Medanie - za nieopatrzną inspirację
Słowa odbijały się pomiędzy ścianami płomienną ognistą kulką. Zabawne. Namiastka zwierzątka. Modlitwa kobiety, o jakimś imieniu, jakiejś profesji - czy to ważne... Modlitwa kobiety.
Wąskie oczy, błyszczące jak złote monety, przesuwały się za płomykiem. Gasł od tego wzroku, tak niespodziewany gość w od lat zamkniętym pokoju. Nikt nie mógł tu wejść, to było niebezpieczne. Cała Panthea miała zamiar zapomnieć, poza tą jedną zagubioną w górach świątynią.
Miedziana Bogini położyła się, czując, że nie ma już siły siedzieć na brzegu łoża. Wybledzone ciało, matowe, choć wciąż zimne i szkliste jak posąg, resztką sił zachowywało naturalny kolor mosiądzu. Sztywne, miedziane loki przecierały się na splotach i widać było, że nie jest to naturalny stan bóstwa. Choć od dawna przecież był. Wychodziła z zamknięcia tylko raz, w jedno święto, gdy matki chowały swoje dzieci przed jej uśmiechem. O, Miedziana Bogini, która tej nocy spełniała każde życzenie za życie - gasnące przebywanie z nią w jej twierdzy. Byle upragniony cukierek, konik czy gałganek mógł się skończyć zaprzepaszczeniem wszystkiego.
"Ale kto mówił, że było tu źle?" - pomyślała Pani Bogactw, zamykając oczy. - "Ktoś wrócił? Skarżył się?"
No właśnie nikt nie wracał. "Dlaczego nie chcą myśleć, że to jest raj. Dlaczego tak ostrożnie się NIE modlą..."
Fala słabości przeszła jej ciało.
Wciąż była bóstwem, wciąż posiadała nieograniczone moce, nie potrafiła tylko usiedzieć prosto na swoim łóżku, by nie skulić się z bólu. Płomyczek toczył się po podłodze coraz mniejszy. Malutka, nieostrożna modlitwa.
Miedziana Pani otworzyła swoje puste oczy. Przechyliła się przez bok łoża i złapała kulkę. Medana i Miedziana. Pasowało ładnie.
Chwila wysiłku, kosztowała ją niewiele.
Głuchy łomot kilka pięter niżej. Ktoś z akolitów zemdlał. Nie umrą od tego.
Mosiężna skóra Upragnionej zmarszczyła się zadziornie na nosku, a uśmiech rozszerzył metaliczne wargi. Doskonale.
Połknęła płomyczek z całą żarłocznością bóstwa.
Ciemniejsze złoto zarumieniło jej policzki, dodając naturalnego blasku miedzi.
- Tak, tak, tak, moja kochana...! - szepnęła, wracając na poduszki.
Płomyczek rozchodził się po ciele, dość mały by pobudzić, za mały by nasycić.
Krzyknęła z bólu. Krzyk przebił całą świątynię.
Miedziana Bogini uśmiechnęła się. Wszystko jest dobrze. Już dobrze.
A teraz musiała iść spać...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
mariamagdalena · dnia 20.12.2010 09:17 · Czytań: 927 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 13
Inne artykuły tego autora: