Uśmiechał się do mijanych ludzi. Ludzie odpowiadali uśmiechami, a gdy dostrzegali niesiony przez młodzieńca kwiat patrzyli z zachwytem. rDziewczyna pewnie nawet nie wie, jakie szczęście ją spotkało... r Pomyślała mijana właśnie starsza pani, a potem zanurzyła się w oceanie wspomnień. Popatrzył na zegarek i przyspieszył kroku, nie chciał by jego skarb musiał czekać. Siedziała przy stoliku, dokładnie tam gdzie się umówili. Gdy go dostrzegła wyszła mu na spotkanie. Chciał ją przytulić na powitanie, jej zachowanie mocno go zadziwiło, cofnęła się o krok do tylu.
-Coś się stało kochanie? Dlaczego tak pilnie się chciałaś spotkać?
-Musimy porozmawiać - jej głos był zimny, poczuł jak gdyby właśnie ktoś zaczynał wbijać mu sopel lodu w pierś.
-Oczywiście. Usiądziemy? - nie krył że jest zdenerwowany.
-Śpieszę się. Powiem, co chce powiedzieć i już mnie nie ma...
-Co to znaczy i już mnie nie ma?
-To znaczy że ... że to koniec.
Zaśmiał się sztucznie. -To jakiś żart, prawda?
-Bądź poważny. Czy żartowałabym w ten sposób. Przemyślałam wszystko, to nie ma sensu. Nic do ciebie nie czuję.
-Ale...
-Nie ma żadnego ale, przykro mi.
-Ale... ja cię kocham... przyniosłem dla ciebie różę... - uniósł żałośnie kwiat.
-Nie rozumiesz, co do ciebie mówię? Jesteś jak dziecko.
-Ale róża...- Zirytowana złapała kwiat za płatki i wyrwała mu z ręki. -To koniec - rzuciła różę na ziemię. Odwróciła się i spiesznie zaczęła oddalać. Stał z opuszczona głową chlapiąc koszulę łzami. -Ale ja cię przecież kocham...- powtarzał rozhisteryzowanym głosem.
Krew napłynęła jej do twarzy. Wściekła wbiegła na drogę. Nie usłyszała silnika nadjeżdżającego szybko samochodu. Z pewnością nie usłyszała także dźwięku, jaki wydała tłuczona jej głową przednia szyba. Nie usłyszała już pisku zahamowanych gwałtownie opon oraz trzasku zderzaków uderzających o siebie samochodów. Nie mogła już usłyszeć sygnału nadjeżdżającej karetki, nerwowej rozmowy sanitariuszy i zatrzaskiwanych drzwi rerkir1;. Nie dane jej było doświadczyć tego spektaklu dźwięków.
*** ***
Przyklęknął nad leżąca na chodniku różą. Ujął ją w drobna, dziecięcą dłoń. Patrzył na kwiat jak zahipnotyzowany. Jednak realny świat na długo nie pozwolił o sobie zapomnieć.
-Co tam masz? - dobiegł glos z za jego pleców. Obrócił się, stała za nim Kasia.
-Nic - odburknął od niechcenia chłopiec.
-Nic? - nie dawała za wygraną - Jaka piękna róża!
-Tak, piękna... - znów zapatrzył się na czerwone płatki.
-Proszę, podaruj mi ją - dziewczynka uśmiechnęła się serdecznie.
-Nie - uniósł na nią plotące gniewem oczy.
-Nie dasz mi jej? - pisnęła Kasia rozżalonym głosem.
-Spieprzaj - wycedził przez zaciśnięte zęby. Dziewczynka stanęła jak wryta nie wierząc własnym uszom. -Myślisz, że nie widziałem jak zajadałaś się czekoladą z Mateuszem?
-Ale...
-Spieprzaj mała kurwo! - wpadł jej w słowo. Kasia rozpłakała się i pobiegła w stronę domu. Chłopiec popatrzył jeszcze raz na różę, urwał jeden płatek i cisnął ją z powrotem na chodnik.
Delikatnie, by nie narobić zbytniego hałasu przekręcił klucz. Wstrzymał oddech i otworzył drzwi. Po cichu wślizgnął się do mieszkania. Na palcach zaczął przekradać się obok wejścia do pokoju ojca. Usłyszał chrząknięcie. Po plecach przebiegł mu dreszcz.
-O której miałeś być w domu? - nienawidził tego głosu. Żaden głos nie budził w nim tylu emocji, takiej agresji a zarazem poczucia bezradności i niemocy. Zacisnął zęby siląc się na spokój.
-O 20.
-A która jest godzina? - dźwięk odkształcających się sprężyn oznajmił powstanie sędziego z tapczanu.
-Zgubiłem zegarek - opuścił głowę i zacisnął zęby, mimo to zaczął drżeć.
-Proszę, skorzystaj z mojego. - przegub, wydający mu się zawsze przegubem olbrzyma przesunął się na wysokość jego oczu. Poczuł woń alkoholu. Głośno przełknął ślinę.
-23.17-odparł łamiącym się głosem. Następną rzeczą, która się złamała był jego nos - potężny cios pięści powalił go na podłogę. Mimo woli jego oczy zaczęły ronić łzy, które mieszały się ze stróżką wypływającej z nosa krwi. Chwiejąc uniósł się na nogi. Uderzenie otwartej dłoni kata w policzek posłało go ponownie na dywan. Olbrzym odwrócił się plecami
-W tej chwili do łóżka - kat znów stał się sędzią, wyrok został odroczony. Skrzypiące sprężyny oznajmiły koniec rozprawy - sędzia spoczął.
*** ***
Obejrzał się nerwowo. Ścisnął mocniej rękę dziewczyny.
-Aua. To boli - powiedziała z wyrzutem.
-Aa... przepraszam - złapał jej rękę delikatnie.
-Co z Tobą? Jesteś jakiś nie swój dzisiaj - zagadnęła z zatroskaną miną.
-Wszystko w porządku - odpowiedział bez przekonania wlepiając wzrok w drugi brzeg drogi.
-No skoro tak mówisz... spójrz! - Wzdrygnął się, wolna ręka odruchowo powędrowała do kieszeni kurtki i namacała zimny metal.
-Co się stało? - wydusił z trudem trzymając nerwy na wodzy.
-Jaka piękna róża - wskazała leżący na chodniku kwiat.
-Aha. -wyjął dłoń i z kieszeni i odetchnął z ulgą.
-Daj mi ją -uśmiechnęła się i zamrugała słodko piwnymi oczyma.
-Przestań, będziesz śmieci zbierać.
-Ale ja chcę róże - zrobiła minę dziecka, któremu właśnie odmówiono cukierka.
-Przy najbliższej kwiaciarni kupię ci cały tuzin najpiękniejszych róż.
-Ale ja chce właśnie tę! - po dziecięcemu tupnęła nogą. Chłopak westchnął.
-Dobrze, sama ją sobie podniosę - puściła jego rękę i nachyliła się po kwiat. Nim zdążył go pochwycić jego but zbezcześcił płatki. Złapał ją mocno za rękę i pociągnął dalej.
-Chodźmy poszukać jakiejś kwiaciarni - dziewczyna nie opierała się. Ze smutkiem obejrzała się za siebie - A była taka piękna...
Minęli przejście dla pieszych. Pomoc drogowa kończyła właśnie przygotowanie samochodu do holowania. Popatrzyli na przednią szybę auta, na pajęczynę z wypełnionymi czerwoną mazią rowkami. Wymienili spojrzenia, ale żadne z nich nic nie powiedziało.
Dziewczyna zatrzymała się. -Tu, w tej uliczce jest taka mała kwiaciarnia...
-Więc chodźmy - odparł obojętnie chłopak. Schodzili właśnie do piwniczki, w której znajdował się sklepik z kwiatami, gdy ktoś zawołał go po imieniu. Wsunął rękę do kieszeni i sztywno obrócił się w miejscu. Zaczął powoli iść w jego stronę. Nieznajomy o szczurzym wyrazie twarzy uśmiechał się cynicznie. -No widzisz? I po co było się opierać?
-Oddam wszystko, co do grosza... - mówił spokojnie, nie chciał prowokować tonem głosu ani niepotrzebnym gestem.
-Już za późno. - Nieznajomy wyszczerzył zęby. Usłyszał pisk swojej dziewczyny. Obejrzał się, za nią stał brodaty drab. Na jej szyi błyszczało ostrze motylka. Obrócił się z powrotem i wyciągnął z kurtki pistolet.
-Każ ją puścić! - w odpowiedzi usłyszał śmiech.
-Mówisz i masz...
Obrócił się... tylko po to by zobaczyć jak jego ukochana opada na kolana, następnie osuwa się na twarz by w końcu wokół głowy pozostawić czerwoną kałużę. Roztrzęsiona dłonią wycelował w draba. Silny cios w potylicę pchnął go kilka kroków do przodu, utrzymał jednak równowagę. Kolejne uderzenie pochodziło od draba. Policzek piekł jak poparzony. Opadł ciężko na ziemię. Kolejne kopnięcia spadały na twarz, żebra, klatkę piersiową... Krztusił się własną krwią z trudem łapiąc powietrze w płuca. W końcu nastąpiło ukojenie...
*** ***
-Biedna róża. - dziewczyna schyliła się by podnieść sfatygowany kwiat. Włosy w bezładzie opadły jej na twarz tworząc czarny welon. -Niesforne...- zamruczała pod zadartym noskiem i zaczesała włosy za uszy. -Kto cię tak urządził? - obróciła kwiat w palcach. -Zajmę się tobą, nie pozwolę ci tak skończyć.
Odkręciła kurek z zimną wodą i napełniła słoik. Postawiła go na stoliku pod oknem i umieściła w nim różę. - Biedna... - pogłaskała pogniecione płatki. - Jak ludzie mogą być na takie piękno? - z niebieskich oczy popłynęła łza, którą szybko otarła ręką. Usiadła w głębokim fotelu. Z leżącego obok plecaka wyszukała szkicownik i ołówek. Podciągnęła pod siebie nogi, oparła szkicownik na kolanach i przystąpiła do rysowania. -Zaraz znów będziesz piękna - obdarzyła kwiat uśmiechem. Ołówek ślizgał się po papierze tworząc z mlecznej nicości kształt. Popatrzyła z zadowoleniem na swoje dzieło. - Akt stworzenia - zachichotała.
Wstała i odłożyła szkicownik na fotel. - Chciałabym żebyś znów była taka piękna - wyszeptała przechodząc obok róży.
Wygrzebała się spod kołdry i ziewnęła przeciągle. Rozczochrane włosy utworzyły aureolę wokół jej delikatnej twarzy. Wstając przetarła zaspane oczy. Odwróciła się w stronę stolika - Dzień dobry roż....o... - przetarła ponownie oczy. Gdy już upewniła się, że wzrok ją nie myli podeszła niepewnym krokiem do okna. Sfatygowany kwiat, który ocaliła wczoraj od niechybnej śmierci zniknął. W słoiku znajdowała się natomiast najpiękniejsza róża, jaką było jej dane widzieć w życiu. Wyglądała zupełnie jak gdyby została zerwana w ogrodzie jej wyobraźni lub jakby ktoś z pomocą czarodziejskiej różdżki ożywił te z ... -Rysunek!- powiedziała bezgłośnie. Znalazła szkicownik na fotelu, tam gdzie go zostawiła. Przewertowała szybko rysunki, kartka, na której wczoraj naszkicowała swoje marzenie była pusta. Odłożyła szkicownik i wróciła do stolika. -Różo to naprawdę ty? - zapytała wytrzeszczając oczy. Nachyliła się i poczuła słodką woń różanych płatków. Wyciągnęła dłoń by dotknąć kwiatu, gdy w ten słoik przewrócił się, przeturlał kawałek i wypadł przez okno porywając ze sobą... -Różo! - krzyknęła. W odpowiedzi usłyszała trzask bitego szkła. W pośpiechu ubrała się i założyła buty. Niemal sfrunęła po schodach. Wyskoczyła z klatki schodowej i rozejrzała się nerwowo obie strony. Pod jej oknem stał mężczyzna. Powolnym krokiem podeszła do niego i zajrzała mu przez ramie. W ręku trzymał kwiat. Przeraziła się.
-Przepraszam... - zagadnęła nieśmiało.
-Tak? - Obrócił się w jej stronę i powitał ciepłym uśmiechem.
-Bardzo przepraszam... - urwała nie wiedząc co powiedzieć. -To... to moja róża...
-Aha. To z pani okna wypadł słoik, który o mało nie uderzył mnie w głowę? - mężczyzna wciąż się uśmiechał. Spuściła wzrok, jej bladą twarz spowił rumieniec.
-Tak... bardzo przepraszam.
-Nic się nie stało. Piękny kwiat. Pewnie prezent od kogoś szczególnego?
-Słucham? - chwilę trwało zanim zrozumiała sens jego słow. - Nie, nie - energicznie pokiwała głową na boki, nie uczesane włosy przysłoniły rumieniec. Odgarniając je rzekła:
-Nie. Ja... znalazłam ją.
-A może to być prezent od kogoś nieszczególnego?
Wyrazem twarzy oznajmiła, że nie rozumie.
-Proszę. - Uśmiechnął się jeszcze podając jej kwiat.
-Dziękuje - zmieszała się zupełnie. Wyciągnęła rękę by przyjąć różę, gdy jego palce musnęły skórę przebiegł ją dreszcz. Uniosła głowę, ich spojrzenia spotkały się. Mimowolnie na jej twarzy pojawił się uśmiech. -Bardzo dziękuję... -
*** KONIEC ***
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
koralik07 · dnia 02.10.2006 19:48 · Czytań: 973 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: