Wenecki Kupiec późną nocą zawitał do miasta. Tak, jak to było uzgodnione wcześniej, noc miał spędzić w domu swojego dalekiego kuzyna Giovanniego, który był szanowanym w mieście szewcem. Te tajemnicze nocne przybycie nie uszło uwadze pani z naprzeciwka, starej akuszerce Asynocie, która- owdowiała za młodu- własnego pozbawiona życia osobistego cudzym się żywiła. Chociaż noc skutecznie uniemożliwiała jej dostrzeżenie kto i po co przybył, czuła jednak, że wydarzenie te jest ważne i nie powinna go zachować dla siebie. Dla dobra innych. Tak, stara Asynota była naprawdę dobrą kobietą. Toteż nim następnego dnia zegar na rynku zdążył wybić dwunastą niemal każdy wiedział o tym, że szewc ma bardzo tajemniczego gościa. Oczywiście jak to bywa z tego typu plotkami, wychodząc około południa po zakupy Giovanni dowiedział się od pani sprzedającej najsmaczniejsze pomidory w mieście, że nocą przyjął pod swój dach bandę złodziei zbiegłych z więzienia. Tak, potęga słów jest wielka, w ustach głupca może być najstraszniejszą z broni. Tak czy siak Giovanni zignorował te niedorzeczne pogłoski, wiedział bowiem, że prawda wkrótce wyjdzie na jaw i co więcej- jest ona o wiele gorsza od tych wszystkich wyssanych z palca plotek.
Tymczasem Wenecki Kupiec obudzony przez ciepłe promienie słoneczne, które prześlizgnąwszy się przez szparkę pomiędzy zasłonami radośnie łaskotały jego pulchną twarz, pomyślał, że najwyższa pora rozpocząć przygotowania do „Tego”.
Godzina trzecia po południu była porą uważaną przez każdego mieszkańca za początek dwugodzinnej poobiedniej sjesty. O tej porze wszystkie nawet najbardziej zatłoczone uliczki pustoszały, z rowów i kanałów wyłaziły szczury i jaszczurki. Wenecki Kupiec był wielce kontent z takiego stanu rzeczy- mógł w spokoju prowadzić przygotowania do „Tego”. Entuzjazmu nie podzielał Giovanni, który za grzech śmiertelny uważał jakąkolwiek czynność wykonywaną podczas sjesty, nie będącą leżeniem brzuchem do góry. A wiedział, że musi wesprzeć wujka w tych przygotowaniach. O wiele większy problem miała stara akuszerka. Biedna kobieta nie wiedziała, czy poświęcić te dwie godziny na odpoczynek ( który jest tak ważny w jej wieku), czy raczej śledzenie poczynań tajemniczego przybysza. Ostatecznie wybrała opcje drugą, dla dobra innych oczywiście. Przecież mają prawo wiedzieć.
15:05=> 4 godziny 55 minut do Apogeum.
Trzy drewniane wozy zajechały pod wieżę ogromnego zegara, stojącego na rynku, który- jeśli wierzyć słowom flegmatycznego Carla Gnicka, uważanego za najmądrzejszego mieszkańca w mieście- był najstarszym tego typu obiektem w promieniu czterystu mil. Ale czy można uznać za inteligenta człowieka, według którego partenofobia jest małym pasmem gór oddzielającym Wielkie Jezioro Szarego Kaptura od Pustyni Kościotrupa? To już jest kwestia gustu… a w zasadzie wiedzy. Niezależnie jednak od tego, czy Carl był mądry czy nie, jedno było pewne- zegar był stary. Zresztą jak wszystko w tym mieście, które od lat cierpiało na permanentny brak młodości. Czyżby ludzie tutaj rodzili się starzy? A może było to miejsce, z którego wszyscy młodzi ludzie byli wyganiani? Giovanni był tu najmłodszy- liczył sobie „zaledwie” czterdzieści wiosen i skrycie podkochiwała się w nim każda kobieta i niejeden mężczyzna. Wenecki Kupiec entuzjastycznym krokiem stanął na środku rynku i podpierając boli wzrokiem obrzucił miejsce, gdzie wkrótce miała stanąć jego scena. Klasnął raz, a z wozów wyskoczyła grupa kilkunastu chochlików ubranych w te same, pomarańczowożółte mundurki z dużymi kokardami z przodu i guzikami w kształcie małych słoni. Wszystkie istotki stanęły w równym rzędzie przed swoim panem w pełni gotowe do działania. Wenecki Kupiec zacmokał z zadowoleniem i klasnął drugi raz, w odpowiedzi na co chochliki automatycznie zabrały się do pracy, tak jakby czynność tą powtarzały już wielokrotnie, co zresztą było prawdą. Każda z tych młodych duszek miała własne zadanie do wykonania i mimo pozornego chaosu wszystkie działania były całkowicie zsynchronizowane. Ktoś mógłby uznać, że już te instalowanie sceny jest niemym preludium do wieczornej sztuki. Zapewne ktoś wysnułby takie spostrzeżenie, gdyby ktokolwiek był świadkiem tych dziwów. Giovanni skupiony był jedynie na obserwowaniu swojego wujka, akuszerka natomiast spóźniła się przysnąwszy na kwadrans, który szybko stał się całą godziną.
16:05=> 3 godziny 55 minut do Apogeum.
Starą Akuszerkę obudził hałas dochodzący zza uchylonego okna. Świadomość, że najprawdopodobniej właśnie przespała najbardziej sensacyjne wydarzenie od czasu do dziś niewyjaśnionego zniknięcia córki gubernatora, emerytowanej nauczycielki historii, zadziałała na nią niczym kubeł lodowatej wody wylanej na nią przez jakiegoś dowcipnisia. Nie zważając na zaczepki kota, który usilnie domagał się obiadu zarzuciła swój tandetny płaszcz i w tempie ekspresowym wybiegła z domu zapominając o zamknięciu drzwi. Gdyby człowiek mógł z zaskoczenia zzielenieć z pewnością Asynota mogłaby wzbudzać zazdrość wiosennej trawy po ujrzeniu tego, co podczas jej drzemki wyrosło na rynku. W miejscu, gdzie przez sześćdziesiąt lat jej życia zawsze stała samotna latarnia teraz rozłożona była scena, która rozmiarem i przepychem mogłaby konkurować z niejedną ze scen w prawdziwym teatrze. Akuszerka oniemiała z zachwytu- Jak ktokolwiek mógł w tak krótkim czasie stworzyć coś takiego? Biedaczka nie miała zielonego pojęcia, że zaraz przed jej przybyciem chochliki zdążyły się ukryć w wozach a jedynymi żywymi istotami, które zastała był Wenecki Kupiec i Giovanni. Teraz już była pewna- kimkolwiek by nie był ten dziwny jegomość, z pewnością zasługiwał na gromkie oklaski. I sławę. Dla dobra jego i innych pobiegła prosto do swojej sąsiadki, by nową nowinę jej przekazać. A później kolejnej…I kolejnej…
17:05=> 2 godziny 55 minut do Apogeum.
Zakończenie sjesty i ekspresowe rozprzestrzenienie się wiadomości o scenie sprawiło, że jeszcze niedawno opustoszały rynek nagle zapełnił się tłumem ciekawskich mieszkańców. Wszyscy instynktownie zgromadzili się pod estradą w nienaturalnym milczeniu czekając na Coś. Kupiec Wenecki zawsze był przekonany, że czas to pieniądz, więc nie zamierzał trzymać swojej widowni w niepewności. Zniknął na chwilę w jednym z wozów, gdzie chochliki przebrały go w wykwintny strój po czym dumnie wkroczył na scenę.
Drodzy Państwo, witam was na premierze sztuki jednego aktora pt. „Karnawał Stulecia”. Proszę o cierpliwość, nasz aktor już czeka w swojej garderobie.
18:05=> 1 godzina 55 minut do Apogeum.
Tłumy, tłumy, tłumy wielkie, tłumy puste.
Ach, opłacało się przez te wszystkie lata przepychać w kolejkach- pomyślała z zadowoleniem akuszerka, gdy z wyrazem triumfu zakradła się za kulisy. Podświadomie czuła, że ani Giovanni, ani jego gość nie będą zadowoleni jej wizytą więc skryła się za jakimś wielkim kufrem. Może coś usłyszy ciekawego. Dla dobra innych.
19:05=> 55 minut do Apogeum.
Giovanni niecierpliwie kręcił się wokół siedzącego spokojnie na kamieniu Weneckiego Kupca. Nawet teraz kuzyn nie zamierzał zdradzić mu swojego planu.
Gdyby Asynota znów nie zasnęła, usłyszałaby ich kłótnię i „To”.
20:00 ! !
Zza kurtyny dobiegł zniecierpliwiony tłum doniosły głos „Podnieść kurtyny!”
Tym razem Wenecki Kupiec miał na sobie jaskrawy, pomarańczowy surdut i białą maskę zasłaniającą mu twarz.
Panie i Panowie! Oto przed wami niesamowity, niezastąpiony i niezniszczalny
Billy Brown!
Billy Brown wyszedł a oni wszyscy padli trupem.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Gadget · dnia 08.12.2011 19:48 · Czytań: 606 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora: