Wszystko co napisane kursywą jest cytatem z Pisma Świętego - Ks. Rodzaju
Lot był bratankiem Abrahama. Mieszkał w Sodomie wraz z żoną i córkami. Zajmował się głównie paserstwem i stręczycielstwem, czym zapewniał skromny, acz wystarczający dochód dla swojej rodziny. W wolnych chwilach uwielbiał grać w karty i pić wino z dodatkiem sfermentowanych pistacji (podobno dawało większego kopa). Jego żona zajmowała się głownie domem i wychowaniem córek. Sama nie stroniła od trunków i innych używek, natomiast za swój punkt honoru uważała ochronę dzieci przed zagrożeniami płynącymi z rozpustnego miasta. Razem z Lotem doskonale zdawali sobie sprawę, że zbyt szybka utrata dziewictwa pozbawi ich możliwości uzyskania godnej ceny za wydanie córek za mąż. Piętnastoletnie dziewice były w Sodomie rzadkością, a tym samym jedynie najbogatsi mieszczanie mogli sobie pozwolić na małżeństwo z w pełni czystą dziewczyną.
Życie Lota upływało więc w miarę spokojnie. Poza ochroną córek męczyły go jeszcze zdrady żony, ale po tylu latach małżeństwa zdołał się do nich przyzwyczaić. Najważniejsze, by obiad był na stole, dzieci ubrane i czysto jako tako w izbie. Poza tym ostatnio rzadko trzeźwiał, więc do takich szczegółów, jak romanse małżonki nie przywiązywał większej wagi.
Pewnego wieczora kiedy trochę przesadził z pistacjami drzemał sobie przy bramie wejściowej do miasta. Obudziło go dwóch cudzoziemców, którzy przedstawili się mu, jako ludzie Abrahama. Lot ucieszył się niezmiernie, bo w stanie wskazującym bardzo często dopadały go melancholijne nastroje i tęsknota za rodzinnymi stronami.
- Witajcie przybysze! – Spróbował się podnieść, ale nogi jeszcze odmawiały posłuszeństwa. Upadł na kolana. – Ops, przepraszam, chyba to słońce mi zaszkodziło. Raczcie, panowie moi, zajść do domu sługi waszego na nocleg; obmyjcie sobie nogi, a rano pójdziecie w dalszą drogę.
Ale oni mu rzekli:
- Nie! Spędzimy noc na dworze. Mamy tu bardzo ważne zadanie do wykonania, w związku z czym nie chcemy cię wieczorem niepokoić.
Lot jednak był na tyle uparty, że chwycił dwóch mężczyzn pod pachy i chwiejnym krokiem przyprowadził do domu. Tam nakazał córkom i żonie upiec przaśny chleb, po czym cała rodzina posiliła się popijając ciepłe wino.
- Czcigodni panowie, co słychać u stryja mego kochanego Abrahama? – wymamrotał gospodarz domu. – Czy dobrze wszystko u niego? Czy zdrów on i jego rodzina? Panowie… smakuje wam? Musicie wiedzieć, że mimo upodlenia jakie doznaje każdy mieszkaniec tego miasta, wciąż pamiętam nauki ojca i matki. Gościna przede wszystkim. Zastaw się, a postaw się. Gość w dom, Bóg w dom. Dobre wino? Nie za ciepłe? – Lot nie dawał dojść do słowa nikomu i ciągnął dalej. – Ja wam panowie nieba przychylę. Jak ja się cieszę, że was widzę. Normalnie aż mi, staremu człowiekowi płakać się chce. Nie to, że miękki jestem, co to, to nie. Tylko, że… żono, przynieś no jeszcze dzban wina!
- Mężu, tobie to już na dziś wystarczy – odparła kobieta. – Ale gościom naszym czcigodnym to i owszem, wina podamy.
Żona Lota pochyliła się nad stołem, delikatnie rozsuwając tunikę, tak by dorodne piersi zafalowały przed oczyma przybyszów.
- Panowie po długiej podróży, więc pewnie spragnieni – zalotnie się uśmiechnęła – być może nie tylko wina…
- A dajże spokój, kobieto! – wykrzyknął Lot. – Gości mamy! Święto w domu, polejże mi jeszcze jednego.
Nagle na zewnątrz rozległ się hałas. Okazało się, że mieszkający w Sodomie mężczyźni, młodzi i starzy, ze wszystkich stron miasta, otoczyli dom i zaczęli wywoływać Lota.
- O w mordę wielbłąda! – wystraszył się. – Panowie wybaczą, muszę to załatwić.
Lot wstał od stołu i na wpół miękkich nogach wyszedł na zewnątrz. Wystraszone córki wraz z żoną spoglądały zza firanki. Na dziedzińcu przed domem zebrał się naprawdę spory tłum. Na jego czele szedł Gruby Szaor, miejscowy komornik, znany ze skuteczności w swym rewirze. Towarzystwo było jak zwykle ostro nawalone wszelkimi dostępnymi w Sodomie substancjami.
- Gdzie tu są ci ludzie, którzy przyszli do ciebie tego wieczoru? Wyprowadź ich do nas, abyśmy mogli z nimi poswawolić! – wykrzyknął tubalnym głosem Gruby Szaor. – Ponoć sobie ładnych chłopczyków do domu sprowadziłeś Locie? Życie społeczne ci nie w smak, żeby się ze współmieszkańcami nie podzielić cudzoziemcami? Każdy ma ochotę na nowe doznania!
Lot zaryglował drzwi i szeroko rozstawił nogi, by uchwycić równowagę.
-Bracia moi, proszę was, nie dopuszczajcie się tego występku! Mam dwie córki, które jeszcze nie żyły z mężczyzną, pozwólcie, że je wyprowadzę do was; postąpicie z nimi, jak się wam podoba, bylebyście tym ludziom niczego nie czynili, bo przecież są oni pod moim dachem!
Wśród tłumu rozszedł się szmer rozmów i spojrzeń. Szaor spojrzał na kilku mężczyzn ze starszyzny, jednak kiedy ci pokiwali przecząco głowami zrobił krok w kierunku Lota.
- Odejdź precz! (przyp. autora: naprawdę powiedział to inaczej) Sam jesteś tu przybyszem i śmiesz nami rządzić! Jeszcze gorzej z tobą możemy postąpić niż z nimi! Córki twoje prędzej czy później wejdą w obieg, a gości twoich możemy już więcej tu nie zobaczyć!
Rozjuszony tłum rzucił się na Lota. Gruby Szaor chwycił go za fraki i przycisnął do muru. Kilku mężczyzn rzuciło się z kijami na zaryglowane uprzednio drzwi. Wtedy też przybysze, którzy do tej pory w milczeniu obserwowali całe zajście przez okno wybiegli na zewnątrz, z wielką siłą odepchnęli napastników, wyrwali Lota z uścisku komornika i z powrotem schowali się w domu. Jeden z nich wyciągnął ze swoich pakunków drewnianą beczułkę, którą przez uchylone okno wyrzucił w kierunku nacierających mężczyzn. Ci niespodziewany prezent natychmiast otworzyli, a kiedy poczuli słodką woń mocnego alkoholu błyskawicznie wzięli się za jej opróżnianie. Popijając pod płotem ustalali dalszy plan działania, oraz wykrzykiwali czego to nie zrobią przybyszom, Lotowi, jego żonie i córkom, gdy tylko trafią w ich ręce. Goście Lota ze spokojem przypatrywali się libacji, gdyż w beczce był metanol do czyszczenia wielbłądziej sierści, więc tych zaś mężczyzn u drzwi domu, młodych i starych porazili ślepotą. Toteż na próżno usiłowali oni odnaleźć wejście.
Lot ogromnie wystraszony z przerażeniem i z zdziwieniem przypatrywał się swym gościom.
- Panowie, dziękuję za wyratowanie nas!
- Nie masz za co dziękować, Locie. Wiedzieliśmy czego się można spodziewać po tych ludziach. Nie bez powodu mamy to miasto obrócić w pył. Dlatego też kogokolwiek jeszcze masz w tym mieście, zięcia, synów i córki oraz wszystkich bliskich, wyprowadź stąd. Mamy bowiem zamiar zniszczyć to miasto, ponieważ oskarżenie przeciw niemu do Pana tak się wzmogło, że Pan posłał nas, aby je zniszczyć.
- Pan!? – wymamrotał Lot. – Jak to?
- Tak to! – rzucił drugi z przybyszów. – Nie pytaj zbyt wiele, bo nie mamy czasu. Wiadome jest, że Abraham, wuj twój, jest ulubieńcem Boga, a tu w Sodomie zbyt wielu niegodnych ludzi ma sprzeczne interesy z interesami pana naszego. Ktokolwiek więc sprzeciwia się bratu twemu, sprzeciwia się również panu. Tego miasta już jutro nie będzie! Idź i zbierz wszystkich bliskich w jednym miejscu, my tymczasem mamy ważne zadanie do wykonania.
Mężczyźni chwycili torby i pod osłoną nocy wykradli się przez tylne drzwi. Lot stał przez chwilę, jak wryty w ziemię po czym zawołał żonę i córki.
- Musimy stąd uciekać. Jeśli nawet opowieści o zniszczeniu miasta to czcze brednie, to i tak, jak tylko nasi współmieszkańcy odzyskają wzrok zabiją mnie, a was zbezczeszczą. Pakujcie się!
- Głupcze, skoro miasto ma być zniszczone biegnij po przyszłych zięciów i ich rodziny! – Krzyknęła małżonka. – Nie możemy sobie pozwolić, by tyle pilnowania i czekania poszło na marne. Jeśli oni zginą, to kto zapłaci nam za dziewictwo córek?! Na pewno nie twój wujaszek.
Lot podrapał się po głowie, po czym wybiegł z domu, kierując swe kroki ku domostwom przyszłych teściów. Tam niestety wszelkie jego błagania, prośby i groźby nie odniosły żadnego skutku, gdyż myśleli, że on żartuje. Gdy wrócił do domu, przybysze już pakowali swe torby. Rozmawiali o ładunkach w murze i wystarczającej długości lontu. Wystraszone córki siedziały na pękatych workach, w które wrzuciły prawie cały dobytek. Żona Lota tymczasem pobiegła do swego kochanka Harana, miejskiego hycla, w którym od niecałego tygodnia była zakochana. Jej również nie udało się namówić ukochanego do ucieczki z miasta, w związku z czym z płaczem wróciła do domu. Gdy już zaczynało świtać, przybysze przynaglali Lota, mówiąc: «Prędzej, weź żonę i córki, które są przy tobie, abyś nie zginął z winy tego miasta». Kiedy zaś zwlekali, bo ciężko im było się pogodzić z utratą dóbr, które ciężką pracą zgromadzili w Sodomie mężowie ci chwycili go, jego żonę i dwie córki za ręce (…) i wyciągnęli ich, i wyprowadzili poza miasto. A gdy ich już wyprowadzili z miasta, rzekł jeden z nich:
- Uchodź, abyś ocalił swe życie. Nie oglądaj się za siebie i nie zatrzymuj się nigdzie w tej okolicy, ale szukaj schronienia w górach, bo inaczej zginiesz!.
- W górach?! Jakże mi żyć w jaskini panie? Ani ja, ani moja żona, ni córki nie przeżyjemy tego.
- Tylko tam będziesz bezpieczny. Wszystko inne mamy zniszczyć, więc albo się nas posłuchasz, albo zginiesz.
- Mówiliście panowie jedynie o zniszczeniu Sodomy. Oto jest tu w pobliżu miasto, do którego mógłbym uciec. A choć jest ono małe, w nim znajdę schronienie. Czyż nie jest ono małe? Ja zaś będę mógł ocalić życie. – Lot błagał ludzi Abrahama.
- Przychylam się i do tej twojej prośby; nie zniszczę więc miasta, o którym mówisz. Szybko zatem schroń się w nim, bo nie mogę dokonać zniszczenia, dopóki tam nie wejdziesz.
Lot popatrzył na córki i żonę. Wszystkie trzy trzęsły się z zimna, strachu i rozpaczy. Trzeźwiejący umysł podpowiadał mu, że przybysze nie żartują w związku z czym szybkim tempem skierował się do pobliskiego miasteczka o nazwie Soar. Mężczyźni tymczasem na pobliskim wzgórzu montowali małe urządzenie, do którego przyczepili dziwny sznurek rozwijany przez nich, aż od samej Sodomy. Gdy Lot wraz z córkami przeszli przez bramę Soaru, nad ziemią wznosiło się słońce. Dopiero po chwili zauważyli, że matka oddaliła się od ich grupy i szybkim biegiem zwróciła się ku rodzinnemu miastu, gdzie zginąć miał jej kochany Haran. Nie zdążyli nawet za nią krzyknąć, gdy rozległ się potężny huk eksplozji, który zmiótł z powierzchni ziemi całą Sodomę i Gomorę wraz z jej najbliższą okolicą. Fala uderzeniowa była tak silna, że biegnąca po otwartej przestrzeni żona Lota w ułamek sekundy została zwęglona na biały pył.
Po drugiej stronie gór obudził się Abraham, który po obfitym śniadaniu udał się na to miejsce, na którym przedtem stał przed Panem. I gdy spojrzał w stronę Sodomy i Gomory i na cały obszar dokoła, zobaczył unoszący się nad ziemią gęsty dym, jak gdyby z pieca, w którym topią metal.
A pan wiedział, że to było dobre.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt