Każdego ogarnia niepokój, kiedy przychodzi mu zetknąć się z nowym otoczeniem, kiedy wchodzi w „nieznane”, którego w dodatku nie ma ochoty poznać.
Z początku zakłada brak dostosowania do nowego środowiska i spala się na starcie. To jak ulatniający się gaz, albo pozabija wszystkich po cichu, albo wybuchnie z hukiem, jakiego wcześniej nikt nie słyszał.
Nowa szkoła, nowi ludzie, nowe miejsce, nowe myślenie, nowe informacje, nowe potrzeby, nowy światopogląd, ale stary umysł, dusza i psychika, które jako stelaże bez podpory i renowacji przez bliskich, nie wytrzymają nowego obciążenia.
Starasz się pozornie dostosować, by zrobić „szybkie dobre wrażenie” oczekując z nadzieją sukcesu, oczekując, że lepszy ciuch i dziwny dla siebie sposób bycia im wystarczy. Jednak, jak zwierzęta, wyczuwają lęk i odmienność, do której przywykłeś, i której nie chcesz się pozbywać. Już jedno spojrzenie, przekazuje zdradzieckie znaki o słabościach, o chęci akceptacji, o strachu przed wszystkim, co się rusza i porozumiewa za plecami. Jesteś świadom, jaka to pokusa, wykorzystać takie płoche stworzenie i wiesz, że mało kto będzie miał jakiekolwiek skrupuły lub siły, żeby się powstrzymać, od pastwienia nad tobą.
Dochodzisz w ostatnich chwilach, przed spotkaniem twarzą w twarz ze szkolną zwierzyną, do wniosku, że nie warto zostawać sobą. Zaczynasz udawać, by dostać upragnioną metkę „nie ważny” i stać się niewidocznym. Ale nie jest tak łatwo, jak w teorii się złożyło. Albo zmienią całkowicie, albo zniszczą od środka. Będziesz się biernie przyglądać, jaką przyjemność sprawia im pastwienie się nad tymi „mniejszymi”, do których przecież też należysz, twierdząc, że jakiekolwiek próby sprzeciwu, tylko podsycą ogień, pod stosem, na którym stoisz. Fakt, dmuchanie na płomień w panice, tylko pogorszy sprawę. Tu potrzeba hektolitrów wody. Przechodzisz metamorfozę, tyle, że z motyla nie przepoczwarzysz się nawet larwę. Umierasz, by stać się marionetką śmiejącą wtedy, gdy śmieją się inni, która milczy nieustannie.
Przychodzi ci nagle przyjąć cały grad „miłych słów” na siebie, po raz pierwszy z takiego bliska i z takim natężeniem. Przestajesz myśleć. Wdzierają się do twojej głowy myśli podyktowane cierpkim, gorzkim monologiem i wyrzucają twój boleśnie poćwiartowany na mikro kawałeczki mózg. Zajmują cały teren w tobie.
Na ich miłym spędzaniu czasu mija już godzina, a ty wyobrażasz sobie, jak będzie jutro. Tak samo? Gorzej? Może już zapomną o mnie? Wiele pytań, a każde bez odpowiedzi, lecz wszystkie z domysłami. Snujesz czarne scenariusze i na tym zlatują ci kolejne minuty mieszania cię z błotem.
Po drodze do domu widzisz nadjeżdżający samochód. Nie chcesz krzywdzić innych, więc kończy się tylko na przygotowaniu do skoku. Idąc dalej przeszedłeś most. Wracasz się i nie myśląc o niczym, przekładasz jedną, potem drugą nogę prze barierkę.
Rozmyślisz się w pół drogi, wiem, ale prawa fizyki ciągnąć będą nieustannie w dół. Twoje ciało zatrzyma się na powierzchni ziemi, ale reszta, to co tak naprawdę stanowi o twoim istnieniu, spadnie niżej i zatrzyma się dopiero przed Styksem. Spotkasz Cerbera i będziesz wiecznie potępiony za odebranie największego daru, jaki otrzymałeś i za samolubstwo, którego się dopuściłeś.
W połowie drogi się rozmyślasz, kiedy całkiem miłe życie przelatuje ci przed oczami. Ono to robi, żebyś miał jeszcze szansę na żal za grzechy.
Budzisz się w szpitalu z połamanymi nogami i dowiadujesz się, że nigdy na nich nie staniesz.
Warto było?
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
PaniMadzia · dnia 30.08.2011 10:24 · Czytań: 711 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora: