Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, no i oczywiście za siedmioma rzekami żyła sobie królewna. Jak to królewna była piękna, zgrabna, miła i życzliwa. Niestety nie była bogata, ponieważ królestwo, którym władał jej ojciec było biedne, granice osłabione trwającą od kilkunastu lat wojną a na dodatek rodzicom brakło już sił do rządzenia upadłym krajem. W związku z tym król wraz z królową postanowili wydać swoją pełną walorów córkę za mąż, najlepiej za jakiegoś bogatego i wysoko postawionego księcia, który uratuje ich od rychłej niedoli.
- Kochanie – powiedziała królowa do swego małżonka, kiedy leżeli w potężnym łoży z kolumnami, jedynym meblu w całej komnacie, - nie możemy tak dłużej żyć, jest okropnie – marudziła – wydajmy Aurelię za mąż za księcia Eryka. Jest bogaty, postawi nasz kraj na nogi jeśli damy mu je w wianie…
- Co ty do cholery pierdolisz?! Mam oddać jakiemuś chłystkowi cały dorobek mojego życia, tylko dlatego że tobie nie wystarcza to co mamy? To uwłacza mojej czci! Nigdy! – oburzył się król. Ale sprytna królowa nie dała jeszcze za wygraną, zwykła dostawać to czego chciała i nie zamierzała przegrać, nie tym razem. Zniżając się do użycia jednej ze znanych kobiecych sztuczek, jedną dłoń wsunęła pod satynową pościel, którą oboje byli nakryci i poczęła pieścić królewskie klejnoty z niezwykłą wprawą, jednocześnie szepcząc cicho:
- Wyobraź sobie, żadnych więcej kłopotów ze zbuntowanym plebsem, żadnych problemów w skarbcu, czy z wojskiem. Leżelibyśmy sobie gdzieś na ciepłych wyspach a młodzi wreszcie by się zajeli tym całym bajzlem. A my, my kochanie, robilibyśmy tylko to… - i kończąc dosiadła króla niczym gorącego ogiera! No tego to się jego królewska mość nie spodziewał! Tak to już niestety bywa, że problemy w państwie przekładają się na kłopoty osobiste, w związku z czym królewskie łoże dawno już nie płonęło jak w tę ciemną noc. Po czymś takim władca nie był w stanie odmówić małżonce czegokolwiek, tym bardziej, że sam po cichu marzył o tym, by schować się w cieniu młodych .
Aurelia jak zawsze obudziła się kiedy słońce stało już wysoko na niebie, z trudem przypominając sobie wydarzenia poprzedniego wieczoru. Pomału jednak rzeczywistość dała o sobie znać potężnym bólem głowy i wyjątkową wrażliwością na promyki słońca wpadające przez niedosunięte kotary.
- O kurwa – zaklęła szeptem królewna, tak żeby nikt jej nie usłyszał, jako dobrze wychowana panienka miała zakaz na tak ordynarne słowa, których jednakże używała często i z lubością gdy rodzice nie słyszeli. A teraz podnosząc się powoli i zerkając w zwierciadło na swoją opuchniętą, skacowaną twarz w jej głowie aż zawirowało od wspomnień. Jako pierwsze przywędrowało to:
Ja, królewna Aurelia, wymykam się po cichu z pałacu, oknem, biegnę do miasta. Tam wąskimi uliczkami klucząc, trafiłam do karczmy. W przebraniu, nierozpoznana, piję. Co piję? Aha, piwo i miód, a no tak i jeszcze gorzołkę z synem mleczarza. Nie! Cholera, to był syn rzeźnika. Aha, no to porządnie już natrzaskani siadamy na ławeczce w kącie. Jego ręce, moja sukienka, jego ręce, mój gorset, jego usta…
Uciekło, przychodzi kolejne:
Stoję sobie w komnacie, oglądam suknie, które dobre, które przerobić. Wchodzi sługa, prosi do komnaty królewskiej. Oho, myślę sobie, niedobrze, czyżby ktoś powiedział o mich sobotnich szaleństwach? Nie, niemożliwe… A potem słowa, duuużo słów: Ślub, książę Eryk, kraj, gdzieś daleko, dzieci, ratowanie rodziców, ojczyzny. No i oczywiście ostatnie i najgorsze: Wizyta . Czyja? Gdzie?
Dobra, to też już uciekło, no nie, kolejne:
Mówię synowi tego no, rzeźnika, że musze już iść, on, że nie muszę. Wstaję, próbuję się wyrwać, on, że idzie ze mną. Ja, że nie chcę iść z nim. Wychodzimy razem. Jest coraz gorzej, przypiera mnie do muru zadziera spódniczkę, jego oddech gdzieś przy moim uchu, boję się. Nie! Jestem wściekła, w jednej chwili przemieniam się w dziką lwicę. Obdarzam go siarczystym policzkiem aż się zatoczył, pijak jeden. Uciekam.
- O kurwa – powtarza królewna i od tej pory, staje się to jej ulubionym powiedzeniem, oczywiście gdy nikt nie może jej usłyszeć.
Książę Eryk przyjechał, oczarowany urodą królewny Aureli zgodził się pojąć ją za żonę, pomimo tego, iż w wianie wnosiła ona jedynie zrujnowany kraj. Biedny książę po prostu zakochał się od pierwszego wejrzenia, wpadł po uszy, jak śliwka w kompot i nic innego go nie interesowało jak tylko pojąć tę cudną dziewczynę za żonę i mieć z nią mnóstwo małych, pięknych dzieciaczków.
Więc kiedy po wystawnym obiedzie król zaprosił Eryka na męską rozmowę, ku ogólnej radości transakcja została zwarta. Królewna Aurelia została wydana za mąż. Jej o zdanie nie zapytał nikt. Ona miała siedzieć, pięknie wyglądać, uśmiechać się i robić wszystko aby książę był zadowolony. Robiła to wszystko co musiała, wiedziała że nie ma wyjścia, tak już jest zbudowany ten śwait, że kobiety cierpią a mężczyźni biorą to na co mają ochotę, że musi się podporządkować i zapomnieć o swoich marzeniach o tej wilczycy która w jej sercu wyje z bólu chcąc uciekać tak daleko jak się tylko da.
Wieczorem w łożu księżniczka nie uroniwszy ani jednej łzy poprzysięgła zemstę na wszystkich za to, że zniszczyli jej życie.
Jak się można łatwo domyślać, nie minęło wiele czasu, gdy okazało się, że teraz, już królowa, Aurelia urodzi dziecko. W państwie zapanowała radość wielka, a już najbradziej to się cieszył król Eryk, dumny, że będzie miał następcę tronu. No bo do tego, że to będzie chłopiec to książę nie miał żadnych wątpliwości. Przecież tak było zawsze, najpierw książe, potomek dla utrzymania rodu a potem to niech się dzieje co chce. Jakież więc było jego zdumienie gdy królowa powiła córeczkę. Najpierw szok i może nawet trochę złość ale potem już tylko zachwyt i bezbrzeżna miłość, jakiej król by się nigdy po sobie nie spodziewał. Tę radość mącił jedynie smutek królowej, którego Eryk nie rozumiał. Kochał ją, oczywiście, była piękna, mądra, tylko taka jakby wiecznie nieobecna i mimo jego starań nie chciała się uśmiechnąć. Lecz teraz najważniejsza była mała Różyczka i jej chrzciny.
Kiedy akuszerka ułożyła niemowlę na piersiach Aurelii, ze zdumieniem zauważyła grymas obrzydzenia przebiegający przez twarz królowej. Poza tym wszystko wydawało się w porządku królowa czule przytuliła córkę i zabrała się do karmienia, jedynie jej oczy pozostały dziwnie zimne i puste.
Kocham Cię – pomyślała, a zaraz potem nadbiegły inne, dużo bardziej natrętne myśli – nienawidzę jej, bo nigdy jej nie chciałam, chciałam być wolna, czy to aż tak wiele? Czy prosiłam o zbyt dużo, czy szczęście jest niedostępne dla niektórych, dla takich jak ja? Urodzonych w złych czasach, w złym momencie. A może to kara, za tamte noce w karczmie, za rzeźnika, mleczarza i innych chłopców?! Nie, to nie moja wina, to ich wina!!!
Kogo? Królowa nie wiedziała, wiedziała jedno, że jej życie legło w gruzach. Skończyły się nocne wyprawy, powroty przed świtem, spanie do południa i poranne oż kurwa wypowiadane cichym szeptem. To były już słodkie wspomnienia, jednak nie dość by złagodzić gorzki smak porażki .
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
kiwi_marta · dnia 20.08.2011 09:43 · Czytań: 2581 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 7
Inne artykuły tego autora: