Życie Adama K. (część 2. i 3.) - Indianer
Proza » Obyczajowe » Życie Adama K. (część 2. i 3.)
A A A
Od autora: Część druga i trzecia opowieści o człowieku nękanym przez los.

II.

 

Niebo zaszło ciemnym kobaltem. Chmury, dawno przetrząśnięte, ustępowały z wolna pola zachodowi dnia, nieugiętej w swoim codziennym postanowieniu harmonii czasu. Wiatr pędzący gdzieś na złamanie karku, targał czupryny panów oraz kapelusze i chusty kobiet w ten osobliwy, chociaż smutny dzień. Po niestarannie odprawionej mszy w kościele, procesja z ciałem wyruszyła w stronę cmentarza. Prym wiódł krzyż, trzymany oburącz przez tyczkowatego ministranta, którego każdy krok był zachwiany i mozolny, jakby wędrował pod strome zbocze, niosąc srogi ciężar mokrego drewna. Za tą parą szedł sąsiad zmarłej, rudowłosy i zazwyczaj wstawiony jegomość, którego lineatura twarzy pozostawiała wiele do życzenia. Bóg jednak taką go obdarzył aparycją, nieustającą w swojej brzydocie, więc i żona jego nie musiała być piękna i życie mogło zachwiać się na swej drodze, a i tak nikogo to nie obeszło. Cóż dopiero, gdyby niosący teraz chorągiew z Matki Boskiej Nieustającej Pomocy wizerunkiem był piękny i władny jak Apollo, czy inny grecki bożek. Tak żyło mu się dobrze, bo tylko wiedza jak mogłoby być, unieszczęśliwia.

Samochód, będący pierwszą i ostatnią, przeznaczoną i nieważną, piękną i to bez znaczenia czy piękną, lektyką ewenementu, który jeszcze kilka dni temu, w całej swej powadze i żarcie, był człowiekiem, męczył się niemiłosiernie. Czarny, z obitym prawym bokiem, rocznik ‘56. Wyjedzie pod każdą górę, prychając i sapiąc gorliwie w swoim trudzie. Za nim, z boku ksiądz i organista, tłum ludzi, a każdy z nich na własną melodię odprawiający modlitwę. Wśród nich, na czele, Adam K., mąż denatki. Wyszczuplał, odkąd zmarła żona i zmizerniał. Mimo przeszywającego do kości wiatru, idzie w samym tylko garniturze, ciemnobrązowym, starym i niemodnym, z opuszczonymi ramionami, kapeluszem w dłoni i piersiówką w wewnętrznej kieszeni marynarki, która na tę chwilę staje się bezpiecznym azylem, niezdobytą Arką Przymierza, czule chowającą w swoich miękkich ścianach kilka łyków gorzkiej wódki.

Orszak wychodzi ciężkim krokiem na sam szczyt cmentarza, a panowie niosący trumnę sapią niemożliwie i pocą się jak szczury. Kiedy spuszczają trumnę do ziemi, jednemu z łapiduchów wpada do buta kawał rozmokniętej gliny. Jakiegoż uczucia musiał zaznać: czy to zmarli łapią go za nogę, mówiąc: przyjdź!, czy obślizgły robal chce zamieszkać w jego stopie?

Adam K. był wzorowym chrześcijaninem do momentu kolejnego końca jego życia, który stawszy się początkiem nowych lat, upokorzył go, jak nigdy dotąd. Wówczas, przekląwszy gorzkimi słowy Boga, ten odebrał mu mowę i zesłał nań bluźnierczą ślepotę. Milicjant pogrążył się w alkoholizmie.

 

Miłość po raz kolejny udowodniła, że niewiele jej zaangażowania potrzeba, by z człowieka uczynić trzcinę, i to bezrozumną, nie-Pascalową trzcinę... Tę trzcinę kołysze wiatr, chyli nią ku zmizerniałej, pozbawionej ożywczej soków ziemi. Adam K. stracił poczucie jakiegokolwiek sensu swojego życia; stał się bohaterem V. Hugo, nędznikiem i nędzarzem zarazem. Nadal tliła się w nim czysta miarka najpiękniejszej wiary w Boga, co powstrzymywało go od samobójstwa. Jednak Bóg wciąż zawodził.

Jedyny kompan i brat - alkohol, był przy nim zawsze. Co prawda Adam K. nie potrafił być Hiobem swoich czasów, chociaż może bardzo chciał nim być. Społeczność w Praderze powoli stawała się dlań obojętna i nieważna.

 

            III.

 Owa przestrzeń czasu, niewysłowione piękno, demiurg wszelkiego dobra i wzrostu, twórca estetyki, moc pradawnego objawienia światu ciszy i spokoju - w tę godzinę Adam K. miał do czynienia z wizją osobliwą, karykaturalną w swej postaci i niezgrabną w proroczym wyobrażeniu:

 Minął szmat czasu od śmierci żony. Pogrążony w alkoholizmie wdowiec nie liczył już na nic. Wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu - horda mar, duchów, słońc wypalonych beznadzieją i ta pusta butelka - sprzeniewiercy losu. Z biegiem dni wieko życia było powoli domykane z takim nabożeństwem i ekscytacją, jakby gospodarz swojego domu szastał swoim losem z pełną premedytacją. Tkał szatę dla swojej śmierci od wschodu do zachodu słońca.

 Adam K. nadal chodził do kościoła. Niedziela jednak nie pachniała już jak kiedyś, świetlistością jedwabnego poranka wygrzebanego z odmętów pościeli; zapachem herbaty robionej na dwóch; zapachem żony, błogą szczyptą frezji na jej zmarszczonej i starej szyi; ustami rzadko malowanymi; tygodnikiem, pachnącym rosołem; płynem do mycia naczyń i popołudniową drzemką... Dzisiaj niedziela spowiła się w alkohol i ciężki oddech.

 Siedział w ławce z pięcioma innymi mężczyznami, znał każdego nie tylko z widzenia. Lata przeżyte na wsi tworzą więzy i sploty wspomnień, które napadają nas niespokojnie o nieokreślonych porach. Adam K. przypomniał sobie teraz jeden wyjazd do lasu, mieli ściągać drzewo ku drodze. Koń bez mozołu szedł w górę po szarych, bezimiennych kamieniach, za nim on i Alojzy, człowiek, który był siłaczem. Krążąca o nim legenda przysparzała mu sławy i pieniędzy - jak kto nie miał konia, to szedł do Alojzego, z bohaterem robić. Mówili, że uratował dziecko przed pożarem, a ogień go nie dotyka. Według proboszcza Alojzy to wyrocznia, człowiek instytucja, do którego warto iść po radę, bo on, jak Salomon, zawsze wie, co poradzić. Rozsądza spory i rzuca nowe światło na rozpaczliwe sprawy. W tamten sierpniowy ranek konia Alojzego ugryzła osa. I od tamtego momentu znienawidził człowiek-bohater Adama K.

Mówili, że wyrocznia, a to nic, jak zapalczywy starzec, tyle że silny i z mocną głową. Tak o tym rozmyślał Adam K. kiedy chleb zamieniał się w ciało, a Alojzy drapał się za prawym uchem, zupełnie nie przeczuwając, że jest przedmiotem rozmyślań. Adam K. nie wziął pod uwagę jednego, prostego faktu: Alojzy mógł mieć wówczas złe samopoczucie. Milicjant w momencie zakwalifikował go jako marudera; jakże nasze sądy bywają głupie w swej nierozmyślności.

 Z kościoła wyszedł z przemożnym postanowieniem już nigdy do niego nie wracać. Kazanie, które weszło pod skórę i wybijało tam swoją prawdą rytm boleści, miało słuszność. Zresztą, prawda zawsze boli.


    Kiedy się obudził, postanowił więcej nie pić.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Indianer · dnia 25.01.2013 20:17 · Czytań: 508 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
Wasinka dnia 27.01.2013 21:40
Czyżby miał nastąpić przełom w życiu Adama K.? Zobaczymy.
Zgrabnie stylistycznie posuwa się tekst do przodu, narrator wprowadza nowe wątki, które są pewnego rodzaju wyjaśnieniem tego, co zaistniało czy zaistnieć być może...
Pośledzę jeszcze owe losy Adama K.

Małe sugestie:
Cytat:
Wiatr pędzący gdzieś na złama­nie karku, targał czu­pry­ny
- albo bez przecinków, albo z jeszcze jednym po "Wiatr"
Cytat:
Po nie­sta­ra­n­nie od­pra­wi­o­nej mszy w kościele, pro­ce­sja
- bez przecinka
Cytat:
Apo­l­lo, czy inny gre­c­ki bożek
- przecinek zbędny
Cytat:
jak Apo­l­lo, czy inny gre­c­ki bożek. Tak żyło mu się do­brze, bo tylko wi­e­dza(,) jak mogłoby być, uni­e­szczęśliwia.
- jak/jak
Cytat:
Sa­mo­chód, będący pier­wszą i osta­t­nią, prze­zna­czoną i nieważną, piękną(,) i to bez zna­cze­nia(,) czy piękną, le­k­tyką ewe­ne­me­n­tu, który je­sz­cze kilka dni temu, w całej swej po­wa­dze i żarcie, był człowi­e­ki­em, męczył się niemiłosie­r­nie.
- samochód był człowiekiem?
Cytat:
Wy­je­dzie pod każdą górę,
- Wjedzie
Cytat:
każdy z nich na własną me­lo­dię od­pra­wi­ający mo­dlitwę. Wśród nich
- powt. nich/nich
Cytat:
Wy­sz­czu­plał, odkąd zmarła żona(,) i zmi­ze­r­niał.

Cytat:
Mimo prze­szy­wającego do kości wi­a­tru, idzie
- bez przecinka
Cytat:
Or­szak wy­cho­dzi ciężkim kro­ki­em na sam szczyt
- wchodzi
Cytat:
upo­ko­rzył go, jak nigdy dotąd.
- przecinek niepotrzebny
Cytat:
Adam K. stra­cił po­czu­cie ja­ki­ego­ko­l­wi­ek sensu swo­j­ego życia;
- wyrzuciłabym "swojego"
Cytat:
Co pra­w­da(,) Adam K. nie po­tra­fił

Cytat:
jakby go­spo­darz swo­j­ego domu sza­stał swoim losem z pełną pre­me­dy­tacją. Tkał szatę dla swo­jej śmie­r­ci od wscho­du do za­cho­du słońca.
- celowe owe powtórki: swojego/swoim/swojej? Bo nie brzmią ładnie...
Cytat:
W ta­m­ten si­e­r­pni­o­wy ranek konia Alo­j­zego ugryzła osa. I od ta­m­tego mo­me­n­tu zni­e­na­wi­dził
- wpada na siebie tamten/tamtego; jeśli to zamierzone powtórzenie, to możwe bardziej by tak wyglądało, gdyby napisać: W ta­m­ten si­e­r­pni­o­wy ranek konia Alo­j­zego ugryzła osa. I od ta­m­tego sierpniowego ranka zni­e­na­wi­dził
Cytat:
Tak o tym rozmyślał Adam K.(,) kiedy chleb

Cytat:
z prze­możnym po­sta­no­wi­e­ni­em już nigdy do niego nie wracać
- może: z prze­możnym po­sta­no­wi­e­ni­em już nigdy do niego niewracania / z prze­możnym po­sta­no­wi­e­ni­em, by już nigdy do niego nie wracać

Pozdrowienia księżycowe.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Jacek Londyn
07/05/2024 22:15
Dziękuję za komentarz. Cieszę się, że udało mi się oddać… »
OWSIANKO
07/05/2024 21:41
JL tekst średniofajny; Izunia jako Brazylijska krasawica i… »
Zbigniew Szczypek
07/05/2024 21:15
Florianie Trudno mi się z Tobą nie zgodzić - tak, są takie… »
Zbigniew Szczypek
07/05/2024 20:21
Januszu Wielu powie - "lepiej najgorsza prawda ale… »
Kazjuno
07/05/2024 12:19
Dzięki Zbysiu za próbę wsparcia. Z krytyką, Jacku,… »
Kazjuno
07/05/2024 11:11
Witaj Marianie, miło Cię widzieć. Wprowadzając… »
Marian
07/05/2024 07:42
"Wysiadł z samochodów" -> "Wysiadł z… »
Jacek Londyn
07/05/2024 06:40
Zbyszku, niech Ci takie myśli nie przychodzą do głowy. Nie… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 20:39
Pulsar Świetne i dowcipne, a zarazem straszne w swoim… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 13:43
A przy okazji - Zbyszek, a nie Zbigniew. Zbigniew to… »
Jacek Londyn
06/05/2024 13:19
Kamień z serca, Zbigniewie. Dziękuję, uwierzyłem, że… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 12:43
Tak Jacku, moja opinia jest jak najbardziej pozytywna. Zdaję… »
Jacek Londyn
06/05/2024 12:23
Drogi Kazjuno. Przyznam, że bardzo zaskoczyła mnie… »
Kazjuno
05/05/2024 23:32
Szanuję Cię Jacku, ale powyższy kawałek mnie nie zachwycił.… »
Zbigniew Szczypek
05/05/2024 21:54
Ks-hp Zajrzałem za Tetu i trochę się z nią zgadzam. Ale… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 07/05/2024 20:47
  • Hallo! Czy są tu jeszcze jacyś żywi piszący? Czy tylko spadkobiercy umieszczają tu teksty, znalezione w szufladach (bo szkoda wyrzucić)? Niczym nadbagaż, zalega teraz w "przechowalni"!
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/05/2024 18:38
  • Dla przykładu, że tylko krowa nie zmienia poglądów, chciałbym polecić do przeczytania "Stołówkę", autorstwa Owsianki. A kiedyś go krytykowałem
  • Zbigniew Szczypek
  • 02/05/2024 06:22
  • "Mierni, bierni ale wierni", zamieńmy na "wierni nie są wcale mierni, gdy przestali bywać bierni!" I co wy na to? ;-}
  • Dzon
  • 30/04/2024 22:29
  • Nieczęsto tu bywam, ale przyłączam się do inicjatywy.
  • Kazjuno
  • 30/04/2024 09:33
  • Tak Mike, przykre, ale masz rację.
  • mike17
  • 28/04/2024 20:32
  • Mało nas zostało, komentujących. Masz rację, Kaziu. Ale co począć skoro ludzie nie mają woli uczestniczenia?
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty