A gdy anioły zgubią skrzydła (cz. 3) - Bez pardonu
Proza » Długie Opowiadania » A gdy anioły zgubią skrzydła (cz. 3)
A A A
Nie wiem czy znacie Wrocław. Piękne, nowoczesne miasto, gdzie na styku dwóch światów: gotyku i nowoczesności rodzą się nowe pokolenia aniołów, które pogubiły skrzydła. Spotkasz ich wszędzie. W tym oto cudownym mieście wznosi się majestatyczny gmach z czerwonej cegły otoczony wieńcem z drutu kolczastego. Wysokie mury, strzeliste wieże, a całość zwieńczona czerwoną dachówką. Niebieska brama pilnie strzeżona. Więzienie przy ulicy Kleczkowskiej…
To tutaj nauczyłem się najwięcej o upadłych aniołach. 1500 mężczyzn i ponad dwieście kobiet, ogrom ludzi, którym życie podcięło skrzydła. Tysiąc siedemset aniołów, a każdy z nich innego rodzaju, innego zabarwienia i historii. Łączy je jedno: wyrwane brutalnie skrzydła, utrata podstawowego prawa do wzbijania się w przestworza. No i smutek. Ale wszystko po kolei.
Moim wielkim marzeniem było poznać tych ludzi. Dużo o nich słyszałem. Jeden stracił skrzydła podrzynając gardło swojemu wspólnikowi. Gdzie indziej matka morduje siedemnastoletniego syna, bo ten „przeszkadza jej w realizacji planów życiowych”. Wielu zagubiło się zaczynając niewinnie od jednej działki, tak na uspokojenie. Kończyło się na pobiciu staruszki, w której torebce było tylko 20 nędznych złotych… Moje dawniejsze nastawienie do nich było jednoznaczne: śmierć za śmierć, kara musi być okrutna i bolesna, żeby jakoś wykorzenić zło.
Kiedy pierwszy raz przekraczałem bramę więzienia czułem dziwny niepokój. Nie wiedziałem czego się mogę spodziewać, bo przecież nie da się porównać spokojnego wolontariatu z chorymi babciami ze spotkaniami z niebezpiecznym elementem… troszkę się bałem, wstyd to powiedzieć, ale ogarnął mnie strach.
Po załatwieniu formalności, pozostawieniu dokumentu tożsamości, zostałem przywitany przez kapelana więzienia, o. Włodzimierza, misjonarza oblata. Usłyszałem za sobą metaliczny trzask zamykanej bramy i tak nagle w połowie dnia znalazłem się w największym więzieniu Wrocławia. Stalowe bramy otwierały się i zamykały za nami w miarę jak przesuwaliśmy się do przodu. Za jedną z bram zobaczyłem jak w metalowej klatce, za grubymi kratami na przyjęcie pod celę czekała Cyganka: stara, ciemna, ponura, odrażająca. Trzymała w ręku zawiniątko z ubraniami. Na nasz widok odwróciła głowę, bojąc się spojrzenia prosto w oczy.
Wreszcie dotarliśmy do celu… już na mnie czekali. Ubrani w szare drelichy spod których wyglądały kolorowe bluzy z charakterystycznymi firmowymi paskami. Było ich trzydziestu kilku, jak się dowiedziałem później, w większości młodzi ludzie siedzący za pobicia, kradzieże i morderstwa. Pierwsze spotkanie było trudne, pretensjonalne, pełne nieufności. Młodzi gniewni chcieli gotowej odpowiedzi na to, dlaczego muszą tu gnić… Nie znałem jej. Dopiero później odkryłem, że leży ona w nich samych. Powiedziałem im wtedy troszkę o sobie i o tym jak Jezus przywrócił mi życie, o tym jak mogłem być jednym z nich, ale On chciał inaczej poprowadzić moje życie.
Przez rok czasu poznałem różne indywidua: Darek, który zawsze próbował zbijać mnie z tropu różnymi przewrotnymi pytaniami. Był niewinny, przynajmniej tak twierdził chociaż cztery lata odsiadki w izolatce nie za bardzo potwierdzały tę wersję. Burza, ciemny, wydziarany, oczy podkreślone czarną kreską, małomówny. Roześmiany, pogodny Szrek, Piotrek, który wpadł po dziewięciu latach gangsterki. Bęben vel Artur, nieufny, negujący prawie wszystko, ale od czasu do czasu dało się z nim porozmawiać. Wreszcie Świr, wychowany na filmach porno niewysoki blondyn. Gdy się przedstawiał, powiedział sam o sobie, że jest najbardziej porąbanym człowiekiem w całym więzieniu. Trzy razy przybijał człowieka gwoźdźmi do drzwi. Kochał zadawać ból… Jedyne czego potrzebował to prochy i filmy… Są też inni. O każdym z nich można napisać książkę. Ich życiowe dramaty byłyby niezłą pożywka dla reżyserów filmowych czy autorów tanich powieści kryminalnych.

***

Chciałbym opowiedzieć o jednym z nich, Januszu, który 15 lat młodego życia spędził pod więzienną celą. 25 lat wyroku, popularna ćwiara za głowę, to znaczy za zabójstwo.
Janusz, niespokojny duchem, wysoki brunet, krótko ostrzyżony, w fazie odrastania skrzydeł. Szykuje się do lotu. Zaczyna samodzielne próby i nawet grube, hartowane pręty w oknie celi nie są w stanie powstrzymać jego zamiłowania do latania. Jak wspomniałem, Janusz siedzi za zabójstwo. Pozbawił planów, marzeń, życia, jednego człowieka. To było piętnaście lat temu…
Kiedy przyszedł na świat nikomu nie przyszło do głowy, jak wielka tragedię przeżyje to maleńkie wówczas dziecko. A nawet gdyby przyszło, to i tak nikt by się tym nie przejął. Janusz, poczęty podczas alkoholowej libacji nie miał żadnych szans na normalne dzieciństwo. Bidulec – to jego pierwszy dom. Z pierwszego został brutalnie wyrzucony, jako bezużyteczny, kilkumiesięczny problem. A problemów w domu było już za wiele...
Jego dorastanie przyniosło kolejne rozczarowanie światem: w szkole był tym z bidulca, którym dowolnie można było pomiatać. Ile razy zarobił w zęby od dzieci z dobrych domów, tego już sam nie pamięta. Twarz może się przyzwyczaić, ale w sercu zostają wyryte głębokie bruzdy, które mogłaby uleczyć jedynie miłość, ale tej Janusz nie zaznał… Stąd szybko nauczył się odpowiadać agresją na agresję, ciosem na cios, co nie podobało się jego wychowawcom z domu dziecka. Często podkreślano, że i tak jest wielka łaską, że może tam mieszkać. Kiedy już podrósł, doświadczył po raz pierwszy, że jest komuś potrzebny. Pojawili się przyjaciele, którzy na każde zawołanie starali się, aby nic mu nie brakowało. Potrzeba było tylko odrobiny lojalności… Kradzież samochodów pod wpływem narkotyków to niewielki dowód wdzięczności za okazane serce… Janusz wszedł w układy z Cyganami. Płacili świetnie, a poza tym super byli z nich kolesie. Był wreszcie niezależny. Mógł kupić sobie miłość, nawet usłyszeć „kocham cię”, kiedy tylko tego zapragnął… Na jednej z wrocławskich dzielnic był kimś. Bano się go.
Miał jednak za dobre serce. Nie bardzo potrafił mówić nie, stąd ulegał często namowom i „okazyjnie” brał udział w różnych „akcjach”… Dobre serce zgubiło go. Kiedy dręczyły go wyrzuty sumienia, chciał skończyć z tym wszystkim. Wycofać się…
Zaczęły się szantaże. Kilka razy grożono mu, że przeciągną go liną za samochodem. Pobito go. Tamtego popołudnia przyjechał cygan, młody gówniarz, cwaniaczek… Wyjął pistolet i zaczął go straszyć. Janusz nie wytrzymał psychicznie: chwycił za żelazny łom i uderzył gówniarza w głowę. Kilka razy… Jak potem mówił, młody mógł jeszcze przeżyć. Bał się jednak mu pomóc. Kiedy Cygan zmarł, próbował ukryć ciało, ale nie udało się. Wpadł.
Od pierwszej chwili potraktowano go jak najgorszego zwyrodnialca. Bito go na przesłuchaniach. Bito pod celą, kiedy wszedł tam z wyrokiem w ręku. Bito, kiedy mówił, że mu ciężko… Nie wiedział jeszcze, że w pierdlu nie wolno być mięczakiem. Za to dostaje się w mordę. Trzeba być twardym i git… Pomału poznał więzienne prawo. Tutaj jedynym panem i władcą jest klawisz, który leje w mordę kiedy i za co chce… Tu albo grypsujesz, albo żeś frajer, cwel, szmata… Z upływem lat nauczył się wiele… że słowo „resocjalizacja” istnieje tylko gdzieś na papierze, albo w wybujałym umyśle jakiegoś tłustego urzędasa, który nie ma zielonego pojęcia o rzeczywistości.
Wiele razy załamywał się. Chciał skończyć z sobą. Pragnął odrzucić ciężar wlokący się za nim przez całe lata, wypowiedzieć słowa, które nigdy nie przeszły mu przez gardło… Zapisał się na rozmowę z więziennym psychologiem, ale osiem miesięcy czekania w kolejce rozwiało nadzieję na spotkanie z człowiekiem. Rzucić się na linę skręconą z porwanych prześcieradeł, czy też połknąć przemycone przez uprzejmego klawisza prochy okazało się dla niego zbyt łatwe. Nie chciał śmierci dla niej samej chociaż nie była mu obca. Przychodziła w nocnych koszmarach, dusiła swoją brutalną rzeczywistością. Czuł gdzieś wewnętrznie, że chociaż spaprał swoje życie, to jeszcze jest szansa na coś więcej. Że ma prawo do życia i to życia w pełni. Wbrew wszystkim…
[…]
Gdy go poznałem, był już zupełnie innym człowiekiem. Przemienionym. Lepszym. Co nie znaczy że z jego twarzy zniknęło charakterystyczne więzienne piętno. Jest nim ten zgaszony blask w oczach i to niezależnie od stażu za kratkami czy miejsca w więziennej hierarchii. W szarej, więziennej rzeczywistości spotkał Miłość, która po raz pierwszy w jego życiu przedarła się przez zamknięta bramę jego serca. Owe doświadczenie złamało go. Zwaliło z nóg.. Żeby powstać musiał więc uklęknąć…
Całe życie uciekał od Kościoła. Był ochrzczony, ale wcale go nie obchodził… W szkole próbowano wmawiać mu jakieś niestworzone rzeczy na katechezie, ale zawsze traktował to z przymrużeniem oka. Takie rzeczywistości jak krzyż, oddanie życia za innych, dobrowolnie przyjęte cierpienie były niezrozumiałe, głupie, ciemne. Fakt, przyjmował fakt istnienia Jezusa, ale nigdy jako boga. Dla niego był on jedynie prostym człowiekiem, który nie wiadomo skąd umiał czynić różne cudowne rzeczy. Janusz widział w swoim życiu już tyle dziwactw, że niewiele mogło go zaskoczyć. Cuda Jezusa także. No, może gdyby uczynił cud, że bramy tego cholernego więzienia się rozpadną a wyrok byłby anulowany… ale nie, wiedział dobrze, że takie rzeczy się nie zdarzają. Lepiej stąpać twardo po ziemi.
Mimo to Jezus sam do niego przyszedł. Inaczej… przyszedł do niego więzienny klecha, to znaczy kapelan z propozycją rozmowy. Ciężko było zacząć. Nigdy nie ufał czarnym. Kojarzyli mu się z wyzyskiem, wciskaniem kitu ogłupiałym ludziom i udawanym celibatem. Podobni byli do poborców podatkowych pobierających szybko kopertę za pokropienie wodą mieszkania w czasie zimowej kolędy. A jednak zaryzykował rozmowę. Ten dziwny człowieczek w śmiesznych okularach okazał się nawet fajnym gościem. Nie krzyczał, nie wpadał w dziką euforię, kiedy słyszał o kradzieżach, o zabiciu tego człowieka i o tym, jak bardzo go to męczy. Słuchał… Od czasu do czasu zadawał jakieś pytanie. I znowu słuchał, nie przerywając wypowiedzi. Kiedy już opuszczał celę spokojnym głosem powiedział, że zna sposób na pozbycie się tego ciężaru. Zaproponował spowiedź, ale jej termin zależeć miał od decyzji Janusza. Nic na siłę… Powiedział też, że może przychodzić na więzienne katechezy do kaplicy, jeśli ma ochotę. Kiedy pozwolono mu tam pójść po raz pierwszy nie spodobało mu się. Czuł się wyobcowany, a klepanie pacierza to nie było to co lubił. Kapelan mówił też wtedy o miłości Pana Boga do każdego człowieka, o tym, że w Jego Krzyżu giną wszystkie ludzkie grzechy o ile tylko człowiek zechce Mu je oddać. Podobno nie ma człowieka, któremu nie można odpuścić win, jeśli tylko on sam tego zechce. Dziwne… czuł, jakby te słowa były skierowane specjalnie do niego. Od lat wlókł za sobą ogromny wór popełnionych win, pretensji, żalu za utracone dzieciństwo. Nie chciał mówić o tym nikomu, przecież to była jego prywatna sprawa, więc co komu do tego… Ale ten ksiądz mówił, że trzeba je powiedzieć na głos w sakramencie spowiedzi. Przyznać się do słabości przed drugim człowiekiem?! Nie… To za dużo jak na jeden raz…
Leżał potem na więziennej pryczy. Bił się z myślami. Chciał zrzucić z siebie ten okrutny balast, ale bał się ośmieszenia. Bał się że nie będzie potrafił wyspowiadać się, że się skompromituje… Postanowił porozmawiać o tym z klechą… Rozmowa pomimo obaw poszła łatwo. Powiedział o swoich problemach. Lękał się wyśmiania. Kapelan spytał tylko czy wierzy, że Jezus może zrobić w jego duszy porządek. Że może odpuścić całe popełnione dawniej zło. Janusz zaryzykował. Uwierzył. Janusz po prostu mówił a kiedy skończył, kapelan położył ręce na jego głowę, modląc się po cichu. Na słowa „Bóg Ojciec miłosierdzia … niech ci udzieli przebaczenia i pokoju, i ja odpuszczam twoje grzechy w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego” Janusz poczuł jakby ogień ogarniający jego wnętrze. Ogień, który spalał całe zaległe w niej zło, oczyszczał, wyzwalał, przynosił pokój. Jezus wywiązał się obietnicy, czuł to wyraźnie… Płakał jak dzieciak. Szlochał, dotknięty gorącym ogniem Miłości Boga, który przebacza każdemu, nawet jemu. Teraz stało się to jego rzeczywistością.
Zachwycił się tą darmową miłością Boga, który działa w tak prosty sposób: za pośrednictwem drugiego człowieka… Nie była to miłość spod więziennego prysznica zakończona pragnieniem jak najszybszego zmycia z siebie brudu, który zaległ na ciele i w duszy… Ta Miłość była bezwarunkowa i jak zwykle nieoczekiwana. Marnotrawny syn wpadł wreszcie w ramiona stęsknionego Ojca…
[…]
Dziś Janusz, jak wspomniałem wcześniej, powraca do życia. Miłość, którą doświadczył kilka lat temu nadała jego odsiadce nowy kierunek. Nawet gdy przychodzi zwątpienie do ponurej celi, on ma nadzieję. Gdy fale przemocy uderzają w budynek jego życia, on trwa dalej, bo fundament założył na mocnej Skale… Czeka na lepszy dzień, bo wie, że jest szczególnie ukochanym dzieckiem Boga, który nie wyparł się swojego dziecka, lecz cierpliwie czekał. To czekanie opłaciło się.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Bez pardonu · dnia 18.02.2011 20:40 · Czytań: 903 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 3
Komentarze
Usunięty dnia 19.02.2011 10:39
Pierwszy akapit podoba mi się bardziej. Warto by go rozwinąć. Narracja w pierwszej osobie dodaje dynamiki. Nie do końca wiadomo czym zajmuje się narrator, jest psychologiem, księdzem czy rehabilitantem :)
Historia Janusza opowiedziana zbyt płasko. Opisane stany emocjonalne bohatera nie wywołują empatii u czytelnika, gdyż przedstawiający je narrator sam nie jest zaangażowany emocjonalnie. Zamiast mowy zależnej mogłyby być dialogi lub ich cytaty.
Mimo tego, przeczytałam z zainteresowaniem, gdyż fabuła jest ciekawa. Jeżeli rzeczywiście masz dostęp do tego typu ludzi, to masz kopalnię historii. Warto to wykorzystac, ale w troszkę bardziej dynamicznym stylu.
Pozdrawiam.
wioletta dnia 19.02.2011 11:29 Ocena: Bardzo dobre
Witam :) Mocno przemawiające. Autor ma prawo do zaznaczenia tego,co do niego mówi inaczej,co jest kwintesencją tematyki. Czytelnik albo to wyłapie, albo zaznaczy swoją egoistyczną naturę .
Mądrość daje wolność widzenia , myśl zaś powinna być ubrana fajną gonitwą zdań .
Dla mnie fajne . Czyta się z przyjemnością- :rol:No ....nawet o tym wszystkim:uhoh:
czarodziejka dnia 19.02.2011 18:53
Ja jakoś nie kupuje tego tekstu. Bardziej stwierdziłabym, że ludzie o których piszesz zasilają szeregi ale tych aniołów potępionych. Większość z nich po wyjściu z więzienia wraca do dawnych nawyków, chociaż nie mogę zaprzeczyć, że są wyjątki.
Historia Janusza jakoś przesłodzona.

Cytat:
troszkę się bałem, wstyd to powiedzieć, ale ogarnął mnie strach.


- coś tu nie trzyma się kupy.

Cytat:
Dobre serce zgubiło go. Kiedy dręczyły go wyrzuty sumienia, chciał skończyć z tym wszystkim. Wycofać się…
Zaczęły się szantaże. Kilka razy grożono mu, że przeciągną go liną za samochodem. Pobito go. Tamtego popołudnia przyjechał cygan, młody

- to jeden przykład gdzie przesadzasz z "go"
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty