Dyskoteka na której nie tańczyłem (III) - wykrot - wykrot
Proza » Długie Opowiadania » Dyskoteka na której nie tańczyłem (III) - wykrot
A A A
Wściekłość postawiła mnie na nogi. A puchnące oko dało dodatkowy impuls.
Powlokłem się do łazienki, wziąłem prysznic i obejrzałem w lustrze swoją facjatę. Nie wyglądała wesoło. Z lewej strony twarzy wyraźnie mi przybywało, a jednak na oko i tak zaczynało brakować miejsca. Ciekawe, czy jutro będę cokolwiek przez nie widział. Wróciłem do kuchni. Zamknięte okna i okiennice powodowały, że zaczynało mi się robić duszno. Nie wiem nawet czy rzeczywiście, czy to było tylko wrażenie psychologiczne. Ale zabrałem zza obrazka nóż i starając się zachowywać najwyższą ostrożność, otwarłem okno i okiennicę. Światła oczywiście nie załączałem.
Za oknem panowała cisza i spokój. Miałem ochotę na dużą wódkę, jednak rozumiałem, że alkohol tylko stępi moje zmysły i mógłbym dać się zaskoczyć. A ci faceci udowodnili, że nie żartują. Szlag wie, co im się stało, jednak gdzieś w podświadomości bałem się, że nic. Ten widok, który oświetlił nadjeżdżający samochód świadczył tylko o tym, że będą potrzebować kilka dni na naprawę swojego auta. A ja nie wiedziałem czy czasami nie mają drugiego. Ilu ich jechało za mną? Czy reszta przypadkiem nie nadjeżdżała drugim wozem? Może coś o tym mówili wcześniej dziewczynom? Tyle, że one na razie niczego mi nie powiedzą…
Siedziałem w ciszy i rozmyślałem, patrząc w stronę drogi. Nawet radia nie włączyłem. Od czasu do czasu dotykałem dłonią rękojeści długiego i cienkiego noża. Leżał spokojnie na stole, a ja usiłowałem sobie wmówić, że dodaje nam bezpieczeństwa. Czy jednak byłbym w stanie go użyć? Ale kiedy przypomniałem sobie jak bezwzględnie próbowali zepchnąć mnie do rowu, to dłoń sama zacisnęła się na rękojeści.
A może tylko udawali? I chcieli mnie tylko postraszyć? Wyprzedziliby mnie, a potem zagrali na nosie?
Zaraz przywołałem się do porządku. Co za głupie myśli biegają mi po głowie! Ludzie, którzy nie wahają się podawać dziewczynom narkotyków, nie są skorzy do żartów. To nie ten świat. A ja odważyłem się naruszyć ich dobre samopoczucie i pokrzyżowałem zamiary. Wyszli na durniów. A to bardzo boli…
Oni mi tego nie darują, czułem to!

Po kilkudziesięciu minutach zrobiło mi się zimno. Z zewnątrz nie dochodziły do mnie żadne odgłosy, żadne impulsy, nic się nie działo, więc powoli się uspokajałem i adrenalina odpływała ze krwi. Po cichutku zaglądnąłem do sypialni, żeby znaleźć coś do ubrania. Dziewczyny spały. Wymacałem w szafie jakiś sweter, zabrałem go i wróciłem do kuchni.
Zaczynały nachodzić mnie wątpliwości. To nie było żadne wyjście. Ile czasu dam radę pełnić wartę? Przecież muszę też spać! A jak mam to zrobić? Przecież nie mogę tego tak zostawić. Dopóki nie dowiem się, że jesteśmy całkowicie bezpieczni, dalszy ewentualny pobyt tutaj będzie koszmarem. Byłem przesiąknięty lękiem jak nigdy. I całkowicie bezradny. Co mam zrobić?
Ostrożnie, wyglądając co chwilę przez okno i sprawdzając otoczenie, zrobiłem sobie kawę. Nie było to łatwe, bo przez cały czas światło pozostawało zgaszone. Ale jakoś udało mi się wszystko zrobić, korzystając tylko z oświetlenia, jakie dawała lampka kontrolna ładowarki akumulatorków i po chwili mogłem już sączyć aromatyczny napój. A kiedy w filiżance nie zostało już ani kropli napoju, na zewnętrz niebo lekko się zaróżowiło. Dniało.

Posiedziałem jeszcze z godzinę, jednak nie wydarzyło się nic. Słońce wstało i normalnie oświetliło świat. Nikt na nas nie napadał, nikt nie próbował do nas dojechać, wszędzie panowała cisza i spokój. Tylko ja już nie mogłem otwierać lewego oka. I bardzo chciało mi się spać…
Zamknąłem okiennicę i okno, wsunąłem nóż za obrazek przy wejściu i poszedłem do sypialni. Musiałem przesunąć nieco Dorotę, bo pozostawiła mi za mało miejsca, ale nie obudziła się. Obydwie oddychały równo i spokojnie. Położyłem się obok i zaraz ciepło jej ciała zadziałało. Zapadłem w płytki, niespokojny sen…
Dlatego już pierwsze ruchy Doroty mnie obudziły. Usiadła na łóżku i nieprzystojnie ziewała, przeciągając się w dodatku. Mnie udało się otworzyć tylko prawe oko. Na lewe nie widziałem nic. Chociaż ból z tej strony głowy zelżał.
Dorota jakoś odruchowo spojrzała na mnie i wysoko uniosła brwi..
- Boże, Tomek, jak ty wyglądasz? Co się stało?
Wyskoczyła z łóżka i chyba zakręciło jej się w głowie, bo przystanęła, usiłując złapać równowagę. Szybko ją odzyskała i uklękła obok łóżka, pochylając się nade mną.
- Tomek, co się stało? – zawołała.
Jej gwałtowne ruchy i głośne okrzyki obudziły też Lidkę. Zauważyłem tylko, że uniosła się na łokciach, ale moje prawe oko skoncentrowało się na Dorocie. Cieszył mnie jej powrót do normalności, ale nie potrafiłem tego okazać.
- Nic się nie stało – odparłem spokojnie. – Byłem tylko na dyskotece.

W pierwszej chwili niczego nie zrozumiała. Zamilkła, wlepiając we mnie wzrok. Lidka natomiast wstała z łóżka i obeszła je, podchodząc do niej. A kiedy zobaczyła moją twarz, złapała się za głowę.
- O ja pieprzę! Tomek… – wykrztusiła i zamilkła. Po prostu ją zatkało.
Dorota spojrzała na nią z miną absolutnie wyzerowaną. Była kompletnie zaskoczona.
- Boże, co się tutaj dzieje? Skąd to wszystko?
Odwróciłem się do nich tyłem. Nie chciało mi się nawet mówić. Te krótkie dzisiejsze drzemki nie pozwoliły mi wypocząć. Nadal byłem bardzo zmęczony.
- Tomek, powiesz mi coś? – usłyszałem rozpaczliwy głos Doroty.
Nie zasługiwała na lekceważące traktowanie, więc odwróciłem się do niej.
- Słoneczko, zrób kawy – powiedziałem powoli. – Wszystkiego się dowiesz, nie obawiaj się. Tylko przygotuj się na wiadomości niezbyt dla ciebie miłe. I niemiłe dla nas wszystkich. Chciałyście dyskoteki, to ją teraz będziecie miały. I ja z wami też.
- Co ty tutaj tworzysz? – Lidka świdrowała mnie wzrokiem. – Pogięło cię? Czego straszysz dziewczynę?
Stały nade mną i chyba były przekonane, że ja żartuję. Musiałem wstać.

Poszły ze mną do kuchni i zamknięte okiennice chyba dały im coś do myślenia. Milczały. To nie był codzienny widok. Otwarłem okno, wpuszczając do wnętrza świeże, ciepłe już powietrze. Dorota zaparzyła kawę i usiedliśmy przy stole.
- Powiesz wreszcie coś? – zapytała niecierpliwie. – Wyglądasz strasznie. A ja nie wiem jak się znalazłam tutaj.
- Najpierw mów ty – odparłem. – Co wiesz i co pamiętasz?
- Ja… o Boże, ja nie pamiętam nic! Pojechaliśmy na dyskotekę i…
- I co?
- No i Lidka poderwała jakichś chłopaków…
- Jakich?
- No, takich blondynów. Ze Szwecji chyba, tak przynajmniej mówili.
- A potem?
- Boże… nie wiem. Niczego nie pamiętam! Jak w ogóle znalazłam się tutaj?
Pominąłem jej pytanie milczeniem. I zwróciłem się do Lidki.
- A ty ile pamiętasz?
- Kuźwa, nie wiem. Coś mi majaczy w głowie, że biłeś się z Olafem, ale wiem też, że odjechaliśmy stamtąd. Ale potem już niczego.
- To się cieszmy, że jeszcze żyjemy – powiedziałem spokojnie. – Tyle, że twoje auto nie wyszło z tego cało.
Lidkę aż poderwało. Wybiegła z kuchni a Dorota za nią. Ja też wyszedłem, bo chciałem wreszcie zobaczyć uszkodzenia. W świetle dnia. Ale najpierw musieliśmy odblokować drzwi…
Uszkodzenia nie były zbyt wielkie. Urwane prawe lusterko i otarcie lakieru, zaczynające się na drzwiach pasażera i ciągnące się przez kilkadziesiąt centymetrów. I tylko tutaj było większe wgłębienie. Można to było wyklepać bez problemów. Jednak do dziewczyn wreszcie zaczynało docierać, że jednak coś się działo, o czym zupełnie niczego nie wiedzą.

Wróciliśmy do kuchni i opowiedziałem im cały przebieg wczorajszego wieczoru. Nie kryjąc powagi sytuacji i tego, że mogę teraz beknąć za to co zrobiłem. A właściwie za to, czego nie zrobiłem. A one mogą pożegnać się ze swoim incognito. Najwyżej będą mogły mi pomóc przesyłając paczki, bo na widzenia nie dostaną zgody. Nie są członkami rodziny.
Były przerażone. W ich głowach takie coś się nie mieściło. Dorota niemal płakała, a Lidka zacisnęła zęby i poszła na podwórko. Widziałem jak spaceruje, niczego nie widząc i od czasu do czasu coś tam podnosi z ziemi i rzuca, wyładowując w ten sposób swoją złość.
Podszedłem do Doroty i przytuliłem ją do siebie, ale po chwili wyśliznęła się z objęć i wybiegła z kuchni. Nie poszedłem za nią. W tej chwili sam mało nadawałem się do roli pocieszyciela. Ulga, że żyją i czują się dobrze, trochę poprawiała mi nastrój, ale moja sytuacja wcale się nie zmieniała. Poza tym miałem wrażenie, że woli swoją gorycz przeżyć sama, a ja nie chciałem jej dobijać, bo na pewno wyrwałoby mi się parę kąśliwych uwag o dyskotekach.

Siedziałem w kuchni i wspominałem wczorajszy wieczór. Zjadłem kromkę chleba na późne śniadanie, ale to nie zmieniło w niczym sytuacji. Dziewczyny nie wiedziały niczego, co mogłoby rozjaśnić nam obraz sytuacji. Faceci byli zbyt sprytni, a one zbyt naiwne i niewiele o nich wiedziały. Albo nie pamiętały.
Niespodziewanie Dorota wróciła do kuchni niemal spokojna, chociaż jej oczy były bardzo smutne i nieco podpuchnięte. Zapytała mnie, czy zrobić mi okład, a wtedy schwyciłem ją w objęcia i zmusiłem, żeby usiadła mi na kolanach. Znowu się rozpłakała, tym razem wylewając łzy na moją szyję.
- Dorotko, skarbie, uspokój się – szeptałem jej do ucha. – Nic się nie stało. A moja opuchlizna minie…
- Zachowałam się jak… jak idiotka… – łkała. – Jak ostatnia kretynka… Tomek, po co nam to było?
- Uspokój się! – całowałem jej oczy. – Nie jesteś żadną kretynką, nic się nie wydarzyło. Tylko Lidka musi wyklepać i odmalować drzwi.
Nagle przestała płakać, z całej siły mnie uściskała, aż mi tchu brakło i wstała z kolan.
- Idę na chwilę do łazienki, zaraz wrócę – oznajmiła niemal spokojnym głosem. I rzeczywiście, po chwili wróciła.
- Zrobię ci okład – powiedziała już niemal spokojnie.
Nie wiem nawet jakie medykamenty zastosowała i gdzie je znalazła, bo poddałem się jej zabiegom zupełnie. Po chwili moja lewa strona twarzy była zaklejona plastrami i bandażami. Robiła wszystko w milczeniu, a kiedy uznała, że skończyła, usiadła na krześle obok mnie i poprosiła, żebym wszystko opowiedział jeszcze raz. A ponieważ w międzyczasie przyszła też Lidka, znowu wróciliśmy do wydarzeń wczorajszego wieczoru.
Tym razem opowiadaliśmy dokładnie, ze wszystkimi zapamiętanymi szczegółami. Przyznały się, że Szwedzi zrobili na nich wrażenie. Tym bardziej, że początkowo byli bardzo zaskoczeni ich znajomością angielskiego i uwodzili je swoim zachwytem. Zachowywali się elegancko i z pełnym szacunkiem. W dodatku nieźle też tańczyli. I to wszyscy, bo dopóki pamiętają, to jakoś żadnego z nich nie wyróżniały.
Ale Dorota nie pamiętała potem niczego. Miała zupełnie urwany film.
Lidka pamiętała więcej. Wiedziała, że ciągnęła Dorotę za rękę, nie pozwalając jej odejść ze Svenem, ale czy to na pewno był Sven, tego już nie wiedziała. Nie pamiętała też jak to się zaczęło i nie widziała jak dostałem w głowę. Pamiętała natomiast jak potem krzyczała na ochroniarzy, jak potwierdzała moje słowa, że jesteśmy razem, ale nawet z tamtej sytuacji, jeszcze z ochroniarzami, miała luki w pamięci.
A z jazdy powrotnej obydwie nie wiedziały nic. Więc tym razem opowiedziałem im wszystko dokładnie. O tym co się stało i o tym co wtedy czułem i co robiłem już w domu. Przyznałem się nawet do siedzenia z ręką na nożu…
I powtórzyłem, że według mnie, to jeszcze nie koniec…

Dorota siedziała załamana i milcząca. Jeśli wcześniej może jeszcze się łudziła, to teraz już wiedziała, że byliśmy o włos od tragedii. I to podwójnej. Nawet gdyby uratowała życie, to mogła zostać igraszką paru niewyżytych samców. Moja interwencja mogła okazać się dla niej bezskuteczna. Zresztą, dla Lidki tak samo. A jaki byłby wtedy mój los, to już nawet nie chciałem myśleć. Zresztą, jeszcze nadal nie byłem pewny niczego.
Lidka natomiast nie mogła sobie znaleźć miejsca. Chodziła nerwowo po kuchni, nie patrząc na nas. Wreszcie złapała krzesło, przysunęła go do mnie i ciężko usiadła.
- Tomek, ja wiem, że to wszystko ja wymyśliłam. I to ja wpakowałam nas w kabałę. Ale mam wrażenie, że bez policji tu się nie obejdzie. Co myślisz o tym, żebym zadzwoniła do naszego aspiranta?
Wzruszyłem ramionami. – Nie wiem, może masz i rację. W każdym razie, ja nie przestałem się bać. O was, żeby była jasność.
- Ja nie chcę działać przeciwko tobie…
- Lidka, wiem! Sam o tym myślałem. Może pojedziecie do ciebie?
- W żadnym wypadku – pokręciła głową przecząco. – Chyba byśmy oszalały z niepewności. A gdybyś ty pojechał z nami to też nie zmieni sytuacji. Albo policja będzie cię szukać, albo nie. Lepiej mieć jasność od razu.
- Zgadzam się z tobą. Też to przemyślałem. Więc dzwoń.
Lidka skinęła głową i wyszła z kuchni. Dorota natomiast podeszła i przytuliła głowę do mojej. Objąłem ją i trwaliśmy tak, złączeni, właściwie bez ruchu. Nie zamieniliśmy też ani słowa.

Wróciła po paru minutach.
- Zaraz przyjedzie – oznajmiła. – Idę otworzyć bramę.
- Weź klucz, leży tu na półce.
- Skąd masz jego numer? – zapytała Dorota.
- Dzwoniłam do ośrodka, jego żona mi podała.
- Nie obawiasz się jej? – zdziwiłem się nieco. Ale pokręciła głową przecząco.
- Nie sądzę, żeby jej coś pisnął. Powiedziałam, że chciałam skonsultować pewną sytuację jaka może zdarzyć się na skrzyżowaniu. W końcu on jest z drogówki.
Wzięła klucz i wyszła. Dobrze, że nie traci głowy. A ze mną niech się dzieje co chce.

Aspirant przyjechał zaraz po powrocie Lidki. Musiał być gdzieś niedaleko i co dziwne, był sam. Zobaczywszy mnie aż przystanął na moment, po czym skomentował:
- Chyba spadochron się panu nie otworzył.
- Coś koło tego – odpowiedziałem mu z kwaśną miną.
Nie chciał iść do salonu, stwierdził, że w kuchni jest wygodniej. No cóż, rzecz gustu. Usiedliśmy więc przy stole i kiedy zadeklarował, że jest gotów nas wysłuchać, Lidka zaczęła opowiadać.
Słuchał niemal w milczeniu, parę razy tylko rzucając jakieś krótkie pytanie. Także, kiedy ja kontynuowałem, w zasadzie mi nie przerywał. A kiedy już zakończyłem, nie tając swojej bezradności, zobaczyłem jak kręci lekko głową. Jakby z niedowierzaniem.
- Właściwie, to należałoby panu podbić teraz drugie oko – skomentował, podnosząc się z krzesła.
- Dlaczego? – wyrwało się Lidce, zanim zareagowałem.
- A dlaczego nie pojechał pan do szpitala? Naraził pan inne osoby na poważne niebezpieczeństwo, nie wiedząc nic o tym co zostało im podane.
- To może teraz pojedziemy dokonać analizy? – z nadzieją zapytała Dorota.
- Teraz to można… – zawiesił głos, nie dokończywszy zdania i obrzucił nas spojrzeniem.
- Proszę chwilę poczekać, zaraz tu wrócę.
I ruszył do wyjścia. Zobaczyliśmy tylko jak wsiada do radiowozu.
Ale nawet nie ruszył z miejsca. Posiedział tam przez kilka minut, po czym wysiadł i wrócił do nas.
- Proszę państwa, proszę się przygotować – powiedział, stając w drzwiach. – Pojedziecie państwo ze mną.
- Boże, jak się przygotować? – zapytała Dorota z przestrachem?
- Chodzi mi o dokumenty. Trzeba mieć ze sobą – wyjaśnił. – Proszę się nie bać, przywiozę państwa z powrotem.
- A gdzie pojedziemy? – zapytałem.
- Wszystko w swoim czasie – odpowiedział tajemniczo. – Proszę teraz mnie pozwolić na kierowanie rozwojem sytuacji. Pan niech już odpocznie.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wykrot · dnia 21.04.2012 19:34 · Czytań: 809 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 4
Komentarze
zajacanka dnia 22.04.2012 20:50
No i juz sie boje, ze aspirant ma cos za uszami, albo jest za Szwedami.

Dawaj dalej, wciagnelo mnie.

Pozdrawiam, zaciekawiona.
wykrot dnia 23.04.2012 02:34
Och, jeszczio nie wieczier...

http://www.youtube.com/watch?v=OZ8UraZS5mE
Wasinka dnia 24.04.2012 10:06
Jakoś wcale mnie ten aspirant nie uspokoił...
Ale opowieść wciąga. Coraz bardziej jestem ciekawa...

Pozdrawiam słonecznie.
wykrot dnia 08.05.2012 00:09
Dziękuję.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty