Od dziecka boję się ciemności. Potrafiłem z nią żyć, dopóki nie zorientowałem się, że przekracza ramy czasu, granice międzymiastowe, równania chemiczno-fizyczne. Kiedyś oszukiwałem się, że umiem oddzielić ją i umiejscowić w określonej przestrzeni. Już tego nie robię, nie potrafię.
- Myślisz, że nam się uda?
- Już od dawna nie myślę. Uczucie wyparło myślenie.
- Co w takim razie czujesz?
- Czuję słodki sen unoszący się w powietrzu…
Utonąłem dawno w czarnym morzu. Wziąłem głęboki oddech i zanurzyłem się ze świadomością, że nie wystarczy mi powietrza. Nie oszukuję się, na tę głębokość nie przedostaną się żadne refleksy wschodzącego słońca. Bez świtów, bez zachodów. Tylko ja i Ona.
- W innych okolicznościach na pewno by nam się udało.
- Nigdy nie mów takich rzeczy kobiecie.
- Czy to ja jestem narratorem?
Konwulsje mojej duszy, konwulsje mego ciała. Nie wiem już, które są mi bardziej obce. Lepki, gęsty, wielopłaszczyznowy, a zarazem czarny jak smoła szept zlepił obydwie te części całości i pozwala patrzeć wyłącznie przez pryzmat siebie. Zbyt mętnie, zbyt ciemno.
- Jestem w Tobie, a Ty jesteś we mnie.
- Lecz nigdy już nie ozdobisz uśmiechem mojego ołtarza.
- Przecież nikt tu się nie śmieje.
Ciemność spełniła się. Zgasła niczym gromnica. Być może dym leniwie osiadający na warstwach powietrza oszuka jeszcze kogoś, kusząc formą omami widzów. Będę więc na spektakl spoglądał z boku, po cienistej stronie teatru. Od dziecka bałem się ciemności.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Marxxx · dnia 17.08.2012 19:19 · Czytań: 687 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: