Oddal ode mnie ten kielich, jeśli potrafisz.
Wkroczę w szarości, już czekają spragnieni
pocałunków. Noga za nogą, ciężar właściwy
srebra wymusza nierówność stąpnięć.
Strażnik moich myśli w pełni, jedną miarą
przeliczona droga do ogrodu i w symbolikę.
Później będę lżejszy na wietrze, obojętny
na bycie dobrym człowiekiem.
Mógłbym spisać testament od słów:
Bądź przeklęte Jeruzalem ułudne miasto
albo
Nie ma zbawienia ponad piekło we mnie.
Jak dobrze,
cień położy się krzyżem na wzgórzach,
zasnę ukołysany w ramionach bogów
martwych jak świątynie Babilonu.
I tak jedyne co mógłbym ofiarować
to suma oddechów pozostałych do ewangelii
milczenia, spokoju nieopłakiwania
przez wieczność.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
wierszokleta · dnia 25.04.2012 08:55 · Czytań: 523 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora: