"A wszystko zaczęło się od..."- cz.II - MMM
Proza » Obyczajowe » "A wszystko zaczęło się od..."- cz.II
A A A
Rankiem nikt jej nie budził, a w domu panowała taka cisza, że pobliski park, za którym znajdował się las, szumiał swoimi młodymi kwietniowymi liśćmi tak, że był słyszalny, nawet w domu. Nie wstała jednak od razu. Leżała sobie i wspominała, a to spoglądając w sufit, a to w okno przesłonięte do połowy roletą, a to po pokoju, zatrzymując, co jakiś czas wzrok na którymś z jego przedmiotów.
Po jakimś czasie, pomimo niedzieli w końcu wstała i najzwyczajniej w świecie poszła "pozwiedzać" dom. Pierwsze kroki skierowała w stronę kuchni, jednak w kuchni nikogo nie było, stąd bez pomocy już innych osób sama już postanowiła sobie i to bez większego trudu zaparzyć poranną kawę. Przyzwyczajona przecież do tego typu samodzielności już od dawna w swoim domu z zielonym piecem.
Wraz z nią przeszła do największego pokoju tego domu, tutaj jednak również nie było nikogo, a na stole widniał napis na kartce przeznaczonej dla niej i o tym, że wszyscy są w kościele. Uśmiechnęła się na samą myśl o kościele parafialnym, tam przecież spędziła całe swoje dzieciństwo i obiecała sobie odwiedzić go jeszcze podczas tego urlopu. Nie usiadła jednak, ani nie postawiła swojej filiżanki na stole, podeszła do wieży i tam nastawiła muzykę, starannie dobierając jej ulubiony repertuar.
Nie od zawsze widziała się w klasyce. Doskonale pamięta, jak pod jakimś pretekstem wychodziła do swojego pokoju, gdy któryś z rodziców słuchał jej za wiele. Tak bynajmniej odbierała ich zainteresowania mając swoje kilkanaście lat. Przełom nastąpił na drugim roku studiów, gdzie mając dosyć już cogodzinnych wiadomości, przełączyła radio na kanał z muzyką poważną. I wówczas powróciła wspomnieniami do rodzinnego domu, pełnia beztroski dziecięcych lat, tęsknota za nią, to właśnie przy klasyce utrzymywała ją dłużej. I tak zostało jej do dziś. Mateusz niejednokrotnie pytał jej, dlaczego takiej właśnie słucha, odpowiadała wówczas, że jest odgrywana naprawdę i przedstawia faktyczne umiejętności człowieka, tych olbrzymich w odtwarzaniu czasowym utworów, a w nich samych symfonii przecież nie da się odtworzyć koncertowo nic nie umiejąc, czy niewiele. Doskonale ją wówczas rozumiał, sam, jako naukowiec opierający swoje badania na prawdzie matematycznych obliczeń, czy działań, rozumiał ją jako kobietę, malarkę, dokładnie w tym samym stylu pracującą przy swoich i fantazjach, począwszy, aż od kreski pierwszej na kartce.
Mniej więcej po roku malowała już w słuchawkach, zasłuchana w różnorodne symfonie, mazurki, suity tych wszystkich wykonań, które przystrajają jej życie, aż po dziś dzień, niczym to muzyka filmowa jakiś film.
Gdy muzyka już ucichła, wyszła z salonu z nadpitą do połowy kawą, aby wszyscy nie zastali jej jeszcze w szlafroku.
W pokoju podniosła do góry, podniesione wcześniej do połowy już rolety. A widząc za oknem słoneczny krajobraz zatrzymała się na chwilę, aby chwilę później spoważnieć na samo wspomnienie Mateusza.
Świat za oknem śpiewał, wiatr z lekka pochylał gałęzie drzew. Kiedyś to była piękna przestrzeń pola, była nie tylko łąką pełną drzew, ale olbrzymią połacią złotego letniego pola i dużo większą, niż dziś. Tak jej opowiadali i tak też powinna te pola zapamiętać. Świat za oknem o tej porze dnia gwarzył ptasim życiem, w pewnej chwili Bernadetta uchyliła okno, aby usłyszeć bardziej ich śpiew i podniosła swoją głowę spoglądając ku niebu, aby dostrzec ich małe gromady, przelatujące nad domem w swym rozrzewnieniu. Jednak ich gromadna liczba nie odzwierciedlała hałasu, jaki panował o tej porze w tym kwietniowym niedzielnym dniu. To las był ich osłoną i korony drzew w ich parku, to tam skrywając się śpiewały najgłośniej. Spojrzała po raz kolejny jeszcze na pola, o których pomyślała sobie wcześniej i ujrzała zielone i nie wyrośnięte jeszcze zboża i w końcu poczuła się w domu, jego klimat, jakby w końcu i do niej powrócił, a wszystko inne stało się już i dla niej mniej ważne. To przecież dom od zawsze dawał im wiele radości i to z jego odzyskania cieszyli się wszyscy, przecież najbardziej. Tak niejednokrotnie powtarzał jej tato z myślą o ich wspólnym wielopokoleniowym dobrodziejstwie. Tato, jej poczciwy dobry Edmund, zasługujący już od dawna na jej i innych uznanie.
Poranna kawa oczywiście wystygła, a jej szlafrok już wkrótce zmienił się na niej w ubranie pełne swobody, ale i szyku.
Już wkrótce wszyscy przyjadą, przecież z kościoła.
Rodzice wraz z panią Lodzią, która pomaga im w domu, wrócili, jak zwykle o czasie. I już wkrótce w sposób szykowny i jak najbardziej niedzielny, przystąpiono do obiadu.
- Brakowało mi atmosfery tego domu.- w pewnej chwili to tak Bernadetta odezwała się do wszystkich.
- Czy, aby na pewno wszystko w porządku?- spytał jej się tato.
- I tak i nie.- odpowiedziała, dodając.- Ale, gdy jestem tutaj u was, nie chce mi się tam wracać. Jednak jest niedziela i nie dziś i nie pora na szczegóły.
- Jednak obiecaj nam, że opowiesz nam więcej podczas tego urlopu o twoim życiu w Krakowie.- poprosiła, jak zwykle bardziej miło jej, jak zwykle taktowna i przyjacielska wobec niej mama.
Przytaknęła na jej propozycję, jednak już do końca obiadu, jak i do końca dnia nie wracali więcej do tej rozmowy.
Natomiast to jej rodzice jeszcze wielokrotnie opowiadali o tym, jak im się mieszka i żyje tutaj bez niej i jak to sobie radzą na co dzień i od święta w całej okolicy począwszy od Krzewin, aż po Radziejowice.
Pomiędzy tymi rodzicielskimi zwierzeniami Bernadetta nic więcej tego dnia już nie robiła, poczytała może tylko troszeczkę, poobserwowała życie za oknem.
Dokładnie to samo było w poniedziałek do południa - nawet w pracowni nie chwyciła za rysik. Rozstawiła jedynie swoje krakowskie prace i tylko jedną z nich, wstawiła na sztalugi. Jakby to klimat samego domu miał być przy niej tym z najcenniejszych nastrojów, którego nie mogła przecież przegapić w beztrosce swojego wypoczynku, tak bardzo wzbogacającym jej urlop i życie.
Przy obiedzie tego poniedziałkowego dnia, który podano już tylko jej i mamie w pewnej chwili Bernadetta zaproponowała wyjazd do antykwariatu ojca.
Mama zgodziła się bez wahania i już po półgodzinie obie kobiety zmierzały do Radziejowic samochodem Bernadetty. Do miasta było ponad kilkanaście kilometrów, a po drodze mijanych kilka mniejszych miejscowości już tylko umilały im wspólny ich czas, zwłaszcza, ze opowieści mamy o każdej z nich był, jak zwykle ja ujmujące. Tak dawno, przecież nie była tutaj.
Obie kobiety były bardzo do siebie podobne, obie młodo wyglądające, jak na swój wiek i niezwykle błyskotliwe. Jednak ich zewnętrzne podobieństwo różniło się bardziej od strony uduchowienia. Latami wypracowywany ich indywidualizm, czynił jej bardzo różne od siebie i to te różnice wzbudzały zachwyt wobec nich od innych ludzi. Były przecież tak odmienne artystycznie, pomimo wspólnych więzi.
Miasto nie było dużym, dwadzieścia pięć tysięcy mieszkańców, dwa kościoły, kilka zabytków i dwa niewielkie parki i jeden duży, stanowiły niezły urodzaj turystyczny, zwłaszcza w lecie.
Właśnie skręciły w prawo i dojeżdżając w końcu do nie zatłoczonego o tej porze parkingu, w końcu zaparkowały. Na starówce o tej porze nie było już sennie, a wielu ludzi zmierzało gdzieś w swoich sprawach, jakby szybciej, niż zwykle. To tutaj uświadomiła sobie, że jest na urlopie. Pośpiech ów był tak odmienny od je swobody życia ostatnich dni.
Jej garbusek z miejsca zwrócił uwagę kilku młodych gapiów. Był po remoncie, a jej osobisty powód do dumy, czyli oszprychowane spojlery wmontowane wprost od Rovera, jakby dopełniały jego metalicznie granatowego koloru.
Do antykwariatu drzwi otworzyła jej mama.
Pani Wiśniowska przywitała ich, jak zwykle serdecznie. Gdy chwilę później zapachniało już kawą w całym wnętrzu i dostawiono już krzesła do biurka, a Bernadetta odpowiedziała już na kilka,czasami nawet bardzo szczegółowych pytań pani Wiśnickiej, w końcu mogła pozwolić sobie na zwiedzanie antykwariatu jej ojca. Obie kobiety wyraźnie zajęte już rozmową, nie przeszkadzały jej już swoimi pytaniami.
W antykwariacie, oprócz biurka i żaluzji wszystko inne było "zmienną", może tylko szafa stojąca w rogu była tą samą, którą widziała tutaj będąc ostatnim razem.
Obejrzała z zaciekawieniem kilka bibelotów i w pewnej chwili spoglądając na zakaz fotografowania, przypomniała sobie, że nie zabrała swojego aparatu z samochodu.
I już miała wychodzić, gdy w pewnym momencie daleko za szklanymi witrynami i za ciemnobrązową, starą i obszerną komodą dostrzegła niewielki i wąski stoliczek tego samego koloru, na którym znajdował się jeszcze jeden przedmiot.
- Pani Wiśnicka, od kogo ona jest? - spytała głośniej, niż zwykle.
Kobieta podniosła się, aby dostrzec, o jaki przedmiot pyta, a chwilę później zaglądając do szuflady w biurku, przy którym ponownie usiadła i stwierdziła.
- My ją już zestawiamy, stoi tam już dwa miesiące, odkąd wystała się na wystawie. Od Brelda jest, jakiegoś z okolicy.- dodała już na koniec tonem, jakby bardziej znudzonym.
Bernadetta w tym czasie podniosła ją do góry i podchodząc do okna w końcu odczytała niewyraźny, z lekka już wytarty i złocony napis jej nazwy.
- Underwood.- w końcu odczytała na głos, dodając.- Znamy taką?
- Nie, Łucznik, Royal, Unger.- wyliczała w swej niepewności odpowiedzi jej mama.
- Unger nie, to byli drukarze, nawet chyba w trzech miastach.- zaprzeczyła Bernadetta, stawiając maszynę ponownie na stolik.
- Z "Woodów" znamy jeszcze Woody Alena , Natalie jeszcze znamy...
W tym momencie Bernadetta przerywając swojej mamie, wyraźnie mówiącej do pani Wiśnickiej, dodała od siebie obruszona.
- Tak i jeszcze jedną, która śpiewa, a nie gra w jakichś filmach, ale przecież to nie o to chodzi, pomimo że tych, których wymieniłaś to wielcy... - i zatrzymała na chwilę swoje niezadowolenie, aby już wkrótce dodać w bardziej zdecydowanym stylu, jakby już nie wracając do ich żeńskich popisów.
Po chwili milczenia dodała jednak po raz kolejny jeszcze coś od siebie i w dużo poważniejszy tonie, niż dotychczas.
- Biorąc pod uwagę, że wood w znaczeniu określa nazwisko to Under może być już tylko pochodnym od rzeczywistego nazwiska producenta tej maszyny. Poszukamy później, mamo.- ostatnie zdanie wypowiedziała już z dużym westchnieniem, jednak za chwilę dodała znów zdecydowanym tonem.
- Tak, czy tak biorę ją, a co, gdzie i jak, czy ewentualnie za ile, porozmawiam już z tatą w domu. Jest... Jest niesamowita, ma drewniane przyciski, a zawsze są metalowe przy zabytkowych.- dodała jeszcze i jakby już ciszą miała resztę tej tajemnicy analizować już tylko przy samej sobie.
I po raz kolejny w swym niecodziennym podekscytowaniu, dodała.
- A propos "Woodów", to mamy jakieś filmy z nimi w domu?
Gdy godzinę później zmierzały już drogą powrotną do Krzewin, Bernadetta wraz z mamą zastanawiały się jeszcze nad pochodzeniem maszyny.
- Underwood, mogłaby oznaczać szczęście i sens przemijania.- stwierdziła w pewnej chwili Bernadetta.
- Człowiek jest...- tak mi się gdzieś dziwnie skojarzyło przy okazji odczytywania tego napisu - dodała jeszcze od siebie.
- A życie mija wokół niego, poprzez lata, pory roku. I nie pozwala się zatrzymać, moje dziecko, bo im bardziej przemija, tym bardziej jest bezcennym i czas, i samo przemijanie.- dopowiedziała jej pani Łucja.
- W gruncie rzeczy pisarz ma za zadanie, nie tracąc już czasu, pisać, jak najwięcej i opisywać, gdy czas tak mija i wraz z całym tym światem ludzi wokół niego i przy tym jego rozżalenia z powodu przemijania, stają się pewnego rodzaju tęsknotą za czasem utraconym, napędza on wówczas swoje twórcze przemijanie, bez względu mamo na sławę, taki sam trud, nostalgie, mamo, przecież.
- Właściwie to credo życia, moje dziecko. A może to był adwokat? - mama zastanowiła się po chwili dodając. - Moja córko, a nie pisarz, albo nauczyciel. Albo wszyscy trzej po trosze, maszyna może mieć nawet sto lat.-
I obie kobiety zamilkły, choć Bernadetta dodała jeszcze od siebie po chwili.
- Może i nie pisarz, ten dawny właściciel, mamo, ale może to takie przesłanie filozoficzne i w tamtych czasach towarzyszyłoby tym maszynom do pisania, dlatego to tak przyszło nam na myśl.
Bernadetta podczas całej podróży z maszyną tuż obok siebie i na tylnym siedzeniu, spoglądała jeszcze wielokrotnie, a to na pejzaże mijane przez nie samochodem, a to na maszynę. A jej lewa dłoń podczas jej zapatrzenia, spoczywająca na maszynie, muskała to jej górny brzeg, to znów któryś z rzędów jej przycisków, dostrzegając przy tym czas mijający wokół tych wszystkich pejzaży za samochodowym oknem, dokładnie tak, jak tuż przed chwilą przy sensie ich rozważań w ich wspólnej rozmowie. Dokładnie tak samo, gdy sama i tylko sama pracuje w pracowni.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
MMM · dnia 13.01.2012 09:34 · Czytań: 784 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 16
Komentarze
Kaero dnia 13.01.2012 13:56
Witaj,
oto kilka uwag technicznych:

Cytat:
Rankiem nikt jej nie budził, a w domu panowała taka cisza, że pobliski park, za którym znajdował się las, szumiał swoimi młodymi kwietniowymi liśćmi był słyszalny, nawet w domu

- tu coś nie gra: może powinno być: ...liśćmi i był słyszalny nawet w domu.

Cytat:
Pierwsze kroki skierowała w stronę kuchni, jednak w kuchni nikogo nie było

- drugą "kuchnię" lepiej zastąpić innym słowem

Cytat:
Wraz z nią przeszła do największego pokoju tego domu, tutaj jednak również nie było nikogo, a na stole widniał napis, że wszyscy są w kościele.

- napis na stole? Został na nim wyryty, wymalowany, a może ktoś zrobił wydzierankę? Sądzę jednak, że chodziło o jakąś karteczkę z napisem.

Cytat:
Uśmiechnęła się na samą myśl o kościele parafialnym, tam przecież spędziła cale swoje dzieciństwo i obiecała sobie odwiedzić go jeszcze podczas tego urlopu.

- spędziła to słowo sugerujące, że praktycznie tam mieszkała. Może lepiej uczęszczała?

Cytat:
podeszła do wieży i tam nastawiła muzykę, starannie dobierając jej ulubiony repertuar.

- ulubiony repertuar wieży? chyba chodziło o słowo: swój, jednocześnie wyrzuciłabym swojej przy filiżance (linijkę wyżej), bo wiadomo, o czyją filiżankę chodzi.

Cytat:
Tak bynajmniej odbierała ich zainteresowania mając swoje kilkanaście lat.

- proponuję zajrzeć do słownika i nauczyć się, że bynajmniej to nie to samo co przynajmniej

Cytat:
dokładnie w tym samym stylu pracującą przy swoich i fantazjach, począwszy, aż od kreski pierwszej na kartce.

- :confused:

Cytat:
W pokoju podniosła do góry, podniesione wcześniej do połowy, rolety.

- podnieść coś do góry jest tym samym co cofać się do tyłu, poza tym: podniosła, podniesione obok siebie nie powinno istnieć.

Cytat:
aby usłyszeć bardziej ich śpiew i podniosła swoją głowę spoglądając ku niebu, aby dostrzec ich małe gromady, przelatujące nad domem w swym rozrzewnieniu. Jednak ich gromadna liczba nie odzwierciedlała hałasu, jaki panował o tej porze w tym kwietniowym niedzielnym dniu. To las był ich osłoną i korony drzew w ich parku, to tam skrywając się śpiewały najgłośniej.


Cytat:
nawet w pracowni nie chwyciła za nawet rysik

- znowu powtórzenie

Cytat:
Pani Wiśniowska przywitała ich, jak zwykle serdecznie.Gdy chwilę później zapachniało już kawą w całym wnętrzu i dostawiono już krzesła do biurka , a Bernadetta odpowiedziała już na kilka pytań pani Wiśnickiej, w końcu mogła pozwolić sobie na zwiedzanie antykwariatu jej ojca. Obie kobiety wyraźnie zajęte już rozmową, nie przeszkadzały jej już swoimi pytaniami.

-za dużo tych już obok siebie

Cytat:
W antykwariacie, oprócz biurka i żaluzji wszystko inne było zmienną,

- zmienione

Gdybym miała wskazać wszystkie błędy tego typu, to ten komentarz byłby dwa razy dłuższy. Oprócz tego występuje tu zbyt dużo zaimków, co najmniej połowę można wyrzucić. Mnóstwo niepotrzebnych powtórzeń. Interpunkcja do poprawy.

Ten tekst jest bardzo niedopracowany pod każdym względem (chodzi mi o kwestię techniczną). Może nawet podobałaby mi się sama historia, gdyby nie te błędy w niemal każdym zdaniu.

Pozdrawiam:)

Pozdrawiam
MMM dnia 13.01.2012 22:02
Jezu, dlaczego ona tak dużo oceniła? Wpisywałam ten tekst z siedem razy , za każdym razem mi się wykasowywał, w końcu udało mi się go wpisać , wykazałam się przy tym anielską wprost , czyli bez nerwową cierpliwością... I miałam go już poprawić poprzez edytor, ale mnie UPRZEDZIŁEŚ, gdy mnie nie było w domu.
Kaero dnia 13.01.2012 22:50
No tak, ale skąd ja miałam wiedzieć, że zamierzasz wprowadzić poprawki i miałaś problemy z wrzuceniem tekstu? Nie miałam pojęcia przecież:)

Popraw i będzie dobrze:)

PS. Dla ścisłości: jestem kobietą (wiem, że nick jest mylący):)
MMM dnia 13.01.2012 22:52
Kareo.Jak skrócisz swoją edycję popisową, choć do połowy - porozmawiamy. Zresztą będę bronić swojej książki, jak człowieka. Do ostatnich sił.
Jeśli uważasz, że coś nie powinno istnieć - to nie dobrze, zwłaszcza, że istnieje, choćby u mnie. A jakbym miała... 7 diopri?
Kaero dnia 13.01.2012 23:11
Nie zamierzam się z Tobą targować, ani też do niczego zmuszać. To, co napisałam, to moje sugestie, bo mam prawo do wyrażenia swojej opinii, którą z kolei Ty powinnaś się pogodzić. Zrobisz z tym, co chcesz, bo w końcu masz prawo do obrony i wolną wolę.
MMM dnia 13.01.2012 23:30
I prawo do pisania tak, jak chcę i moje prawa autorskie, ok?
Kaero dnia 14.01.2012 00:23
Nie chcę naruszać Twoich praw autorskich, Boże uchowaj, ani mi to w głowie! Napisałam, że to sugestie, do których podania mam przecież prawo. Nie traktuj tego jako próby ingerowania, a jedynie jako chęć pomocy, bo takie właśnie były moje intencje.
pierzak dnia 14.01.2012 16:45
MMM - Portal nie jest tylko po to, aby zamieszczać utwory i żeby wszyscy gratulowali świetnego tekstu. Jest również po to, by się z nim rozwijać.

Każdy ma prawo wypowiadania się pod danym tekstem, czy też ma prawo do podawania rzeczy, które nie są do końca poprawne technicznie, czy najzwyklej w świecie - nie trafiają do czytelnika.
Zgodziłaś się na to, także nie miej za złe, że ktoś, w tym przypadku Kaero, kwestie techniczne Tobie przedstawiła i swoje SUGESTIE, a nie POPRAWKI, które masz wprowadzić.



Co do tekstu - sama historia mnie nie wciągnęła. Interpunkcja do poprawy.

To do dopiero drugi tekst, także wszystko jeszcze jest do ogarnięcia.

Pozdrawiam:D
Elwira dnia 14.01.2012 18:21
Bardzo ciężko się to czyta. Tekst jest chropowaty językowo, niedopracowany. Powinnaś sporo pracować nad warsztatem, powyrzucać zbędne zaimki, budować zdania tak, żeby płynęły. Czasem szwankuje szyk. Po napisaniu tekst trzeba przeczytać kilka razi, najlepiej półgłosem i poprawić w miejscach, w których się zacinasz. Na pewno przy takiej czynności uderzą w uszy powtórki.

Sama fabuła ginie w tym, jest jakby z boku. Zły warsztat nie pozwala się skupić na opowieści.
Pozdrawiam.
MMM dnia 15.01.2012 00:03
Wiktor Orzel dnia 15.01.2012 00:06
Z takim podejściem na pewno zdobędziesz tłumy czytelników :lol:
MMM dnia 15.01.2012 00:23
I ich nie zadepczę... Bo przecież tak bardzo szanuję sobie prawo człowieka na tym świecie. Zapraszam do czytania, tak po prostu szanując przy tym to, co powinno prowadzić człowieka.Tak, zupełnie dorośle i bez popisów, zupełnie dojrzale. Miłej nocy życzę.
zajacanka dnia 15.01.2012 02:11
Fakt, ciężko toto się czyta. Jakieś snujące się zapisy myśli, powikłane, pogmatwane, niedokładne. Zaimków od groma, powtórzenia.
Jak piszesz o muzyce klasycznej, to daj choć jakieś nazwisko, a nie tak bezpłciowo... Do ogólnego doszlifowania.
Kaero dnia 15.01.2012 12:33
Po pierwsze - mój nick: K-A-E-R-O. Pięć liter. To nie jest takie trudne.

Po drugie: komentarze są po to, aby właśnie (tak, tak, na forum) wskazać, co w tekście się podobało, a co nie i wytknąć błędy. Za wytykanie błędów nikt tutaj się nie obraża, tylko jakoś Tobie to nie pasuje. Idź z tym do jakiegokolwiek wydawcy, powie Ci to samo, co my. Ach, no tak, żaden wydawca nie jest w stanie zrozumieć Twojego geniuszu.

Po trzecie: nie obchodzi mnie, ile piątek przynosisz ze szkoły i uwierz, nikogo tutaj to nie obchodzi, bo ważne jest to, jak piszesz. Przeciętny czytelnik nie zauważa detali? Błagam cię, czytelnik wychwyci wszystko. A to, co Ci wypisałam, to nie detale, tylko poważne błędy językowe i stylistyczne, bo nie wiem, czy zauważyłaś, ale korekty przecinkowej tam NIE MA. Nazywaj to sobie jak chcesz, ale to są niedopuszczalne błędy uwłaczające wszelkim zasadom języka polskiego. Co innego mieć własny styl, a co innego kaleczyć język.

Po czwarte: twierdzisz, że Ci brużdżę, choć wcale tego nie zrobiłam. To ty napadłaś na mnie, a potem na innych, obrażając nas (i także publicznie - czyli wychodzi na to, że Tobie wolno, a nam nie) i jeszcze śmiesz nazywać to dojrzałym zachowaniem. Po co publikujesz na publicznym portalu, skoro nie potrafisz przyjąć krytyki? Czy myślisz, że jeżeli wydasz książkę, to krytycy będą Ci wysyłali recenzję na prywatną pocztę? Nie, obsmarują Cię w gazecie od góry do dołu i nie zatroszczą się ani trochę, jak to wpłynie na Twoją delikatną psychikę. Proponuję więc uzbroić się w dystans do siebie i tego co piszesz, bo daleko nie ujedziesz.

Po piąte: nie sil się już na komentarze, a przynajmniej nie zwracaj się do mnie, bo ja tu już nie zajrzę. Nie ma sensu. Idę do kogoś, kto doceni moją pracę tutaj.

Po szóste: tekst jest kiepski, nie jest ważne, jak mocno go bronisz. Ach, zapomniałam, ja się przecież nie znam.

Bez odbioru.
MMM dnia 16.01.2012 07:16
MMM dnia 16.01.2012 07:19
I to już jest koniec, więcej części nie będzie, za niskie towarzystwo, skrzypce mi podeptaliście.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty