(początek dżingla)
Głos nie wiadomo skąd: Witamy w kolejnym odcinku Rozmów Przesadnych, najpopularniejszego talk-show w okręgu trzech stanów! Przed wami jedyny, niepowtarzalny, Piooootr Paaarapeeeet.
(widownia zgromadzona w studio klaszcze, na scenę wchodzi prowadzący; koniec dżingla)
Piotr Parapet: Dobry wieczór państwu. W dzisiejszym odcinku będziemy gościć kolejną niesamowitą osobistość, której historia zapiera dech w piersiach. Ale zanim przywitamy naszego gościa, pozwolę sobie opowiedzieć państwu pewną anegdotę. Oczywiście jeśli państwo chcą.
Widownia: Chceeemy! Cheeemy!
Piotr Parapet: W takim razie, rzecz dzieje się w domu państwa Klopsów. Po powrocie z pracy, pan Klops zauważył, że z sypialni dochodzą dźwięki, wskazujące tylko i wyłącznie na to, że pani Klops się z kimś zabawia. Nie czekając długo, pan Klops wtargnął tam i ujrzał swoją żonę w łóżku z szopem praczem. Reakcja pana Klopsa była natychmiastowa, wziął do ręki strzelbę, którą odziedziczył po ojcu i zastrzelił ich.
(widownia się śmieje)
Piotr Parapet: A potem własne dzieci.
(widownia się śmieje)
Piotr Parapet: A potem siebie.
(gromkie brawa)
Piotr Parapet: Dziękuję, dziękuję. A teraz pora zaprosić do nas naszego dzisiejszego gościa. Przed państwem Ryszard Ogarniętynie, który utopił swojego pączka.
(dżingiel; publiczność bije brawa; na scenę wchodzi Ryszard Ogarniętynie; koniec dżingla i braw; Ryszard siada na wyznaczonym dla niego miejscu)
Piotr Parapet: Witam pana serdecznie, panie Ryszardzie i na wstępnie chciałbym zapytać, skąd u pana takie dziwne nazwisko.
Ryszard Ogarniętynie: Witam pana, dobry wieczór państwu. Odpowiadając na pańskie pytanie: nazwisko zawdzięczam swojemu pochodzeniu - w połowie jestem Gruzinem.
Piotr Parapet: Pierwszy raz spotykam kogoś, kto ma jakiś związek z tym krajem. Przy okazji proszę pozdrowić swojego tatę.
Ryszard Ogarniętynie: Niestety to nie będzie możliwe, ponieważ zginął podczas próby przemycenia kilograma kokainy w tyłku.
(widownia wzdycha)
Piotr Parapet: Jakże smutna historia, która i tak jest nieważna. Panie Ryszardzie, pozwolę sobie zwracać się do pana po imieniu, o ile nie będzie to zbyt drastyczne, przejdźmy od razu do tematu, dla którego jest pan tutaj z nami.
Ryszard Ogarniętynie: Proszę bardzo, nie jest to żaden problem.
Piotr Parapet: Kiedy po raz pierwszy, przyszła panu do głowy myśl, żeby utopić swojego pączka?
Ryszard Ogarniętynie: Muszę przyznać, że pierwszy raz pomyślałem o takim rozwiązaniu sprawy pączka, kiedy moja żona go kupiła. Już na starcie wydawał mi się jakiś podejrzany.
Piotr Parapet: Czy poza tym, że wyglądał dziwnie, dawał jakieś znaki, które mogły zdradzić, co zamierza?
Ryszard Ogarniętynie: Ależ oczywiście. Jego ułożenie na talerzu, bardzo ciemne rodzynki na polewie, wyjątkowo okrągła dziurka w środku - wszystko to podprogowo sugerowało nam, że on coś knuje.
Piotr Parapet: Jednak pomimo tych wszystkich oznak, nie zdecydował się pan zadziałać.
Ryszard Ogarniętynie: Żona przekonała mnie, że powinniśmy poczekać, dać mu szansę, a nuż okaże się, że pomyliliśmy się co do niego.
Piotr Parapet: Jednak tak się nie stało i kiedy wrócił pan do domu ze spaceru z psem, rozpętało się piekło.
Ryszard Ogarniętynie: Dokładnie tak.
Piotr Parapet: Proszę nam o tym opowiedzieć.
Ryszard Ogarniętynie: Nasze mieszkanie znajduje się na drugim piętrze. Kiedy otworzyłem drzwi do bloku, usłyszałem krzyk żony. Bez zastanowienia pobiegłem do mieszkania, zostawiając naszego pudla na dole. Kiedy wyważyłem drzwi, zobaczyłem moją żonę skuloną w kącie, płakała. Szybko podbiegłem do niej i zapytałem, co się stało, jednak ona nie potrafiła wydusić z siebie żadnego słowa, a jedynie wskazała palcem na pączka.
Piotr Parapet: To wtedy rozegrała się walka na śmierć i życie?
Ryszard Ogarniętynie: Zgadza się. Powoli zacząłem podchodzić do pączka. W myślach powtarzałem sobie, żeby nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Miałem świadomość, że każde nieprzemyślane posunięcie przybliży nas do śmierci.
(widownia wzdycha, niektórzy chowają twarze w dłoniach)
Ryszard Ogarniętynie: Przez dłuższą chwilę stałem w drzwiach do kuchni i czekałem na moment, który mógłbym wykorzystać. I w końcu doczekałem się - pączek się odwrócił. Ułamki sekund zadecydowały o tym, że uszliśmy z życiem. Najpierw chwyciłem nóż ze zmywarki, później szybko doskoczyłem do drania i wbiłem ten nóż w pączka. Kiedy wiedziałem, że już mi nie ucieknie, pobiegłem z nim do łazienki. Trzymając go kurczowo, nalałem wody do wanny i wskoczyliśmy tam razem. Byłem zdeterminowany, aby przytrzymać go przy dnie tak długo, aż będę miał pewność, że jest po nim.
Piotr Parapet: Co się działo dalej?
Ryszard Ogarniętynie: Pamiętam wszystko jak przez mgłę. Wiem, że tarmosiliśmy się w wannie, a później straciłem przytomność. Kiedy ocknąłem się, leżałem na swojej kanapie, a w naszym mieszkaniu roiło się od policji. Ostatnia rzecz, jaką pamiętam z tamtego dnia, to czarny plastikowy worek, w którym policja zabrała tego parszywca.
(gromkie brawa i okrzyki uznania)
Piotr Parapet: Cóż to była za historia. Dziękuję panie Ryszardzie za to, że przyjął pan nasze zaproszenie i zechciał wrócić myślami do tamtych tragicznych wydarzeń.
(prowadzący i gość podają sobie ręce; widownia klaszcze)
Piotr Parapet: Cóż, dzisiejszy odcinek Rozmów Przesadnych dobiegł końca. Jednak zanim się pożegnamy zapraszam serdecznie do udziału w naszym konkursie SMS, gdzie do wygrania jest weekend w bajecznym kurorcie w Siemianowicach Śląskich. Aby wygrać tę fantastyczną nagrodę, wystarczy wysłać SMS pod numer 0101010 o treści „są ludzie i parapety”.
(początek dżingla)
Piotr Parapet: My widzimy się za tydzień. Dobranoc państwu i do usłyszenia!
(publiczność wstaje z miejsc i bije brawo)
Głos nie wiadomo skąd: Rozmowy Przesadne oglądali państwo dzięki uprzejmości naszego sponsora, właściciela marki PomPom.
Ponętny głos kobiecy: PomPoM - i już możesz.
(koniec dżingla)
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Zachary Ann · dnia 31.07.2012 08:00 · Czytań: 921 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 9
Inne artykuły tego autora: