Po kuchni wciąż jeszcze rozchodzi się przyjemny zapach pieczonego kurczaka. Gdyby nie schowane na czarną godzinę filety, pewnie umarłybyśmy z głodu. Nie powiem, żeby to było danie rodem z MasterChef, ale skoro nawet Kaja( którą roboczo nazwałam francuskim pieskiem) wbijała widelec raz po raz w nałożoną porcję i co więcej, wkładała ją do ust, to chyba nie wyszło to tak tragicznie. Jeśli już mowa o tej małej, to oczywiście nie dało jej się zagonić do pozmywania naczyń.Spryciula wymigała się trzema sprawdzianami, dwoma zadaniami domowymi i jeszcze czymś, o czym nigdy wcześniej nie słyszałam i pobiegła rzekomo się uczyć. Choć pewnie zdawała sobie sprawę, że nie jesteśmy aż tak łatwowierne. Biorąc jednak pod uwagę okoliczności można było przymknąć na to oko.
Na mnie już czas. W końcu 19 i mogłabym pojaiwć się w domu, co z tego, że jedyne co zastane to pusty dom. Ojciec ma być dziś dłużej w pracy i nie wiem czy zdąży na kolację, czy po prostu wróci kiedy będę już dawno spać. Ściągam z wieszaka płaszcz, owijam się nim dokładnie i chwytam za klamkę.
- Daj spokój podwiozę cię – nagle słyszę głos Agnieszki.
- Nie rób sobie kłopotu –odpowiadam.
- No coś ty, nie żartuj, wezmę kurtkę i już…
- Naprawdę dziękuję, ale wiesz chyba wolę się przejść. Jeśli się nie pogniewasz – dodaję, przyowlekając na twarz niewinny wyraz.
- Jak wolisz, to do jutra? – lekko naburmuszona zadaje całkiem retoryczne pytanie.
- No pewnie. Pa – odpowiadam i uśmiecham się lekko. Odpowiada tym samym.
Wychodząc słyszę jeszcze krzyk młodszej siostry, ale nie dość dokładnie. Pewnie chodzi o pomoc w zadaniu, albo o coś równie przyziemnego. Powoli schodzę po schodach licząc każdy schodek, myślami będąc już całkiem gdzie indziej. Gdy wychodzę owiewa mnie zimny wiatr. Przecież mamy już listopad myślę przelotnie. Drzewa całkiem są pozbawione liści, takie gołe, zupełnie bezbronne, już nawet wiatr nie ma czym się bawić. Nigdy nie lubiłam jesieni, ta pora zawsze kojarzyła mi się z odchodzeniem, umieraniem. Jakby świat powoli zanikał, stawał się szary, depresyjny. Moim ciałem wstrząsa jeden pojedynczy dreszcz i znika. Może jednak trzeba było dać się odwieść? Nie, potrzebuje świeżego powietrza, potrzebuje pomyśleć. To całe wydarzenie z Korzecką przypomniało mi od czego tak naprawdę zaczęła się przyjaźń między mną a jej córką. Obie jesteśmy półsierotami. Ot cała magia, choć jeśli patrzy się na to z boku wydaje się to nieco makabryczne, jakby jakaś niewidzialna ręka połączyła nas z tak niezwykłego powodu. Co prawda jej ojciec żyje (przynajmniej tak wszyscy sądzą), ale jeśli zostawił ich niedługo po jej narodzinach, to spokojnie można stwierdzić, że nie istnieje przynajmniej dla Agnieszki, która dawno temu postawiła na nim krzyżyk. A gdyby nawet teraz stanął przed jej domem i zapukał do drzwi zatrzasnęłaby mu je przed nosem. Kiedyś powtarzała, że mam duże szczęście, że znałam swoją matkę, i choć może pamiętam niewiele, to przynajmniej coś. Nie podzielałam jej entuzjazmu, kiedy zmarła miałam niewiele ponad pięć lat. Czy wiele pamiętam? Nie. Czy tęsknię? Codziennie. I czasem, myślę, że może lepiej gdybym nigdy jej nie znała, nie odczuwałabym wówczas tęsknoty, bo jak ktoś kiedyś powiedział: „ Nie można tęsknić za czymś, czego się nie posiadało”. Tylko, że mógł się mylić. Kiedy próbuje sobie przypomnieć jej kolor oczu, uśmiech, widzę jedynie niewyraźną plamę i boję się, że może już jutro obraz zatrze się całkowicie. W domu nie ma żadnych zdjęć. Ojciec pozbył się wszystkich. Wiem to. Rzadko o niej rozmawiamy. Mimo upływu lat nie może pogodzić się z jej odejściem. Nie mogę jednak na niego narzekać, jest dobrym ojcem. Stara się i to widać.
Jeśli będziesz czegoś potrzebować, albo będziesz chciała pogadać to mów
Tylko nie wszystko w jego towarzystwie da się poruszyć, niektóre rzeczy zrozumiałaby tylko kobieta. A on nie zastąpi jej w stu procentach. Dlatego choć nigdy nic nie mówiłam, bo byłoby to egoistyczne z mojej strony, zazdrościłam Adze matki. Tego, że mogła podzielić się z nią wszystkim. Może po prostu tego, że była. Możliwe, że ona w równym stopniu zazdrościła mi ojca, lecz nigdy nie rozmawiałyśmy o tym otwarcie i chyba nigdy nie będziemy.
Nawet nie wiem kiedy docieram pod drzwi domu. Wyjmuję klucz i chcę je otworzyć. Ku mojemu zdziwieniu są jednak... otwarte. Zaniepokojona wchodzę do środka. W żadnym pokoju nie pali się światło. Dziwne. Po omacku kieruje się w stronę kuchni, potykam się i przeklinam pod nosem. Z góry dobiega jakiś szmer i słyszę jak ktoś zbiega po schodach. A co jeśli to jakiś włamywacz i zaraz zaatakuje mnie? Nie wiem co robić, chcę udawać, że mnie nie ma, ale kroki zbliżają się coraz bardziej. Już jest obok mnie. Gdy słyszę głos o mało nie upadam na podłogę.
-Poddaj się! – krzyczy.
- Tato, przestraszyłeś mnie – mówię z wyrzutem, ale tak naprawdę oddycham z ulgą
- Nie miałem takiego zamiaru – wydaje się nieco zdezorientowany.
-Co ty tu robisz i dlaczego nie zapaliłeś światła?
-Miałem ochotę poczuć się jak w jądrze ciemności – patrzę na niego niewyraźnie – Nie ma prądu – wyjaśnia.
-Ach tak, rozumiem. Ale co się stało? – dociekam dalej.
- Próbuje to ustalić, niedawno przyjechałem, w pracy jest jakaś awaria sprzętu i wysłali wszystkich do domów
-No tak, a ja myślałam, ze to jakiś seryjny zabójca.
- Ty to masz pomysły – ojciec kręci z rozbawieniem głową.
- Przecież nigdy nic nie wiadomo, przyznaj się, że to samo pomyślałeś o mnie – odbijam piłeczkę
Waha się przez chwilę myśląc nad właściwą odpowiedzią.
- No dobra, przyznaję, ale przynajmniej byłem odważny – odpowiada z całkowitą powagą
- Tak niczym superman spieszący na pomoc potrzebującym.
Patrzymy na siebie w tych egipskich ciemnościach rozświetlanych jedynie przez nikły promień latarki i po chwili oboje wybuchamy śmiechem. Jak na znak wszystkie światła w domu zapalają się na nowo, rozświetlając nasze twarze.
- To co kolacja? – proponuję szybko.
- Dobrze, ale ty ją przygotujesz –ojciec nie przepadał za pomocą w kuchni.
- Oczywiście z twoją pomocą? – pytam, choć i tak wiem, że ulegnie.
Wygląda na trochę nieprzekonanego i próbuje udawać trudnego do zdobycie z moim uśmiechem nie ma jednak najmniejszych szans. Dlatego się poddaje i razem jak na zespół przystało zabieramy się za przygotowanie wypasionych kanapek. To będzie już drugie danie przygotowane z pomocą moich kucharskich rączek. I wszystko wygląda jak piękna idylliczna rodzinna scenka.
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt