Stasiek z końca wsi, zbierał kamienie na dom;
stawiał jeden na drugim, nie pamiętał,
że za każdym razem spadały. Mietka mówiła:
głupi - matka po porodzie zostawiła go
w stodole na niech się dzieje wola boska.
Czasami znikał - wtedy pusto wkoło i w studni -
psy nie szczekały, robiło się nie wiadomo co będzie.
A Stasiek zawsze wiedział. Wystarczyło zapytać,
choć czasem strach ludziom języki ucinał.
Kowalowa chorowała na sercowe zapaści.
Stasiek wiedział, że na co inne umrze;
siedział z tydzień w komórce, wyszedł z burzą
i darł się: Kowalowa pędź do chałupy!
Ale piorun był szybszy.
Bywały noce, że krzyczał. I nikt nie wiedział skąd,
a on wiedział po co. Ludzie zamykali okna i oczy,
i czekali rana ściskając różańce. A ja szybko
modliłam się do Staśka, żeby deszcz nie spadł
na świeżo skoszone, bo któż inny byłby Bogiem?
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
annaG · dnia 09.10.2012 12:39 · Czytań: 730 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 7
Inne artykuły tego autora: