Metameron - julanda
Proza » Obyczajowe » Metameron
A A A




Kiedy się już nie ma domu i jeszcze się nie ma domu, i nigdy już się nie będzie miało domu, rozwieszone jak pajęczyna marzenia szarpie wiatr.

Schodziłam pod zasłoniętymi powiekami w uliczki szkicowane lekkim pociągnięciem wyobraźni. Z kasyna na rogu Wolnej i Zagubionej sączył się jazz. Nie zastanawiałam się, dlaczego "sączył", a nie wylewał. Weszłam, podałam płaszcz szatniarzowi. Ten sam szary i wytarty, który tyle lat temu kupiłam za pierwsze zebrane grosze i nosiłam z dumą, dopóki nie odkryłam, że to zwyczajna "okryjbieda". Od tamtej chwili wszystko miało być mocne i skrojone na miarę.

Grupka graczy wymieniała spojrzenia. Podeszłam i cicho stanęłam obok. Działo się coś poza moją wyobraźnią, słowa docierały do uszu jak poszarpane strzępy fałszującej muzyki. Nie pamiętam, w jaki sposób włączono mnie do gry i kiedy wyjęłam z portfela, wsunięte na czarną godzinę, banknoty. Nie miałam świadomości, gdzie przebiega granica snu i jawy. Dzień się kończył, a suche podniebienie dawało podobieństwo rzeczywistości.
- Cholera, już późno! - powiedziałam na tyle głośno, że spojrzenia kilku osób przycisnęły mnie jak stukilowy odważnik.
- Śpieszysz się? - zapytał przystojny, na pierwszy rzut oka, lekko siwiejący szatyn.
- Nie, tak tylko... bez znaczenia. Nigdzie się nie śpieszę.- Nie kłamałam, czułam, że nie mam dokąd wracać.

I tu praktycznie mogłabym otworzyć oczy i zmienić scenerię, jednak wszelkie próby przecierania powiek nic nie dawały. Sen się nie śnił, tylko trwał. Pozostało więc czekać na dalszy ciąg.

- Podaj jakieś cyfry! - Znów usłyszałam stojącego obok szatyna.
- Jeden, pięć, sześć, dwa... - wyszeptałam z pamięci, tak bardzo znajome i takie nie moje.
- Masz szansę... - mówił nie podnosząc głowy znad kartki, na której coś kreślił długopisem z logo Pelikana. - Masz, ale za rok o tej porze - dokończył, zwijając kartkę w kulkę.

Nie miało dla mnie znaczenia jakieś tam gadanie, w końcu, ile już razy słyszałam podobne przewidywania.
Z nudów poprosiłam o piwo. Wydawało się najlepsze na ugaszenie pragnienia, liczyłam też na chwilową poprawę nastroju.
- Jestem Teodor, dla znajomych: Ted - przedstawił się szatyn, a ja nagle parsknęłam śmiechem, bo wymienione imię wydało się komiczne.
- Przepraszam, to chyba piwo, za bardzo mnie rozgrzało... Mam na imię Lena, ale dokładnie Elena, tylko to "e" jest bez znaczenia.
- Wszystko ma znaczenie, każda sylaba, której dajemy życie, ma znaczenie. - Wyglądało, że Teodor zamieniał się w filozofa.
- Muszę się pożegnać, jednak jest późno. Dziękuję, Ted, za towarzystwo - powiedziałam poważnie, z elegancją, o którą dbałam bardziej niż o wszelkie inne subtelności kobiecej natury.
Wyszłam w środek nocy i serce ulicy - teraz zdawała się znajoma, jak pies sąsiada na schodach, po których wspinam się tyle lat.

Kiedy się już nie ma domu i jeszcze się nie ma domu... - słowa wracały do mnie, kręcąc wokół myśli jak pył znad wialni, oddzielającej żywe ziarna od martwych.
Weszłam do mieszkania cicho, zdjęłam buty i kurtkę... Teraz spostrzegłam, że szatniarz nie podał mi mojego płaszcza. W kieszeni czerwonej szwedki znalazłam własną szminkę. Nauczyłam się niczemu nie dziwić, to podstawowa zasada, kiedy przekracza się Metameron.

Spałam spokojnie, rankiem kawa stygła jak dawniej, podczas gdy układałam włosy na szczotkę.

Y así pasan los días
Y yo, desesperando
Y tú, tú contestando
Quizás, quizás, quizás


Następne tygodnie pozorowały "normalność".

***

Tramwaj podjeżdżał wolno, jakby motorniczy nad czymś się zamyślił, być może dlatego, że był to zjazd do zajezdni. Mając w perspektywie jedynie dwa przystanki, wsiadłam bez zastanowienia.
- Czy skręca pan w Kapucyńską? - pytanie zadał mężczyzna, który właśnie dobiegł do przystanku. Negatywna odpowiedź skierowała jego wzrok w drugą stronę, z której nadjeżdżał następny tramwaj.
"Przecież to był Bartek!" - Myśl o spotkaniu dawnego przyjaciela przyśpieszyła mi tętno. Bez namysłu wyskoczyłam na najbliższym skrzyżowaniu, zakładając, że przesiądę się w skład jadący za moim.

***

Piliśmy kawę w kafejce "Pod Pinokiem", która swojego czasu słynęła z najlepszej gorącej czekolady w mieście.
- Czytałam twój artykuł o Peru. - Nie wiedziałam, jak podtrzymać rozmowę, która po spontanicznej kaskadzie pytań i odpowiedzi typu "co u ciebie", przestawała się kleić.
Bartek od lat podróżował. Miał łatwość przyswajania obcych języków, czego mu zawsze zazdrościłam.
- Przeprowadzam się tam... - Przerwał i chyba nie wiedział, czy kontynuować. - W Peru mieszka moja żona i dzieci - dokończył już pewnie.
- Nie wiedziałam, fantastycznie, tutaj życie jest takie nudne! - Zaczynałam być spontaniczna, jak mi się to czasem zdarza.
- Ale na razie nie wyjadę, dopóki czegoś nie wyjaśnię... - Widzisz, nie przyjechałem bez przyczyny. Pamiętasz dom, w którym mieszkaliśmy?
- Bartku, ależ on żyje we mnie, nie ma dnia, abym nie myślała... Ten stary dąb na podwórzu śni mi się co noc...
Gdy to powiedziałam, twarz przyjaciela jakby poszarzała, chwycił mnie za rękę, po chwili puścił.
- Wiedziałem, że coś nie jest w porządku! - krzyknął głośno, niepokojąc kelnerkę.

Umówiliśmy się za tydzień w naszym miasteczku.

***

"Lenko, jestem dziwnym człowiekiem." - Kolejny raz przypominałam sobie te słowa. Chciałam je zachować, jak nie mogłam "jego", mężczyzny, który w jednej chwili potrafił wokół mnie zmieniać rzeczywistość. Dawał i zabierał miłość, podnosząc i zaciągając kotarę na scenie życia. Ale dopiero całkiem niedawno zaczęłam rozumieć, co chciał mi powiedzieć. Metameron miał bramy. Właśnie w jednej z nich pojawił się pewnej jesiennej nocy, aby zabrać mnie w podróż. Nazwałam go księciem na białym koniu, bo gwiaździsta noc sprzyja wyobraźni. Później, gdy zniknął, nic nie miało krawędzi.

Kiedy się już nie ma domu i jeszcze się nie ma domu... - Szukałam oparcia, rozciągając puste ramiona między złudzenia.
Jednak, którejś wiosny mój Książę wrócił na chwilę, aby zasiać niepokój i tęsknotę, chociaż z perspektywy czasu myślę, że chciał zostawić otwarte drzwi Metameromu. Za nimi prowadziliśmy długie rozmowy. Patyki rzucane do rzeki płynęły tam, gdzie nas nie było.

***

- Widzieliście moją czerwoną kurtkę? - darłam się wyrzucając z dna szafy sterty ubrań.
- Wisi w przedpokoju już chyba od roku, nie schowałaś jej! - Mąż patrzył na mnie jak na idiotkę.
- Od roku? - Teraz zaczęłam sobie przypominać, ale coś nie dawało mi spokoju.
- Kacper, jadę na jeden dzień "do domu"... Mówiłam ci? Chyba nie, nie miałam czasu, a może ty nie miałeś, zresztą, zadzwonię. - Zdjęłam kurtkę z wieszaka, zwinęłam do torby i sięgnęłam po klucze. Odjeżdżając machnęłam ręką stojącemu w oknie, zamyślonemu nad czymś mężowi.
Tembr silnika uspokajał. Skręcając z Wolnej w Zagubioną zahamowałam, bo nagle zrobiło się czerwone. Na przejściu stał nie kto inny, tylko Ted. Poznałam go, chociaż przy dziennym świetle wydawał się wyższy. On też mnie poznał, więc wjechałam w zatoczkę. Podbiegł i przywitaliśmy się jak starzy znajomi.
- Co tu robisz? - spytałam.
- Przecież pracuję w kasynie! - Wydawał się zdziwiony moją niewiedzą.
- No tak, pytam bez sensu! Wiesz, myślałam, że to wszystko wtedy... Było takie nierzeczywiste!
- Było bliskie nierzeczywistości, tamtego dnia mieliśmy koniunkcję stref..., nie wiedziałaś?
A dziś jest kolejna, byłem więc pewny, że się spotkamy.
- Ale ja nie mogę, jestem umówiona, nie da rady. Kiedy indziej. - Uśmiechałam się, jak umiałam najładniej.
- Nie masz wpływu, nie uciekniesz, co ma się zdarzyć, będzie, niezależnie od miejsca. A dokąd jedziesz? - Ted wydał mi się szczery, czułam, że mogę mu ufać.
- Mam jeszcze czas, wejdźmy na kawę. - Zaproponowałam, wychodząc z auta.


- Twoja historia jest taka niedokończona... jak i moja. - Ted gładził się po idealnie wygolonej brodzie. - Myślisz, że kiedyś zasadzisz własne drzewo?
- Tracę nadzieję, każdy rok zamyka wieko nad pustką. Nie mam już siły. Wir kręci w kółko, prąd niesie, ale mnie nie zabiera. Kształtuje, jak gliniane naczynie na kole garncarza.

***

Miasteczko już zasypiało. W hotelu "Pod Wierzbami" czekał pokój, a w kawiarence Bartek zaczytany w jakiejś książce o Amazonii.
- Jestem! - Podeszłam i pocałowałam przyjaciela w policzki. Odwzajemnił moją radość.
Zamówiliśmy po porcji paschy, lokalnego specjału, i kawę z koniakiem.
- Tak naprawdę nie mam pojęcia, od czego powinniśmy zacząć - przyznałam się do moich wątpliwości.
- Myślę, że po prostu odwiedzimy stare miejsca, może coś przyjdzie do głowy. - Głos Bartka był na tyle pewny, że stałam się spokojniejsza.

Powietrze od rzeki, przed nocą chłodniejsze, wzbudzało wspomnienia. Zapach mokrych muszli trzymał pierwszą nutę, następną - mięta. Szliśmy z Bartkiem, nie odzywając się do siebie. Ulica, na której stał dom została odnowiona i stanowiła główną turystyczną aleję miasteczka. Stare budynki znikły pośród nowych, wyższych, pełnych świateł i reklam. Tam, dokąd szliśmy stał teraz czterogwiazdkowy hotel. Pracownik pilnujący wejścia zerkał na nas podejrzanie, gdy wchodziliśmy na dziedziniec. Kamienny klomb na samym środku, odurzał soczystym zapachem róż. Kawałek dalej, w szklanej altanie, ujrzeliśmy nasze drzewo. Architekt genialnie wpasował je w projekt. Na pustych stolikach zewnętrznej kawiarni paliły się lampki oliwne. Dobrze, że nie włączono muzyki; ukryty w liściach drozd o tej porze wystarczał za najlepsze koncerty.

Poczułam, jak odpływa ze mnie zmęczenie, a nierówne krawędzie emocji zlewają bezboleśnie. Zamknęłam oczy. Bartek zamówił wino. Musiałam, tak się czasem zdarza..., zasnąć na kilka sekund.
Znów miałam pięć lat, za chwilę dwanaście, czternaście... "Kiedy się jeszcze ma dom i jeszcze się nie ma domu..." - I nagle zrozumiałam, że nie przeszłam właściwą bramą!
- Bartek! Brama! - Chyba miałam oczy wielkie jak talerze, bo przyjaciel patrzył na mnie przerażony. - Powiedz, co chciałeś wyjaśnić? Co się tak naprawdę stało? Dlaczego przyjechałeś?
- Widzisz - zaczął mówić wolno - zanim zamieszkaliśmy w Peru, kilka lat spędziliśmy w Australii. Szukałem materiału do artykułów o jadowitych zwierzętach. Nie było z tego zbyt dużo pieniędzy, wszystko zdawało się zabawą i pewnego dnia postanowiłem, że spróbuję sił w handlu. Umówiłem się z właścicielem jednej z kopalń opali, że załatwię mu korzystną sprzedaż na terenie Europy. Tak naprawdę nie miałem pojęcia, jak to zrobię. Podczas któregoś z naszych spotkań spadłem w niezabezpieczoną dziurę i tak naprawdę... przeżyłem cudem. - Bartek przy ostatnim zdaniu złapał powietrze, jakby miał się za chwilę udusić.

Nie przerywałam ciszy, wiedziałam, że zaraz znów zacznie mówić.

- Leżałem nieprzytomny, a może nieżywy - opowiadał dalej - gdy usłyszałem... drozda. - Bartek znów złapał powietrze. - I widziałem nasz dąb. Rozłożył konary jak ramiona. Wchodziłem w głąb niego, czas się cofał w słojach drzewa, szedłem korytarzami, wybierając coraz to inne schody. Gdy zdawało się, że powinienem iść w górę, schodziłem w dół. W miejscach, gdzie powinno być wejście, uderzałem w ścianę, a w innym czekały otwarte drzwi. Metameron? - To słowo wymówił, patrząc na moją reakcję. - Kiedy później obudziłem się w szpitalu, w zabandażowanej dłoni trzymałem... - Sięgnął do kieszeni, wyjął pudełeczko i otworzył.
- Przecież to żołędzie! - krzyknęłam i nachyliłam się, aby lepiej widzieć! To niemożliwe!
Po chwili wszystko wydało mi się jednak możliwe... Tak, Metameron! Kasetony czasu, bramy stref! - Nie mogłam uwierzyć, że w jednej chwili tak zwyczajnie zmaterializował się Wir.

Wyciągnęłam telefon. Gęsia skóra na rękach wyglądała w sztucznym świetle jak łuska.
- Przepraszam, nie przeszkadzam? - Mój Książę odebrał, chociaż przez chwilę przestałam wierzyć, że naprawdę istnieje.
- Wiedziałem, że zadzwonisz, teraz masz szansę przejść przez dobrą bramę. Tej nocy cyfry sprzyjają.
- Ale ty chyba żartujesz?- Chciałam, aby zaprzeczył, nazwał mnie wariatką, rozłączył się, ale mówił dalej.
- Pamiętasz nasz jesienny sen? To on wszystko pomieszał. Trafiliśmy w miejsce, w którym światło odbijało się w innym lustrze. Odwróć je teraz, będę przy tobie... - Rozłączył rozmowę, a ja nic nie rozumiałam.
- Bartek, czy ty coś rozumiesz? Zaczynam się bać, może zwariowałam?
- Pewnie bym tak myślał - kiedyś, ale teraz jest nas dwójka.

Drozd ucichł. Zostawiliśmy puste kieliszki. Bartek wykopał dołek pod korzeniem drzewa, rozgarniając pędy bluszczu, otworzył pudełeczko i zagrzebał jego zawartość. Dzieci wróciły do domu.

Kiedy się miało dom, ma się go na zawsze. - Słowa pulsowały w tętnicach razem z krwią.

Szliśmy do hotelu w świetle księżyca jakby młodsi. Oboje czuliśmy siłę. Ktoś otworzył kran z życiodajną wodą. Niby nic się nie stało, ale zrozumieliśmy, że naszego losu dotykamy sami i wszystko zostawia ślad. Zagłębienia powodują zatory jak przeszkody na rzece, a mózg płynnie pokonuje Metameron. Są tylko szczególne miejsca i chwile...

Więcej nie dzwoniłam do mojego Księcia, może kiedyś to uczynię, wiem, że łączy nas nadal nić ze światła, w które weszliśmy.
Bartek wyjechał do Peru i pisze maile, przysyła zdjęcia.
Ted... przestał pracować w kasynie. Rok później wygrał znaczą sumę pieniędzy. Wydał tomik poezji, a ja czytam je głośno na tarasie domu. Wiatr nie ma prawa szarpać marzeń, nieważne, czy wychodzi się w płaszczu, czy kurtce...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
julanda · dnia 01.08.2011 08:34 · Czytań: 1471 · Średnia ocena: 4,67 · Komentarzy: 30
Komentarze
zajacanka dnia 01.08.2011 14:58
Zaczytałam się, Julando. Trochę bajkowo opowiadasz, ale ja wierzę w takie stany, zbiegi okoliczności, przeczucia, odbicia światła, załamania rzeczywistości. To jest to, co czyni nasze życie interesującym, pozbawiając je codziennej nudy i rutyny.
Pozdrawiam ciepło!
Krzysztof Suchomski dnia 01.08.2011 15:30
Jest tu coś więcej niż kilka onirycznych obrazków. Nostalgia, tęsknota za utraconą szansą(?), próba powrotu (choćby tylko w marzeniach) do czasu, kiedy klamka jeszcze nie zapadła. Mnie przekonało.
Pozdrawiam
Azazella dnia 01.08.2011 15:53
Bardzo magiczny klimat nam tutaj wyczarowałaś, Julando. Lubię takie teksty, bo prócz ładnego, sugestywnego obrazka mają coś ukrytego. Lubię szukać tego "czegoś" w tekstach.
Ależ mam melancholijny nastrój teraz:)
Pozdrawiam.
MaximumRide dnia 01.08.2011 16:37
Ładnie...
Aż idzie sie rozmarzyć...
Tak ładnie to wszystko opisujesz. Z nutką magii i niezwykłości.
Odczepiasz delikatnie siebie i czytelników od rzeczywistosći. Bardzo ciekawie to wszystko wyszło.
Takie obrazki są bardzo ciekawe. Z podwójnym dnem.
A czytelnik może sie pobawić trochę w detektywa, szukając symboli i przesłań. A trochę samemu dopowiedzieć i ułożyć wszystko jeszcze raz.
Bardzo cieplutki klimacik.
Pozdrawiam
julanda dnia 01.08.2011 17:55
Zajacanko, chyba każdy w jakiś sposób ma wrażenie, że jest coś poza postrzeganiem... I masz rację, wtedy jest bardziej interesująco, bez nudy i rutyny, tak właśnie chciałam to pokazać...
Krzysztofie, Zauważyłeś istotne! Cieszę się, że "przekonało". :)
Azazello - przyznam się, że troszeczkę bałam się reakcji "maratończyków", upss, już mi lżej! ;)
Maxi - jak wyżej ;), taki miał być efekt, jeśli się udało, naprawdę się cieszę!
Dziękuję ślicznie, pozdrawiam serdecznie!
WuKwas dnia 01.08.2011 18:19
Ja, prosty chłop od smarów i mechanizmów, nie bardzo rozumiem tu wszystko. Nie mniej, przebywanie w takiej atmosferze dziwnie napowietrzonej, sprawiło mi wiele przyjemności. I za to dziękuję i za to oklaskuję.
Adela dnia 01.08.2011 19:49 Ocena: Bardzo dobre
Piękne, nostalgiczne, może troszeczkę zbyt sentymentalne, ale ja lubię takie klimaty. Utrata, chęć złapania (choćby w marzeniach) czasu, który uciekł.
Przeczytałam jednym tchem i jestem usatysfakcjonowana.
No i proszę, Ted zaskoczył - były pracownik kasyna poetą:) Fajnie:)

Pozdrawiam serdecznie,
A.
Jack the Nipper dnia 01.08.2011 20:32
Wiatr niestety nie przejmuje się prawami, więc szarpie to, na co ma ochotę. A potem wieje kędy chce. W związku z tym zdarza sie sytuacja, że kiedy juz poszarpał nam marzenia i plany i porozrzucał je po całym świecie, a myśmy zdążyli już ułozyli sobie nowe, to po iluś latach wraca (z podmuchem niesfornego wiatru) taki fragment starego planu i przylepia sie do oczu. Tak jak tu. Tylko, że potem ten fragment się odlepia i ponownie gdzieś ulatuje.

Co z takim fragmentem zrobić? Ha... Napisać o tym osobne opowiadanie.
julanda dnia 01.08.2011 21:31
Witaj Adelko, cieszę się, jeśli to było przeczytane jednym tchem, wiesz, z czasem w pisaniu ma się już pewność z równoczesną tremą, czy się sprosta smakom. ;)

Wu-Was - dziękuję! Smary i mechanizmy mi niezmiernie imponują, dlatego, tym milej mi czytać Twój komentarz!

Jack, to, co napisałeś jest niesamowite! Masz rację, a ja dodam, że to zapewne jest też siłą sprawczą naszych działań! I tak powstają kolejne opowiadania.
Dziękuję, pozdrawiam!
Miranda dnia 01.08.2011 22:27 Ocena: Świetne!
Julando, potwierdzam opinie poprzedników. Zakręciłam się totalnie przy czytaniu. Nie mówiąc o zachwycie nad Twoim stylem, lekkością i w ogóle. Jesteś mistrzynią w splataniu prozy z poezją, snu i jawy.
A to jest cudeńko:"Schodziłam pod zasłoniętymi powiekami w uliczki szkicowane lekkim pociągnięciem wyobraźni."
Świetnie
Pozdrawiam serdecznie:)
marcin jerzy moneta dnia 01.08.2011 22:41
ładny tekst. na początku byłem sceptyczny, ale przeczytałem do końca i wciągnęło mnie. kilka ciekawych zdań, perełek. Chwilami zbyt słodko jak dla mnie - opis domu i ptaka, który śpiewał itp, ale ogólnie wrażenie pozytywne.
bassooner dnia 01.08.2011 23:34
nie chciałem czytać, bo już zmykałem do łózia.... zacząłem, wciągnęło, a to chyba dobrze... ;-)))
julanda dnia 01.08.2011 23:45
Mirando, między prozą a poezją jest życie, rozpięte w metaforę świtów i zmierzchów - dziękuję!
Marcinie, dzięki, że przeczytałeś - wiem o tej słodyczy w opisie i śpiewie drozda. ;)
Bass - jasne, że dobrze! ;-))) Miło, że nie zasnąłeś do ostatniej kropki! :D.
Pozdrawiam!
julass dnia 02.08.2011 20:49
stary dobry czarno-biały film... już się takich nie robi... tak mi się właśnie skojarzyło klimatycznie... są ludzie, trochę dziwnie rozmawiają, własciwie dokładnie nie wiadomo o co chodzi ale się ogląda bo jakoś to wszystko wciąga... rzadko mi się zdarza że jak coś czytam to jednocześnie widzę...
i oczywiście pytam o znaczenie tytularne bo mi gogiel jakieś komary pokazuje:)
Wasinka dnia 02.08.2011 21:29
Oj, ma klimacik ta Twoja opowieść... Wciąga i każe wchodzić głębiej i głębiej. Świat bohaterów się otwiera i pochłania... Nastrój nostalgii i zanutki ;) magicznej wkrada się w duszę.
Ech, przeszłość i teraźniejszość nie zawsze tworzą zgraną kompozycję... Wspomnienia drżą, a wraz z nim rzeczywistość, wchodząc w tajemnicze wiry... Żal, tęsknota, znaki...

Pozdrowienia z księżyca wyplątane.
julanda dnia 02.08.2011 21:43
Julass!
Czarno-białe? A miał być kolor! Pewnie to było ORWO COLOR! :( Ale, jeśli zobaczyłeś, nie jest źle!
Teraz Metameron... Nie wygooglasz go, ponieważ funkcjonuje tylko w gronie bliskich mi, wtajemniczonych osób już odkąd pamiętam... Potrafisz sobie wyobrazić przestrzeń wielowymiarową, w której te same jaźnie mogą być w różnych miejscach w tym samym czasie, albo w różnym czasie w tych samych miejscach? Z tym opowiadaniem Metameron zaistniał w necie... Zauważ, że można go do tej pory było wygoogać w polskim necie, tylko w jednym komentarzu niejakiej Julandy? ;)
Pozdrawiam, w kolorze i stereo!

Wasinko! Zajrzałaś, kiedy komponowałam odpowiedź dla Julassa, czekałam na Twój komentarz, a niespokojna, bo wszystkim przecinkom zaglądałam kilka razy w oczy... ;) Pozdrawiam, a dokładniej niech będzie - sierpniowo!
Miranda dnia 02.08.2011 21:59 Ocena: Świetne!
Julando, na przyszłość jeśli jeszcze jakiś - meta czy inny moron wstawisz do tekstu, to daj przypis. Ja wczoraj męczyłam wujka gogla, bo nie lubię być nieświadoma, jak mogę byś świadoma i też tylko komary mi pokazywał, coś tam plótł o udach itp.
Pozdrawiam:bigeek:
julanda dnia 02.08.2011 22:04
Mirando, przepraszam... nikt nie zapytał, słowo, nawet pomyślałam, że wszyscy jesteśmy "wtajemiczeni" ;) Metameryczny czyli powtarzalny, dlatego mogły się pokazywać i komary... filozoficznie... narysowaliśmy właśnie schemat, psyt!)
Pozdrawiam!
julass dnia 02.08.2011 22:12
czarno-białe są lepsze niż kolorowe... a przynajmniej ja wolę więc to jak najbardziej pozytyw:)

jeszcze coś ciekawego znalazłem z okresu kina niemego... książka "O nowem złożu metameronu natrolitowego". Odb. z Pos. Tow. Nauk. Warszawskiego. Warszawa, 1911 r. :)
julanda dnia 02.08.2011 22:14
Brawo Julass! :):):) Zaczęło się od chemii... rodzina chemików! ;)
Wasinka dnia 02.08.2011 22:31
Cytat:
czekałam na Twój komentarz, a niespokojna, bo wszystkim przecinkom zaglądałam kilka razy w oczy...

Ech, to może niektóre się wystraszyły... Żartuję, oczywiście. Podrzucę parę, bo niewiele Ci umknęło.

Pozdrowienia ponowne, uśmiechnięte.
julanda dnia 02.08.2011 22:38
Upss, a jednak, "tak bardzo się starałam, a Ty znowu męczysz mnie!" ;)
Wasinka dnia 02.08.2011 23:15
To nie ja, to robaczki czasem pełzają buńczucznie ;)

zapytał przystojny, na pierwszy rzut oka, lekko siwiejący szatyn. - troszkę to zdanie jakoś mi wyskoczyło... Na pierwszy rzut oka przystojny czy siwiejący...

- Nie, tak tylko..., bez znaczenia. - przecinek po wielokropku niepotrzebny

- Masz szansę... - mówił nie podnosząc głowy znad kartki, na której coś kreślił długopisem z logo Pelikana - masz, ale za rok o tej porze - proponuję tu dostawić kropkę i wilka literą zacząć dalszą część wypowiedzi: - Masz szansę... - mówił nie podnosząc głowy znad kartki, na której coś kreślił długopisem z logo Pelikana(.) - (M)asz, ale za rok o tej porze

- Jestem Teodor, dla znajomych: Ted. - (p)rzedstawił się szatyn - mała litera i bez kropki po "Ted"

każda sylaba, której dajemy życie(,) ma znaczenie

Dziękuję(,) Ted(,) za towarzystwo - powiedziałam poważnie, z elegancją, o którą dbałam bardziej, niż o wszelkie inne subtelności kobiecej natury. / Wyszłam w środek nocy i serce ulicy, która teraz - jakoś wpadło mi w uszy powtórzone którą/która; przecinek przed "niż" niepotrzebny

kawa stygła jak dawniej, podczas, gdy - przed "gdy" przecinek zbędny (kawa stygła jak dawniej, podczas gdy)

Przeprowadzam się tam... - (p)rzerwał

Zaczynałam być spontaniczna(,) jak mi się to czasem zdarza

Ten stary dąb na podwórzu śni mi się, co noc - przecinek niepotrzebny

Kolejny raz przypomniałam sobie te słowa. Chciałam zachować je dla siebie - nieco wpadło na siebie sobie/siebie (może też przez towarzystwo te/je)

Dawał i zabierał miłość(,) podnosząc

Później, gdy zniknął(,) nic nie miało krawędzi.

Kacper, jadę na jeden dzień do domu... - mówiłam ci? - Chyba nie - wyrzuciłabym myślniki oba, a "mówiłam" raczej dużą literą (do domu... Mówiłam ci? Chyba nie)

zamyślonemu nad czymś, mężowi - wyrzuciłabym przecinek

Skręcając z Wolnej w Zagubioną(,) zahamowałam

mieliśmy koniunkcję stref..., nie wiedziałaś? - bez przecinka po wielokropku

Mam jeszcze czas, wejdźmy na kawę. - (z)aproponowałam - mała litera i bez kropki po "kawę"

Twoja historia tak niedokończona..., jak moja - przecinek zbędny

Tak naprawdę nie mam pojęcia(,) od czego

Ulica, na której stał dom(,) została

Tam, dokąd szliśmy(,) stał teraz

zerkał na nas podejrzanie, gdy wchodziliśmy na dziedziniec. Kamienny klomb na samym środku odurzał - troszkę trzykrotne "na" wpada na siebie

Musiałam, co się czasem zdarza..., zasnąć - albo wyrzuć wielokropek, albo przecinek

któregoś dnia postanowiłem, że spróbuję sił w handlu. / Podczas któregoś z naszych spotkań - wskoczyło mi do ucha powtórzone "któregoś"

Bartek znów złapał powietrze(.) - (I) widziałem

To słowo wymówił(,) patrząc na moją reakcję

Pewnie bym tak myślał, kiedyś - może, zamiast przecinka, myślnik?

Kiedy się miało dom, ma się go zawsze. - (S)łowa pulsowały

w świetle księżyca, jakby młodsi - zrezygnowałabym z przecinka

Zagłębienia powodują zatory, jak przeszkody na rzece - tutaj też

nieważne(,) czy wychodzi się w płaszczu


Uśmiechy nocne.
julanda dnia 02.08.2011 23:31
Łomatko, ratunku! Gdybym nie była pewna, że Ty to Ty, bym się mocowała. Dzięki, buziaki, przynamniej tyle, ile tych robaczków! A dziś rozmawiałam właśnie o przecinkach ze znajomym polonistą, daty wcześniejszej i doszliśmy do wniosku, że bywa różnie, mogłabym, myślę, uprzeć się, że życzę sobie interpunkcję z powodu interpretacji, takiej, a nie innej. ;) A dziś podobno przed "oraz" się już stawia przecinki? Co za czasy!
P.S. Jak dobrze, że jesteś, chyba nie tylko ja tak myślę?
Wasinka dnia 02.08.2011 23:40
Staram się i interpretację brać pod uwagę, a jak wydaje mi się naciągana interpunkcyjnie, to proponuję zmianę ;) Ale Autor robi, co uważa za najlepsze dla swojego tekstu, i tak musi być.
Przed "oraz" się stawia, tak samo, jak na przykład przed "i" od dawna - to zależy od "układu" zdania.
Ale co tam przecinki ;)
julanda dnia 02.08.2011 23:47
Od dawna... To znaczy, że minęło tyle czasu? :(( Metameron... Oberwałabym na maturze za taki przecinek przed "oraz". ;)
Dobranoc! :)
P.S. Robaczki wstawione i wystawione - widzę, że naprawdę zmieniły się z lekuchna zasady. ;) Dzięki raz jeszcze Wasinko!
JaneE dnia 03.08.2011 15:19
Klimat, który wyczarowałaś, pozostanie we mnie jeszcze przez wiele godzin, może dni.

Tak mało mamy wpływu na to, jak układają się nasze historie, i tak bardzo chcielibyśmy, aby choć raz wszystko zależało wyłącznie od nas.

Cofnąć się, gdy decyzje okazały się błędne. Zacząć jeszcze raz, tym razem przepełnieni wiedzą, jaką droga pójść.

Kto o tym nie marzy:)

Pięknie Julando.
julanda dnia 03.08.2011 16:55
JaneE, też tak często mam, że jak wejdę w opowieść, to jeszcze długo tak naprawdę mnie nie ma po tej stronie, gdzie stoi szklanka herbaty i fizycznie parzy łyżeczka. Film, muzyka... może to dobrze, tylko, niechby na czas się budzić! ;) Dziękuję, pozdrawiam!
CelinaDolorose dnia 03.08.2011 19:59 Ocena: Świetne!
Julando! Tak lubię! To jest napisane z klasą! Należą Ci się słowa uznania!
Subtelnie zbudowałaś surrealistyczno-dekadencką atmosferę, gdzie wszystko jest owiane mgłą tajemnicy, świat wydaje się być nierzeczywisty, zatracając swoją kanciastą formę i posługuje się licznymi symbolami. A wtedy wszystko jest możliwe - niepostrzeżenie można wpaść w pętlę czasoprzestrzeni, zetknąć się ze zjawiskami paranormalnymi.
Dla mnie twoje opowiadanie nawiązuje nieco do czarnego romantyzmu - poprzez nawiązanie do motywu jawy i snu oraz postaci sobowtóra (czy też jaźni funkcjonujących jednocześnie w innych wymiarach). Oprócz aspektu psychologicznego w gatunku, dostrzegam tu szczyptę horroru i fantastyki grozy w czystym, klasycznym wydaniu bez kiczu - bardzo mi się to spodobało.
Przeniosłam się dzięki tobie do innego wymiaru.
Czasami czuję się jak twoja bohaterka - są takie dni, że oglądam świat i funkcjonuję w nim oderwana od rzeczywistości, wykonując machinalnie wszystkie czynności... Ale nigdy dotąd nie doświadczyłam w związku z tym czegoś niezwykłego, co wykroczyłoby poza granicę mojej percepcji - chyba jestem zbytnią sceptyczką bo takie stany tłumaczę sobie moim roztargnieniem, niewyspaniem, zmęczeniem :)
Kiedy mam "dzień z rozmyślaniami", owszem zdarza mi się zastanawiać nad tym, czy istnieją równoległe wymiary, w których funkcjonują moje sobowtóry :) - ale przeważnie jestem "twardogłową" realistką, która żyje w ramkach swojej codzienności :) Nigdy jednak nie zapieram się w sobie i nie zaprzeczam twierdzeniu, że "są na tym świecie rzeczy, o których się nawet fizjologom nie śniło" - parafrazując nieśmiertelnego Shakespeare'a, a powtarzając bezmyślnie za Ferdkiem Kiepskim ;)
julanda dnia 03.08.2011 21:57
Celinko, czytam Twój komentarz, raczej, zaczytałam się! To i teraz sama mam drugie tyle do dopisania! A przed chwilą wróciłam z księgarni i... właściwie przemyśleń mam na spory felieton, a o pisaniu, tematach i wszystkim wokół czego kręcą się tematy modne i interesujące. Czas zaś mija, owinięty między palcami jak szyfonowa wstążka, prześlizguje wokół...
Dziękuję i pozdrawiam! :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:96
Najnowszy:ivonna