Król Lemurii
Marcel siedział przy komputerze już trzecią godzinę. Oczy go piekły, palce puchły nawet bardziej niż zwykle, a i tak nie czuł jakiegokolwiek sensu działania. Zaczynał wręcz myśleć o sobie bez krzty szacunku i wiary w swój królewski potencjał. Tak-królewski. Marcel nie był urzędnikiem, nie był kupcem, poranne wstawanie kojarzył jedynie z wyprawami na jogging. Był synem Bastiana- księcia lemurów. Ostatnie badanie opinii publicznej stawiało go nawet w gronie faworytów w walce o tron pogrążonej w niespodziewanej, bezkrólewskiej burzy Lemurii. Nasz bohater jednak, absolutnie nie czuł w sobie żądzy i instynktów władczych. Na wszystkie pytania na ten temat odpowiadał zawsze: „Ja się do tego nie nadaję”, po czym spokojnie konsumował kolejną partię świeżych owoców w syropie (na kaszel, bo „daje kopa”).
A jednak ojciec, dokładne przeciwieństwo syna, naciskał. Marcel stracił więc wszelką nadzieję na spokojne, dostatnie i leniwe życie na jednej z afrykańskich wysp ojca. Miał nigdy nie doświadczyć wesołych tańców do muzyki disco, pięknych, wachlujących go poddańczych samic ani pląsów na dmuchanej na bieżąco przez stado astmatycznych goryli skoczni. Jego zespół muzyczny- „Chcemisiespać” miał zostać wkrótce rozwiązany, a wszystkie minidiski z pamiętanymi przez fanów podkładami w stylu (a jakże!) hops bum bum hops komisyjnie spalone. Marcel czuł łzy w oczach na przerażającą myśl o tym, że już nigdy nie usłyszy tłumu fanek (nazywanych „śpiochami”) histerycznie śpiewającego refren: „Ma samiczko miła dziś dajesz miiii/Wśród tych uschłych liści banany trzyyyy/Kiedy za sto lat ktoś zapyta mnie/Ja odpowiem że ciągle kocham Cięęę („Midi solo na pilocie od wieży!!!!”)”. Wszystkie przyjemności życia miały odejść, ustępując miejsca serii irytujących obowiązków sprawowanych na odpicowanym, lecz nieprzyzwoicie nudnym tronie.. Nic nie miało już być takie samo.
W tym miejscu wypadałoby chyba wspomnieć dlaczego ozdobny, wiklinowy, interaktywny, wyposażony w maszynę do gofrów i koktajli oraz wi-fi tron został tak nagle pozbawiony właściciela. Otóż poprzedni władca, imieniem Wonstond (nazwany tak, według legendy, po pierwszych słowach wypowiedzianych po narodzinach) umarł przez własną głupotę. Król oczywiście, tak po ludzku (a raczej lemursku) głupi nie był. Po prostu pewnego feralnego dnia stracił czujność. Po serii wyczerpujących, monotonnych (o tak Bastianowiczu!), kluczowych dla Lemurii decyzji oddawał się odpoczynkowi- namiętnie całował się z lustrem rozpływając się nad powabem własnych górnych siekaczy. Blask odbijających się w lustrze, lakierowanych zębów (pięknych acz sztucznych- Wonstond, co częste wśród lemurów, urodził się bez górnych siekaczy), w połączeniu z afrykańskim słońcem spowodował iskrę. Król, a dokładnie jego nażelowane włosy głowy, natychmiast zajęły się ogniem. Fakt iż władca od lat, dla zdrowia i wrażeń zapachowych, nacierał całe ciało mazią niewiadomego pochodzenia, nie polepszał jego sytuacji, zwłaszcza, że na baniaku, w którym maź spadła na terytorium Lemurii, straszyły od zawsze cztery złowieszcze litery układające się w tajemnicze słowo FUEL. Słowo to, według lemurzej, nieomylnej starszyzny, miało oznaczać „zgubę kosztem natury”. Król jednak nic sobie z tego nie robił, co w konsekwencji doprowadziło go do zguby. Na nic zdały się tłumy usłużnych poddanych sumiennie wykonujące jedyny, wypowiadany w konwulsjach rozkaz króla („Polejcie mnie moją cudowną mazią!”) oraz awaryjnie powołane „gaś-komando” złożone z dwudziestu słoni, które w celu uratowania króla nabrały do trąb i wypluły na swego władcę ćwierć wszystkich wód oceanicznych. Wonstond zginął. On, geniusz podstępu, mistrz jedzenia na czas, pionier podpluwania (o nie, nie podpisywania!) umów międzygatunkowych oraz autor podręcznika „Wsuwaj, rzygaj i od nowa- poradnik dla zwierząt bez umiaru” pożegnał się z życiem przez własną próżność. Cóż, niby to smutne, ale tak w istocie, król nie miał już żadnych problemów. Problem, jeden acz wielki, miał za to Marcel, którego życie przez królewską próżność zamieniło się w pełen przymusu koszmar.
Komputer i Internet nie dawały odpowiedzi jak obudzić w sobie żądnego krwi króla. Portale, zamiast radzić, zarzucały młodziana ofertami usług wstawiania siekaczy (o ironio!), atakowały wulgarnymi insynuacjami ( „Lwy to władcy zwierząt!- wykład dla opornych ”) lub kłuły błękitne oczy Marcela różowymi pseudo-kreacjami dla niby-samic. Syn Bastiana porzucił wszelką nadzieję. Miał w tej sytuacji dwa oczywiste wyjścia. Jako że, co już wiemy, ryzyko nie leżało w jego naturze, samobójstwo wykluczył na samym początku. Pozostawała więc ucieczka. Postanowił zatem zbiec, uniknąć odpowiedzialności i zachować resztki poczucia wolności. Termin eskapady, w obliczu rychłych wyborów, wyznaczył na nadchodzącą noc.
Noce w Afryce są strasznie chłodne, ale Marcel, jako lemur, miał przecież futro. Na wszelki wypadek wziął jednak drugie, nakładane. Podpowiedź-nie należało do jego ojca. Puchata, znaleziona na internetowej aukcji czapa (kolejny tajemniczy zestaw liter- CCCP) miała go uchronić przed wyziębieniem intelektu (załóżmy, że jakimś tam dysponował). Spakował jeszcze kilka niezbędnych dla uchodźcy gadżetów, takich jak karty do gry, słuchawki (bez odtwarzacza) i guma do żucia. Powiecie pewnie, że nie był uchodźcą a tchórzliwym uciekinierem. Musicie jednak pamiętać, że Marcel należał do tak zwanych sfer wyższych, więc wszystkie nikczemności nazywał górnolotnie. C’est la vie. Zabezpieczony i gotowy, wyruszył w drogę.
I tu, drodzy czytelnicy, kończy się sfera faktów a zaczyna teren domysłów. Powiecie, że to banalny plagiat, że autor poszedł z braku weny na łatwiznę, że pierwsze zdanie tego akapitu jest wyświechtane jak pieśni typu „Jarzębino czerwona”.Zgoda. Nie ma pasjonującego opisu lodowatych nocy, nagłego zwrotu akcji, miłości, zdrady i zwyciężających dobra oraz wolności. Nieobecni są szlachetny kompan udzielający azylu naszemu bohaterowi, jego siostra zakochująca się w bohaterze i zły, pozbawiony skrupułów urzędnik państwowy. Racja. Powód tych braków jest jednak prozaiczny- społeczność Lemurii, a w szczególności ambitny Bastian i jego familia, milczą jak zaklęci, dezercję Marcela uważając za ciemną kartę swojej historii. W miejscowych kronikach i rocznikach znajduje się ledwie kilka mglistych notek i jedno, nie nadające się do opisu zdjęcie. Niestety-tak pozostanie i jestem wobec tego faktu bezsilny. Jak mówią politycy: „ze źródłami nie ma dyskusji” . Wiadomo jedynie, że ucieczka naszego młodziana została brutalnie przerwana przez stado agresywnych samic kameleonów olbrzymich, które, zwabiwszy Marcela w ustronne miejsce, ukazały mu, iż widmo niechcianego tronu nie jest bynajmniej największym na świecie problemem. Szczegóły pozostawiam domysłom („Tak! Właśnie tak!”). Odeskortowany przez zapobiegawczego ojca pretendent do tronu, gdy już wyleczył się z depresji po… po prostu- depresji, chcąc nie chcąc objął tron Lemurii jako Marcel Bastianowicz I. Mimo, iż w istocie władzę sprawował jego ojciec, a król z jakichś powodów pozostał bezdzietny, nasz bohater zapisał się na trwałe w historii świata zwierząt. Co ciekawe, nigdy nie rozstawał się ze wspomnianym wcześniej futrem oraz czapą. Po jego śmierci przedmioty te zostały uznane za insygnia lemurzej władzy-nie każda monarchia ma duże wymagania, a insygnia są niezbędne, nie zadawajmy więc pytania o sens tej uchwały. Ten sens nigdy nie zaistniał i nigdy się to nie zmieni. Wspominajmy lepiej możnego, acz introwertycznego władcę- Marcela Bastianowicza I, Króla Królestwa Lemurii. Króla tak podziwianego jak obśmiewanego. Ależ, który władca uniknął tych dwóch przymiotów?
---------------------------------------
Nie pytajcie mnie skąd, jako afrykański kronikarz, znam polską pieśń „Jarzębino czerwona”. Mogę zdradzić jedynie trzy fakty:
1) Zwierzęta, jak słusznie sądzi gatunek homo sapiens, też mają uczucia
2) Podróże to domena nie tylko homo sapiens
3) Samice o polskich korzeniach są najpiękniejsze na świecie.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt