z uniwersum londyńskiego,
przeredagowany na miniaturę fragment IV rozdziału Kropli
czyli jedna z wypowiedzi Bryana na temat miłości i jej braku oraz potrzebie scen łóżkowych w powieści ^^
Miłość? Proszę... Jesteśmy demonami. Co najwyżej pożądanie, fascynacja, dewiacje i perwersje. Chęć dominacji. Chęć posiadania. W tym świecie to podbudowa wszystkich romantycznych odruchów. Seks? Nie potrzebowaliśmy go. Chodziło tylko o energię witalną. To dopiero są wzloty, przenikają całą istotę, nie samo ciało. Stawanie się jednym nie przez dotyk komórek, ale przez dzielenie aury i vitae. Ogarniające i tak bliskie zmieszaniu dusz, naszym narodzinom - ja jestem tobą, ty jesteś mną, prawie znów...
Opętanie, w jakimś stopniu dobrowolne, tyle na ile demon mógł opętać demona. Nasze ciała były martwe. Żywa była tylko nasza esencja, nasz eteryczny, nieludzki duch. I jeszcze krew, starożytne siedlisko życia, napój bóstw, fetysz demonów. Podstawowy składnik wszystkich pogańskich ofiar. Tym aspektem fizyczności byliśmy zainteresowani i do niego głównie dążyliśmy, różnymi metodami. To było wręcz podświadome, jakkolwiek ukierunkowanie na niematerialne doznania i głody dominowało we wszystkich relacjach.
Tak, poza uwodzeniem ludzi, my sami nie potrzebowaliśmy seksu. Czy raczej z nas dwóch Raven go nie potrzebował, choć po dwóch tysiącach lat miał doświadczenie jak mało który kochanek. W kwestii energii również. I co z tego, że mógł mnie doprowadzić do wrzenia, wpatrując się we mnie z drugiego końca pokoju, że mógł przez zimowy płaszcz rozpalić zmarzłe ciało, że wystarczyłoby zwykłe dotknięcie dla przeskoku iskry. Byłem empatą, ale miałem więcej niż serce i demonicznego ducha - miałem dwudziestoletnie ciało, głód dotyku, fizycznej bliskości, namiętności, zmagania. Nawet, jeśli każdą walkę miałem przegrać. I dostawałem to. Miałem w tych kwestiach potrzeby człowieka i tak właśnie byłem traktowany. Zawsze, dla spójności relacji. A Raven nie był zimny, nawet jeśli był fizycznie dawno znudzony istnieniem w postludzkim ciele.
Dawał mi wystarczająco dużo, bym zaspokoił się samą naturalną warstwą, ale niemal zawsze przenosiliśmy się jednak na poziom demonów. A bliskość z telepatą mogła doprowadzać do szaleństwa. Zaplątany we własne odczucia i empatyczne odbicia jego doznań, zalewany byłem nieustanną falą wrażeń, które dla mnie stwarzał i na które mnie otwierał, które przenikały w mój umysł z prostą i niepowstrzymywalną łatwością. Łączyła nas też więź rytuału - i jeśli jego wściekłość potrafiła przykuć mnie z bólu do podłogi przez samo istnienie emocji, co też potrafiło dać mi jego pragnienie, pozostawione beztrosko bez większości bezpiecznych osłon...
Jak sądzę, ludzie czuli się podobnie, choć przepaść pomiędzy nimi a księciem rysowała się inaczej. Nie byli świadomi granic jego ingerencji poza fizycznymi doznaniami, nie mogli nawet odpowiedzieć mu niczym w tej płaszczyźnie. Co mogli dać demonowi? Czym niby mogli go powstrzymać? Pamiętał o tym, na szczęście. Był wyrozumiały, jakkolwiek mogłoby to brzmieć. I jeżeli już ktoś trafiał do jego łoża - on zawsze dobrze ich traktował. Jeśli tylko nie chciał, żeby budzili się w zakrwawionym prześcieradle, by nie musiał ich gładzić po włosach kiedy nie mieli siły wstać pozbawieni do reszty energii i godności po wybudzeniu z jego aury, by nie wpadali w choroby psychiczne, nie wiedząc czego chcą oni, a czego on sam. I póki ich nie zabijał.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
mariamagdalena · dnia 18.11.2011 09:58 · Czytań: 825 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 22
Inne artykuły tego autora: