jak co wieczór wychodzę na szczerbaty
balkon samotności, przegniłe balustrady
obiecują pluszowy spokój
chodnika
Od księżyca ciągnie ironią mocniej niż zwykle,
do karku przytulają się lodowate
paluchy, wczorajsza herbata,
opium dla ludu
oczy macają ciemność , przeszukują
horyzont, oczekują na błyski hipernowej
w galaktyce obietnic dotrzymanych...
nie dotrzymanych
chodź, mówię do kota, napalimy
w kominku, zjemy coś, zajrzymy
do poczty, odpiszemy na listy
do nikogo
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Bukowski · dnia 06.12.2011 09:34 · Czytań: 519 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: