Opowieści Artura P.
Jestem Artur P.
Piszę opowieści.
O powieści „ Ogniem i mieczem” już pisałem.
Opowieści o moim rodzinnym domu jeszcze nie napisałem.
Jestem Artur P.
P. jestem dlatego - bo mój ojciec był P.
Moja matka była K. – a ojciec matki też był K.
Żona ojca matki K. nie była. Żona ojca matki była L.
Na imię miała Aldona. Z ojcem mojej matki Aldona spotkała się przez przypadek
– i tak już zostało.
Żyli długo i szczęśliwie.
Moi rodzice też żyli długo.
Urodziłem się gdy miałem dziesięć miesięcy. Byłem późniakiem.
Od samego początku byłem bardzo. Ale skończyło się na początku – jak mawiała ciocia C.
Ciocia C. była nie tylko siostrą mojej matki. Ciocia C. była też wysoka i chuda.
Pierwsze wiersze zacząłem pisać już w kołysce. Pamiętam że jeden z nich zaczynał się od słów: „ radość tryska z pyska gdy ładna kołyska”.
W miarę dorastania – obserwacje moje zaczęły skupiać się na świecie zewnętrznym i jego cichych bohaterach.
Moim ulubionym cichym bohaterem był w tamtym czasie wuj Ó. – niemowa.
Wuj Ó. Był bardzo wysokim mężczyzną – i proporcjonalnie do wzrostu nieporadnym.
Kiedy na przykład w niedziele wszyscy wychodzili do kościoła – wuj Ó. zostawał w domu – gdyż matka twierdziła że nie potrafi zachować się odpowiednio w Domu Bożym.
Podobnie było z pracą w polu i z potańcówkami.
Wuj Ó. zawsze zostawał w domu.
A kiedy wuj Ó. zostawał w domu, to zostawał razem ze mną.
Ja też nie potrafiłem zachować się odpowiednio.
Kiedy byliśmy tak sam na sam – mogłem spokojnie obserwować jak bogate jest wnętrze mego wuja (wuj cierpiał na notoryczną biegunkę połączoną z torsjami).
Wuj Ó. był bardzo opiekuńczym człowiekiem.
Kiedy tak raz po raz wypadałem z kołyski ( którą on kołysał swym szerokim, szczerym gestem ) – i stykałem się z jego brudnymi, posiniaczonymi stopami - zrozumiałem jak bardzo ten człowiek mnie kocha.
Mógł przecież w tym czasie umyć nogi. Nie robił jednak tego – wolał zająć się mną.
Wuja Ó. zgubiła nadopiekuńczość.
Któregoś dnia zajmując się moją kołyską – gdy ja leżałem u jego stóp – zapomniał oddychać.
Tak bardzo mnie kochał.
Wuja Ó. długo jeszcze będę pamiętać.
Nie pamiętam natomiast co robił u nas rudy kurdupel – którego widziałem kilka razy.
Zapamiętałem go właściwie tylko z powodu włosów. Nigdy wcześniej nie spotkałem się z takim dziwem.
W miarę jednak jak rodzili się moi nowi bracia i moje nowe siostrzyczki – pierwsze wrażenie jakie na mnie wywarł zaczęło się powoli zacierać.
Ogniste włosy mego młodszego rodzeństwa stały się powszedniością.
Byliśmy zresztą bardzo „kolorową” rodziną.
Moi dwaj bracia i trzy siostrzyczki o niemalże czerwonych główkach, wyglądali zabawnie przy obiednim stole w towarzystwie swych trzech sióstr - o włosach białych jak śnieg –
i dwóch braci – podobnie jak ojciec i matka – czarnych jak sadza.
Jednym z tych braci byłem ja a drugim był Radek.
Tyle że Radek miał nie tylko włosy czarne jak sadza.
Radek był czarny cały.
Po śmierci wuja Ó. moim najlepszym przyjacielem stał się Dupek.
Dupek był małym, wesołym kundelkiem - który przypałętał się któregoś dnia do naszego domu.
Ojciec nie lubił małych, wesołych kundelków – które się pałętają.
Zniknął tak samo szybko jak się pojawił.
Ze zgryzoty rozchorowałem się. Uratował mnie właściwie tylko bulion – który wpłynął ożywczo na moje nadwątlone, niedokarmione ciałko.
Byliśmy wtedy bardzo biedni i coś tak wykwintnego jak bulion nieczęsto pojawiało się na naszym stole.
Gdyby nie bulion – powtarzała często moja matka – nie byłoby już ciebie między nami.
Po latach zrozumiałem.
Oda „Zupka z Dupka” jest moim wielkim krzykiem rozpaczy.
Wypiłem własnego przyjaciela.
Mijały lata.
Po wuju Ó. i Dupku zostały już tylko wspomnienia.
Na wiosnę ukończyłem 15 wiosnę – i sam zacząłem wychodzić z kołyski.
Matka zerkając raz po raz to na mnie to na ojca – szeptała coś o wuju Ó. , którego nie należało zostawiać samego ze mną – i o mnie – którego nie należało.
Więcej nigdy nie mogłem usłyszeć.
Na szesnaste urodziny w prezencie od rodziców otrzymałem jamnika. Widocznie moje zachowanie po stracie Dupka na tyle odbiegało od wcześniejszego – że rodzice uznali iż jednak powinienem mieć psa – a chcąc zrobić mi jeszcze większą przyjemność, nazwali go Dupa (gdyż pies był już dorosły).
Od tej pory Dupa stał się moim całym światem i jedynym celem mojego życia.
Opiekowałem się nim dzień i noc – pamiętając o oddychaniu.
Następnego dnia rano Dupa zdechł.
Uratował mnie podobno tylko bulion.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt