Rejterada znad jeziora (XI) - wykrot
Proza » Długie Opowiadania » Rejterada znad jeziora (XI)
A A A
Nie zapominaj, że Dorota była pod wpływem jakichś leków, nie całkiem przytomna, ale ponoć powiedziała lekarzowi, że ma być jak mówi, albo niech piszą NN. Na drugi dzień, oczywiście tego nie pamiętała i twierdzi do dziś, że nie pamięta. Jednak wtedy potwierdziłam im, że jest wdową, mąż przebywał za granicą, więc na pewno nie jest ojcem, a ciebie znam i że tak właśnie jest jak powiedziała. Zapytał mnie jeszcze, czy podpiszę takie oświadczenie, a kiedy potwierdziłam, zawołał drugiego konowała, spisali sobie moje oświadczenie, dane z mojego dowodu, podpisałam to wszystko, oni podpisali się jako świadkowie i na tym w szpitalu się zakończyło.
A na drugi dzień Dorota pozwoliła im dać mnie te papiery, chociaż ich nawet nie widziała, ja zaś przekazałam je Romkowi, a on zajął się załatwianiem spraw w Urzędzie Stanu Cywilnego.
Zaglądałam potem do niej, podtrzymywać ją na duchu i mimo że była w szpitalu przez cały tydzień, o akty urodzenia nie zapytała ani jeden raz, w ogóle o tym zapomniała. Interesowała się wyłącznie chłopcami, reszta świata dla niej chwilowo nie istniała.
- A teściowie nie zaglądali? – przerwałem jej.
- Dorota nie chciała ich i nie informowała, że zbliża się rozwiązanie. Nikogo nie chciała widzieć, oprócz nas. Oni niczego nie wiedzieli. Więc oczywiste, że nie miała też nikogo, kto mógłby się zająć sprawami administracyjnymi…
- Lidka, poczekaj! – Romek jej przerwał. – Pozwól mi opowiedzieć do końca!
- Ależ proszę! – rozłożyła ręce.
- Tomek… ktoś musiał zarejestrować urodziny chłopców w Urzędzie Stanu Cywilnego. Poszedłem tam i zbiegiem okoliczności, kumple z mojej dawnego zespołu akurat wtedy synchronizowali informatykę w urzędzie… – uzupełnił. – Nie pytaj więc jak, ani dlaczego, bo to do niczego niepotrzebne, tym niemniej wykorzystałem twój akt urodzenia, kopię dowodu osobistego i fałszując podpis, doprowadziłem do wpisania ciebie w roli ojca w akty urodzenia…
- Tomek, to się odbyło za moją namową! – zastrzegła Lidka. – Bo Romek początkowo nie wiedział co i jak ma zrobić. Tak z marszu sporządzić aktów nie chcieli. Wtedy go namówiłam, że nawet jeśli sfałszuje podpis, to nie sfałszuje prawdy! Bo jesteś ich ojcem i nikt temu nie zaprzeczy! Chyba nie masz co do tego wątpliwości?
- Lidka, pozwól! – Romek się skrzywił. I kontynuował. – Zdaję sobie sprawę, z tego co zrobiłem. Zrobiłem to wprawdzie w dobrej wierze, bo wierzyłem, że tak będzie najlepiej, tym niemniej teraz możesz mnie za to posadzić, bo to było z premedytacją. Wiedziałem, że łamię prawo i w dodatku miałem pomocników, którzy też je złamali – zakończył.
- Ja nie rozumiem… zrobiłeś to z akceptacją Doroty, czy wbrew jej woli? – zapytałem.
- Tomek, ja ci to wytłumaczę! – znowu Lidka zabrała głos. – Podziel ten cały czas na trzy okresy. Pierwszy, tuż po porodzie, kiedy Dorocie było wszystko jedno. Rozmawiałam wtedy z nią i wszystko miała gdzieś. „Rób jak uważasz” – usłyszałam. Tyle, że wtedy jeszcze nie kontaktowała. Jednak terminy administracyjne są nieubłagane. Więc Romek załatwił sprawę i było fajnie. Drugi – kiedy Dorota nie interesowała się tym. A po jakichś trzech tygodniach, kiedy zorientowała się co się stało, zrobiła nam awanturę, ale okazało się, że odkręcenie tego jest praktycznie niemożliwe. Owszem, w teorii są furtki, ale to procedura długa i niepewna. A w dodatku musi mieć podstawę! A tą podstawą byłeś ty i bez postawienia ciebie przed sądem jako świadka, nie miała szans na nic! Nie zapominaj, że Dorota była wtedy w okresie, gdy miała do ciebie żal, że przespałeś się ze mną…
Zauważyłem, jak Romek w mgnieniu oka zamienia się w słup soli.

- Ooo… czegoś nowego się dowiaduję! – wycedził powoli.
Lidka zwróciła na niego ironiczne spojrzenie.
- Przynajmniej w naszym towarzystwie nie rób z siebie głupka! – skomentowała jego słowa bez mrugnięcia okiem. – I wiedz, że bywałam w saunie z Tomkiem i z Dorotą. Na golasa i niejeden raz! Miał okazję pooglądać mnie dokładnie, a ja jego też. Jednak to wcale nie znaczy, że kiedykolwiek się z nim pieprzyłam, więc nie cuduj!
- To przespałaś się czy nie? – zapytał zdziwiony. – W ciągu jednej minuty obdarzasz mnie dwoma różnymi wersjami…
- Romek… czy ja mam dzisiaj mało problemów? Nie podsłuchuj wybiórczo, to nie będziesz przeżywał! Chodzi o to, że Dorka wtedy tak sądziła! Wydawało jej się, iż z Tomkiem spałam, a nie, że tak było naprawdę! Ja jej nie wyprowadzałam z błędu, żeby przestała wariować, a prawda wyszła na jaw dopiero gdy Tomek przyjechał i sobie porozmawiali. My rozmawiamy skrótami i się rozumiemy, więc jeśli chcesz słuchać, to słuchaj, ale nie przeszkadzaj!
Postanowiłem zademonstrować Romkowi swoje opanowanie.
- Nie przejmuj się, mnie Dorota też jakoś nie chce wierzyć, że nie pieprzyłem rankiem Baśki! – odezwałem się z goryczą.
- No właśnie! O co tu w ogóle chodzi? Ja was zupełnie nie pojmuję!
- Myślisz, że ja mam inne spostrzeżenia? – zapytałem retorycznie. – Za cholerę nie mogę niczego zrozumieć!
- Uspokójcie się! – Lidka kontrolowała sytuację. – Zakończmy jeden temat, bo nie mam czasu. Tomek, jest jeszcze jedna sprawa…
Romek wbił spojrzenie w blat stolika.

- Mów! – rzuciłem obojętnie. – Już mnie chyba nic nie zdziwi.
Lidka znowu zachęciła mnie do opróżnienia kieliszka.
- Problem powstał przed wyjazdem Dorki do Stanów. Trzeba było wpisać chłopaków do jej paszportu, a bez zgody ojca, to jest raczej niewykonalne. No i trzeba było znaleźć wyjście z tej sytuacji…
- Czyli znowu ty? – zwróciłem się do Romka. Przytaknął głową.
- Ano ja. Wiesz… informatycy się znają… Starym sposobem wprowadziłem do dokumentacji twoją zgodę z kopią dowodu osobistego oraz sfałszowanym przeze mnie podpisem. Wystarczyło, ale tylko na ten jeden raz.
- Nie bałeś się?
- Bałem! Ale zdawałem sobie sprawę z tego, że dopóki ty o tym nie wiesz, to nikt nie będzie tam zaglądał. Sprawa jest zamknięta.
- To po co mi o tym mówicie?
- Nie kojarzysz? – zapytała Lidka. – Przecież ty masz teraz nas wszystkich w rękach! Tomek! Jedno twoje zainteresowanie tematem może spowodować, że ktoś się temu przyglądnie dokładniej, zacznie grzebać w papierach, a wtedy wszystko się posypie!
Wypiła swojego drinka do dna.
- Zacznę od początku, nie przerywajcie mi. Tomek, teraz wiesz dlaczego ja musiałam dzisiaj ciebie odnaleźć? I z tobą rozmawiać? Bo muszę wiedzieć co teraz zrobisz! Gdybyś wyjechał, nie znając niczego, mógłbyś też z czasem zacząć zadawać sobie pytania, nawet bez żadnych złych zamiarów. A to mogłoby mieć charakter ruchów słonia w składzie porcelany. Potłukłbyś wszystko doszczętnie!
- Nie przesadzasz aby? – zapytałem.
- Nie! Absolutnie nie! Wyobrażasz sobie taką sytuację, że o tym wszystkim dowiaduje się jakiś dziennikarz brukowca? Dorota nie jest osobą z pierwszych stron gazet, bo bardzo o to dba, żeby się tam nie dostać, bankowcom jest to absolutnie zbędne. Ale zaręczam ci, że jest sporo osób i organizacji, które bardzo by się ucieszyły mając na nią haka. Dostałoby się nawet Johnowi, chociaż z niczym się nie zetknął, ale i tak by go ochlapało. To dlatego się ciebie boi, bo nie wie, czy nie zrujnujesz mu kariery. Mógłbyś go oskarżyć o pozbawienie praw biologicznego ojca! Bo wiedział, że istniejesz! To wcale nie jest żart! Takie coś zablokowałoby mu karierę do końca życia i szybciutko musiałby się zwijać z Polski bez możliwości powrotu. Zresztą, Dorota też, chociaż przyjeżdżać by mogła. Tylko po co, skoro chłopcy by nie mogli? Nie wiem czy znasz prawo, polscy obywatele muszą wjeżdżać i wyjeżdżać z kraju na polskim paszporcie. A wpisy dzieci w paszport rodzica są już nieważne. A skoro by nie mieli paszportów… Więc albo straciliby polskie obywatelstwo, przyjeżdżając na amerykańskich, tak jak są teraz, czyli mało legalnie, albo nie przyjeżdżaliby wcale, co pewnie zaowocowałoby brakiem chęci odwiedzania Polski w życiu dorosłym.
O Dorocie nie będę mówić, pomyśl sam, natomiast zwróć uwagę na mnie i Romka. Oprócz odpowiedzialności prawnej, ja mam jeszcze biznes. I nie mogę sobie pozwolić, żeby nad nim wisiał jakiś miecz Damoklesa. Że jedno twoje słowo może mi rozwalić firmę. Bo jeśli nie będzie Johna i nie będzie Doroty, to co mi zostanie? Wspominałam ci już o filarach, na których się oparłam. A zresztą, może niczego nie będzie, bo i mnie posadzą…

Milczeliśmy. Lidka nagłym ruchem napełniła pusty kieliszek żubrówką i natychmiast wypiła jego zawartość. Odetchnęła kilka razy i głos jej się uspokoił.
- Chyba teraz rozumiesz, dlaczego nie mogę czekać znowu latami na wasze następne spotkanie. Zresztą, Dorka też nie może. Nasze interesy są tu całkowicie zbieżne. Dlatego wściekłam się, kiedy rano zniknęła, a ty wyjechałeś. Bo zrobiła to wbrew interesom swoim i dzieci, o moich nie wspominając. Ona musi z tobą utrzymywać kontakt, chce tego, czy nie. Chyba, że wyjedzie stąd na zawsze. W Ameryce jej nie dosięgniesz, chociaż narobić trochę poruty mógłbyś zawsze. Tyle tylko, że zaszkodzisz przede wszystkim swoim dzieciom, co powinieneś brać pod uwagę.
- Dlaczego mówisz, że musi? Co ją do tego zmusza? Powiedziała przecież, że będzie ze mną rozmawiać poprzez adwokata…
- To aż tak? – wyrwało się Romkowi.
- Romek… – Lidka obdarzyła go przeciągłym spojrzeniem, po czym zwróciła się do mnie.
- Przepraszamy cię, musimy przez chwilę porozmawiać na stronie…
- Proszę bardzo! – rozłożyłem ręce.
Wstali i odeszli w stronę drzwi, cicho ze sobą rozmawiając. Po chwili Romek wyszedł z restauracji, Lidka zaś wróciła do stolika.

- Przepraszam, ale Romek nie zna o Dorocie wielu spraw i uważam, że znać nie musi. Ty zaś pytasz czasami o to, czego nie powinien słyszeć. Wróćmy do tematu. Na czym skończyliśmy?
- Dlaczego uważasz, że Dorotka musi się kontaktować ze mną?
- Słuchaj, spotkanie z tobą, to była już najwyższa pora. Dorocie tylko wtedy na wakacjach wydawało się, że wszystko będzie proste. Ale od początku, jak się już orientujesz, proste nie było. I szybko do niej dotarło, że wcześniej czy później, będzie musiała dzieciom powiedzieć prawdę. Im szybciej, tym lepiej. Jednocześnie, ona rzeczywiście ciągle czuje się winna wobec twojej żony. I naprawdę nie wiedziała jak to zrobić, żeby nie zrujnować wam życia. A poza tym bała się. Bała się twojej reakcji na fakty i swojej na spotkanie z tobą. Nie bezpodstawnie, jak już wiesz. Obydwoje wyszliście z tego poobijani. Dlatego odkładała to dopóki się dało. Ze strachu.
Jednak teraz już się odkładać nie dało. Chłopaki nie maja paszportów, a drugi raz taki numer jak wtedy, już nie wyjdzie. Po pierwsze nie pozwolę na to Romkowi, a gdyby nawet, to już są małe szanse powodzenia. Wtedy trafił na wdrożenie, jeszcze nie wszystkie zabezpieczenia działały, jeszcze można było ukryć jakieś tam wejścia do systemu, teraz to już uszczelnione, a i znajomych nie ma. Jedyne wyjście, to załatwiać wszystko normalnie, a bez ciebie się nie da…
- Lidka…
- Tak?
- A jak wjechali teraz?
- Na amerykańskich paszportach. Jednak na lotnisku pogranicznicy kręcili już głowami, Dorota miała problemy. Za rok mogą ich nie wpuścić.
- Słuchaj… – przerwałem jej. Wypiłem swoją wódkę i oznajmiłem pewnym głosem. – Szkoda, że jestem po wódce, bo poszlibyśmy do notariusza i już dzisiaj dałbym swoją zgodę na paszporty dla nich. Bez żadnych warunków! I nie będę ich stawiał w przyszłości, tego możesz być pewna. Dlatego prześlesz mi na maila tekst upoważnienia, ja to załatwię u siebie i oryginał notarialnie potwierdzony wyślę na twój adres, jaki dołączysz do maila. Może tak być?
Zaskoczyłem ją.
- Oczywiście, że może i chyba dobrze zrobisz. Będę miała jeszcze jeden argument do rozmowy z nią.
- W ogóle, gdyby pojawiły się podobnego typu sprawy, to pisz do mnie, nie widzę problemów. Teraz poprzednia sprawa. Dobrze, że powiedziałaś o tym, bo to faktycznie możliwe, że kiedyś przyszłoby mi do głowy pogrzebanie w temacie. Ale śpijcie bez obaw. Nikomu niczego nie doniosę i gdyby coś, to potwierdzę podpisy jako moje. Wytłumacz też Johnowi, że do dziennikarzy nie pójdę, niech i on śpi bez stresu. Temat zamykamy. Nie wracaj już do niego. Ja też nie będę.
Lidka wyciągnęła do mnie rękę ponad stołem.
- Dziękuję ci, naprawdę jestem teraz znacznie spokojniejsza.
Uścisnąłem jej dłoń, po czym przypieczętowaliśmy zgodę kieliszkiem żubrówki. Ale zanim podjęliśmy ponownie rozmowę, do restauracji wrócił Romek, po czym usiadł na swoim miejscu.
- W porządku? – zapytała Lidka. Romek przytaknął ruchem głowy.
- Tomek, mam taką propozycję… – zwróciła się do mnie.
- Mianowicie?
- Chodź ze mną do numeru! – patrzyła mi prosto w oczy, śmiejąc się gdzieś w głębi.
Rzuciłem wzrokiem nieco w bok. Romek też wyglądał na wesołego. Coś mi tu zapachniało zmową.
- Chodźmy, nic ci nie zrobię! – Lidka podniosła się z krzesła.
- „To po co pójdę” – Romek ze śmiechem zacytował stary dowcip.
- No dobrze, ale to… niezapłacone! – pokazałem na stolik.
Byłem zdezorientowany. Lidka natomiast pochyliła się i pocałowała Romka w policzek.
- Zapłacisz, kochanie, prawda?
- Oczywiście! – zapewnił ją, dodając – Bawcie się dobrze!
Podał Lidce elektroniczny klucz do drzwi i oparł wygodnie o poręcz krzesła. Nie wybierał się z nami.
- Wyślij nam też coś do jedzenia i picia, zrób to o co cię prosiłam a potem przyjdź do nas. Tylko niech się sprężą! – rzuciła jeszcze, po czym ujęła mnie pod ramię i poprowadziła do wyjścia.

W apartamencie, do którego nas zaprowadziła, zrzuciła szpilki i bez zażenowania położyła się w ubraniu na wielkim, podwójnym łożu, poprawiając tylko poduszkę.
- Już miałam dość tamtego krzesła – westchnęła z ulgą. – Mam nadzieję, że się nie obrazisz za moje nieprzystojne zachowanie?
- Co wyście wykombinowali? – zapytałem, pomijając jej słowa.
- Przecież to dla ciebie! Żebyś miał gdzie spać i wytrzeźwieć. A my zjemy z tobą obiad i pojedziemy do domu.
- Lidka… ja nie mam tyle kasy!
- Czy ciebie ktoś pytał o pieniądze? Dorka za to zapłaci.
- Nie będę korzystał z jej pieniędzy! – zastrzegłem.
- Tomek! – zawołała twardo i usiadła na łóżku. – Nie baw się ze mną w dziecinadę, bardzo cię proszę!
- Ja się w nic nie bawię! – przerwałem jej, ale nie słuchała.
- Powiedziałam ci, że to odkręcę, bo jedziemy na tym samym wózku! Jeśli tego nie zrobię, to mogę zwijać interesy! Nie mogę ci obiecać, że to będzie dzisiaj, ale na pewno zdążę przed twoim wyjazdem do Moskwy! Dlatego porzuć te swoje fochy bo wracamy do realizacji zaplanowanego przez was scenariusza. Rozumiesz? Dogadałeś się z Dorotą i ma być tak, jak się dogadaliście!
- Jej to powiedz, a nie mnie! – rzuciłem gorzko.
- Oczywiście, że powiem! Ja jej powiem o wiele więcej niż myślisz, ale nie będę wprowadzać cię w szczegóły, bo zdziwiłbyś się jak potrafię kląć i bluzgać! Dlatego uspokój się i słuchaj uważnie. Romek przyjechał tutaj jeepem, z tym wszystkim co zostawiłeś w środku. Samochód zostaje do twojej dyspozycji i masz nim jechać jutro do domu, jasne? A tam zająć się zamykaniem swojej działalności, oraz pilnym wysłaniem córki do banku. Jeśli nie zdążę załatwić wszystkiego z Dorką do jutra, to porozmawiam z Johnem. Jego na pewno przekonam, nie martw się o to. On sam jest bardzo zainteresowany unormowaniem relacji z tobą i nie będzie stawiał żadnych przeszkód.

Opadła na pościel, a ja opuściłem głowę, nie do końca przekonany, chociaż samopoczucie nieco mi się poprawiło. Po raz pierwszy od dzisiejszego poranka ujrzałem jakieś światełko w tunelu. Może Lidka rzeczywiście uładzi sprawy między nami? To było mi bardzo potrzebne. Inaczej miesiącami będę dochodził do siebie, żyjąc jak półprzytomny, albo nie całkiem normalny. Ponadto nie chciałem się jej sprzeciwiać. Zadała sobie wiele trudu, żeby mi pomóc i nie należało tego lekceważyć. Wierzyłem też w ich wersję, iż to, do czego przyznali się z Romkiem, zrobili w głębokim przekonaniu, że tak będzie lepiej dla dzieci, a mnie absolutnie nie zaszkodzi. Mało tego! Nie mieli zamiaru mi szkodzić, co do tego, nie miałem żadnych wątpliwości. Lidka wiedziała o wszystkim znacznie więcej niż ja, a więc o wiele lepiej potrafiła poruszać się w tamtych realiach.
- Co się tak zamyśliłeś? – przerwała moją zadumę.
- Mówiąc poważnie, to i chciałbym, i boję się. A co będzie, jeśli zablokuje kartę i stanę gdzieś na środku drogi?
- Przestań! Ja mam zamiar załatwić to do czasu twojego wyjazdu, to jest raz. A po drugie, skoro jej dotąd nie zablokowała, to chyba taki miała zamiar. Bo może to zrobić w dowolnej chwili wysyłając maila. Tym niemniej, karta działa, Romek się nią posługiwał i nic nie wskazuje żeby miało być inaczej. I po trzecie… Romek za chwilę przyniesie tutaj twoje bagaże, łącznie z tymi, które zostawiłeś w jeepie. Poza tym, wszystko jest już zapłacone, razem z obiadem, który mają nam tu dostarczyć…
Zapukano do drzwi.

Lidka nawet nie drgnęła, dlatego otworzyłem ja. Okazało się, że Romek przytargał bagaże. Nie było sensu się kłócić. Wstawiłem neseser na dół szafy, a obok niego torbę z zakupami Doroty.
- Tu masz resztę! – Romek podał mi kluczyki, kartę, mikroczip i piloty do samochodu. – Teczkę z dokumentami, laptop i telefon włożyłem do zakupów – objaśnił. – Tam masz też moduł do laptopa, o którym ci wspominałem. Gdybyś czegoś zapomniał, jest też instrukcja, poczytaj ją w kraju i gdy będziesz wyjeżdżał, to mi ją oddasz. W żadnym wypadku nie zabieraj do Moskwy! Jeśli coś będzie niejasne, kontaktuj się z Anką lub ze mną. Numery telefonów są w pamięci.
- Siadaj gdzieś – zaproponowałem.
- Nie, dziękuję. Nie będę wam przeszkadzał – powiedział obojętnym głosem.
- Idziesz gdzieś? – Lidka uniosła głowę.
- Idę, bo macie tu jakieś swoje tajemnice… Dla siebie zamówiłem obiad w restauracji, a tutaj tylko dla was. Może wcześniej zakończycie to romansowanie i pojedziesz do domu?
- Kochany jesteś! – Lidka przesłała mu pocałunek, ale po chwili usiadła na łóżku. – Jak wrócimy do domu, to własnoręcznie otworzę ci piwo!
Roześmiał się, wyraźnie rozbawiony.
- Tylko się nie pobijcie! – rzucił dochodząc do drzwi.
- Poczekaj chwilkę! – Lidka podniosła się z łóżka. – Tomek, wiesz co? Zostaw mnie na minutę samą. Zadzwonię do Baśki, dobrze? Tylko nie idź daleko, proszę! I przepraszam, ale wolałabym rozmawiać z nią nieskrępowana…
- W porządku! – odparłem. – Nie widzę problemów.
Wyszliśmy z Romkiem na korytarz, po czy wolnym krokiem skierowaliśmy się w stronę wind.

- I co postanowiłeś? – zapytał.
- Z czym?
- Z tym, co ci powiedziałem.
- Z papierami? Nie ma tematu. On już dla mnie nie istnieje. Przyjmuję wszystko w stanie takim jaki jest. Mieliście rację. Czułbym się bardziej oszukany, gdybym dowiedział się o wszystkim, a w aktach wpisany byłby Kamil.
- Myśmy z Lidką też doszli wtedy do takiego wniosku, ale wiesz… teraz już nie zrobiłbym tego. Wtedy mi się wydawało, że niczego takiego złego nie robię, ot, drobny psikus. Ale z czasem i wiekiem przychodzi refleksja. To jednak było fałszowanie dokumentów…
- Dobrze, wystarczy! – przerwałem mu. – Powiedziałem ci, że temat dla mnie nie istnieje i dobrze, że się wszystkiego dowiedziałem. Już mówiłem Lidce, że za jakiś czas mogłaby mi przyjść ochota dowiedzieć się czegoś o chłopakach i rzeczywiście, mogłoby to wymknąć się spod kontroli. Dlatego będę milczał. W swoim własnym interesie również. Zgoda?
Mówiąc to, wyciągnąłem do niego rękę. Uścisnął ją skwapliwie.
- Zgoda, jasne, że zgoda. Słuchaj, a co właściwie stało się pomiędzy wami? O co tu chodzi?
Skrzywiłem się z niesmakiem.
- Niech ci Lidka opowie, ja nie mam siły do tego wracać. Przepraszam!
- Ok. Ale do Moskwy pojedziesz?
- Być może – pokręciłem głową przecząco. – Ale na razie jest więcej na nie, niż na tak. Niby Lidka obiecuje jakoś to wyprostować, jednak co z tego wyjdzie, tego raczej nikt nie wie.
- Spokojnie! Masz przecież umowę z nami. Już biegnie, bo John podpisał ją od pierwszego lipca. On, kurczę, czuje respekt przed tobą, naprawdę! Lidka mi mówiła, że parę razy naciskał na Dorotę, żeby z tobą wyjaśniła wszystko, bo zbyt długo czeka w niepewności.
- A cóż mu tak na tym zależało? Przecież on z niczym nie miał styczności?
- Wiesz jakie on ma marzenie?
- Skąd mam wiedzieć?
- John chce wejść do zarządu banku w Nowym Jorku, albo co najmniej zostać prezesem w Londynie lub Hongkongu. Bo pod względem prestiżu, to są stołki w zasadzie równorzędne. I ma ku temu podstawy! Wyciągnął ten bank z dwudziestki do piątki największych u nas, ma najlepsze wskaźniki procentowe w grupie i to dwukrotnie wyższe niż następny filialny, dzięki Dorocie nie zmoczył dupy na opcjach i instrumentach pochodnych, tak samo zresztą, jak i centrala… Wiesz, patrząc na to obiektywnie, to oni z Dorotą stanowią jednak świetny tandem. Dorota podpowiada mu w inwestycjach, a on koncentruje się na reszcie.
- John podlega nadzorowi Doroty? – zapytałem, chociaż nie do końca wszystko zrozumiałem.
- Nie, oficjalnie on jest wyłączony z jej nadzoru. Ale przecież rozmawiają o tym ze sobą, prawda? I Dorota mu doradza! Ma wiedzę, wiele potrafi i czuje ten kraj, tę ekonomikę. Bo tu nie wszystko idzie tak jak na zachodzie i niektóre teorie Doroty jednak się sprawdziły. Poza tym Amerykanin ma w ogóle inne spojrzenie na Europę i na Unię. U nich gospodarka nieco inaczej funkcjonuje…
- No dobrze, a co ja w tym wszystkim znaczę? Przecież o niczym nie mam pojęcia!
- Tomek! Zrozum, gdybyś zaczął się awanturować z Dorotą o dzieci, on tak samo byłby w to zamieszany! A efektem tego byłby koniec jego marzeń i oczekiwań! Dostałby jakąś posadkę gdzieś w innym kraju, czy też podrzędny stołek w centrali i tyle! Bankowiec to zawód zaufania społecznego, wizerunek jest niemniej ważny niż umiejętności! Nie miałby już szans na awans! Tego się najbardziej boi! Twoją umowę, świadczenia, fundusze, podpisał bez mrugnięcia okiem i tylko popędzał personalną, że to wszystko ma być na cito! A jak mu powiedziała, że musi sprawdzić, czy osoba współpracująca może być objęta pracowniczymi przywilejami, to jej dał dziesięć minut czasu do namysłu. Tak, że masz w pakiecie wszystko to, co obejmuje wyższych specjalistów. Dodatkowe ubezpieczenie zdrowotne, fundusz emerytalny i pozostałe dodatki. Nie masz źle, mówię ci!
- Może i nie mam, ale to jest czysta teoria. Bo niby jak mam wypełnić umowę ze swojej strony?
- Ależ ty jesteś nerwowy, poczekaj trochę, wszystko się unormuje. Skoro Lidka tak twierdzi, to ja wierzę, że nie rzuca słów na wiatr. Tobie by oczu nie mydliła!
- Oby tak było…
- Będzie! Przynajmniej mnie coś takiego powiedziała.
- Mianowicie?...
- Że wreszcie jest możliwość pełnego uporządkowanie spraw. Nas wszystkich razem i każdego z osobna…

Jedna z wind zatrzymała się z cichym szczękiem, drzwi się rozsunęły i na hall wytoczył się wózek prowadzony przez służbowo ubraną dziewczynę. Nie zwracając na nas uwagi, skierowała się w stronę apartamentu.
- Pewnie wasz obiad – Romek zmienił temat. – Dobra, jeśli coś, to ja na razie będę w restauracji, a potem chyba w aucie.
- A czemu nie chcesz zostać?
- Tomek, posłuchaj! Zdaję sobie sprawę, że będziecie roztrząsać sprawy twoje i Doroty, a ja nie chcę o nich zbyt dużo wiedzieć. Wiesz… ja pracuję z Johnem. Bliższa znajomość szczegółów waszych z Dorotą kontaktów, mogłaby mi przeszkadzać na co dzień. Idź więc na obiad, ja spokojnie zjem na dole i wszystko będzie cacy, dobrze?
- Jak uważasz! – zgodziłem się beznamiętnie.
- To na razie! – podał mi rękę. – Dziękuję ci jeszcze raz i nie żegnam, bo myślę że się później zobaczymy.
- Oczywiście! Muszę ci oddać Lidkę w całości, żebyś mi potem reklamacji nie składał! – roześmiałem się półgębkiem.
Odpowiedział podobnym uśmiechem, machnął ręką i wszedł do windy, którą cały czas blokował butem.
- Nie mam zamiaru jej pilnować, nich się sama pilnuje, jadę!
Nie zdążyłem mu odpowiedzieć, bo drzwi się zamknęły i winda natychmiast ruszyła w dół. A ja ruszyłem na obiad.

Drzwi do apartamentu były otwarte. Lidka rozmawiała z dziewczyną, ale nie dowiedziałem się o czym, bo ta akuratnie skinęła głową i skierowała się do wyjścia. Przepuściłem ją w drzwiach, po czym wszedłem do środka.
- Mogę? – zapytałem.
- Wchodź, miałam już iść po ciebie. Usiądź i poczekaj chwilę…
Nie zauważyłem, że trzymała w ręku telefon. Podniosła go do góry, wybrała jakiś numer i rzuciła tylko krótkie „Jest Tomek, już ci go daję!”, po czym podała mi aparat.
- Baśka! – szepnęła niemal bezgłośnie w moją stronę.
- Halo? – odezwałem się pierwszy.
- Tomek to ty? – usłyszałem w odpowiedzi.
- Ja! Witaj Basiu!
- I ja ciebie witam! – odparła spokojnym głosem. – Tomek, możesz mi powiedzieć jedną rzecz?
- Ale nie wiem co!
- Powiedz mi, spałeś z nią? Teraz, gdy tu przyjechaliście?
Zaschło mi w ustach. Albo Lidka jej powiedziała, albo czegoś znowu się domyśla.
- To takie ważne? Dlaczego pytasz?
- Tak, to jest dla mnie ważne! Chcę to usłyszeć od ciebie.
Może gdybym był trzeźwy, to bym tego nie powiedział, ale w tym stanie i tej sytuacji, było mi obojętne co sobie pomyśli.
- Tak! Ostatni raz wczoraj, na godzinę przed przyjazdem do ciebie.
- I wcześniej też?
- Też…
Po drugiej stronie zapadła cisza.
- Basiu, jesteś tam? – zaniepokoiłem się.
- Jestem! – odpowiedziała krótko i spokojnie. – Tomek, mam do ciebie prośbę!
- Słucham!
- Pogódź się z nią! Nie róbcie dzieciom krzywdy, dobrze?
- Ależ…
- Ja wiem, że to ona zaczęła, ale ty bądź mądrzejszy. Możesz też powiedzieć Lidce, że dzisiaj jeszcze nie, ale jutro wracam do pracy. Ja wytrzymam jej widok, a dzieci nie będę krzywdzić. Tym bardziej, że to są twoje dzieci.
- Basiu…
- Zrobisz to? – przerwała mi.
- Ja nie mam nic przeciwko…
- Tak musi być! – nie dała mi dokończyć. – Postaraj się! Życzę ci szczęścia, może się kiedyś spotkamy, a teraz daj mi jeszcze Lidkę.
- Basiu…
- Tomek, wystarczy! Proszę! Daj Lidce telefon!
- Do zobaczenia! – westchnąłem tylko i oddałem aparat.

- Jestem, no co tam?
Lidka przyłożyła telefon do ucha, a po chwili zaczęła stroić miny niczym w jakimś teatrze.
- Baśka… – próbowała przerwać rozmówczyni. – Baśka, ja zawsze wiedziałam, że ty jesteś mądra dziewczynka!… W porządku… w porządku, mówię!... Zadzwonisz do Wojtka, czy ja mam to zrobić?... Dobrze… tak… dobrze… Basia, kończmy już, bo obiad mi stygnie!… Nie, kochana. Jestem w knajpie! Muszę jadać u konkurencji, tak wyszło!... Nie, ja się nie skarżę, bywa i tak… Dobrze, trzymam cię za słowo! No już, już, ogarnij się do jutra i przychodź normalnie, jakby nic się nie stało… Dobrze, spróbuję, a ty trzymaj się!
Rozłączyła rozmowę i westchnęła.
- Muszę jeszcze zadzwonić do Wojtka.
Skinąłem głową ze zrozumieniem. Lidka wybrała numer, a potem, bez wdawania się w jakieś dyskusje, wyjaśnienia czy też szczegóły, oznajmiła rozmówcy, że od jutra wszystko wraca do normy. Dzisiejszą nieobecność Baśki skomentowała tylko krótkim stwierdzeniem, że to jej prywatne sprawy i to wszystko. Rozmowa trwała niecałą minutę.

- Dwie sprawy mamy z głowy – powiedziała, odkładając telefon i zacierając dłonie, które potem uniosła do góry w triumfalnym geście.
- Jakie dwie? – nie zrozumiałem.
- Wcześniej rozmawiałam z Johnem – wyjaśniła wstając, po czym nie przestając mówić, przysunęła wózek i zaczęła nakrywać stolik. – Oczywiście, nie wdawałam się w szczegóły, bo to rozmowa nie na telefon, ale zasygnalizowałam mu, że z twojej strony problem ma rozwiązany i ty nie stawiasz żadnych warunków, licząc na bieżące dogadywanie się w konkretnych sprawach, które będą się pojawiać.
- Dorotka nie wróciła?
- Nie, ale zadzwoniła do niego z telefonu Diany. Powiedziała, że zrobiła chłopcom wycieczkę i że wrócą późno. John zaczął już podejrzewać, że jesteście razem, ale Dorota zaprzeczyła, a ja to teraz potwierdziłam.
- Uwierzył ci?
- Oczywiście, bo niby skąd mogłam mieć informacje o tobie i od ciebie? Dyskretnie wcisnęłam też, że jest z nami Romek i że załatwił z tobą sprawy, więc nie miał już żadnych wątpliwości.
Chociaż prawdę powiedziawszy, John nie miał na myśli niczego złego! Wręcz przeciwnie, on uznaje wasze z Dorotą prawo do spędzenia z dziećmi paru dni i przyjął to do wiadomości. Natomiast nie podobało mu się, że Dorota go o tym nie uprzedziła.
- Ale teraz wie, że nie jesteśmy razem? I nie miała o czym uprzedzać?
- Tak, dla niego jesteś czysty jak łza i jest ci wielce zobowiązany. Wyraźnie to podkreślił.
- Dopóki Dorota mu czegoś nie chlapnie…
- To jest niemożliwe! Nawet tak nie myśl.
- Oby… Słuchaj, skąd Baśka wiedziała, że spałem z Dorotą? Powiedziałaś jej?
- Tomek, musiałam! – Lidka usiadła za stołem. – Wszystkie moje argumenty spływały po niej jak woda po kaczce, niczego nie chciała słuchać. Dlatego strzeliłam ją na odlew i zapytałam, jak ona by się zachowała, gdyby facet, z którym niedawno spała, okazał się po chwili w łóżku z inną kobietą? Czy zachowałaby spokój? Dopiero wtedy zaczęła myśleć. Przyznała, że jest to jakieś może nie usprawiedliwienie, ale przynajmniej wyjaśnienie takiego a nie innego zachowania Doroty. I braku jej panowania nad sobą.
- Boję się, że to pójdzie w świat…
- Nie sądzę. Gdybym w to nie wierzyła, poddałabym się, nie powiedziawszy niczego. Baśka udowodniła wcześniej, że umie trzymać język za zębami. Zresztą, powiedziała mi, że zapomni o wszystkim, nie czekając nawet na przeprosiny i zrobi to w trosce o dobro dzieci. Nie będzie też szukać rewanżu, z takiego samego powodu. Czyli uznała, że skoro was z Dorotą łączy jeszcze coś innego niż dzieci, to musi zmienić optykę widzenia waszych relacji i udawać, że niczego nie zauważa. Tak jak i wtedy.
Umilkła i zajęliśmy się obiadem. Cisza jednak nie trwała długo. Zbyt wiele spraw było jeszcze niewyjaśnionych.

- Słuchaj, wczoraj rano, po tym wieczorze z Heleną, zapytałem o nią Dorotkę. Bo wyraźnie wtedy chciała, byśmy zostali we dwoje. Ale Dorotka wymigała się od odpowiedzi i nie powiedziała niczego konkretnego. Skąd ta przychylność Heleny dla mnie? Jeszcze dzień wcześniej nie bardzo chciała wpuścić mnie do kuchni…
- To, że nie chciała ciebie wpuścić, to nic nowego. Nikogo tam nie toleruje, sprząta i pierze sama, a nawet jak hotelowa ekipa robi jakieś większe porządki, to pilnuje, żeby zajmowali się tylko tym, co mają zrobić. Więc konkretnie niczego na ten temat nie wiem, ja z nią nie rozmawiałam, ale domyślam się o co chodziło. Zacznijmy od tego, że Helena niezbyt lubi Johna…
- Dlaczego?
- Dobre pytanie, ale odpowiedź niełatwa. Bo musisz wiedzieć, że John jest facetem całkiem w porządku. To na pewno nie Kamil! Może jest trochę zbyt amerykański, ale to drobiazg. Jednak z punktu widzenia Heleny, a częściowo i Doroty, ma jedną, zasadniczą wadę. Otóż nie potrafi zajmować się dziećmi. Nie umie i nie lubi tego. Nie potrafi też nawiązać z nimi bliskiego kontaktu.
Wiesz, jego nieciekawe stosunki z własną córką, nie wzięły się z nikąd. Bo nawet własnym dzieckiem nie potrafił się zająć, albo też nie miał na to czasu. Jemu się wydaje, że jak zapłaci za opiekunkę, guwernantkę, zapewni odpowiednie warunki, pieniądze, to starań z jego strony wystarczy. Czuje się rozgrzeszony. I pod tym względem Dorota trafiła kiepsko. Jednak poza tym, niczego nie można mu zarzucić. Ale dla Heleny to jest powód wystarczający. Bo ponadto potwierdza jej własną teorię i filozofię życiową.
Musisz wiedzieć, że Helena bardzo niechętnie przyjęła wiadomość o tym, że Dorota wyszła za mąż w Stanach. W dodatku nie mogła podzielić się z nikim swoimi wątpliwościami, bo jej zastrzegłam, aby nawet mojej matce nie ważyła się o tym powiedzieć…
- Dlaczego?
Lidka zamachała rękami.
- To przez tą kłótnię Doroty z matką, później ci to wyjaśnię…
- Dobrze, kontynuuj zatem.
- Kurczę… ale to z kolei cały czas się wiąże… Tomek, muszę jednak wrócić do początków.
- Wracaj, jeśli trzeba.
- No tak, będę musiała przy obiedzie opowiadać o mało obiadowych sprawach – uśmiechnęła się. – Cóż, jak trzeba, to trzeba! – westchnęła.
- Zostaw konwenanse na boku, tak rzadko mam okazję z tobą porozmawiać…
- Tak też zrobię, nie mam wyjścia! – odparła. – Ale takich spraw… – podniosła się z krzesła i zajrzała na wózek, z którego wyjęła nową butelkę schłodzonej żubrówki, chociaż tamtej nie wypiliśmy i pozostała w restauracji.
- Nie pijasz wina do obiadu? – zapytałem.
- Pijam, gdy trzeba – odparła. – Skoro jednak mamy obiad bez konwenansów, to pozwolisz, że wykorzystam rzadką okazję do napicia się wódki, chociaż to nie przystoi damie! – roześmiała się. – Wino zostawię sobie na bardziej oficjalne okazje – chichotała.
Miała o wiele lepszy nastrój niż wtedy, kiedy zaczynaliśmy rozmowę w restauracji.
- A pij co chcesz, o mnie nie zapominając – dodałem.
Nie zapominała i mój kieliszek też był napełniony. Po chwili wznowiła opowieść.

- Musimy wrócić do dość dawnych czasów, zaczynając od kwestii zainteresowania Doroty sprawami seksu. Wspomniałam ci już o naszych dziecięcych zabawach. To Dorota była ich inicjatorką. Podczas naszych dziecięcych wypraw, kilka razy miałyśmy okazję podglądać kopulujące pary i Dorotę bardzo interesowało co oni robią i po co to wszystko. A nie zapomnij, że to córka lekarzy! Jakieś książki medyczne w ich domu były! I na któreś wakacje, Dorka przyjechała z rewelacjami, że wszystko już wie, bo o tym przeczytała. No i wprowadzała mnie w tematykę.
Nie będę ci zawracać głowy drobiazgami, w każdym razie już od tamtego okresu grono kilku osób wiedziało o jej wybujałej fantazji, bo przecież w tym wieku dziecko nie jest w stanie ukryć wszystkiego przed rodzicami, albo opiekunami. A przynajmniej wiedziała o tym pani Ola, czyli Doroty matka, a potem dowiedziała się też i Helena. Próbowały oczywiście wybić nam to z głowy, jednak ich starania kończyły się jeszcze większą konspiracją i tyle.
Nie ostatnią rolę odegrała też Justyna, starsza od nas te kilka lat. Kiedy próbowałyśmy jakieś informacje wyciągnąć od niej, od razu leciała z tym do matki, czego efektem było właśnie to, że coraz bardziej trzymałyśmy się razem ignorując ją, co było nawet po jej myśli. Miała większą swobodę w zajmowaniu się swoimi podrywami.
Justyna miała też z Dorotą niemały zgryz, bo wprawdzie była ładną dziewczyną, niemal w pełni rozkwitłą, my natomiast byłyśmy jeszcze patykowate, to jednak powoli i nasze kształty się zmieniały, a Dorota zaczęła zapowiadać się na wyjątkową piękność! Helena, kiedy tylko miała czas, to ją czesała, kąpała, nacierała, uczyła dbać o paznokcie, podpowiadała jak ma się ubierać, malować i w ogóle Dorka była u niej oczkiem w głowie! Naprawdę, wywarła na nią niemały wpływ, a w dodatku pozyskała jej zaufanie. I coraz częściej to u niej Dorka szukała rady, jej się zwierzała, a z czasem Helena poznała chyba wszystkie jej grzeszki i to lepiej niż ktokolwiek inny. Śmiem twierdzić, że Helena poznała Dorotę lepiej niż pani Ola, a na pewno miała z nią lepszy kontakt. Mam też wrażenie, że niektóre fobie Doroty, pochodzą bezpośrednio właśnie od Heleny i są skutkiem jej nauk.
- Poważnie?
- Nie ma w zasadzie innego powodu, innej przyczyny. Wiedząc i znając Doroty temperament, próbowała pewnie uchronić ją przed skutkami przedwczesnych eksperymentów z chłopakami i wyszło to co wyszło! Może też i nauczyła ją czegoś… tego do końca nie wiem, raczej się domyślam. Ale nie zapominaj, że Helena też kiedyś była młoda i jakoś musiała sobie radzić! W każdym razie w pewnych sprawach mają zadziwiająco zbieżne poglądy, co już nie może być dziełem przypadku.
- No dobrze, a co to ma wspólnego z Johnem i ze mną?
- Związek jest bardzo prosty. Helena dzieciom Doroty chciałaby nieba przychylić. I robi co może, ale może niewiele. Przez większość część roku wcale ich nie widzi, a tutaj, w Pokrzywnie, główną rolę wciąż odgrywa Diana. Więc Helena w każdej sytuacji stara się oddziaływać jak najlepiej, według własnego mniemania i to wszystko!
- Nie bardzo chwytam myśl, więc chwycę za kieliszek – powiedziałem.
- Nie krępuj się, może zrozumiesz…

- Mów dalej! – poprosiłem.
- Wspomniałam ci, że Helena niezbyt lubi Johna. A głównym tego powodem jest fakt, że… tak sobie założyła! Że męża Doroty nie będzie lubić i już! Poza tym jest jeszcze jeden, drobniejszy powód. Nie potrafi się z nim dogadać, bo nie zna angielskiego. I to ją drażni. Ot, cała tajemnica.
- Nie rozumiem tego… Zazdrosna o nią? To bez sensu!
- Poczekaj, nie biegnij! Jaka zazdrosna? Głupstwa pleciesz!
- To już niczego nie rozumiem.
- Tomek, powoli! Dorka nawet Helenie nie zdradziła kto jest ojcem chłopców. Zazdrośnie też ukrywała akty urodzenia i wszelkie dokumenty z tym związane. Oprócz nas z Romkiem nikt tego nie wiedział! Tak samo nie dopuszczała do sytuacji, żeby gdzieś musiała głośno o tym mówić.
Początkowo ta sprawa nikogo nie interesowała. Nikt o nic nie pytał. Przecież wszystkich interesują imiona dzieci, a nie ich nazwisko. I wszystko toczyłoby się normalnym trybem, gdyby nie ta historia z matką…
- No właśnie, zaczynasz to już któryś raz.
- To siedź cicho, teraz może skończę.
- Dobrze już, dobrze, będę cicho…
- Początki były wtedy, kiedy Dorota mimo nacisków matki, nie chciała zaprosić rodziców Kamila. A pani Ola kilkakrotnie u nich była, chwaląc się wnukami. I w pewnym momencie Dorota, ciągle zresztą pouczana przez matkę, nie wytrzymała i odmówiła jej wprost.
- Dorota mi mówiła, że kiepsko jej się u nich mieszkało, kiedy jeszcze Kamil żył…
- To też – Lidka pokiwała głową. – Weź jeszcze pod uwagę fakt, że Dorota długo skrywała swoją rzeczywistą sytuację małżeńską nawet przede mną. To, o czym rozmawiałyśmy wtedy jadąc z tobą do Pokrzywna, nie było żadnym udawaniem! Tak naprawdę było jeszcze gorzej, niż wtedy mówiła. Ja dowiedziałam się prawdy dopiero po śmierci Kamila, kiedy przesiadywałam z Dorką wieczorami u niej w mieszkaniu. Nikt inny jej wtedy nie odwiedzał, bo nikogo nie chciała widzieć, a przecież była psychicznie wykończona sytuacją z Kamilem, bieganiną po klinikach, wreszcie samym pogrzebem…

Wtedy też straciła resztki szacunku do teściów, bo o wszystko mieli pretensje do niej i dlatego przysięgła, że jej dzieci nie będą nosiły ich nazwiska. Oczywiście, oprócz mnie nikt niczego nie wiedział, Dorota umie zacisnąć zęby i sunąć naprzód jak czołg. Nikomu się nie skarżyła, niczego nie rozpowiadała, działała niczym zaprogramowany automat. Praca, zakupy, dom, kuchnia, telewizor najwyżej, albo prace z banku. Nic jej więcej nie interesowało…
W każdym razie, kiedy wróciła do domu z dziećmi, jeszcze jakoś jej się z matką układało. Może i pani Ola była delikatniejsza… ale i tak małe zgrzyty pomiędzy nimi były. Dlatego też kiedy doszła do siebie i twardo stanęła na nogi, spokojniutko wyprawiła mamusię do domu. To się jeszcze odbyło całkiem elegancko i nie było problemem. Gorzej było później, gdy Dorota zaczęła chodzić do pracy, a pani Ola zostawała w domu z dziećmi sama.
- No właśnie, krążysz i krążysz…
- Bo chcę ci zobrazować całą sytuację. Wyobraź sobie teraz rozmowę pomiędzy nimi, kiedy pani Ola po raz kolejny domaga się zaproszenia swatów, a Dorota kolejny raz odmawia. I nie mogąc już uwolnić się od matki żądań, oświadcza jej spokojnie, patrząc prosto w oczy, że to nie są dziadkowie chłopców, bo Kamil wcale nie jest ich ojcem i ona niczego im nie zawdzięczając, nie ma najmniejszej ochoty ich oglądać. Mało tego, gdyby przyszli, to nie wpuści ich za próg.
- A wtedy co?
- Możesz sobie wyobrazić! Pani Ola omal nie dostała zawału, ale jakoś się pozbierała i zarzuciła Dorocie kłamstwo. Wtedy Dorka sięgnęła po dokumenty po czym pokazała jej akt urodzenia chłopców z nieznanym bliżej nazwiskiem ojca. No i się zaczęło…

- Co się zaczęło?
- Cała awantura. Przecież wiesz, że Dorota pochodzi z regionu, gdzie króluje, powiedziałabym, mentalność tradycyjna. A jej matka jest wzorcowym przedstawicielem takiego pojmowania świata. Więc kiedy odzyskała oddech, obrzuciła Dorotę wszelakimi wyzwiskami, z kurwami i dziwkami na pierwszym planie, a kiedy ta próbowała ją uspokoić bo dzieci wrzeszczały, to podbiegła do jakiejś szafki i wyciągnęła z zakamarków wibrator, jako dowód najgorszego prowadzenia się Doroty i świadectwo jej całkowitego upadku. Oczywiście, przy okazji przypomniała też jej wszystkie sprawy sprzed lat, od dzieciństwa począwszy, te o których ci wspominałam.
W takiej sytuacji, tak naprawdę, to Dorka nie miała innego wyjścia. Zdała sobie sprawę, że matka pod jej nieobecność, zamiast zajmować się dziećmi, penetruje mieszkanie, szukając bóg wie czego i cholera wie po co. A tego tolerować już nie mogła. Więc ekspresowo spakowała mamusię i poprosiła o natychmiastowy odjazd do domu. Tyle, że powstał mały problem, bo zrobiła to dość szybko, nie biorąc pod uwagę rozkładu jazdy pociągów, no i pani Oli przyszło czekać na dworcu te kilka godzin. A to dodatkowo nastroiło ją przeciwko Dorocie.
- I co, trwają tak w niechęci przez tyle lat?
- Poczekaj, to nie koniec! Bo za parę dni przybyła Justyna i zażądała przeproszenia matki. Dorka jej odpowiedziała, że owszem, przeprosi, jeśli matka przyzna, że zachowała się nie tak, jak na matkę przystało. Bo nie życzy sobie, żeby w jej własnym domu ktoś nazywał ją kurwą! Nawet jeśli to jest własna matka! Nie ona zaczęła, matki nie obrażała, a wystawić ją za drzwi była zmuszona. No i dalej wiesz, Justyna w ramach solidarności z matką zerwała z Dorką kontakty, w rewanżu Dorka nie zawiadomiła ich o swoim zamążpójściu, potem z kolei wyszła ta historia ze zdjęciami u Johna…
- Coś mi Dorotka wspomniała…
- Też idiotyzm niesamowity! – kręciła głową jakby z niedowierzaniem. – Te zdjęcia to ja robiłam, dlatego mnie na nich nie było! W kilka dni po ich ślubie. Tak zwyczajnie, pstrykałam Dorotę w posiadłości Johna, gdzie mieli mieszkać. Dorka była ubrana bez rewelacji no i pewnie dlatego Justyna skomentowała je tak, jak skomentowała. Wiesz, nawet mnie wtedy zatkało i nie wiedziałam co odpowiedzieć. A Dorotę szlag trafił gdy jej to powtórzyłam i kategorycznie zabroniła mi udzielania im jakiejkolwiek informacji o niej i o Johnie. Nawet mojej mamie i ojcu. Tylko Helena wie, bo przecież w lecie tutaj bywa.
- I co, powiesz może, że nikt u ciebie w ośrodku nie wie o Dorocie? Nie wiedzą o jej pobytach?
- Zdziwisz się, ale nie! Mamie powiedziałam tylko, że Dorota wyszła za mąż i to po jakimś czasie to wyciekło do pani Oli. Dlatego teraz mocno się pilnuję. Nie mieszam załóg w hotelu i ośrodku, zresztą, to różne firmy. Stary ośrodek jest oddzielną firmą i nie należy do „Limana”.
- A rodzice nie dziwią się skąd masz na wszystko pieniądze?
- Kredyty! Zresztą, zgodnie z prawdą! Dorota dobrze wie, jak unikać płacenia podatków. Daje pieniądze do banku na może mniejszy procent, ale za to nie płaci od nich podatku, co w sumie i tak wychodzi jej więcej niż na najlepszej lokacie. A w dodatku pieniądze pracują, bo pod lokatę bierze się kredyt. To wyższa szkoła jazdy, nie ma dzisiaj czasu na te opowieści.
- Właśnie, wróć zatem do Heleny i mojego pierwszego pytania.
- O jej przychylności?
- Dokładnie! Mówiłaś o jej filozofii życiowej.
- Tak… Helena długo nie wiedziała o tym, że chłopaki nie są Kamila. Wiesz, już na studiach Dorota nie spędzała u nas tak dużo czasu, poza tym czuła się dorosła i jej relacje z Heleną trochę jednak się rozluźniły, a spotkania były o wiele rzadsze. Jednak dla Heleny wciąż pozostawała tym, kim była wcześniej. Skrzyżowaniem córki, wnuczki, prymuski, maskotki, pupilki i hrabianki.
- Poczekaj, przecież i ty jesteś dla niej „panienką”!
- Ja to raczej załapałam się na takie miano przy Dorocie! – roześmiała się. – Świeciłam bardziej odbitym blaskiem, niż własnym światłem. Owszem, nie mogę na Helenę narzekać, mnie też traktuje bardzo łaskawie, ale gdyby nie Dorota, to pewnie niczego takiego by nie było. Nie przerywaj mi jednak, niech skończę.
- Dobrze, ale napij się i ty, bo ci w gardle zaschnie…
Lidka bez protestu zrobiła sobie drinka.

- Nawet już moja mama wiedziała o tym i próbowała ode mnie wyciągnąć coś na temat…
- O czym mówisz?
- O waszych dzieciach i ich nieznanym ojcu. Mama próbowała dowiedzieć się czegoś ode mnie, ale konsekwentnie milczałam i wymawiałam się, że niczego nie wiem. Oczywiście, pani Ola twojego nazwiska nie zapamiętała i w tej sytuacji mamie nic do głowy nie przychodziło. Więc uznała, że chwalić się nie ma czym, dlatego też Helena dowiedziała się o tym dopiero ode mnie, tuż przed Dorki wyjazdem. Bo przecież polecieliśmy wtedy z nimi razem. Dla moich rodziców to był wyjazd turystyczny i tylko Helenie zdradziłam, zresztą na życzenie Doroty, że jedziemy na jej ślub.
- I już wtedy Johna nie lubiła?
- Zgadza się. Widzisz, dla Heleny John jest uzurpatorem. Jej nie imponują ani pieniądze, ani żadne stanowiska, ani amerykańskie obywatelstwo. Uważała, że skoro Dorota ma dzieci z żyjącym ojcem, to powinna zadbać przede wszystkim o to, żeby z nim być i żeby dzieci miały ojca. Ja jej tłumaczyłam, że Dorka właśnie to robi, że John będzie dla nich ojcem, ale jej nie przekonałam. Odpowiadała mi, że to nigdy nie będzie to samo i już. Z takim też poglądem pozostała. Potem bardzo chętnie dała się od nas zabrać nad jezioro, żeby im gotować, ale wobec Johna pozostała nieprzekonana do dzisiaj i traktuje go z rezerwą. Owszem, nie odważa się okazać mu niechęci, ale robi to tylko dla Doroty. No i czasami krzywi się nawet na nią choćby o Dianę, uważając, że to zgroza, aby chłopaków wychowywały same baby.
- A wie, że John niezbyt się nimi interesuje?
- Przecież już na pierwszych wakacjach to zauważyła! Wtedy jeszcze nie było Diany, tylko Wilma, która się nimi opiekowała. Helena czasem jej pomagała a jak nie było potrzeby, to i tak pilnowała, czy tamta któregoś nie krzywdzi. Ona swoje uczucia wobec Doroty roztoczyła jeszcze na chłopców i boleje, że nie ma jak zająć się ich wychowaniem. Nie ufa nikomu!
- A mnie tak od razu zaufała?
Lidka roześmiała się, jakbym powiedział dowcip.

- Przecież ty jesteś ich ojcem! Skoro uzyskała tego potwierdzenie, to właśnie ciebie uznała za prawowitego gospodarza tamtego domu i Doroty partnera! W dodatku mówisz, że snuliście sobie we dwójkę wspomnienia, przekomarzali z Dorotą niczym zakochane małolaty… a Helenie tylko w to graj! Przekonała się na własne oczy, że Dorota nadal czuje do ciebie miętę, zobaczyła jak zajmujesz się chłopcami, jak traktujesz Dorotę, że Dorka nie ma do ciebie żadnych pretensji o całą sytuację i to jej wystarczyło! Jestem na tysiąc procent pewna, że będzie teraz marudziła jej o tobie przez cały czas. Bo od dawna jej mówi, że chłopakom niezbędna jest w domu męska ręka. Może być kanciasta, ale ma być przyjazna! Nie może być nijaka albo żadna.
- Czyli mówisz, że znowu wszystko zawdzięczam chłopakom?
- Mniej więcej, chociaż to za mocno powiedziane. Dobro dzieci jest najważniejsze. Więc zobacz, Helena tworząc wam warunki na noc, próbowała stworzyć fakty dokonane i udowodnić Dorocie swoje racje. Po pierwsze, że to z tobą powinna sypiać, skoro kochać się lubi, ciebie zna i już kiedyś ci zaufała, a po drugie niech to robi z kimś, kto zajmie się dziećmi! Bo to jego krew! Nikogo lepszego nie znajdzie! No i po trzecie, czuje się teraz pewnie tak, jakby pokazała Johnowi język. Po prostu spłatała mu figla niczym licealistka. Będzie w duchu zadowolona, bo zrewanżowała mu się za to, iż zabrał jej pupilkę bez należytej akceptacji i wbrew teorii, którą sobie wymyśliła. No cóż! Takim drogami biegnie rozumowanie Heleny i tego nie da się zmienić! – rozłożyła ręce. – Helena jest teraz w stanie wpuścić ciebie po cichu do jakiegoś pokoju, zwabić tam Dorotę, a potem stanąć w drzwiach i wszystkim, a szczególnie Johnowi mówić, że pomieszczenie jest puste! Nikogo tam nie ma! Dla Heleny, to ty powinieneś ożenić się z Dorotą, a nie John! Wtedy byłaby szczęśliwa. Dlatego też zachęciła i ciebie, żebyś skosztował trochę Dorotki, przypomniał sobie jak było kiedyś i nie znikał już z horyzontu. Żebyś sam tęsknił.
- Nie żartuj! Przecież mnie zupełnie nie zna!
- I co z tego? Wcale nie musi! Ważne, że Dorota kiedyś ciebie zaakceptowała – wyjaśniła.
- Johna tak samo! – zauważyłem.
- Nie! Nie tak samo! Na Johna by się zgodziła, gdyby Dorota nie była mamą. Ale jest! I dla niej, Dorota przedłożyła interesy swoje nad interesy dzieci. A to jej się nie podoba. Owszem Helena, to nie pani Ola. Jej sprzeciw jest innej natury, taki bardziej wewnętrzny. Jednak swoje wie i marudzi od czasu do czasu, nawet Dorocie. Tak więc, masz teraz u Heleny bezterminowy kredyt zaufania, ograniczony tylko jednym warunkiem. Nie wolno ci skrzywdzić ani dzieci, ani Doroty, bo to będzie koniec. Reszta działa wyłącznie na twoją korzyść.

(Dokończenie niedługo)
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wykrot · dnia 26.11.2012 20:02 · Czytań: 464 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 10
Komentarze
zajacanka dnia 28.11.2012 17:04
Witaj wykrot,
ależ tu u Ciebie się dzieje! I prawo i jego łamanie, żeby nie powiedzieć kryminał prawie ;) I to wszystko w przeszłości... Dorotka, to jednak niezła szelma, ma swój cel i się go mocno trzyma. Pozazdrościć charakter(k)u ;) Tylko Tomek, Bogu ducha winien, żył w nieświadomości przez te wszystkie lata.
Zdziwiłam się gdy przeczytałam pierwsze pytanie Baśki o kontakty Tomka z Dorotą. Trochę mnie zniesmaczyło, bo wyszło na to, że Baśka to taka zwykła baba, która też chętnie wykorzystałaby jego... męskość ;)

Jednym słowem Tomuś ma w chwili obecnej wszystkich w garści. Ciekawa jestem, czy kiedykolwiek tę zdobytą wiedzę wykorzysta. Będę śledzić, jak zawsze :)

Pozdrawiam serdecznie :)
wykrot dnia 30.11.2012 18:27
Witaj!
Cieszy mnie opinia o Dorotce, bo tak właśnie zakładałem. Natomiast nie rozumiem spostrzeżeń dotyczących Baśki. Co w tym złego, że też... chciałaby? Zwróć uwagę na to, co mówiła o niej Lidka. Co zresztą Baśka sama powiedziała Tomkowi przed laty, po wyjeździe Doroty. Że to musiało się tak skończyć.

Teraz Baśka nie wiedziała o stanie relacji pomiędzy Dorotą i Tomkiem. Mogła więc mieć nadzieję, że Jej dawne zamiary się zrealizują. Jest samotna, niezależna...
Natomiast w chwili, kiedy dowiaduje się, ze Tomek i Dorota znowu spędzili noc, wycofuje się! I nawet w pewnym sensie wybacza Dorocie, bo rozumie, że się pomyliła! Dla Doroty Tomek nie był jednak zabawką! To wtedy, przed laty, zauważywszy charakter ich związku, wbiła sobie to do głowy i długo trwała przy swoim przekonaniu. Teraz zrozumiała, ze myliła się, stąd pytanie, aby Tomek potwierdził jej nową sytuację, a nie jakieś tylko "chcenia".

Ale dziękuję, może w którymś momencie trzeba tekst poprawić?
zajacanka dnia 30.11.2012 23:34
Wykrot!
Sprawa jest prosta: czytam tę książkę (w odcinkach) od marca 2011. Znaczy od 20 miesięcy. Każdy odcinek ma jakieś 10 stron +. Odcinków jest już 65. Więc nie każ mi pamiętać, co Baśka powiedziała w jakimś 36-tym, bo to zaczyna zakrawać na kpiny albo na brazylijski tasiemiec. I tak już nim jest ;) Ale w tym miejscu muszę Ci złożyć pokłon: to jest pierwsza tak długa seria przeze mnie przeczytana! Najdłuższą czytałam Trylogię, albo ostatnio Millenium :)


Sooo... Kiedy wydanie podreczne? Trzytomowe? :D

A tak nawiasem. Ta historia ma jakiś koniec? :) Nie, żebym czekała, ale z natury jestem niecierpliwa ;)
wykrot dnia 01.12.2012 00:43
Sorry, ale Twoje zarzuty są przesadne! To było przecież podczas rozmowy Lidki z Tomkiem w Białymstoku, więc odcinek, może dwa wcześniej. A nie żaden 36. :)

A koniec? Oczywiście! Przecież to katastrofa będzie zakończeniem...
zajacanka dnia 01.12.2012 01:27
Musisz się spieszyć, konic świata bliski...
wykrot dnia 03.12.2012 18:56
Cytat:
Musisz się spieszyć, konic świata bliski...


Damy radę! :D
Wasinka dnia 03.01.2013 22:34
No dobra, jestem znowu. Maruda wróciła. Żeby pomarudzić, oczywiście.
Bardzo to wszystko szczegółowe, dokładne. Sporo słów jak na wyjaśnienie niektórych spraw. Wiem, że wiele jest do odkrycia, ale czasem mam wrażenie, że przedłużasz, że dałoby się krócej. Jakoś męczy mnie ta drobiazgowość. I ciągłe picie (powtarzają się wciąż podobne scenki w związku z tym)... Wolałabym ogólnie, żeby takie wyjaśnienia były jakoś przeplatane innym sposobem relacji, wydarzeniami, które by odkrywały niektóre zachowania (i przy tych okazjach nieco rozjaśniały specyficzny charakter Doroty; w małych dawkach wyjaśnianie, a nie tak naraz wszystko... bo mnie znużyło nieco...).
A to, jak Lidka traktuje Romka... Taki posługacz...
Ogólnie mam wrażenie, że mogłoby być krócej, a i tak wszystko by się wyjaśniło.
I o, skończyłam tymczasem ;)

Pozdrawiam noworocznie.
wykrot dnia 04.01.2013 23:09
Wasinko, masz rację. Masz rację w tym cyklu. Tyle, że tutaj musiałem wyjaśnić trochę spraw, aby przygotować bazę do następnej relacji. Bo dalej już tego nie będzie.
Zresztą, gdybyś zaglądnęła do dalszego ciągu, to spotkasz się z zarzutami zajacanki, że skracam i spłycam, że przeskakuję sporo dni, podsumowując jednym zdaniem kilka miesięcy toku zdarzeń. I to też jest prawda, bo skupiam się na tym, co uznaję za ważne dla dalszego ciągu, a pomijam fakty mało istotne, czy też zupełnie bez znaczenia dla rozwoju wydarzeń.
Ta historia będzie miała jeszcze kilka zakrętów, dlatego jestem winien czytelnikowi odpowiednie wytłumaczenie postaw i zachowań bohaterów. One z czegoś wynikają. A lepszej okazji do tego nie znalazłem, bo akcja przyspiesza...

A z Romkiem... chyba się mylisz. Zbyt dobrze się zgadzają z Lidką, żeby to na tym polegało. Przecież nawet ten tekst świadczy zupełnie o czymś innym. I jeszcze będzie o nich. Różnica polega na tym, że Romek jest specjalistą. Wąskim, ale znakomitym. A Lidka to bizneswomen. Z konieczności spotykająca się i prowadząca rozmowy z wieloma osobami. Na najróżniejsze tematy. To są inne charaktery i bardzo dobrze! Bo podobne, w takich związkach... Niech Bozia broni! :) Znam to z autopsji, znamy też wszyscy z przekazów prasowo - radiowo - telewizyjnych. To się nie sprawdza!
Przecież te kłótnie Lidki z Romkiem są pod publiczkę! Jeszcze się nie zorientowałaś?

Wszystkiego dobrego w 2013 roku!
Wasinka dnia 04.01.2013 23:19
Co do Romka - ich kłótnie... pewnie, że pod publiczkę, mnie nie o nie chodziło. Ogólnie podoba mi się "funkcjonowanie" ich związku, ale czasem Lidka jakoś tak traktuje go "przynieś, wynieś, pozamiataj". A i jego uczucia bagatelizuje, bo zawsze jest coś ważniejszego... Ale może jestem dzisiaj przewrażliwiona ;)

Rozumiem Twoją koncepcję, ale jako czytelnik marudzę sobie do woli. Po prostu za dużo słów na ten sam temat, za dużo tej samej formy wyjaśnień sytuacji. Jednak to subiektywna sprawa. A ja kapryśnym czytelnikiem bywam ;)

Dziękuję i wzajemnie, wykrocie :)
wykrot dnia 05.01.2013 00:00
Och. to "przynieś, wynieś..." jest tylko wobec Tomka! Lidka doskonale wie, gdzie i kiedy może tak mówić. Inaczej się nie da!

Zapraszam do dalszego ciągu! :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty