wybiła trzecia godzina usłyszałem wyraźniejszy szept: 'Zamknij oczy'. 'Zamknij oczy'. Czyżby przypadek. A może umysł zaczyna mi wariować? 'Zamknij oczy'. Autosugestia? Sam sobie podpowiadam co uczynić by się uspokoić? 'Zamknij oczy'. Głos przybrał na mocy. 'Zamknij oczy Krzysztofie'. Gdy usłyszałem swoje imię postanowiłem zamknąć oczy bez względu na wszystko. Nastąpiła chwila ciszy, którą postanowiłem sam przerwać:, 'Kim jesteś?'. Kolejna chwila ciszy. 'Jestem Bogiem ojca twego, Bogiem Abrahama, Bogiem, Izaaka i Bogiem Jakuba. W odpowiedzi rzuciłem: Skoro jesteś tym, za kogo się podajesz, czemu kazałeś mi zamknąć oczy?'. Zląkłem się swoich słów gdyż, jeśli to naprawdę był Bóg powinienem zwracać się do niego z większym szacunkiem. 'Nie lękaj się mnie tylko mi ufaj. Oczy masz zamknięte gdyż zaraz przyjdę do ciebie a widok mój mógłby cię w tym miejscu oślepić'. Po chwili poczułem czyjąś obecność bardzo blisko siebie i poczułem się przy tej osobie nikim. 'Czemu mnie Panie tu uwięziłeś skoro dla ciebie służyłem? Czemu oddzieliłeś mnie od świata? Przyznaje ze nie byłem pewien twego istnienia i nadal nie jestem pewien czy na pewno jesteś Stwórcą'. Poczułem dłoń na swoim ramieniu. 'Nie jesteś więźniem a to nie jest więzienie. Przestrzeń, w której się znajdujemy jest światem, z którego pochodzisz. Tak wygląda naprawdę. Słyszałeś szepty? To głosy innych ludzi. Po prostu ich nie widać. W waszym świecie wszystko jest widoczne i namacalne. Poza mną. Dlatego nie możecie zrozumieć moich słów. By zostać oświeconym należy mnie odczuwać i słyszeć w pełni. Dlatego raz na sto lat zapraszam kogoś do realnego świata za pomocą sakwy grzechów'. Sakwy grzechów? Realny świat? 'Panie teraz wierzę, lecz nie rozumiem, czym jest ten świat ani ta torba'. 'Sakwa grzechów jest portalem do tego miejsca. By dostać się do realnego świata człowiek musi ujrzeć wszystkie swoje grzechy i cierpieć przez nie. Twoje pierwsze zetknięcie z sakwą wywołało w tobie cierpienia za grzechy, jej otwarcie- ujrzenie grzechów. Piasek, który znalazłeś w środku był symbolem. Jedno ziarenko symbolizuje jeden grzech. Gdy dotknąłeś piasku zetknąłeś się ze swoimi winami i przeniosłeś się do realnego świata. Pytałeś, czym on jest? Więc słuchaj. Świat, w którym żyjesz jest stworzony przeze mnie i istnieje tylko w moim umyśle. Gdy przestanę o nim myśleć on zniknie a wy znikniecie wraz z nim. Na początku był tylko moją fantazją, lecz w końcu tak się nim zakochałem, że postanowiłem go w jakiś sposób zmaterializować. Nieskończona przestrzeń, która nas otacza posłużyła mi jako podstawa istnienia tamtego świata. Jest on po drugiej stronie pustki a ja poruszam się jednocześnie po świecie realnym, czyli miejscu, w którym żyłem od początku, a światem stworzonym w mej wyobrażani. Czy teraz zrozumiałeś?'. Pokiwałem głową potwierdzająco...
   Przez długi czas Pan tłumaczył mi tajemnice swego umysłu i planów bym mógł nawracać i nauczać tak jak On chce. Jednak mimo zakazu otwierania oczu miałem ochotę obejrzeć Stwórcę i przekonać się o Jego wspaniałości. Przez długi czas pokonywałem opory psychiczne by tego dokonać. W końcu przełamałem wszystkie bariery i otworzyłem oczy. Ujrzałem coś, czego się nie spodziewałem. Zamiast jednej, świecącej, wyniosłej postaci moim oczom ukazały się dziesiątki postaci ubranych na biało o jasnych obliczach pełnych dumy i jednocześnie gniewu. Wszyscy unosili się wśród pustki a ci stojący przede mną zaczęli rozstępować się by przepuścić zapewne ich przywódcę. Osobnik ten w przeciwieństwie do wszystkich pozostałych miał siwe włosy i lekką brodę. Zbliżał się powoli pozą pełna potęgi i dumy. Gdy był już blisko mnie zwrócił się do innych postaci w bieli: 'Wiedziałem, że złym pomysłem jest zsyłanie tu kolejnego stworzonego. (Zwrócił się w moim kierunku) Pozbawcie go wzroku tak jak pozostałych. W twoim świecie nikt nie wierzy ślepcom i kalekom' Obawiałem się tej kary, gdyż wiele razy widziałem jak inkwizycja wypalała oczy torturowanym. Nie chciałem skończyć tak jak oni. Z drugiej strony zżerała mnie ciekawość, kim oni są i dlaczego tak postępują. Zapytałem się ich o to, gdy ich przywódca odszedł. W odpowiedzi usłyszałem tą samą osobę, co wmawiała mi, że jest Bogiem: 'Na początku istniała pradawna siła mająca moc tworzenia. Posiadała ogromną moc i mieszkała tutaj. Wśród tej pustki, lecz stworzyła sobie świat materialny. Twój świat. Wszystkie planety, gwizdy i księżyce. Ku swej uciesze. Lecz po setkach tysięcy lat, które dla niej były chwilą poczuła się samotna. Postanowiła stworzyć sobie towarzysza. Materialnego tak jak jej świat, lecz potężnego tak jak ona sama. Prace nad tym towarzyszem trwały kolejne tysiące lat aż w końcu przybrał on postać naszego mistrza. Żyli tak przez tysiące tysięcy lat aż w końcu zabrakło im tematów do rozmowy. Postanowili, więc stworzyć sobie kolejnych towarzyszy, lecz tym razem nieplanowane im było posiąść mocy tworzenia. Zaczęli wspólnie lepić istoty na kształt mistrza. Pradawna siła stworzyła wasze zalążki- zalążki ludzi. Istoty materialne, lecz nie posiadające mocy. Mistrz postanowił jednak stworzyć istoty podobne, lecz obdarzone przeróżnymi mocami i tak powstaliśmy my- synowie mocy. Z początku prastara siła nie zauważyła, że twory mistrza różnią się od jej tworów. Dopiero, gdy postanowiliśmy pozbyć się was, bezmocych prastara siła zauważyła postępek mistrza i postanowiła go ukarać. Walki trwały przez setki lat i pochłaniały świat stworzony jak i realny. W czasie walk zginęło wielu z nas a wiele rzeczy stworzonych przez siłę uległo zniszczeniu. W końcu mistrz musiał ulec potędze pradawnego i został zamknięty w pierwszej siedzibie prastarego. W tej pustce. Prastara siła uczyniła z tego miejsca więzienie, z którego nie mógł się wydostać nasz mistrz. Siła postanowiła zamieszkać w świecie stworzonym i zniszczyć dzieci mistrza. Lecz gdy zobaczył nas bezbronnych wobec jego mocy postanowiła zlitować się nad nami i uwięzić razem z mistrzem. Od tamtego dnia siedzimy tu uwięzieni nie wiedząc, co dzieje się z pradawnym. Jedynie udało nam się wykorzystać naszą moc by trochę integrować w twoim świecie. A wszystko dzięki niepozornej sakwie, która skrywa nasze łzy od tysięcy lat. Myślałeś, że to był zwykły piasek, tak? Myliłeś się. Tak wyglądają łzy istot obdarzonych mocą. Teraz będziemy musieli cię oślepić by lud twój uważał cię za oszalałego ślepca głoszącego dziwną prawdę wszechświata. Nie bój się. To nie będzie bolało. Zobaczysz jasne światło a po nim zapadnie wieczny mrok. Niestety dla ciebie proces ten ma jeden efekt uboczny. Zostaniesz długowieczny, jak nie nieśmiertelny. Na twoje nieszczęście w tym świecie czas płynie szybciej niż w twoim, więc będziemy musieli przemieścić cię w czasie a operacja ta jest dla was bezmocnych bolesna. Żegnaj, więc.' I ujrzałem jasne światło a po nim ciemność. Straszną i przenikającą ciemność. Tak jak mówiła tamta istota. Następnie poczułem przedziwny ból i usłyszałem głos swej sekretarki...

   Tak oślepiony i samotny zgłębiałem tajemnice ludzkiego, umysłu by skontaktować się z tobą stwórco i ostrzec o postępkach tamtych istot. Dziś mi się to udało i proszę cię o ukaranie winowajców i zniszczenie sakwy.
- Synu mój. Wdzięczny ci jestem za te informacje, lecz niestety obdarzyłem mój pierwszy żywy twór taką siłą, że niemożliwe jest nawet z mojej strony zniszczenie go. Jego dzieci oczywiście jestem w stanie ukarać i ukarzę je. Lecz by ukrócić wasze cierpienia ze strony 'mistrza' muszę zniszczyć twój świat. Wybacz mi i żegnaj na wieki...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
askurr · dnia 04.05.2008 12:12 · Czytań: 904 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty