I siedzi dziewczyna na ławce przystanku autobusowego, zasłaniając twarz włosami, tak, jakby wstydziła się siebie, ukazania oczu, które mogłyby zdradzić jak bardzo w tamtej chwili świata nie znosiła. Bo czyż taka nienawiść nie jest grzechem? Czy jej życie nie jest poukładane? To przecież bluźnierstwo! Ileż to osób chciałoby się z tobą zamienić, niewdzięczna istoto!
A ona mimo wszystko siedziała, patrząc nieruchomo w migającą latarnię uliczną, przepuszczając kolejne autobusy, bo nic innego nie miało dla niej sensu. A serce jej biło, na twarzy pojawiały się kropelki potu, choć było zimno i mocniej okrywała się szalem, jaki zawiązała niechlujnie wokół szyi. A tak to też znowu powróciła na ławeczkę, na której zatraciła swą duszę. I czuła się samotna i bezradna, pozbawiona motywacji do walki.
Przecież to ona miała być teraz szczęśliwa – przygotowywała się do tego i czuła się piękna, i była pewna, że tym razem uda jej się już na pewno zapomnieć o tych dwóch przenikających do głębi oczach koloru chabru. Tego wieczoru powinna ona triumfować. Czyż nie było w scenariuszu sceny zwycięstwa? Przymknęła oczy; widziała siebie, wbijającą nienawistnie obcas w tę poruszającą się w takt wiatru pierś. I miała podnieść rękę w geście zwycięstwa – że oto ja, ja zraniona, ja niechciana, ja odrzucona, oto ja- ja! - ja wygrałam! Była przecież całkowicie przekonana, że tym razem jej się uda zgnieść tę czaszkę w dwóch dłoniach, ale czy to jej nie zgubiło?
I oto znów siedzi dziewczyna, zmarznięta, na ławce i przepuszcza kolejne autobusy, bo nic innego nie ma dla niej sensu. Siedzi przegrana, zawstydzona, zakrywa twarz, by nikt nie widział jej łez. A serce upadło na samo dno i już nie szukało ratunku. Już chciała wstać, pobiec ku księżycowi i powiedzieć: dobrze, skoro tak. Nienawidź mnie dalej, dalej, dalej. Jeszcze przecież nie przegrałam – prawda?
Skuliła się dziewczyna, siedząca na ławce, pomyślała: jakie to niesprawiedliwe! Ale zaraz odszepnęło jej coś niewidzialnego: a co takiego? A wtedy zagryzła wargi, bo i co miała powiedzieć? Że niesprawiedliwe jest to, że przegrała? Przecież ona chciała tylko miłości, oddania, odrobinki czułości i bezpieczeństwa, czy to tak wiele. Inni mają. A ona nie. To takie dziecinne, krzyknęła.
Dobrze, skoro tak. I popłynęły łzy, na które była zła. Nudziło ją to strasznie; czy to tak trudno wyrzucić z pamięci coś co nigdy praktycznie nie istniało? W zasadzie snu pozbyć się trudniej niż realnego wspomnienia. A ona miała jeden taki piękny. Niespełniony. A, do diabła!
I miało być zupełnie inaczej, widziała krew na jego ustach, ale czy chciała dla niego tego najgorszego? Oczywiście, że nie, tylko odejdź ode mnie. Chociaż tak pięknie pachniesz. To było takie okrutne! Cóż mogłoby pchnąć ku dnu, by skończyć to raz na zawsze?
Siedziała na ławce dziewczyna, wokół niej rozbrzmiewała muzyka, piękna i delikatna, taka jej własna. I tańczyła w jej rytm, zamykając oczy i czując ją w całej sobie. Płakała, przepuszczając kolejne autobusy, chociaż nie miało to sensu. Tylko muzyka wciąż z nią była, jedyna ją rozumiała, roznosiła się wszędzie. Nikt do niej nie podszedł – ale czy ona tak naprawdę tego chciała? Starszy pan z siwą brodą nie zapytał: a czego ci, dziewczynko, potrzeba? Ani pani w średnim wieku nie uśmiechnęła się z zakłopotaniem. Podszedł tylko młody chłopak, chrząknął dwa razy, podrapał się w skroń i w końcu wydukał: czy masz może ognia? A ona nie miała, ale to nie było istotne.
I była wtedy na dnie moralności ludzkiej i jej mały rozumek zbuntował się. Poderwała się z ławki, pozostawiając ją pustą i brudną. Dobrze, skoro tak, wydawała się mówić. Skoro ty możesz nienawidzić mnie, to czemu ja nie mogę nienawidzić ciebie?
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
heyhihello · dnia 12.12.2011 07:55 · Czytań: 1836 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora: