Wojaczek nie płaczek, ma duży plecaczek.
W plecaku przybory, a dietę z flory.
Wylądował przypadkiem z obitym zadkiem.
Jakoś sobie radzi, kiepski sen mu nie wadzi.
Tną komary aż spuchły mu wary.
Natura bezlitosna chce pokonać komandoska.
Dusi go puszcza, lecz ogarnia bluszcza.
Idzie szuwarami, żyje robakami.
Węża spotyka więc szybko zmyka.
Trafił na słonia, dosiadł go jak konia.
Do domu kłusem! pod małym przymusem ;)
Słoń niezadowolony. Mówi rozżalony.
O komandosie :( nie decyduj o mym losie.
Przepraszam przybysza lecz czeka ma mysza :*
Chcę iść do samicy bo oboje jesteśmy dzicy.
Wiem, udam że oszalałem czyli wścieklizny dostałem.
Wiara w cuda ale może się uda.
Komandos nie w sosie, zostawił go przy szosie.
Chłopak ma fart, jedzie coś jak gokart.
Żółtek na drodze, choć patrzy srodze,
do domu podrzuci więc komandos nie smuci.
Chińczyk po rozkminie, chyba coś wywinie.
Zabrał go na pokład lecz ma inny rozkład.
Oprawił chama, ten ocknął się z rana.
Zabrał mu furę, komórę i kurę
Do domu wróci, nawet drogę skróci.
Kobita go wita, na stole popita.
Ekipę zdołował bo wódę kołował.
Zanim wparował całość opracował.