"A wszystko zaczęło się od..." - cz.I - MMM
Proza » Obyczajowe » "A wszystko zaczęło się od..." - cz.I
A A A
Dziewczyna spojrzała na Mateusza. Była poruszona, że tak długo rozmawia z Marleną. Muzyka grała w nastrojowym jazzowym stylu, nostalgicznie przygrywając w atmosferze z lekka przyćmionych świateł. Czas ten wprowadził gości w nastrój na tyle pozytywny, aby już tylko przy nim mieć ochotę wolno tańczyć i dużo rozmawiać. To ostatnie działo się nie do końca przypadkiem, rozmowom nie było końca, bowiem spotkania w gronie przyjaciół odbywały się niezmiernie rzadko.
Wszyscy na co dzień byli bardzo zapracowani, tak bardzo, że niemalże z utęsknieniem przybiegali na każdy sygnał mówiący o spotkaniu, aby w końcu być razem. Przeprowadzali wówczas rozmowy o tym, jak przebiega ich życie, gdy nie spędzają go wspólnie, a mając przy sobie duży zapas poczucia humoru i wesołości to właśnie o to ten czas spędzali już tylko milej.
Czasami zdarzało się spotkać kogoś z nich wszystkich w ponurym nastroju, jednak bardzo szybko wysłuchując strapień takiego ponuraka i pocieszając go przy tym, mieli już tylko na celu to wszystko, co pozwala już tylko powrócić do normy nastrojowi owego pocieszyciela.
A dzisiejszego wieczoru Bernadetta stała przy barku samotnie przypatrując się innym wokół niej, jakby nieco zasmucona.
Właściwie przyszła sama, ale to z Mateuszem umówiła się na to spotkanie. Jednak on po kilku zdawkowych zdaniach zostawił ją samą i gdy już przyćmione światło, dające taki a nie inny nastrój, zagościło przy nich wszystkich po kilku godzinach oglądania wystawy, właściwie była już tylko sama i sobie.
Mateusza znała jeszcze z czasów szkolnych. Był niezwykle zdolnym fizykiem i chyba jej najlepszym przyjacielem od tamtych czasów, kiedy to przy nim przestawała odczuwać samotność i w końcu potrafiła czuć się pewniej w nowym mieście. Dziś jednak wolał towarzystwo Marleny. A ona sama, cóż...
Zamieniła oczywiście kilka słów z innymi przyjaciółmi, nawet z kolegą z pracy porozmawiała o samej sobie. A zostając już sama przy barku doszła do wniosku, że jednak Mateusz... I w tym momencie pomyślała, że lekceważy jej przyjaźń i po raz drugi pomyślała sobie, że za długo rozmawia z tą Marleną. Jak i po raz kolejny poczuła to nieprzyjemne uczucie zawiedzenia i chyba zazdrości, ale do tego nie przyzna się przecież nigdy. Teraz szybko skierowując swoje myśli w stronę Marleny, pomyślała, że zapewne opowiada jej to wszystko, co ona zdołała już kiedyś usłyszeć od niego, gdzie on sam tak bardzo błyszczy przy tym w oczach jej przyjaciółki. Nie chciała im jednak przeszkadzać, pomimo, że Marlenę wyróżniała ze wszystkich swoich koleżanek najbardziej. Dzisiaj Marlena, jakby również nie zauważając jej samej tylko Mateusza z uwagą wsłuchana w jego słowa, przytakiwała tylko, uśmiechając się z wdziękiem, co pewien czas, a przy tym nie zerkając już na nikogo, jak tylko na Mateusza, nie nudziła się najwyraźniej. Kilka wymiennych spojrzeń i co najwyżej przywitanie na odległość, to miało na dzień dzisiejszy im wszystkim wystarczyć.
Na spotkaniu pozostało jeszcze ponad dwadzieścia osób, ten ogrom ludzi był im wszystkim chyba na rękę, w luźnym tłumie przecież nie trzeba z nikim, tak naprawdę rozmawiać. Dlatego też rozmowy przy szwedzkim bufecie były krótkie, zdawkowe i czasami, tak jak u niej, jak i u Mateusza, wymijające.
Teraz sama sącząc swoją kolejną lampkę półsłodkiego czerwonego wina, rozglądała się przy tym po pracach Justyny, które rozwieszone w wielu miejscach pokoju przyciągały jej wzrok. Uważała ten wieczór, pomimo wszystko za udany. To właśnie z tego powodu wszyscy znaleźli się na tym spotkaniu, aby podziwiać Justyny najnowsze prace. Z uwagą przyglądała się im i ich z lekka awangardowym wykonaniom. Nurt ten Justyna wypracowywała w sobie od wielu lat. I to właśnie dzięki niej i jej pracom miała przyjemność być na tym bankiecie połączonym z niezwykle interesującą wystawą.
Od dawna interesowały ją wszelkiego rodzaju wystawy, czy prace artystyczne. Powód był prosty, po ukończeniu szkoły pracowała w Galerii tego dużego krakowskiego miasta, a sama była artystką.
W pewnej chwili poczuła się już nieswojo i odłożywszy pusty już kieliszek wina, podeszła do Justyny i jej znajomego, aby wyszeptać jej do ucha.
- Nie czuję się najlepiej, dlatego chciałabym się pożegnać.-
Po tych słowach jeszcze podkreśliła, że wystawa jest przejmująca i po prostu wyszła, niepostrzeżenie przy tym zamykając za sobą drzwi, gdzie schodząc z trzeciego piętra ukłoniła się jeszcze portierowi siedzącemu za obszernym biurkiem umieszczonym w wyznaczonym do tego miejscu tej kamienicy, aby już tylko zniknąć za drzwiami wyjściowymi tego domu.
Na parkingu od razu poznała swojego nie najnowszego Volkswagena i zmierzając w jego stronę otworzyła go elektronicznym kluczem, zanim jeszcze zdążyła do niego wsiąść. Ruszyła, jakby z lekkim poddenerwowaniem i z taką samą niepewnością wykonała pierwsze metry swojej drogi. Zdążyła już do tego się przyzwyczaić, miasto, w którym mieszkała od wielu lat nie było jej rodzinnym, a do tego w dalszym ciągu czuła się w nim nieswojo.
Gdy dojechała do mieszczącego się trzy przecznice dalej domu, zaparkowała najlepiej, jak tylko potrafiła i w końcu poczuła się lepiej. W końcu znalazła się na miejscu.
Była to wysoka czteropiętrowa kamienica i również z portierem. Był to dobrze wszystkim znany pan Witold, również mieszkaniec tej samej kamienicy i był chyba dla Bernadetty od zawsze miłym akcentem niejednokrotnych przywitań i zdawkowych zdań pożegnalnych na dobranoc w tej dużej i wyludnionej o tej porze dnia klatce schodowej. Dlatego też pożegnała się z tymże panem zdawkowym: "Dobranoc" i czując się już o wiele bezpieczniej wsiadła do windy, aby znaleźć się w końcu przed swoimi drzwiami. "W końcu w domu."- pomyślała sobie przekręcając zamek w drzwiach i pomyślała sobie również, że dwie niewielkie lampki alkoholu nie zrobiły w jej organiźmie większego spustoszenia, sączyła je przecież dwie godziny, a sam dojazd nie pozwolił jej na dezorientację.
Lubiła ten do, a bycie w nim nie bez powodu porównywała do dobrego nastroju, nastroju starego wnętrza. A lubiła stare zabytkowe wnętrza i do tego stopnia, że gdy przed prawie dziesięcioma laty starannie wybierała wraz z rodzicami, gdzie zamieszkać to właśnie klimatem kierowała się w głównej mierze. I tak naprawdę nie wyobrażała sobie życia w mieszkaniu o nowoczesnych standartach rodem z planów architektonicznych eksponujących dwudziestopierwszo wieczną współczesność.
Wnętrze, do którego przed chwilą otworzyła sobie, wcale, a wcale nie przypominało miejsca, w którym znajdowała się przed chwilą na spotkaniu.
Zabytkowe drzwi, żadnych świetlików i okna, czy kaflowy piec, który na pierwszy już rzut oka był dziełem sztuki, to wszystko oprócz nowoczesności, różniło jej obecne mieszkanie, o wiele bardziej od innych. Piec, co prawdaż nie działał i był swoistym pomnikiem tamtej dziewiętnastowiecznej epoki, jednak dla niej samej był akcentem podnoszącym walory tego mieszkania do poziomu, nawet luksusowej posesji.
Kiedyś myślała, aby go odkupić od właścicieli, ale oni podobnie, jak i ona poznali się na jego wartości i za nic nie chcieli, nawet słyszeć o jego sprzedaży. A oprócz tego, jak gdyby nigdy nic, montując centralne ogrzewanie dużo wcześniej, dali jej do zrozumienia, że w domu jest co prawdaż cieplej, ale piec to piec i pozostał już ich własnością. Lubiła z nimi te rozmowy, jednak głównie poprzez telefon, ponieważ mieszkając w Stanach, odwiedzali Polskę, co najwyżej raz do roku. A sam dom służący dziś jej, był już nie tylko przytulnym miejscem, ale przede wszystkim widnym.
Dom miał duże zabytkowe okna, gdzie dwa z nich w pracowni były, jak to na poddaszu wmontowane tak, aby światło wpadało poprzez nie prosto z nieba.
Spojrzała ponownie na ten zabytkowy piec i uśmiechnęła się na samą myśl, że mógłby ozdabiać swoimi zielonymi kafelkami, pełnymi zdobień, pokój w domu jej rodziców.
Niestety na marzeniach o nim, o domu, o Mateuszu, zakończyła kolejny dzień w tym dużym mieście.

Rano obudził ją dzwonek telefonu, zdziwiła się, bo nie nastawiała go, aby wstawać wcześnie. W końcu z trudem jednak podniosła się, aby odebrać, jak się okazała jednak telefon.
- Cześć, to ja Marlena, chciałaby z tobą jeszcze dziś się spotkać.- jej przyjaciółka wypowiedziała swoje słowa, niemalże jednym tchem.
Bernadetta usiadła z wrażenia na łóżku nie spodziewając się głosu Marleny w słuchawce. Kogo jak kogo, ale od niej telefonu nie spodziewała się w ogóle.
- Dzisiaj mówisz, przecież wiesz, że od jedenastej mam galerię, ale tak w ogóle to po co?- zapytała na koniec wymijająco, a przy tym z lekka odtrącająco.
- Jak to po co? Chciałbym wytłumaczyć ci wiele spraw. Tak niepostrzeżenie wyszłaś wczoraj od Justyny. Mateusz winien ci chyba jest przeprosiny i chciałabym ci go wytłumaczyć. Wiesz, wczoraj przy nim...
- Przestań, nie mamy sobie , chyba już nic do wytłumaczenia. I wolałabym już więcej nie spotykać się z tobą, ale jeśli bardzo nalegasz to nie wcześniej, niż o siedemnastej w naszej ulubionej kafejce.- powiedziała to takim tonem, jakby była rozkapryszoną nastolatką.
Marlena zgodziła się na kafejkę bez większego sprzeciwu, nawet Bernadetta wyczuła u niej pewnego rodzaju ulgę, jakby to spotkanie miało naprawić jej sumienie, gdzie obie zakończyły z cichym pożegnalnym uśmiechem.
"Czyżby jednak miała coś na sumieniu?"- pomyślała, niemalże na głos wypowiadając swoje myśli. To fakt, zwierzała jej się wielokrotnie, że przyjaźń trwająca tak długo z Mateuszem jest dla niej bardzo miła. Mogła jej pozazdrościć. Nie była to jej skryta tajemnica, dlatego nie zdziwił ją tłumaczący się ton Marleny z zaistniałych sytuacji. Osobiście już więcej nie chciała myśleć o niej, sama sobie dziwiła się , że jeszcze nie wyznała uczucia "swojemu" Mateuszowi. I w tym momencie poczuła zazdrość o przyjaźń i o Marlenę. Do tej pory nigdy nie musiała zabiegać o Mateusza, po prostu się znali i tyle. A przecież czas robi swoje, długoletnia znajomość samoistnie przekształciła się w przyjaźń. Być może po części nauczona tego z domu, że należy dbać o uczucia, nawet te koleżeńskie, przypadła na tyle do gustu Mateuszowi , że on nie mając do niej zastrzeżeń, spowodował, ze była stałym miejscem w grafiku ich spotkań. Jednak lata upływały , a ona usuwając się w cień, a raczej, w jak najlepsze światło , sprzyjające jej pracom, spoglądała tylko, jak też jej wspaniały Mateusz, pogrążony w nauce, odnoszący co rusz to kolejne sukcesy, w końcu zdobywa i kolejne stopnie naukowe. Po wielu latach znajomości była dla niego,jak siostra, do której dzwonił o każdej porze dnia i nocy, była jego skarbnicą radości i kłopotów i chyba bardzo sobie cenili tą wzajemną przyjaźń.
On również, jako ten wieloletni przyjaciel spełniał bardzo podobną rolę, jednak nigdy, ale to nigdy, pomimo długoletniej znajomości nie odważyli się być ze sobą w jednoznacznej sytuacji.
I tak naprawdę nigdy nie rozmawiali ze sobą o swojej wspólnej przyszłości. Po prostu byli i byli chyba poprzez ten cały czas ich znajomości stworzeni wprost dla siebie i dla swojej wręcz idealnej przyjaźni.
To on powstrzymywał ją przed wyjazdem do jej rodzinnych stron po ukończeniu szkoły i to on pomógł jej znaleźć pracę w Galerii.
- Nie zostawiaj mnie w tym ogromnym i samotnym mieście. Komu będę opowiadał o swoich osiągnięciach naukowych. - tak to wówczas przekonywał ją argumentując, że ich rozstanie nie jest na miejscu.
Oczywiście nawet nie oponowała, a wyjazd odłożyła do dzisiaj, dwa lata plus dziewięć. A sama chyba bardzo szczęśliwa z tej znajomości, miała więcej czasu dla siebie, gdzie rzadko spotykając się z innymi znajomymi, mogła już tylko pracować i malować.
Bo tak naprawdę dzięki Mateuszowi mogła wszędzie wyjść i nie była narażona na zaczepki mężczyzn gotowych spotykać się z nią w sposób prowadzący, z reguły w ich mniemaniu już tylko do małżeństwa. Albo i nie...
Przed dziesiątą była już gotowa, aby wyjechać do Galerii na kilka godzin, jednak oprócz pracy pomyślała, że mogłaby opuścić ją na dwa tygodnie i wyjechać również do rodziców. Z prostych przyczyn. Po pierwsze kilka dni wolnego bardzo dobrze jej zrobi. Tak naprawdę nie wypoczywała od prawie półtora roku. Po drugie nie chce popełnić głupstwa, a Mateusz to pierwszy krok do tego, aby z nim przez najbliższe tygodnie zapomnieć o zgodzie. A po trzecie tak naprawdę to wcale nie chciało jej się pracować w tej galerii, a zwłaszcza na czyjąś korzyść. Swoje prace już dawno zaniedbała i wcale, a wcale nie przypominały jej ulubionego impresjonizmu. Po tych kilku latach, jako początkująca artystka, oprócz szkolnych wystaw, nie miała jeszcze sposobności zaistnieć, nawet w Galerii, w której pracuje.
I choć uzgodnioną miała pracę na pięć, sześć godzin dziennie, to i tak długo w pracy, jeżeli chce się tworzyć.

W pracy czas minął jej wcale nie tak szybko, jak przypuszczała. Wystawy, które widniały, były zorganizowane w ciągu ostatniego miesiąca, a do następnej, najbliższej i rokrocznej miała jeszcze ponad trzy miesiące. Wówczas to będzie wraz z innymi musiała się "spiąć ", aby jednak na najwyższych obrotach zorganizować wielki pokaz artystów.
Jednak do tego czasu mogła wziąć sobie dwa tygodnie, aby odpocząć poza miastem. Dlatego też to głównie na myślach o wyjeździe skupiały się jej chwile, a sam czas dziś dłużył się jej w nieskończoność, przecież tak bardzo dobrze wiedziała, że urlop, który wybawi ją od problemów otrzyma bez większego sprzeciwu i to od zaraz, stąd tyle myśli o domu rodzinnym.
I tak jak przypuszczała na samo zapytanie, czy mogłaby wziąć urlop od jak zwykle zajętej szefowej ujrzała tylko uśmiech i miłe przytaknięcie wyrażające jej zgodę na oderwanie się od tego miejsca i miasta.
Chwilę później zadzwoniła nawet do rodziców. I już po chwili, właściwie myślała już tylko o sobie i domu, jakby nawoływały ją rodzinne strony do wyjazdu, a sama swoją wyobraźnią przeniosła się niemalże już w miejsce jej domu na wsi. Jeszcze tylko powinna pożegnać się przez telefon z przyjaciółmi. I tak też zrobiła w chwili, gdy nie było zwiedzających.
Rozpoczęła od Justyny, było jej trochę żal, ale niestety na swoją kolej w galerii sama Justyna będzie musiała poczekać jeszcze kilka miesięcy, a może i do przyszłego sezonu. Niestety. Była być może bardziej pracowita od strony twórczej, niż Bernadetta, ale w Galerii rządzą się swoje prawa i mnóstwo oczekujących na swoje zabłyśnięcie. Zresztą Bernadetta również była zapisana w tej kolejce, lecz ona już wiedziała, że w tym roku na wspólnym pokazie jej prac, jako autorki nie będzie. Justynie natomiast dała nadzieją, zresztą dobrze znała jej prace i dobrze wiedziała, że ma szanse dostać się nie tylko na "plakat", ale i być może w końcu bardziej zaistnieć.
Owszem malowała, tego się nie przerywa, jak porannej kawy, ale niewiele i chyba ostatnimi czasy coraz bardziej tęskniła do przedmieść i tych okolic, z których to pochodziła. Miasto ma to do siebie, że jest witalne. Sześć godzin pracy plus dojazd to osiem, od czasu do czasu jakieś spotkanie ze znajomymi, codzienna kawa w ulubionej kafejce, spacery po mieście i zakupy to taka pokusa, że właściwie tylko soboty były dniem, o którym mogła powiedzieć, że jest cała dla malarstwa. A tutaj trzeba być jednak, tak tylko dla siebie przez, chociaż kilka dni bez żadnych wyjść. Uśmiechnęła się rozmyślając, bo wszystkie wyjścia to również dobre strony.
Galeria dała jej bowiem niesamowite znajomości, gdzie jest powiedzmy po imieniu z ludźmi, nawet nie banalnego formatu, czasami nawet przy ich dużej sławie i uznaniu i ona sama może podać im dłoń na przywitanie, jakby byli dobrze znanymi przyjaciółmi. W końcu i poznała ludzi z czasów jej mamy, którzy dziś znając i drugie pokolenie Kraińskich mogli przekonać się, jaka ona jest. A to skolei również bardziej dowartościowuje i daje pewne względy, co już skolei , jak na młodą osobę daje bardzo wiele. Spodziewała się tego zaczynając swoją przygodę z Galerią i nie pomyliła się. Jednak teraz przyszedł moment i na nią. Czuła, że gdy tylko odwiedzi pracownię mamy, zacznie tworzyć coś, coś bardzo pięknego i udanego. Marzyła bowiem, aby przyszły rok należał również i do niej, tak bardzo kochała przecież to, co robi.
Nie zadzwoniła jednak do Mateusza, ani do Marleny, nie chciała z nimi rozmawiać. Tak naprawdę to właściwie w ogóle, choć dobrze pamiętała o popołudniowym spotkaniu z Marleną. Wiedziała jednak dobrze, że co nie powie to i tak nie będzie dobrze odebrane, a na to nie chciała sobie pozwolić.
Po piętnastej skończyła już pracę i żegnając się z dwiema koleżankami, postanowiła już dłużej nie być w tym miejscu, tak odległym od jej myśli. Oczywiście na pożegnanie, wiedząc już dobrze, że wyjeżdża, otrzymała serdeczne i szczere życzenia udanego urlopu.
- Tylko wracaj do nas.- pożegnała ją jej zmienniczka, a ona już tylko przytaknęła głową.
Po wyjściu z pracy postanowiła prosto pojechać na zakupy, aby stały się prezentami dla jej wspaniałych ludzi życia.
Miała na to niewiele ponad półtorej godziny, do jej ulubionej kafejki jechało się ponad pół godziny, a to oznaczało, że zostało jej niewiele, ale jednak jeszcze troszeczkę czasu. Na szczęście po drodze mijała ciekawy dla niej pasaż z niebanalnymi rzeczami i to właśnie do niego zamierzała wejść. Jeszcze kilka sklepów na drodze z parkingu do kawiarni. To powinno zadowolić jej gust. I tak też się stało. Mamie wybrała gustowny komplet do płaszcza w kolorze wiśniowym, w którym nawet rękawiczki były z dyskretną aplikacją jej imienia. Tato kojarzył jej się z dobrem i niezwykłą serdecznością wobec jej życia. Kojarzył jej się jednak i z fajką, jak i z pachnącym tytoniem. Nic nie mogła na to poradzić, pomimo, że martwiła się wiele razy o jego zdrowie. Dlatego też za każdym razem przywoziła dla niego dobry tytoń z tego wielkiego miasta. Dziś jednak ujrzała niezwykle efektowną szkatułkę na tytoń. Ją właśnie kupiła dla niego. Kupiła jeszcze słodkości i owoce na drogę. A do siedemnastej zdążyła schować wszystko do samochodu i pomyśleć w końcu o filiżance dobrej kawy i oczywiście z myślą o Marlenie i Mateuszu.
Spacerując pomiędzy sklepami, nie mogła skupić się na niczym innym, jak na jej koleżance.
Mateusz miewał czasami zauroczenia młodymi kobietami, nie miała nic przeciwko temu, była przecież jego przyjaciółką. Jedenaście lat znajomości to, jak żartowali: "U brata i siostry.", mnóstwo wspólnych zdarzeń, ale i nie. Sama kochała Mateusza coraz bardziej z każdym rokiem, jednak nigdy nie przypuszczała, że Marlena może być jego następną kobietą. Wczoraj poczuła się trochę zagrożona, patrząc na ich zabawną rozmowę. Chyba gdzieś w podświadomości bała się, że nie będzie już ich wspólnych wyjść, spotkań, że w przyszłości będzie musiała sobie radzić już bez niego, gdyby tak pazerną była przyjaźń: i Marleny, i Mateusza.
Po tych rozmyślaniach postanowiła już tylko, że tak jak zawsze i od zawsze w takich sytuacjach usunie się w cień, nie przeszkadzając tym samym przyjaźniom jej starego, dobrego Mateusza, tak po prostu cichutko.
Kawiarenka miała swój swoisty klimat, czarne stylizowane drzwi, mosiężny dzwoneczek obwieszczający wejście kogoś, czarny stylizowany na przedwojenne lata bufet, a po jej wnętrzu rozchodziła się cicha klasyczna muzyka i nie więcej, jak dziesięć, nakrytych białymi obrusami niewielkich kwadratowych stolików.
Pamięta, jak przychodziła tutaj w pierwszych latach swojego bytowania w Krakowie, aby spotkać kogoś znanego, a może i nawet sławnego. I tak pozostało do dziś, odwiedza to miejsce wcale nie rzadziej, choć już bardziej, jako osoba lubiąca zaciszne klimaty. Ludzi znanych oczywiście nie spotkała najwięcej i choć może nie wogóle, to jednak została w tym miejscu, które to skolei nie drogie pozwalało wypić jej jedną z najlepszych kaw w tym mieście, jak i pobyć w miejscu, które przypominało klimatem jej rodzinne miasteczko i klimat tamtych zabytkowych miejsc.
Usiadła przy jednym ze stolików, przodem do drzwi i zamówiła kawę, płacąc jednocześnie rachunek. Nie dążyła jeszcze napić się jej upragnionego napoju, a dzwoneczek od kafejki odezwał się, gdzie w drzwiach stanęła, jak zwykle punktualna i zasadnicza Marlena. Usiadła od razu przy niej i nie zwracając uwagi na to, aby coś zamówić, przemówiła:
- Dobrze, że przyszłaś, aby spotkać się ze mną. Wiem, że za długo byliśmy wczoraj z Mateuszem.
W tym momencie przerwała im kelnerka, a Marlena zamawiając również kawę, mówiła dalej nie przerywając rozmowy.
- Najlepiej, abym to ja labo Mateusz spędzili na rozmowie z tobą wspólnie ten nasz wieczór, ale tak zagadaliśmy się...
- A teraz posłuchaj ty mnie.- Bernadetta przerwała jej, jakby z lekka komediancko wyuczoną rozmowę.- Nie chcę słuchać waszych tłumaczeń po fakcie. Wszyscy jesteśmy dorośli i chyba z tysiące razy ćwiczyliśmy sztukę dobrego wychowania. O tym, jak powinniśmy się zachować, mogliśmy pomyśleć wczoraj. Dziś chyba za późno jest mówić mi: Przepraszamy Bernadetto, ale chcieliśmy rozmawiać cały wieczór na bankiecie tylko i wyłącznie ze sobą. Mateusz na drugi raz niech zaprasza ciebie, Marlenko na wystawy. Tylko uważaj, abyś nie spędziła , któregoś wieczoru samotnie tak jak ja wczoraj.-
Po tych słowach wstała i bez pożegnania energicznym krokiem wyszła z kawiarni. Marlena na szczęście nie wybiegła za nią, dlatego też otworzyła samochód i upewniwszy się, że ma wyłączoną komórkę, wyruszyła prosto do jej wspaniałego mieszkania z zielonym piecem.
W mieszkaniu, niemalże od razu wzięła prysznic i po raz kolejny zrobiła sobie nie za mocną kawę, bo przecież tamtej w kawiarni, nawet nie tchnęła.
Wieczór spędziła przy cichej spokojnej muzyce, gdzie oprócz jej słuchania, dokładnie przeglądała, co ma zapakować na drogę do domu. Kilka swoich prac, aby się pochwalić, farby, pędzle, trochę książek, ubrań. I tak chodząc po mieszkaniu wyciągała, co rusz to coś innego, aby układać na fotelu i stole, jako niezbędne do zabrania ze sobą.
Gdy już wszystko spakowała, w końcu położyła się, aby zasnąć i wyruszyć, najlepiej jeszcze nad ranem w stronę upragnionego urlopu.
Rano obudził ją budzik i tak, jak zawsze bez większych zmian i wcale nie wcześniej, w końcu wyjechała w stronę swojego domu.
Droga, gdy opuściła już miasto nie była już tak zatłoczona i w niczym nie przypominała miasta w godzinach porannego szczytu. Jeszcze po drodze odwiedziła stację benzynową i już po chwili zajadając smakowitości przygotowane na drogę i nucąc coś pod nosem, zmierzała w stronę jej ukochanej wsi.
Znała dokładnie każdy zabytek w okolicy, na ostatnim roku studiów równorzędnie rozpoczęła historię sztuki, jednak nie tylko dlatego, że kończyła pierwsze i to bardzo pomyślnie. Jej tata od lat, jako historyk miał duży antykwariat w mieście. nawet tak, jak on kiedyś przed laty, myślała o renowacji zabytków. Jednak bardzo szybko doszła do wniosku, że nad resztą życia powinna zastanowić się tworząc swoje uwspółcześnione impresje. Miała przecież niewiele ponad rok i trzydzieści swojego życia, a tak naprawdę na takie śmiałe i kolejne decyzje, najlepiej jest przystanąć i zastanowić się z jaką profesją pragnie związać się człowiek w późniejszym czasie.
Nie było nawet jeszcze jedenastej, gdy już znalazła się na peryferiach niewielkiego, udrzewionego miasta, w którym to chodziła do szkoły podstawowej. I nagle przypomniała sobie, że nie było jej w domu od Bożego Narodzenia, gdzie nawet Wielkanoc spędziła z przyjaciółmi i nie przyjaciółmi, spoglądając na nich od dziś w zupełnie innym świetle, ale jednak w Krakowie spędziła. Nie ominęła Radzyniowic, jadąc bocznymi, podmiejskimi ulicami, ale przejeżdżając przez główny akwedukt, przejechała dosłownie poprzez centrum, zatrzymując się jedynie na czerwonych światłach tego sennego jeszcze o tej porze miasteczka. Miasto było przeurocze, a Bernadetta uśmiechając się od czasu do czasu, dawała samej sobie do zrozumienia, jak bardzo wiele miłych chwil przeżyła, właśnie w nim.
Spojrzała jeszcze w lewą stronę i po raz kolejny uśmiechnęła się, ponieważ to po jej lewej stronie znajdował się antykwariat jej taty. Sprzedawał w nim dosłownie wszystko, meble, czy zabytkowe obrazy, pochodzące z prywatnych kolekcji, czy mniej kosztowne bibeloty, choćby srebra. Jednak nie miała zamiaru wstępować, właśnie teraz do sklepu, była przecież zapakowana po brzegi bagażami, była również już zmęczona całą tą drogą, jak to po podróży. Taty zapewne w nim nie było o tej porze, dlatego pojechała dalej przed siebie z myślą o domu.
A już wkrótce przed jej oczami ukazała się stuletnia aleja wyrośniętych ku górze wiązów, która prowadziła jej ukochanego granatowego Volzwagena garbuska wprost do jej upragnionego i kochanego domu.
Dom był na pewno starszy od jej rodziców, dom był na pewno starszy od jej dziadków. O tym wiedzieli wszyscy, a ich rodzina, właśnie za wielopokoleniowość, pamiętającą nawet pradziadka, cieszyła się w mieście, jak i okolicy między innymi, ogólnym uznaniem i szacunkiem. Tak właśnie jest dziś.
Dom, jak wszystko wokół niego wyróżniało się czymś, co świadczyło o długoletniości. Miał duży dach pokryty gontem, krużganek podparty dwoma okrągłymi filarami, do którego wchodziło się po pięciu stopniach. I był otynkowany w kolorze ciemnego piasku, wpadającego w brunatne brązy. Kolor był stonowany i doskonale pasujący do równie starego, jak on ogrodu. A zwłaszcza ich barwy wspólnie komponowały się, co roku jesienią. Bernadetta doskonale pamięta opowieści dziadka, że były czasy, gdzie w tym domu nie było wolno im mieszkać. A radość z posiadania i odzyskania go po wielu latach nieobecności w nim, chyba pojawia się w ich sercach za każdym razem, gdy tylko go witają. A od prawie trzydziestu lat jest ponownie z nimi, gdzie małe domki, które były ich domami rodzinnymi, w końcu porzucili w środkowej Polsce, aby ponownie zamieszkać tutaj.
Dziś dom odzyskał swój sławny klimat, po dawnym zaniedbaniu nie pozostało, ani śladu. Tylko dziadzio odszedł z babcią, mieszkając w domu zaledwie pięć lat, gdzie babcia nie cały rok.
Drzwi były otwarte, dlatego też Bernadetta weszła do domu i udała się wprost do salonu.



Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
MMM · dnia 28.12.2011 20:47 · Czytań: 591 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
pierzak dnia 01.01.2012 18:11
"...a mając przy sobie duży zapas poczucia humoru i wesołości to właśnie o to ten czas spędzali już tylko milej." - zgrzyta końcówka

"...właściwie była już tylko sama i sobie." - zgrzyta końcówka. Może wystarczy samo słowo "sama"?

" Powód był prosty, po ukończeniu szkoły pracowała w Galerii tego dużego krakowskiego miasta, a sama była artystką." - też zgrzyta. Czyli w Krakowie są jest miasto w mieście, bo tak to brzmi.

"- Dobrze, że przyszłaś, aby spotkać się ze mną." - pojechała z zamiarem spotkania się z nią, także to jest niepotrzebne.

"- Najlepiej, abym to ja labo..." albo.

Nie jest to mój klimat, jak kiedyś wspominałem, ale inne teksty nie miały tyle zgrzytu. Kilka fragmentów, które rzuciły mi się w oczy, umieściłem powyżej. Takich zdań jest jeszcze parę. Mają dziwną składnie i są wtedy niezrozumiałe albo rozumiane opacznie, ale chyba nie taki efekt chciałaś osiągnąć.

Tekst nie przemawia do mnie.

Interpunkcja do przejrzenia.


Pozdrawiam.
MMM dnia 03.01.2012 08:01
Trzcionka podczas wpisywania na strony w dzisiejszych czasach jest dość dużym utrudnieniem, myślę że dla wszystkich, a skolei sama książka jest pewnego rodzaju skupiskiem myśli, stylów, form, dialogów, obyczajów. Nie wiem jaka mi wyszła, miała wyjść dobra. Po prostu jest, natomiast wiem, że nie mogę trzymać się ścisłych form teoretycznych pisząc. Każda moja praca byłaby wówczas taka zwarta, sformowana, precyzyjnie wówczas określona
i wyróżniana poprawnością gramatyczną, nawet podczas tworzenia moich dialogów. Jak w armii. A tak nie chcę.
Bo gdzie wówczas myśl, serce, uczucia i przecież naturalne odzwierciedlenie życia , a co za tym idzie zupełnie normalnych dialogów ludzkich.
Za ocenę, dziękuję, poprawię. Zawsze to lepszy tekst.
Większym moim smutkiem jest natomiast to, że nie mogę Wam wpisać kolejnej części, może dziś mi się uda. To już czwarty raz.
Pozdrawiam MMM
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:79
Najnowszy:ivonna