Gdy się zbliżyłam widziałam, że jest zdenerwowany i chyba ma żal do mnie, ale trudno, musiał się z tym pogodzić. Właściwie to był argument „in plus” dla niego. Musiało mu bardzo na mnie zależeć, skoro się zgodził opowiedzieć mi o skrywanej tak bardzo tajemnicy.
- Cześć, piękna – przywitał mnie jak zwykle.
- Cześć, cieszę się, że się zgodziłeś – odparłam. Umierałam z niecierpliwości, ale nie chciałam go poganiać.
- Zaraz poznasz Pawełka – zapowiedział – Nie naciskaj go, nie męcz, to wrażliwy dzieciak, jak pójdzie, wszystko ci wyjaśnię. Niech sam mówi.
Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam.
- Właśnie idzie – wskazał kilkunastoletniego chłopca.
Pawełek był szczupły, miał długie, proste włosy przykrywające uszy oraz naprawdę śliczne, piwne oczy. Dużą czapkę z daszkiem nosił zawadiacko przesuniętą na bok, zbliżając się drobił w nisko opuszczonych spodniach.
- Siema, szefie – przywitał się z Krystianem, podając mu dłoń. Głos miał wysoki, piskliwy, najwyraźniej przechodził mutację.
- Yo, my dog – odparł mu Krystian. Chłopiec uśmiechnął się szeroko i zwrócił uwagę na mnie.
- Elo, dziewczyno. Jesteś kobietą mojego szefa? – zapytał.
Zmierzyłam go wzrokiem, zdziwiona i jednocześnie rozbawiona.
- Więcej szacunku, Pawełek – skarcił go Krystian.
Chłopiec przeprosił.
Uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam, że nic się nie stało i nie ma za co przepraszać. Z początku był bardzo nieśmiały. Więcej milczeliśmy i oglądaliśmy przechodniów niż rozmawialiśmy, ale z każdą minutą zaczynał się rozluźniać i trajkotać. O wszystkim! Opowiadał o szkole, jak bardzo do niej nie lubi chodzić, o matce, która wiecznie nie ma pieniędzy, o kolegach, ale przede wszystkim o Krystianie. Ile mu pomógł, jak bardzo jest zajebisty, że bez niego byłby nikim, a tak ma świetne ciuchy, Playstation trzy i na nic mu nie brakuje. Poza tym już nie musi się niczego bać. Jest kimś.
- Dobra, Pawełek, spadaj już, zadzwonię do ciebie wieczorem – przerwał mu wreszcie Krystian.
Chłopiec pożegnał się z nami i pewnym krokiem odszedł w stronę McDonalds’a.
Patrzyłam za nim smutno.
- I co? Już rozumiesz? – Krystian zapytał chłodno.
- Czy on…? – nie chciałam kończyć.
- Czy daje dupy za pieniądze? Tak właśnie jest. A ja jestem jego alfonsem.
Poczułam mdłości.
- To jest kurewsko obrzydliwe – odparłam cicho. Łzy cisnęły mi się do oczu.
- Nie ja go do tego namówiłem, nie werbuję chłopców, sami się zgłaszają namówieni przez kolegów. Dawaliby tak czy siak, ja ich tylko chronię, aby żaden stary pedał nie zrobił im krzywdy. Są mi wdzięczni, bo dzięki mnie mają z czego żyć. Zresztą ja jestem tylko pionkiem, ktoś to musi robić – tłumaczył.
- Krystian, do cholery, wiesz co ty mówisz? – chciałam mu powiedzieć, że to już koniec, że nie chcę mieć z tym nic wspólnego, że powinnam zadzwonić na policję, ale nie dał mi takiej możliwości.
- Rozumiem, chcesz to przemyśleć, przetrawić, nie? – przerwał mi – Spoko, ja zaczekam. Odezwij się, jak dojdziesz do siebie.
Cmoknął mnie w policzek i odszedł.
Czułam napięcie, które w nim rosło. Nie miałam zamiaru się odzywać. Tego było za wiele, chciałam zapomnieć. Nie rozmawiać z nikim, nie myśleć, wymazać to wszystko z pamięci, Krystiana także. Obawiałam się jednak, że on zdaje sobie z tego sprawę i że nie będzie chciał odpuścić. Nie myliłam się, nie wiedziałam jednak jak groźne to będzie niosło ze sobą konsekwencje.
W weekend myślałam, że zwariuję. Czekałam, na SMS-a, na telefon od Krystiana, ale milczał. Nie ma nic bardziej stresującego niż taka niepewność, stan zawieszenia. Nie wiedziałam, co mnie czeka. W niedzielę miałam nadzieję, że może zrezygnował, że dał sobie ze mną spokój, zrozumiał jak wiele nas dzieli. Niestety, tuż przed dwudziestą trzecią, gdy kładłam się spać otrzymałam wiadomość: Piękna, dlaczego sie nie odzywasz? Czekam i czekam.
Zmroziło mnie. Mogłam nie odpisywać, grać na czasie, ale to nie było w moim stylu. Mimo obaw odpowiedziałam, najbardziej dyplomatycznie, jak potrafiłam: Krystian, musisz zrozumieć, że nie możemy być ze sobą. Sam wiesz, że to nie ma sensu. Zakończmy to jak dorośli. Nie bądź zły. Zrozum.
Czekałam kilkanaście minut na odpowiedź. Zastanawiałam się, jak długą wiadomość mi odeśle. Nie miałam wielkiej nadziei, że zrozumie. Ale liczyłam, że w końcu odpuści. Usłyszałam wreszcie sygnał wiadomości. Z drżeniem dłoni odblokowałam telefon i przeczytałam wiadomość. Zobaczymy – to było wszystko. Poczułam jak w gardle rośnie mi gula, a w brzuchu ściska się żołądek. To przestało być tylko nieprzyjemne. Groził mi! Wyraźnie mi groził, a ja nie mogłam nic z tym zrobić. Miałam iść na policję i powiedzieć – ale co? Nie miałam żadnych dowodów. On miał pełno czułych SMS-ów ode mnie, potraktowaliby pewnie całą sytuację jako kłótnię kochanków. Pozostało mi liczyć, że jednak jego reakcja nie będzie tak groźna jak się spodziewałam.
Tamtej nocy niemal nie zmrużyłam oczu. Krystian nie odezwał się więcej. Bałam się cały poniedziałek, ale on milczał i ja milczałam. Znałam go jednak wystarczająco długo, aby wiedzieć, że nie rzuca słów na wiatr. Minął tydzień, podczas którego starałam się wymyślić najbardziej rozsądne rozwiązanie, z tym że nie wiedziałam, na co się przygotować, przed czym się bronić.
W piątek wróciłam do domu taksówką. Była piękna pogoda, słońce świeciło jeszcze dość mocno. Odetchnęłam podchodząc do drzwi, liczyłam na spokojny weekend, miałam dość facetów, zwłaszcza tak pokręconych jak ci, których znałam. Wyjęłam z barku butelkę brandy i nalałam do szklanki. Leżałam na kanapie, przyglądając się w słońcu złocistemu płynowi, raz za razem popijając niewielkie porcje. Nie śpieszyło mi się, potrzebowałam relaksu. Coś mnie tknęło, złapałam za telefon i wybrałam numer siostry.
- Chuda – zawołałam do słuchawki – masz jutro chwilę?
- Zależy. Dla ciebie mogę znaleźć – odparła spokojnie.
- Świetnie, a więc spotkajmy się, chcę pogadać – zaproponowałam.
- Zadzwonię do ciebie jutro, umówimy się. Odpowiada ci taka opcja? – zapytała.
- Oczywiście, to ja proszę o spotkanie, dostosuję się siostrzyczko – zgodziłam się.
- W takim razie, do jutra. Agata, muszę kończyć. Jestem teraz zajęta – pożegnała się chłodno.
- Do jutra – odpowiedziałam i zakończyłam rozmowę.
Byłam zadowolona z tej decyzji. Chciałam powiedzieć o Krystianie, poradzić się. Właściwie chciałam aby umówiła mnie z kimś normalnym, z jakimś znajomym męża. Dlaczego nie?! Może to było zbyt szybko od ostatniego zerwania, jednak uznałam, że to będzie najlepsza terapia.
Rozważania przerwało mi pukanie. Dochodziła dziewiętnasta, to był zły znak. Kto niezapowiedziany mógłby pukać do mnie o tej porze? Odstawiłam szklankę na stolik. Zakołysała się, stukając denkiem o blat. Spojrzałam na dłonie, drżały. Ciało było bardziej spięte niż umysł. Podeszłam do drzwi i spojrzałam przez judasza. Za drzwiami stał Krystian. Trzymał bukiet białych róż. Zemdliło mnie na ten widok. Nie spodziewałam się płaczu i próśb, raczej agresji i krzyku. Tymczasem on przyszedł z kwiatami.
- Wpuścisz mnie? Wiem, że stoisz za drzwiami. Słyszałem, jak podchodzisz – powiedział.
- Po co? Mówiłam ci, że to już koniec. Dajmy temu spokój – odparłam.
- Chcę, żebyś powiedziała mi to w twarz. Chyba możesz to dla mnie zrobić. Możemy porozmawiać? Chciałbym cię przeprosić – nalegał.
Przekręciłam klucz w zamku i otworzyłam drzwi. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się nieznacznie.
- Dziękuję. Przyniosłem ci kwiaty w ramach przeprosin – powiedział.
Wzięłam bukiet.
- Nie masz za co przepraszać, to już niepotrzebne. Nie przeciągajmy rozstania.
Przez jego twarz przemknął cień.
- Spodziewałem się tego, ale miałem nadzieję, że zmądrzejesz – powiedział. – Dobra, chcesz mnie zostawić, nie będę się narzucał jak jakiś pieprzony francuski pudelek. Daj mi tylko pięć minut i zniknę ci z oczu raz na zawsze.
- Niech będzie – powiedziałam najbardziej lodowatym tonem, na jaki było mnie stać.
Zamknął drzwi i przeszliśmy do salonu. Usiadłam na pufie, a on na kanapie.
- Popijasz sobie – spojrzał na szklankę wypełnioną brandy.
- To nie twój interes – mimo, że się go bałam, nie potrafiłam opanować rosnącej złości i pogardy. Zdawał się taki niepewny, zagubiony. Wielki gangster, a tak naprawdę gówniarz, który marzy o kobiecie takiej, jakiej nigdy nie będzie miał.
- Lubię tę kanapę – poklepał oparcie. – Pamiętasz? Na niej cię zerżnąłem. A ty teraz traktujesz mnie jak zero.
Wybałuszyłam oczy. Jak śmiał, jak mógł być tak bezczelny i wulgarny.
- Kiedy wiłaś się pode mną i jęczałaś, nie myślałaś, o tym jak zarabiam, kim jestem, jak bardzo jesteś lepsza. Co? Wtedy byłaś zwykłą suką! Co się tak gapisz? Zatkało cię? Nie raz zatykałem te usta, mogę je zatkać znowu. Myślisz, że jesteś, kurwa, taka wyjątkowa, taka zajebista? To wyobraź sobie, że się kurwa mylisz! Mogę mieć znacznie lepsze kobiety niż ty, powinnaś być szczęśliwa.
- Wynoś się – przerwałam mu. – Wynoś się w tej chwili! – straciłam panowanie nad sobą. – Wypierdalaj! Jesteś zwykłym bandziorem. Nie chcę cię więcej widzieć. Pieprzony alfonsie!
Parsknął śmiechem. Jeszcze nigdy nie widziałam, aby był tak rozbawiony.
- Pożegnamy się, ale przecież obiecałem, że muszę ci pokazać, że mnie się nie zostawia bez konsekwencji.
- Wynoś się, bo wezwę policję – powiedziałam mniej pewnie.
Usłyszałam, jak otwierają się drzwi do domu. Poczułam, jak odpływa mi krew z głowy. Wstałam, a wtedy on skoczył w moją stronę i rzucił mnie na kanapę. Uderzyłam o oparcie i prawie spadłam z łóżka, ale przycisnął mnie kolanem. Zabolało. Do mojego pokoju weszło dwóch wysokich mężczyzn. Uśmiechali się drwiąco.
- Błagam – jęknęłam.
- Za póź-no kur-wo – przesylabizował ściskając mi policzki. – Teraz pożałujesz.
Złapał za oparcie kanapy i pociągnął je do siebie. Łóżko rozłożyło się z trzaskiem.
- Przytrzymajcie ją – powiedział do kumpli.
- Proszę, nie! – krzyknęłam.
Jeden z nich złapał mnie za ręce i pociągnął je do tyłu. Poczułam dłoń Krystiana na twarzy. Nie uderzył mocno, ale wystarczając silnie, abym poczuła smak krwi w ustach.
- Siedź cicho, bo cię zaknebluję. Chcę słyszeć, jak jęczysz kurwo – wyszeptał mi do ucha.
Włożył mi dłoń pod bluzkę chwytając brutalnie za piersi. Podciągnął ją, później zerwał stanik. Próbowałam się szarpać, ale nie byłam wstanie przeciwstawić się trzem silnym mężczyznom. Co chwila rzucali ohydne uwagi pod moim adresem. Wtedy Krystian zdjął mi spodnie. Zrobił to bez problemu, gdyż byłam w luźnych dresach.
- Kurwa, spodziewałem się ładniejszej bielizny. Pokaż, co ma pod spodem – zachichotał ten, który stał z boku i pomagał w rozbieraniu.
- Mam nadzieję, że się ogoliłaś – szepnął Krystian.
Słowa zamarły mi w ustach. Czułam w oczach napływające łzy, gdy szybkim ruchem zdjął mi majtki. Instynktownie zacisnęłam uda, łudząc się instynktownie, że to mi cokolwiek pomoże. Nie myślałam, chciałam, aby przestali, aby nie sprawiali mi cierpienia – na próżno. We dwóch rozszerzyli mi nogi. Zamknęłam oczy i zacisnęłam zęby. Wtedy poczułam ból. Wdarł się we mnie, mocno i brutalnie. Jego penis posuwał się szybko. Pragnęłam zatkać uszy, ale wciąż miałam skrępowane ręce. Słyszałam ich wyzwiska, czułam na twarzy szybki oddech tego bydlaka, który jeszcze kilka tygodni temu sprawiał mi tyle cielesnej przyjemności. Wreszcie doszedł. Jego nasienie wypełniło nie tylko moje ciało, ale także umysł i serce. Polizał mi twarz i szepnął do ucha.
- Zobaczyłaś, dziwko. Masz nauczkę.
Wstał, a ja wciąż leżałam z zamkniętymi oczami. Teraz nikt mnie nie trzymał, więc mogłam się zwinąć w kłębek.
- Dobra, to co, teraz nasza kolej? – zapytał ten, który pomagał Krystianowi rozszerzyć mi nogi.
Zadrżałam ze strachu. To miał być dopiero początek.
- Nie! Wystarczy – usłyszałam stanowczy głos Krystiana. – Tej dziwce już wystarczy. Wiesz, jak złym pomysłem jest telefon na policję prawda? – zwrócił się do mnie. – Dostałaś próbkę tego, co może cię spotkać. To było nic. Obiecałem, że się więcej nie spotkamy. Krzyżyk na drogę, szmato.
Leżałam kilka godzin nim wstałam z kanapy i poszłam zamknąć drzwi na klucz. Później wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka. Robiłam wszystko mechanicznie, starając się uwięzić myśli. Ale wciąż bolało. Bolało mnie wszystko, łącznie z umysłem. Tamtej nocy zasnęłam dopiero nad ranem. Obudził mnie telefon od siostry. Odebrałam i powiedziałam, że coś mi wypadło, że przepraszam, ale musimy przełożyć spotkanie. Nie oponowała. Nie wiem skąd było we mnie tyle siły, aby ukryć drżenie głosu i cierpienie, które mi towarzyszyło. Znalazłam też siłę, aby udać się do lekarza po receptę na Postinor. Zorganizowałam to prywatnie, nie chciałam się kontaktować z moją ginekolog, nie chciałam się widzieć z nikim znajomym. W poniedziałek załatwiłam sobie L4 na tydzień – kłopoty z pęcherzem. Czułam się jak trup.
Minął rok. Krystian spełnił obietnicę i zniknął z mojego życia. Nie spotykałam się od tamtej pory z nikim. Jeszcze nie mogę. Boję się. Podobno takie chwile wypiera się z umysłu, to mechanizm obronny, w moim przypadku on nie działa. Gdybym wierzyła w Boga, może poszłabym do kościoła, może to by mi pomogło. Jednak cieszę się, że nie istnieje. Bóg to mężczyzna, taki sam skurwysyn, jak wszyscy faceci, im ich mniej, tym lepiej.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
TomaszObluda · dnia 05.04.2012 19:16 · Czytań: 872 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 15
Inne artykuły tego autora: