"Znaleźć nieprzeciętność w zwyczajności" - Klaudiax
Proza » Długie Opowiadania » "Znaleźć nieprzeciętność w zwyczajności"
A A A
Od autora: Opowiadanie to jest opowiadaniem fanfiction o One Direction, jednakże fabuła dotyczy w większości głównej bohaterki.
Pisząc to co teraz tu publikuje naprawdę się przyłożyłam, mam nadzieję, że moje starania nie poszły na marne.
Podobno, mój styl się poprawił, tak bynajmniej słyszałam.
Dla porównania czy faktycznie tak się stało podaję link do mojej poprzedniej publikacji prozy.
http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/37706/walka-o-milosc-rozdzial-1
Jestem pisarzem-amatorem, a może nawet na to miano nie zasługuję, nie mam pojęcia.
Wiem natomiast, że wkładam dużo serca w to co "tworzę" i uparcie dążę do celu, by móc nazwać się pisarzem.
Liczę na konstruktywną krytykę, która mnie zmotywuje do dalszego działania.
Mam nadzieję, że przynajmniej pod względem edytorskim mój tekst jest nienaganny. :)

 Dzisiejszego poranka obudziły mnie dźwięki programu porannego docierające z salonu, gdzie telewizję oglądała moja mama. Po paru minutach podniosłam się leniwie z łóżka, zabrałam z szafy ubrania na zmianę i powędrowałam do łazienki witając się przy okazji z moją rodzinką. Spojrzałam na swoje odbicie i od razu wywnioskowałam, że zdecydowanie za mało spałam minionej nocy. Resztki rozmazanego od płaczu tuszu była rozmazana wokół moich oczu, twarz była blada, a oczy opuchnięte, aż było widać pojedyncze żyłki. Gdyby pomyśleć nie było to w sumie bez powodu, ostatnie dni wywarły na mnie ogromne wrażenie, niekoniecznie pozytywne. Nie chciałam robić z siebie jakiejś depresantki, aczkolwiek po części nią byłam. Aby dłużej już nie patrzeć na taką siebie zażyłam prysznica, który tak desperacko pragnęłam, by zmył wszystkie te złe rzeczy, negatywne wspomnienia i żale. Byłam w tym momencie naiwna jak trzylatek wierząc w to, ale szczerze chciałam w to wierzyć, trwać w tym chociażby zapomnieniu skoro już nie można cofnąć czasu… Może to i dobrze, że to niemożliwe, teraz bynajmniej mam świadomość swoich błędów i jestem pewna, że pewnych rzeczy nie powtórzę już kolejny raz.

Człowiek uczy się na błędach - to powiedzenie dobijało mnie dziś, aż za bardzo. Gdy wyszłam z pod prysznica, ubrałam się i chwyciłam żel do mycia, nałożyłam go na swoją twarz, następnie zmyłam z rzęs pozostałości tuszu. Na koniec wklepałam trochę podkładu i wytuszowałam rzęsy. Tak mniej więcej ogarnięta przystąpiłam do śniadania, było już po dziesiątej, więc jadłam sama, bo domownicy dawno już odbyli pierwszy posiłek. Otworzyłam lodówkę i po krótkim namyśle sięgnęłam po sałatkę warzywną, na nic więcej nie miałam ochoty, równie dobrze mogłabym nic nie jeść. Zrobiłam sobie jeszcze herbatę i usiadłam do stołu.

Wczorajszego wieczoru były imieniny starszej siostry Zoey, ale ja nie miałam nastoju na imprezę. Imieninową imprezę Oli zastąpiłam sobie jednoosobowym, melancholijnym ‘hardparty’ w moim pokoju. Pogooglowałam w necie w celu znalezienia jakiegoś ciekawego filmu, udało mi się znaleźć brytyjską produkcję pt. "Wielkie nadzieje". Wyczytałam, że jest ona na podstawie książki Charlesa Dickensa o tym samym tytule, streszczenie i sceneria bardzo zachęciła mnie do obejrzenia tego filmu, więc też to uczyniłam...

„Kłamstwo zawsze jest kłamstwem. Jakkolwiek się rodzi, tak czy inaczej, nie powinno się rodzić w ogóle.”

 „Bóg wie, że nie należy nigdy wstydzić się własnych łez. Są one jak deszcz obmywający pył, który zalega nasze stwardniałe serca.”

 "Zobaczyć osobę, którą się kocha, choćby na krótko, jest już szczęściem."

 "Każda chwila ma swój niepowtarzalny charakter, barwa dnia, smak dzieciństwa, chłód wody na spieczonych słońcem nogach. Czasem woda bywa żółta, czasem czerwona, ale to jaka pozostanie w naszej pamięci zależy od dnia."

Siedziałam tak w kuchni jedząc śniadanie, jednocześnie wspominając wczorajszy film. W mojej głowie nadal plątały się dialogi pochodzące z niego. To było wspaniałe cofnąć się tak w czasie do dziewiętnastowiecznej Anglii, móc poczuć się jakbym żyła w tych czasach. I mimo, że film ten w wielu momentach wywoływał u mnie łzy to była to doskonała odskocznia od ponurej rzeczywistości. Najgorsze, a zarazem najlepsze w nim była prawda, niejednokrotnie przerażająca prawda o ludzkim życiu i sensie tegoż życia zwanym miłością... Szkoda tylko, że tak mało osób wie, że to co jest naszym sensem życia jednocześnie jest jego niszczycielem. Tak wiem, to brzmi strasznie. Wiem również, że jestem świadoma tego co mówię i robię. Dawniej nie, ale teraz tak. Dwa miesiące temu nie byłam jeszcze w tak tragicznym stanie jak teraz, było całkiem dobrze, tym bardziej, że spełniło się jedno z moich marzeń. One Direction, zespół, który kochałam nad życie miał przyjechać do Polski. Ten marcowy koncert i niespodziewane spotkanie się z nimi sprawił, że na ponad miesiąc przestałam się o wszystko troszczyć, a myśl, że udało mi się zaprzyjaźnić z moim ulubieńcem z tegoż zespołu sprawiała, że każde zmartwienie traciło na wielkości, życie wydawało się niemal pięknym snem. A jednak, los nie pozwolił mi się długo tym cieszyć. . Moją aurę szczęścia zabiło pewne majowe popołudnie. Do końca miałam jeszcze jakąś szczątkową nadzieję, ale gdy dowiedziałam się, że moja "miłość" wyjeżdża z miasta pogrążyłam się w totalnej rozpaczy…

Czym jest piękno?
   - Niszczycielem.

Czym jest szczęście?
   - Oszustwem.

Czym jest miłość?
   - Śmiercią.

Wspominałam dialog Pipa i Estelli z bólem w sercu. Byłam zła, wręcz rozgoryczona tym jakimi prawami rządzi się ludzki los. Jak to możliwe, że to co daje nam życie przyczynia się do naszej śmierci? Niestety nie znałam odpowiedzi na to pytanie...

"Ona Cię zrani.. A ty nadal będziesz się o nią zabiegał."

Te słowa zabolały mnie chyba najbardziej... Dlaczego? Bo była to prawda, a prawda zawsze najbardziej boli, zresztą to wiadome. W tej chwili chyba jedyne co potrzebowałam to kogoś kto, by mi wymazał moje wspomnienia. Tak wiem, że dzięki temu nie popełnię już dwa razy tego samego błędu, ale to za bardzo boli. Może i  za bardzo się nad sobą rozżalam, przecież to nawet nie był prawdziwy związek. Taa, na samą myśl o tym mam ochotę po raz kolejny utopić się w rzece łez. Ale tego nie zrobię. On nie jest tego warty…

Pamiętam moją euforie, kiedy go pierwszy raz poznałam, kiedy ‘wyszło’ w rozmowie z moją "przyjaciółką", że to dobrzy znajomi, na dodatek, że rzekomo to jej eks, i ten ton z jakim mi to mówiła, jakby chciała wzbudzić we mnie zazdrość. Potem gdy niechcący zobaczyłam smsa, który do niej napisał o treści mniej więcej "To była ona? Jaka jest? Opowiedz mi o niej." Nie ukrywam, byłam zszokowana, że o mnie rozmawiają, w sumie to nie było jeszcze takie złe, ale czemu sam do mnie nie zagadał tylko z nią przeprowadzał wywiad na mój temat? Chyba nigdy się tego nie dowiem... Nareszcie nadeszła chwila, kiedy poznaliśmy się oficjalnie. Było to na balu zimowym organizowanym przez jego liceum dla wszystkich licealistów z miasta, w tym akurat chłopiec umiał sobie poradzić i nie potrzebował pomocy mojej "przyjaciółki", aczkolwiek nie było  tak jak w jakimś filmie, nie poszliśmy do jakiegoś zakamarku, nie całowaliśmy się, nie wymieniliśmy się numerami telefonów. 

Widywałam go jedynie przed lekcją fortepianu, bo chodziliśmy do tej samej nauczycielki. Kilka słów tygodniowo, czasem nawet nie. Jak dobrze, że był wtedy przy mnie Zayn na którego mogłam zawsze liczyć mimo, że sam miał już głowę pełną pracy. Oczywiście, nie wdawałam się w rozmowie z nim w szczegóły, nie chciałam go niepotrzebnie martwić. 

W pewnym momencie wydawało mi się, że może i coś z tego będzie, jednak wszystkie wizje szczęścia jakim miałyby mnie los obdarzyć z użyciem jego osoby prysły w ułamku sekundy pewnego późnego popołudnia na spotkaniu wszystkich uczniów naszej nauczycielki z powodu jej jubileuszu nauczania gry na fortepianie, gdy to zapytałam o jego dalsze plany. Ten nagle zbudził się ze snu i poczuł się do odpowiedzialności, by mi powiedzieć, że wraz z końcem roku szkolnego wyprowadza się do Warszawy, by tam kontynuować swoją edukację w prywatnym liceum. Szczena mi opadła... Czułam się taka nijaka, taka bezwartościowa... Potem było już tylko gorzej.  Bywało, że nie mówiliśmy sobie nawet "cześć". Smutne, ale prawdziwe jak to mówią. Kiedy to tak teraz wspominam na przekór przypominają mi się te wesołe momenty - wspólne śmiechy, żarty i rozmowy, które wywoływały śmiech na mojej twarzy, a potem bańka prysła.  Na zakończeniu roku szkolnego nie odezwaliśmy się do siebie nawet słowem. Ba, nawet na siebie nie spojrzeliśmy. W środku wakacji zaprosił mnie do znajomych na fejsie. Zaakceptowałam. Był mi już obojętny. A potem jeszcze festiwal w wakacje na którym grała jego domniemana dziewczyna jak się domyśliłam, na dodatek moja imienniczka! Jak sobie pomyśle, że wyznaje jej uczucie zwracając się do niej moim imieniem, aż mi się niedobrze robi.

Może to i dobrze, że tak wyszło... Może tak właśnie miało być... W końcu jak to mówią - nic nie dzieje się bez przyczyny...Muszę o tym zapomnieć, o wszystkim jak najszybciej. Inaczej sama się wykończę. Nie mogę tak dłużej już płakać nad rozlanym mlekiem, co się stało się nie odstanie…

- Estella, telefon! - tata wyrwał mnie z moich depresyjnych myśli. Wtem powróciłam na ziemię. Od teraz żyję tylko chwilą, nie patrzę wstecz - postanowiłam sobie w myślach.

- Już idę! - krzyknęłam tacie podnosząc się z krzesła i kierując się w stronę przedpokoju gdzie na półce przy szafie stał telefon domowy. - Słucham? - podniosłam słuchawkę.

- No jesteś! Nareszcie. Co się z tobą dzieje Ell? Od momentu kiedy zadzwoniłaś do mnie, że nie przyjdziesz na imieniny Oli twój telefon milczy jak zaklęty. - usłyszałam po drugiej stronie zatroskany głos przyjaciółki.

- Wybacz, wczoraj wieczorem ustawiłam wyciszenie, a dziś jeszcze nie sprawdzałam połączeń, ale spokojnie, wszystko ok. Daję radę. - oznajmiłam, aby się uspokoiła.

- Na pewno? - zapytała nie do końca przekonana moimi zapewnieniami.

- Wieesz, pomijając, że czasem czuję się jakbym czytała książkę z której wyrwano parę rozdziałów i teraz nie wiem co się dzieję w otaczającej mnie rzeczywistości to jest całkiem nieźle. - odparłam z ironią, ale nie tak by urazić przyjaciółki.

- Estella. - to był ni krzyk, ni spokojna mowa.

- No co? Moja wina, że chce żyć, a nie tylko egzystować? - zapytałam prawie już ze łzami w oczach. Boże, ale ja jestem. Chodząca żałość nad żałościami. - krytykowałam się w myślach.

- Nie o to mi chodziło, przecież wiesz... - odparła, wyczułam w jej głosie żal. 

- Wszystko jeszcze będzie dobrze, Zoey. – wysilając się, by w moim głosie nie było słychać ani odrobiny smutku starałam się utrzymać przyjaciółkę w tym, że jeszcze jakoś się trzymam.

- Musi być! - odparła weselszym głosem niż wcześniej. - A tym czasem na poprawę humoru przejdziesz się ze mną do galerii, co ty na to? – zaproponowała. 

- No mogę w sumie. A co cię tam sprowadza? - spytałam zaciekawiona nieco tajemniczym tonem przyjaciółki.

- Pamiętasz osiemnastkę Adriana, tego trzeciej A? – kontynuowała, dalej nie pozbywając się  tajemniczości.

- No coś tam pamiętam, a co? 

- Napisał do mnie w ubiegły weekend i idziemy dziś razem do kina. - wydusiła wreszcie  z siebie chichocząc pod nosem.

- I ty mi dopiero mówisz? W takim razie ja się rozłączam, daj mi dziesięć minut i jestem pod twoim domem. - odparłam zdziwiona, że o dziwo chyba trochę udzielił mi się dobry humor przyjaciółki.

- OK, to czekam. - powiedziała przed rozłączeniem rozmowy. 

Do galerii dotarłyśmy w parę minut, samochód mamy zaparkowałam w podziemnym parkingu po czym powędrowałyśmy na podbój sklepów. Siedziałyśmy w Galerii dobre trzy godziny, a Zoey jeszcze nie znudziło się przymierzanie. Zaczynałam wnioskować, że Adrian może być faktycznie jakimś przebojem w dotychczasowych przygodach miłosnych dziewczyny skoro ta tak długo wybiera jedną sukienkę. Męki te chodź połowicznie pomógł mi znieść Zayn, który zadzwonił do mnie w międzyczasie. W końcu mogliśmy na spokojnie pogadać. Przez minione dwa tygodnie nie specjalnie było to możliwe, gdyż management przyśpieszył datę premiery ich nowej płyty i mieli strasznie napięty grafik. Umówiliśmy się wieczorem na rozmowę na Skype co powili stawało nam się tradycją, bo rozmawialiśmy tak bynajmniej trzy razy w tygodniu. Nie wiem jak tego dokonałam, że Zayn nadal nic nie wie o mojej "nieszczęśliwej miłości". W sumie poznaliśmy się u jej finału, aczkolwiek podziwiam się za to, że udało mi się mu o tym nic nie mówić. Był co prawda moim kumplem, dobrym kumplem, ale on ma swoje problemy, więc nie widziałam powodu, żeby jeszcze tym go zamartwiać. Teraz powinno być tylko lepiej.

- Zoey, no chodź już. Powiedz mi, jak długo można wybierać jedną sukienkę?
Wiesz, w innym wypadku spędziłabym z tobą tu noc, nawet dwie, ale akurat tak się składa, że dziś trochę mi się śpieszy, nie zapominałaś przypadkiem? 

- Ah, no tak, Zayn. Zapominałam, wybacz, już wychodzę, momencik. – krzyknęła zza drzwiczek przymierzalni. - Ok, i jak może być? – dziewczyna obróciła się dookoła siebie ukazując w pełni zwiewność sukienki w limonkowym kolorze.

- Doskonale, a teraz chodź. - pośpieszałam ją.

- Lecę, pędzę szeryfie. - zażartowała.

- Zoey, serio raz raz. Idę już po samochód, będę czekać przy głównym wejściu do Galerii. - odparłam, a kumpela tylko kiwnęła głową. 

 *

 Do domu dojechałam w niecałe piętnaście minut. Dochodziła osiemnasta, a to oznaczało, że mam jeszcze chwilę czasu, bo z Zaynem umówiłam się na dziewiętnastą. Zagotowałam wodę na kawę, włączyłam laptopa i odpaliłam płytę Lany Del Rey, wybrałam kawałek pt. „Gods and Monsters”. Usłyszałam, że gotuje się woda, więc poszłam zaparzyć sobie kawę, po chwili włączyłam Internet  i zalogowałam się na Facebooku i Twitterze. Na tablicy na FB przeważały nowe albumy wakacyjnych zdjęć – z zagranicznych wycieczek czy letnich imprez, w sumie nic konkretnego, więc przełączyłam się na Twittera. Od razu zauważyłam „spam” Directioners, początkowo nie wiedziałam o co chodzi, ale po przeczytaniu paru tweetów mnie oświeciło – dzisiaj była premiera nowego singla chłopaków - „Little Things”. Jak ja mogłam o tym zapomnieć? Nie tracąc już więcej czasu, czym prędzej weszłam na Youtube i w pasku wyszukiwania wpisałam „One Direction – Little Things”. Kliknęłam na podgląd lirycs video. Kawałek rozpoczynał się delikatnie, było słychać tylko dźwięki gitary. Piosenkę zaczynał Zayn, poczułam ciary na plecach... Potem wchodził z tym swoim delikatnym głosem Liam. Poczułam jak po policzku spływa mi łza, a potem następna… Piękna piosenka, to było bardziej niż piękne, ale zabrało mi w tym momencie mowę, więc i tak nie mogłam wymyśleć nic bardziej sensownego. Refren należał do Zayna i Liama, po nich był Lou i ten jego słodki głosik. Po Louisie był zachrypnięty głos Harrego. Coraz lepiej. Przedostatnie solo należało do Nialla, jego: 

You'll never love yourself half as much as I love you.
You'll never treat yourself right, darlin' but I want you to.
If I let you know, I'm here for you, maybe you'll love yourself,
Like I love you.

 rozłożyło mnie na łopatki, ryczałam jak małe dziecko, łzy spływały mi na klawiaturę laptopa. Sięgnęłam po chusteczki.

- I to się nazywa tekst piosenki. Napisać piosenkę wychwalającą wszystkie słabe punkty dziewczyn. - wycierając łzy przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się sama do siebie. Włączyłam kolejną piosenkę Lany i dalej przeglądałam timeline Twittera. Dostrzegłam twitlongera jakiejś dziewczyny, kliknęłam w link...  To był list, cudowny list, list ostatnich słów.

- "... ma raka" - przeczytałam i zalałam się falą płaczu. - To nie dzieje się na serio!  - krzyknęłam w myślach z przerażeniem. Ponownie nie mogłam wykrztusić z siebie słowa. On umierał. Ryczałam. Znowu.

- Jezu, nie. - pomyślałam, a przed oczami stanęły mi obrazy z przed roku, gdy zginęła moja koleżanka. Nie mogłam opanować płaczu, a było już za piętnaście dziewiętnasta. 

- Wiem co czujesz, przynajmniej po części - chciałam napisać to tej dziewczynie. - To co się przeżywa, gdy stracisz kogoś bliskiego jest nie do opisania. To po prostu straszne. W takich momentach chyba nic nie jest w stanie ci pomóc, samemu trzeba znaleźć sposób na poradzenie sobie z tym. Tyle, że to nie takie proste, tym bardziej, gdy myśl o niej/nim męczy cię dniami i nocami, nie możesz zasnąć mając przed oczami jej/jego twarz. Gdy zamykasz oczy widzisz tylko jej/jego imię. Modlisz się, czasem pomaga. Daje chwilę wyciszenia ciała i umysłu. Jednak nie wszystkie noce są takie spokojne, zdarzają się też te nieprzespane, gdzie nieprzerwanie wylewasz z siebie w poduszkę łzy i rozpacz. Łzy to naturalny odruch. Powinny obmywać z ciebie cały ból, żal, smutek, ale czasem ze łzami z naszego ciała wydobywają się tylko substancje chemiczne, ich materialna cześć, a emocje nadal tkwią w sercu z głęboko zapuszczonymi korzeniami, których wyrwanie zajmie jeszcze sporo czasu. Nie raz chcesz się powstrzymać od płaczu, myśląc, że przecież on/ona nie chciałaby/chciałby byś tak spędzał swoje najbliższe dni. Ale to jest silniejsze...

 Z rozmyślań i wspomnień wyrwał mnie dzwonek telefonu, na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcia Zayna. Poczułam mocne ukłucie w sercu, wzięłam głęboki oddech i kliknęłam 'odbierz'.

- Cześć Zayn, coś się stało? - odezwałam się zamyślonym głosem.

- No hej Estella, jest dziesięć po, a ciebie nie ma na Skype, nie wiedziałem co się stało, więc zadzwoniłem. - odparł. - Wszystko ok? Masz taki smutny głos. - dodał po chwili.

- Szlag. Czemu on zawsze musi wszystko wyczuć? - pomyślałam.

- Tak, jasne. - skłamałam. A może nie? Przecież nic mi nie było... Prawda? - głupio pytałam się sama siebie.

- Jest dobrze, po prostu wzruszyłam się... waszą piosenką.  Mimo, że go nie widziałam poczułam, że się delikatnie uśmiecha.

- Doprawdy? Oh, to miło. Przełączamy się na Skype?

- Tak, oczywiście. - rozłączyłam się.

- Co z tobą Johnson? Nie umiesz uzewnętrzniać się z uczuciami, czy jak? Czyżbyś nie rozumiała sama siebie? 

- Nie, to nie to. Po prostu nie chcę go obarczać swoimi problemami.

- Obarczać swoimi problemami? - powtórzył mój wewnętrzny głos. - W końcu to twój przyjaciel. A ty zachowujesz się jakbyś nie miała do niego zaufania albo nie potrafiła wydusić z siebie tego co czujesz.

- A może nie potrafię? - odparłam z wyrzutem. Głos nie odpowiedział.

Bo czasem już brakuje sił, by rano otworzyć oczy, znowu wstać i być, ciągnąć życie za włosy. Potykać się o czyjeś buty i własne słowa. Uwierzyć, że… a potem tego żałować. *1

Wstałam z krzesła, pomknęłam szybkim krokiem na dół do łazienki, żeby poprawić makijaż. Rozmazany tusz wokół linii oczu i podkrążone oczy nie były najlepszym widokiem. Idąc do góry zabrałam z kuchni sok pomarańczowy i wróciłam do siebie do pokoju.
Zalogowałam się na Skype. Nie upłynęła nawet minuta jak na pulpicie wyskoczyło okienko z prośbą o połączenie. Odebrałam. Tak jak się spodziewałam miał wesołą minę. Moja twarz starała się zawtórować za nim delikatny uśmiech.

-Cześć. - odezwał się pierwszy. Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, łzy były pierwsze.

Cier­pię na aryt­mię uczu­cia. Mam stwar­dnienie roz­siane emoc­ji. I nieuleczalną wiarę, że kiedyś mi to minie.*2

- Estella, co się dzieje? - zapytał zatroskanym głosem. - Wiedziałem! - powiedział nie biorąc oddechu. - Wiedziałem, że coś jest na rzeczy, gdy odebrałaś takim głosem. - powtórzył nieco spokojniej. Cisza wypełniła w pełni cztery ściany mojego pokoju. Milczałam, bo mój mózg nie potrafił wymyślić nic sensownego co bym mogła mu odpowiedzieć. 

- Essie? - znowu nic. Próbowałam wykrztusić coś z siebie.

Po chwili namysłu odparł: Cisza przy­jacielu, roz­dziela bar­dziej niż przes­trzeń. Cisza przy­jacielu nie przy­nosi słów, cisza za­bija na­wet myśli. *3 Po wypowiedzeniu tych słów i on zamilkł. 
Nie mogłam. Wiedziałam jakim jest wspaniałym człowiekiem, a przede wszystkim przyjacielem. Dobijająca myśl krążąca w moim umyśle, że mogłabym go stracić rozrywała mnie od środka. Rozryczałam się na dobre.
Czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie? Cierpiałem nieraz, nie myślałem wcale, abym przed tobą szedł wylewać żale.*4

- Przepraszam. Przepraszam cię Zayn. Zrobił minę jakby nie zrozumiał tego co do niego powiedziałam. - Nie chcę cię stracić. - wypowiedziałam na głos moje myśli jednocześnie próbując opanować rzekę łez. Na marne.

- Estella, shh... Spokojnie, jestem tu. - jego głos przybrał jedwabistą barwę. - Uspokój się, wszystko będzie dobrze. O nic się nie martw, cokolwiek się stanie będę przy tobie. Zawsze i wszędzie będziesz mogła liczyć na moją pomoc. Obiecuję. Tylko nie płacz już. Proszę. - mówił to z taką troską i przejęciem, serce przepełniało mi się wzruszeniem.
Po chwili płacz prawie ustał, po policzkach spływały mi jedynie pojedyncze łzy. 

- Lepiej? Powiesz mi wreszcie co się stało? Ell, czemu płakałaś? - pytał zdezorientowany.

- Przepraszam... - powtórzyłam setny raz to samo słowo.

- Już ci mówiłem, nie masz za co.

- Owszem, mam. Najpierw duszę w sobie wszystkie emocje przed tobą, tłumacząc sobie to  głupią wymówką, że nie chcę cię martwić, bo masz swoje sprawy, potem wybucham ci falą płaczu, a ty nie wiesz co się dzieje. Wybacz... Chyba nie umiem sobie radzić z własnymi emocjami... - odparłam przecierając oczy.

Było mi głupio.  Było mi tak wstyd. Chwilę przemyślał co powiedziałam i odparł:
Każdy czasem nie radzi sobie ze swoimi emocjami, to zupełnie normalne, naprawdę.

- A co jeśli zdarza ci się to niemal każdego dnia? - zadałam mu pytanie retoryczne, zaczerpnęłam powoli powietrza, a następnie zacytowałam tekst Sylvie Plath, według mnie idealnie wpasowujący się w moją osobę: Zgrzytasz zębami, nienawidząc się za nadwrażliwość i zastanawiając, jak ludzie potrafią znosić miażdżenie swej indywidualności przez tyranizującą maszynę - maszynę przemysłu, państwa czy organizacji - całe swoje życie. 

Spojrzał na mnie nie do końca rozumiejąc czemu to tak przeżywam.

- Za­nim potępisz człowieka za je­go in­ność, zde­finiuj wpierw czym jest nor­malność i po­każ jak sam zgod­nie z nią żyjesz.  *5  Jednak zrozumiał sens, przynajmniej po części. Tak czułam się inna. Inna, nie wyjątkowa, i było mi z tym źle.

- Bądź sil­na tak jak ja myślę, że jes­teś. Jes­teś sil­na swoją innością. *6 - poradził. Jego nietypowa rada od razu wywołała u mnie nieśmiały uśmiech.

- Patrzcie, nareszcie się uśmiechnęła! - zażartował. - Zapiszcie to w jakiejś kronice, nastąpił historyczny moment. Wytknęłam mu język.

- Wariat. - powiedziałam na głos.

- Wszys­cy chwi­lami jes­teśmy wariatami. - skomentował.
Pokręciłam głową śmiejąc się z niego.

- To może teraz mi powiesz, co tobą tak wstrząsnęło, że musiałaś tyle łez z siebie wylać? - powiedział nieco ciszej.

- Między innymi to. - powiedziałam, w tym samym czasie wysyłając mu link do twitlongera tej dziewczyny. - Jest po polsku, będę ci tłumaczyć. - chłopak na potwierdzenie kiwnął głową. Tłumaczyłam mu twitlongera, przeszły mnie kilkakrotnie ciarki po plecach, wszystkie wspomnienia ponownie powróciły, tak samo uczucie żalu i współczucia. Parę łez spłynęło na klawiaturę, ale nie rozpłakałam się.

Gdy skończyłam tłumaczyć, powoli spojrzałam się na Zayna. Miał zaszklone oczy, zauważyłam jak wyciera łzę z policzka. Nie krył wzruszenia, podobało mi się to w nim. Przez chwilę milczeliśmy.

- Boże... - wreszcie się odezwał.

- Wiem. -  wykrztusiłam z siebie po chwili. Wiedziałam co ma na myśli, więc tylko przytaknęłam.

- Nie życzę tego najgorszemu wrogowi.

- Ja także.

- Essie...? - głos mu się załamał na moment.

- Tak?

- Przeżyłaś coś takiego? - zapytał nieśmiało cichym głosem. W jego oczach tliło się tyle emocji... Nie umiałam tego opisać. Moje dłonie były tak zimne, łza spłynęła mi po policzku. Szybko chwyciłam chusteczkę i otarłam oczy.

- Nie do końca, ale jednak... - oparłam wreszcie. Nie pośpieszał mnie, ponownie pozwolił przez moment wsłuchiwać się w ciszę. - Rok temu zginęła moja bliska koleżanka... - zamknęłam oczy nie pozwalając, by łzy znów znalazły się na moich policzkach.

- Współczuję. - jego usta wypowiedziały jedno słowo, ale oczy przekazywały ich tysiące. Widziałam jak było mu mnie żal.

- Dziękuję.

- Za co? - zapytał lekko zdezorientowany.

- Za to, że jesteś. - odparłam ściszonym głosem, pozwalając, by moje kąciki ust wykrzywiły się w nieśmiałym uśmiechu.

 

 *1,2,5,6 cytat ze strony http://www.cytaty.info/

*3 cytat autorstwa Haliny Poświatowskiej 

*4 A.Mickiewicz frag. wiersza "Niepewność"

 

*

"Patrzę w lustro i już nie wiem czy to co się w nim odbija to prawdziwy obraz otaczającego mnie świata. Ucieknę, więc za góry, za lasy, choćby do lasu z jakieś baśni. Może uda mi się znaleźć Krainę Czarów, może nawet uda mi się zaprzyjaźnić z Alicją..."

        Dzisiejszego poranka przebudziły mnie intensywne promyki Słońca przebijające się przez szkło okien. Leniwie sięgnęłam do szafki nocnej po telefon, zegar wskazywał 5.15. Dość wcześnie, pomyślałam. Jednocześnie przemknęła mi myśl, że tak i tak nie uda mi się już zasnąć, zdjęłam więc z siebie powoli ciepłą kołdrę w kwiatkowy wzór, założyłam na stopy moje ulubione baleriny i podeszłam do szafy. Stałam tak przed nią chwilę zamyślona, po czym zdjęłam z wieszaka beżowy, luźny sweterek z dzianiny, biały top i krótkie, dżinsowe szorty. Zwinnie zamieniłam piżamę składającą się z szarych dresów i błękitnego T-shirtu z misiem na wcześniej wybrany strój. Zaścieliłam łóżko i po cichu zeszłam po schodach.

Zaparzyłam wodę na herbatę, w międzyczasie odbywając poranną toaletę. Chwilę później sączyłam moją ulubioną, miętową herbatę w kubku z Białym Królikiem z oryginalnej wersji Alicji w Krainie Czarów, czytając wczorajsze wydanie miejscowej gazety. Przez okno w kuchni patrzyłam na wschodzące coraz wyżej Słońce, przemknęła mi myśl o tym, że wakacje już coraz bliżej. Rozmyślając nad tym jak będą wyglądać w tym roku nagle spojrzałam na kuchenny zegar, dochodziła szósta rano. Pomyślałam więc, że sprawie domownikom małą przyjemność i pobiegnę do pobliskiej piekarni kupić ciepłe bułeczki. Zabrałam z pokoju portfel i klucze od domu, założyłam na siebie bluzę i wyszłam.

Zaciągnęłam się rześkim powietrzem letniego poranka. Na ulicy krążyło sporo ludzi, szli pośpieszenie, z torbami lub plecakami, młodsi i starsi. A ja, jakby na przekór im szłam powolnym krokiem przyglądając się z dokładnością każdemu szczegółowi otaczającego mnie świata. Wiatr unosząc moje włosy we wszystkie strony świata próbował ułożyć z nich jakiś artystyczny nieład. Mogłam związać je w warkocza, pomyślałam. Chociaż w sumie.

Do domu wróciłam po 15 minutach. Gdy weszłam do środka zauważyłam, że wszyscy już wstali. Na widok świeżych bułeczek na ich twarzy zagościły uśmiechy. Zanim się obejrzałam trzeba było się zbierać do szkoły, pobiegłam więc, do swojego pokoju po torbę. Wyjęłam z kieszeni telefon z zamiarem zadzwonienia do Zoey, ale ona była pierwsza.

- Cóż za synchronizacja, kumpelo. Właśnie miałam do ciebie dzwonić. - zaczęłam.

- Siemaneczko. - przywitała mnie. - Słuchaj, samochód mi zaszwankował, chyba coś z silnikiem. Takim więc sposobem jesteś skazana na pójście pieszo do szkoły, wybacz. - odparła.

- Jesteś skazana? A ty? - zapytałam.

- Ja dojdę, tyle, że po pierwszej lekcji. Muszę zaprowadzić małego do przedszkola, bo mama musiała iść szybciej do biura.  - wytłumaczyła się.

- Możemy iść razem. - zaproponowałam.

- Nie, nie. Nie musisz. Idź na lekcje, ja sobie poradzę. Do zobaczenia, Es. - dodała pośpiesznie, po czym się rozłączyła.

- Okeej, to było nieco dziwne, pomyślałam. Nie wiele myśląc zeszłam na dół, sięgnęłam klucze, pożegnałam się z rodzicami i wyszłam do szkoły, włożyłam słuchawki do uszu i usłyszałam pierwsze nuty pierwszej piosenki na mojej playliście. Do szkoły dotarłam w niecałe 20 minut, nie zatrzymując się na szkolnym boisku na poranne pogawędki, weszłam do budynku szkoły i skierowałam się w stronę mojej szafki. Miałam właśnie ją zamykać, kiedy poczułam czyjeś dłonie na swoich oczach.

- Zgadnij, kto to? - usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się, a moim oczom ukazały się Magda z Olgą, z boku stała chichocząca Zoey.

- Odprowadzić małego? Zepsuty samochód? - zapytałam blondynki kiepkując z jej jakże wyszukanych wymówek.

- No co chcesz? Wiesz przecież, że marna ze mnie kłamczucha. - tłumaczyła się. Pokręciłam głową.

- Jesteście niemożliwe.- skomentowałam.

- Chciałyśmy zrobić ci niespodziankę. - wtrąciła Olga. 

- I zrobiłyście! Nawet nie wiecie jak się cieszę, że w końcu wpadłyście do Bydgoszczy. - wydałam z siebie okrzyk radości.

- W końcu ile można w tym Gdańsku siedzieć, no nie?  - zażartowała Magda gestykulując rękoma.

- No tak. To ten, zrywamy się, idziecie z nami na lekcje, czy co robimy? - zapytałam całej trójki.

- Hmm, w sumie mamy dziś tylko pięć lekcji, na dodatek takich lajtowych, więc możemy zostać w szkole, a potem na miasto albo coś, co wy na to? - zaproponowała Zoey.

- Czemu nie? - odparłyśmy wszystkie prawie, że jednocześnie.

 Dzień w szkole minął mi szybko, było wesoło, to na pewno. Wizyta dziewczyn bardzo mnie ucieszyła, można powiedzieć, że znalazły się w odpowiednim miejscu i o odpowiedniej porze. Zastanawiałam się czy to przejaw ich telepatii, czy jednak działanie Zoey. Nie wnikałam. Po szkole zabrałyśmy się samochodem Zoey do domu, dziewczyna zatrzymała się pod moim domem, ale dziewczyny ni drgnęły.

- Co jest? - zapytałam lekko zdezorientowana ich zastygnięciem.

- Masz 15 minut, spakuj najważniejsze rzeczy. Czas podbić nadmorską stolicę Polski. - odpowiedziała Magda.

Byłam jeszcze bardziej zdezorientowana niż przed chwilą, aczkolwiek już od dawna miałam ochotę zrobić coś choć trochę zwariowanego, więc dłużej się nie zastanawiając poleciałam szybko do domu spakować walizkę. Rodziców nie było w domu, więc pośpiesznie zadzwoniłam do mamy mówiąc jej o moim nagłym wyjeździe.

Podróż minęła mi szybko i przyjemnie, letni wiatr dostający się przez uchylone okno samochodu podobnie jak rano rozwiewał moje brąz włosy na wszystkie strony. Zoey zaparkowała samochód przed domem Olgi, wysiadłam powoli zaczerpując nadmorskie powietrze. Przysłoniłam dłonią oczy, które zostały na moment oślepione przez blask popołudniowego, czerwcowego słońca, czułam jego ciepło każdym receptorem na moim ciele. Nie wiem, czy było to tylko moje odczucie, ale w powietrzu dało się wyczuć niesamowitą atmosferę, którą nie umiałam dokładniej określić słowami. Czułam się na kilka dziesiątych kroku przed wpadnięciem do nory Białego Królika. Problem polegał na tym, że nie wiedziałam w którą stronę postawić krok, by faktycznie się do niej dostać. Przerwałam na moment swoje rozważania, zabrałam walizkę z bagażnika i podążyłam za dziewczynami.

"Mała dziewczynka wierząca w bajki,

żyjąca w swoim świecie.
Zamknięta w mydlanej bańce, 

w wolnym czasie odwiedzająca 
Alicję po drugiej stronie lustra..."

- Gdzie wy mnie prowadzicie?  - zapytałam zdezorientowana kolejny już raz dzisiejszego dnia. Jechałyśmy po ruchliwych ulicach Gdańska, a ja byłam cały czas nieświadoma tego co mnie czeka, bo moje towarzyszki nie chciały mnie oświecić gdzie zmierzamy.

- Jesteśmy. - oznajmiła Magda z wielkim uśmiechem na twarzy, parkując koło jakiegoś budynku.

- Jesteśmy? -  niepewnie za nią powtórzyłam.

- Przyjrzyj się dokładniej. - poleciła zagadkowym tonem Zoey. Wysiadłyśmy z samochodu, a moim oczom ukazał się kolorowy szyld. "Akademia Tańca", przeczytałam.

- Czas powrócić do korzeni. - oznajmiła Olga. 

- Korzeni? - powtórzyłam, nie wiedząc o co jej chodzi.

- Obchodzisz dziś dzień powtarzania, czy coś w tym guście? - kiepkowała ze mnie Magda.

- Hahahah. - udałam, że się śmieje. - Nie, tylko nie bardzo wiem co kombinujecie.

- Nic szczególnego, dowiesz się w swoim czasie. - kontynuowała zagadkowym tonem Zoey.

- Dobra, odpuśćmy już jej. - nagle usłyszałam głos Olgi.

- Słucham? - rozłożyłam ręce w geście totalnego niezrozumienia.

- Kiedyś wspominałam dziewczynom, że lubisz w wolnych chwilach potańczyć, że chciałaś się nawet zapisać do jakieś sekcji tanecznej, ale nigdy nie miałaś do tego dobrej okazji. - zaczęła Zoey.

- Właśnie. - wtrąciła Magda. - Więc, wspólnie z Olgą pomyślałyśmy, że
jeśli nas odwiedzicie zabieramy cię na zajęcia do naszej szkoły tańca.

- A co ma oznaczać powrót do korzeni? - zapytałam nadal nie do końca rozumiejąc.

- No a konkursy mini playback show w podstawówce? Z tego co wiem byłaś niezłą "choreografką" - odparła.

- No właśnie! W podstawówce. - skomentowałam nie bardzo wiedząc co o tym wszystkim myśleć. - Dziecięce eksperymenty taneczne, a prawdziwe trenowanie jakiegoś stylu to jednak spora różnica.

- Oj, Estella nie bądź taka! - krzyknęła Olga gestykulując rękoma. - Zobaczysz, będziesz się doskonale bawić. - zachęcała.

- No już dobra, niech wam będzie. - powiedziałam czując, że na moją twarz wkrada się promienny uśmiech.

- A więc, chodźmy! - Magda wydała z siebie okrzyk radości, po czym otworzyła przed nami drzwi do budynku szkoły.

"Eksperymentuj, 

żyj chwilą, 

zrób wszystko cokolwiek przyjdzie ci do głowy, 

wszystko, byle tylko poczuć, że  żyjesz. 

I niech nie liczy się dla ciebie, 

że przez chwilowo krążącą w twoich żyłach

 fenyloetyloamine wydaje ci się, 

że twoje serce jest bez ran. 

Pozwól sobie, 

raz na jakiś czas 

żyć w tym pięknym złudzeniu."

 *

 Po przebraniu się w luźne stroje weszłyśmy na salę lustrzaną na, której miały się odbyć dzisiejsze zajęcia. Moim oczom ukazała się grupa około piętnastu osób, były to zarówno dziewczyny, jak i chłopaki, mniej więcej w naszym wieku. Większość rozciągała się, przy okazji rozmawiając ze sobą, część pośpiesznie kończyła lunch, a jeszcze inni rozmawiali przez telefon. Magda i Olga przywitały się z paroma osobami. Po chwili usłyszałam za plecami, że ktoś głośno wita się z całą grupą. Na salę wszedł średniego wzrostu mężczyzna, miał na sobie bluzę na krótki rękaw z kapturem i luźne spodnie dresowe do kolan, wszystko to w odcieniu bordo. Przybijał sobie z wszystkimi piątki.

- To właśnie nasz instruktor. – szepnęła mi do ucha Olga.

- Witam dziewczęta. – przybił piątkę z Magdą i Olgą. Widok ich wesołego trenera od razu wprawił mnie w dobry nastrój, a mój umysł wypełniły optymistyczne myśli. Może to nie będzie takie złe doświadczenie? Ile w końcu można stać w jednym miejscu i tylko biernie brać udział w swoim życiu? Dość.

Jesteś niczym ogień i woda w jednym, chcesz uciekać i gonić.

- Witaj, Macieju. – przywitały się.

- A to pewnie Estella i Zoey? – zapytał wskazując na nas palcem. – Wiele o was słyszałem, a o tobie w szczególności, młoda damo. – rzekł wesolutkim głosem bacznie mi się przyglądając. W odpowiedzi uśmiechnęłam się do niego serdecznie, po czym spojrzałam pytająco na Magdę, ale ona tylko rozłożyła ręce jakby nic w tej sprawie nie wiedziała. Pokręciłam głową. Ciekawe, co mnie jeszcze dziś czeka, przemknęło mi przez myśl.

- Ok, zaczynamy? - Maciej zwrócił się do całej grupy, usłyszałam głośne "tak". - Zanim zaczniemy - kontynuował - pragnę was poinformować, że na zajęciach w tym tygodniu będziemy mieli gości. - zaczął.

- W tym tygodniu? – nieco zaskoczona rzuciłam ściszonym głosem w kierunku dziewczyn.

- Chcesz dłużej? Nie ma sprawy. – odszepnęła wymijająco Magda, po czym zachichotały jednocześnie. Odwróciłam się w drugą stronę udając obrażoną.

- Oto Estella i Zoey. – Maciej spojrzał się w naszym kierunku. - Dziewczyny nie tańczą profesjonalnie, więc bądźmy dla nich wyrozumiali. - dodał, gdy przywitałyśmy się z grupą. - Pokażmy, że taniec jest dla nas pasją, która sprawia, że się śmiejemy. Jego słowa spotkały się z brawami i okrzykami radości.

- Dobra, to rozgrzewamy się. - polecił włączając muzykę. Zaczęliśmy od kręgów szyjnych, potem były ręce, palce, nogi. Skoki, skłony. Kręcąc głową uśmiechnęłam się do dziewczyn.

- Siemaneczko wszystkim. - usłyszałam za plecami, automatycznie się odwróciłam. Na salę nagle wszedł na oko 18-19-letni chłopak. - Cześć, Maciek. - chłopak zwrócił się do naszego instruktora. - Wybacz moje spóźnienie, miałem ważną sprawę do załatwienia. - tłumaczył się.

- Jasne, jasne. Nic się nie stało. - odpowiedział. – A, właśnie Brian – dodał po chwili. -  mamy dziś dwie amatorki, więc oszczędź im, OK? - uprzedził uśmiechając się serdecznie. - Estella i Zoey. - wskazał na nas ręką. Chłopak odwrócił się w naszą stronę i dopiero teraz rozpoznałam w nim znajomą twarz.

- O fuck. - szepnęłam do Zoey, spojrzała na mnie pytająco.

- Cześć, jestem Brian. - podał rękę. - Miło poznać. - ostatnie słowo wypowiedział w nieco zwolnionym tempie, jakby chciał zaznaczyć, że już się znamy.

- Stary znajomy, co chcesz. - odszepnęła, gdy się oddalił.

- Co chcę? - spytałam czując się niezrozumiana. - Nie pamiętasz już jak się przed nim zbłaźniłam kilka lat temu? A teraz mam jeszcze przed nim tańczyć? Tańczyć! Rozumiesz?

- Przecież Maciej powiedział, że jesteśmy amatorkami, no nie? Więc, nie ma prawa się nas czepiać, ani nic. A nawet jeśli? To co takiego? Niech spada. Olać go.

- No nie wiem. - odparłam niepewnie.

- Oj, wyluzuj. - przyjaciółka lekko szturchnęła mnie w ramię.

- Rozgrzani? - na sali rozbrzmiał głos Macieja. Wszyscy pokiwali głowami.

- No to zaczynamy składanie układu. Najpierw parę razy na sucho, potem z muzyką, a następnie część Briana. - dodał. Spojrzałam na Zoey mówiąc bezgłośne "co?!", ta tylko przewróciła oczami śmiejąc się już z mojej gadki. Rozbrzmiała muzyka.

- Zaczynamy od lekkiego pochylenia w bok, nogi nisko ugięte, ręce zaciśnięte w pięści. Powtarzamy to trzy razy - prawa, lewa, prawa. Potem prawa ręka do góry, a lewą nogę uginamy w kolanie. Grupa trwale zatopiła się w muzyce płynnie powtarzając za nim kroki, ja również próbowałam.

- Powtarzamy to dwa razy. - krzyknął, by być słyszalny na całej sali. - Następnie ciągniemy za sobą prawą nogę i obracamy się stawiając obie nogi w lekkim rozkroku. - O, właśnie tak! - skomentował patrząc na grupę. - Teraz slajd w prawo, zaciśnięte pięści na wysokości klatki piersiowej i ciągniemy je w dół, tak dwa razy. - tłumaczył. - A potem slajd w lewo i znów to samo.

Spojrzałam na swoje lustrzane odbicie, w tym samym czasie zauważając, że Brian pilnie mi się przygląda.

- Estella. - zwrócił się do mnie podchodząc bliżej.

- Fuck. Już? Seriously, Brian? – pomyślałam akcentując jego imię.

- Ręce w bok, tak jakbyś je odpychała. O tak. - zainstruował. - A, i nogi wysoko. Stawiasz tylko krok, nie ślizgaj się po podłodze, ok?

- Jasne, jasne. Zapamiętam. - odparłam. Wrócił na swoje miejsce z przodu. Odwróciłam się do Magdy przewracając oczami. Ta nakazała mi się uśmiechnąć, odwróciłam się z powrotem.

 - OK, wyluzuj Ella. Przecież nie powiedział nic kąśliwego, czyż nie? – prowadziłam wewnętrzny monolog. - Myśl pozytywnie, a całą resztę olej. Po-zy-ty-wnie. – powoli przesylabizowałam ostatni wyraz jakby miało to sprawić, że powrócę do nastroju sprzed jego przybycia. Nic już na to nie poradzę, jego osoba zdecydowanie wywoływała we mnie nie te emocje co trzeba. Poczułam jak moje ciało spina się, a kluczyk do wyluzowania wyrzuca gdzieś bardzo daleko.

- Dalej lekko zginamy nogi, odchylamy głowę do tyłu i krzyżujemy nad nią ręce. Następnie prostujemy je cofając je na moment do tyłu, o tak. - instruował. - A potem zasłaniamy sobie całą twarz ułożonymi pionowo rękoma, ciągniemy ku dołowi prawą nogę, a lewą uginamy w kolanie. I wracamy do prostych nóg, ręce na bok.

Składanie układu Macieja zajęło nam jeszcze jakieś 15 minut. Byłam zdania, że nie szło mi tak źle, dziewczyny zresztą też mi to przyznały. Nadal czułam, że jestem spięta, jednak wszelkie próby rozluźnienia się w obecności Briana były jak na razie nie możliwe.

- OK, mamy złożony cały układ. Teraz z muzyką. - ogłosił Maciek. Rozbrzmiała muzyka pod, którą ułożony był układ. Zaczęliśmy tańczyć. Po pierwszym kroku zorientowałam się, że obserwuje nas również Brian. To automatycznie wybiło mnie z rytmu, przez co pomyliłam się w tym miejscu co na początku próby.

- Estella, nogi! - chłopak krzyknął przebijając się przez muzykę.

- Wiem, wiem. Zwyczajnie się pomyliłam. - odkrzyknęłam, próbując się skupić na reszcie układu.

- OK, wyluzuj Es, jest dobrze. Wcale go tu nie ma. - mówiłam do siebie w myślach.

- Jeszcze raz. - polecił Maciek, gdy skończyliśmy tańczyć.

- I tym razem skup się Estella! - Brian krzyknął do mnie z drugiego końca sali. Ugh. Zaczynał mnie irytować. Starałam się przecież, ale jeśli widzę, że ktoś śledzi każdy mój krok, to jak mogę się nie pomylić? Niech on da mi wreszcie spokój... Chyba na nic się zdały prośby Maćka, żeby nie zwracał na nas zbytniej uwagi. Oj, przepraszam, na mnie... OK, dasz radę. Powtarzałam w myślach, jednocześnie widząc, że zamysł wypoczynku na tych zajęciach ulotnił się bezpowrotnie. A miało być tak pięknie...

- Martyna dobrze, ale wyżej nogi. - Brian odezwał się nabzdyczony, gdy skończyliśmy tańczyć układ drugi raz.

- A ty Karol, nie patrz się tak ciągle na koleżanki, tylko skup się na tańcu, bo wszystko robisz za wolno. I nogi, nogi! To jest hip-hop, nie balet! - pocisnął. Zwrócił się jeszcze do paru osób, zaczynałam się już cieszyć, że o mnie zapomniał, ale jednak.... nie zapomniał.

- Estella, tempo. Wczuj się w muzykę. Część była lepiej, ale reszta nadal za szybko. Postaraj się bardziej. – puściłam jego słowa mimo uszu. Uparł się na mnie czy jak? Estella, Estella. Ciągle Estella! – niemal krzyczałam w myślach.

- Musisz mu wybaczyć. – Maciek zabrał głos. – To perfekcjonista, na dodatek choleryk. – przyłożył prawą rękę do ust udając, że szepcze. Zaśmiał się szczerze, ja także. – Ciężko z nim wytrzymać, ale się zna. – gestykulował rękoma. - Wytrzymać z nim na sali tanecznej to nie lada wyzwanie.

- Naprawdę? Oh, uwielbiam wyzwania. – odparłam ironicznie sztucznie uśmiechając się do Briana. Odwrócił głowę. Spadaj, pomyślałam.

- Nie no zaraz stąd wyjdę. – powiedziałam z irytacją.

- Wyluzuj, dobrze jest. On tak zawsze, idzie się przyzwyczaić. - stwierdziła Olga.

- Ale co on się tak wszystkich czepia? Żeby był jeszcze jakimś znanym instruktorem czy coś, to ja rozumiem, ale taki kolo ma mnie tak krytykować? Ma problemy z pamięcią, czy jak? Jestem amatorką, totalną! - odparłam czując, że osiągam apogeum zdenerwowania.

- Rozumiem twoją złość, ale wiesz...  Mimo, że jest w tym samym wieku co my to nie mogę nie potwierdzić słów Macieja, na tańcu się trochę zna. Ostatnio np. znów był na jakiś zagranicznych warsztatach...

- Dlatego tak często opuszcza szkołę. - wywnioskowałam.

- No wiesz, to jego pasja. - tłumaczyła go. - Taniec wymaga poświęceń. Odwróciłam się z powrotem do przodu.

Idealny tancerz, idealny uczeń ze średnią 5.0, idealny, idealny... I co jeszcze? Nie wierzę, musi mieć jakąś wadę, ideały nie istnieją na tym świecie...

- Przetańczcie to jeszcze raz. a potem krótka przerwa i zaczniemy część Briana. - zarządził Maciej.

- Nie gubić rytmu, tak? Zapytałam siebie w myślach. OK, mam na to swoją metodę. Repertuar Natalii Kills jest mi bardzo dobrze znany, a więc będę sobie śpiewać, postanowiłam. Zabrzmiały pierwsze nuty piosenki.

- Take me to Wonderland. - śpiewałam uśmiechając się do Zoey, ta także się do mnie uśmiechnęła. Gdy zaczęłam śpiewać od razu poprawił mi się humor. - But I believe in you and me. - zakończyłam wraz z końcem układu. Brian zmierzył podejrzliwym wzrokiem całą grupę. Maciej dał mu dziś wolną rękę, aczkolwiek odnosiłam wrażenie, że chłopak za bardzo się rządzi. Poza tym sam zaprzeczał swoim słowom. Mówił żebyśmy poczuli muzykę całym sobą, a gdy zaczynaliśmy np. klaskać w rytm muzyki lub jakąkolwiek inną improwizację, krzyczał, żebyśmy przestali, nie wspominając już o pojeździe, gdy tylko ktoś delikatnie wybił się z rytmu.

- Nie zawsze wszystko musi być idealne, takie jak Pan, Panie Idealny. - miałam na końcu języka, ale powstrzymałam się.

- Było dobrze, ale nie bardzo dobrze. Stać was na więcej. - nagle przeniósł swój wzrok na mnie.

- Estella... - wypowiedział moje imię, trzymając mnie tym samym chwilę w niepewności. - Nie  śpiewaj kiedy tańczysz!

- Wtedy nie gubię rytmu. - tłumaczyłam się. - Panie Idealny. - szepnęłam pod nosem.

- No to śpiewaj sobie w myślach, żaden profesjonalny tancerz nie śpiewa podczas tańczenia. - skrytykował.

- Ale ja nie jestem profesjonalistą! - krzyknęłam.

- 10 minut przerwy, kochani! - wtrącił się Maciek.

Po usłyszeniu tego ogłoszenia natychmiast wybiegłam z sali na korytarz, ale z racji, że było tam sporo ludzi wyszłam na dwór złapać trochę świeżego powietrza.

- Fuck! - wypowiedziałam po raz kolejny dzisiejszego dnia to słowo.

- Cause he's only nice, when there's somebody there I'm gonna kill my boyfriend. - zaczęła mi śpiewać za plecami Zoey.

- Boyfriend? - powtórzyłam śmiejąc się. Usiadła koło mnie na murku przed szkołą.

- Wszystko OK? -zapytała. Uśmiechnęłam się słabo.

- Jak najbardziej. - odpowiedziałam nieco niepewnie.

- Olać go. - poleciła.

- Łatwo ci mówić. On swoim zachowaniem pozbawia mnie jakiejkolwiek swobody ruchu! - odparłam z wyrzutem.

- Może teraz będzie lepiej. Widział w końcu jak się zdenerwowałaś. - odpowiedziała.

- Marzenia nic nie kosztują. - odparłam sarkastycznie.

- Oj, przestań. Pomyśl, że znów jesteś w podstawówce i bierzesz udział w Mini Playback Show. – przyjaciółka podejmowała próby poprawienia mi humoru. Roześmiałam się.

 - Chodźmy już lepiej, bo się jeszcze spóźnimy i znów dostanę OPRy. - powiedziałam podnosząc się.
Do sali zeszła się z powrotem grupa, leciała po cichu muzyka. Gdy usłyszałyśmy, że to jedna z piosenek Natalii Kills - automatycznie się roześmiałyśmy. Większość spojrzała na nas niezrozumiałym wzrokiem, Zoey machnęła ręką w geście, że to nic szczególnego.

- Take me to Wonderland. - zanuciłam cofając się na swoje miejsce. Nagle zderzyłam się z kimś plecami. - Oj, sorry. - odwróciłam się, a moim oczom ukazała się sylwetka Briana. Spojrzał się przelotnie nic nie odpowiadając. Podszedł do wieży i zmienił piosenkę, po czym wziął krzesło i postawił je na środku ściany luster.

- Są już wszyscy? - krzyknął przebijając się przez szmer rozmów na sali. Tłum odpowiedział twierdząco. - OK, no to zaczynamy, dobierzcie się w pary. - zarządził. Spojrzałam się wzrokiem panikary na Zoey, ta tylko wzruszyła ramionami.

- Brian, Ty pewnie też potrzebujesz pary, co? - zapytała zalotnie tleniona blondyna w skąpej kreacji.

- Tak, no właśnie, prawie bym zapomniał. Dzięki za przypomnienie. - odpowiedział jej.  - Estello, pozwól do mnie. - zwrócił się łagodnym tonem, a serce stanęło mi w gardle, ścisnęłam dłonie w pięści czując ich zimno. Czułam na sobie wzrok wszystkich obecnych na sali, a w szczególności tamtej blondi i jej świty. Podeszłam do niego powolnym krokiem.

- Słucham? - zapytałam chcąc dowiedzieć się czegoś więcej.

- Będziesz moją parą. – stwierdził bądź zapytał. Sama nie miałam pewności co do tego, jaka to była forma. Mieszało mi się już w głowie, co on znowu kombinuje? O co mu do cholery chodzi? Chciałam już skinąć głową, kiedy to powróciły jego słowa, które skierował do mnie przed przerwą.

- Z amatorką? - zapytałam wprost.

- Słucham? - zapytał nieco zdezorientowany.

- Chcesz by twoją parą była amatorka?  - powtórzyłam moje pytanie w innej formie.

- Właśnie dlatego będziesz moją parą. - to zabrzmiało jak nakaz, coraz bardziej cię nie lubię, pomyślałam. Zrobiłam minę jakbym niezrozumiała co do mnie powiedział, po części też tak było.

- Lubię stawiać sobie wyzwania. - odparł krótko i chyba nieco ironicznie. A może nie? Uhg, traciłam już jakąkolwiek poczytalność. Nie czekając na moją odpowiedź skierował się do wieży, by ponownie zmienić piosenkę. - No nie patrz tak na mnie, chcę cię nauczyć tańczyć. - jak gdyby sprostował widząc jakim mierzę go wzrokiem.

Moim zadaniem jest tworzyć, nie ważne co...

- Aha. - powiedziałam? zapytałam?

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Klaudiax · dnia 10.05.2013 08:24 · Czytań: 587 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Komentarze
amsa dnia 22.04.2014 20:23
Klaudiax - wiedziona ostatnim doświadczeniem zajrzałam na Twój profil:). Ogromnie podoba mi się to, co napisałaś w notce od autora. Mogę tylko przyklasnąć i zachęcać. Napisałaś opowiadanie stosownie do swojego wieku i nie będę analizować treści. Chcę tylko powiedzieć, że jesteś kreatywną młodą osobą, która jak widzę ma marzenia i problemy stosownie do nastu lat. Poniżej uwagi, nie z całego tekstu, bo nie o to chodzi, żeby zrobić korektę, ale żebyś na przykładach uczyła się poprawiać i wypracowywać styl. Bardzo Cię do tego zachęcam, bo skoro masz wytknięty cel, to nie ma ograniczeń, poza Tobą, w jego zdobywaniu.:)

Pozdrawiam

B)

Reszt­ki roz­ma­za­ne­go od pła­czu tuszu była roz­ma­za­na wokół moich oczu, twarz była blada, a oczy opuch­nię­te, aż było widać po­je­dyn­cze żyłki.

Gdyby po­my­śleć nie było to w sumie bez po­wo­du, - możesz zrezygnować z - gdyby pomyśleć

Aby dłu­żej już nie pa­trzeć na taką sie­bie za­ży­łam prysz­ni­ca, - osobiście zażywanie kojarzy mi się z jedzeniem, nie wiem czy to jest niewłaściwe użycie, sygnalizuję jednak że dla mnie dziwnie to brzmi

który(którego) tak de­spe­rac­ko pra­gnę­łam,(.) –
by zmył wszyst­kie te złe rze­czy, ne­ga­tyw­ne wspo­mnie­nia i żale. – np. Niech zmyje wszystkie złe rzeczy…

Byłam w tym mo­men­cie na­iw­na jak trzy­la­tek wie­rząc w to, ale(albo) szcze­rze chcia­łam w to wie­rzyć, trwać w tym cho­ciaż­by – bez chociażby, można i tak – Naiwna jak trzylatek, wierzyłam, albo chciałam w to wierzyć…

że pew­nych rze­czy nie po­wtó­rzę już ko­lej­ny raz. – bez już

Gdy wy­szłam z pod prysz­ni­ca – spod

, ubra­łam się i chwy­ci­łam żel do mycia, na­ło­ży­łam go na swoją twarz, - bez swoją

na­stęp­nie zmy­łam z rzęs po­zo­sta­ło­ści tuszu. Na ko­niec wkle­pa­łam tro­chę pod­kła­du i wy­tu­szo­wa­łam rzęsy. – powtarzasz, więc zaproponuję, następnie zmyłam makijaż.

Tak mniej wię­cej ogar­nię­ta przy­stą­pi­łam do śnia­da­nia, było już po dzie­sią­tej, więc ja­dłam sama, bo do­mow­ni­cy dawno już od­by­li pierw­szy po­si­łek. – Mniej więcej ogarnięta zabrałam się za śniadanie. Jadłam sama, minęła dziesiąta i domownicy dawno zjedli pierwszy posiłek.

Po­go­oglo­wa­łam w necie w celu zna­le­zie­nia ja­kie­goś cie­ka­we­go filmu, udało mi się zna­leźć(natrafić na) bry­tyj­ską pro­duk­cję pt. "Wiel­kie na­dzie­je". Wy­czy­ta­łam, że jest ona na pod­sta­wie książ­ki – bez ona

stresz­cze­nie i sce­ne­ria(scenariusz) uznałam za interesujące, zachęcona zaczęłam oglądać…


Sie­dzia­łam tak w kuch­ni je­dząc śnia­da­nie, - bez tak

W mojej gło­wie nadal plą­ta­ły się dia­lo­gi po­cho­dzą­ce z niego. – zakończ po dialogach

To było wspa­nia­łe cof­nąć się tak w cza­sie do dzie­więt­na­sto­wiecz­nej An­glii, móc po­czuć się jak­bym żyła w tych cza­sach. - To było wspa­nia­łe tak cof­nąć się w cza­sie do dzie­więt­na­sto­wiecz­nej An­glii, po­czuć się jak­bym żyła w tych cza­sach.


I mimo, że film ten w wielu mo­men­tach – bez ten

wy­wo­ły­wał u mnie łzy to była to do­sko­na­ła - bez pierwszego to

Naj­gor­sze, a za­ra­zem naj­lep­sze w nim była praw­da, nie­jed­no­krot­nie prze­ra­ża­ją­ca praw­da o ludz­kim życiu i sen­sie tegoż życia zwa­nym mi­ło­ścią... - Naj­gor­sze w nim, a za­ra­zem naj­lep­sze – to ukazana praw­da, nie­jed­no­krot­nie prze­ra­ża­ją­ca, o ludz­kim życiu i sen­sie tegoż życia zwa­nym mi­ło­ścią

Szko­da tylko, że tak mało osób wie, że to co jest na­szym sen­sem życia jed­no­cze­śnie jest jego nisz­czy­cie­lem. – że sens naszego życia jednocześnie je niszczy

los nie po­zwo­lił mi się długo tym cie­szyć. . Moją aurę szczę­ścia – usuń spację i kropkę

"Ona Cię zrani.. A ty nadal bę­dziesz się o nią za­bie­gał." – cię z małej litery

Może i za bar­dzo - usuń spację

On nie jest tego warty…- wart

Pa­mię­tam moją eu­fo­rie, (…) acz­kol­wiek nie było tak (usuń spację) jak w ja­kimś fil­mie, nie po­szli­śmy do ja­kie­goś za­ka­mar­ku, nie ca­ło­wa­li­śmy się, nie wy­mie­ni­li­śmy się nu­me­ra­mi te­le­fo­nów. – nie kopiowałam całości, ale proponuję w tym fragmencie poskracać zdania, będzie zgrabniej


W pew­nym mo­men­cie wy­da­wa­ło mi się, że może i coś z tego bę­dzie, jed­nak wszyst­kie wizje szczę­ścia jakim mia­ły­by mnie los ob­da­rzyć z uży­ciem jego osoby pry­sły w ułam­ku se­kun­dy pew­ne­go póź­ne­go po­po­łu­dnia na spo­tka­niu wszyst­kich uczniów na­szej na­uczy­ciel­ki z po­wo­du jej ju­bi­le­uszu na­ucza­nia gry na for­te­pia­nie, gdy to za­py­ta­łam o jego dal­sze plany. – podziel to zdanie, i - gdy zapytałam o jego…

Ten nagle zbu­dził się ze snu – bez ten

Kiedy to tak teraz wspo­mi­nam – bez tak

na prze­kór przy­po­mi­na­ją mi się te we­so­łe mo­men­ty – bez te

wspól­ne śmie­chy, żarty i roz­mo­wy, które wy­wo­ły­wa­ły (u)śmiech na mojej twa­rzy,

A potem jesz­cze fe­sti­wal w wa­ka­cje na któ­rym grała jego do­mnie­ma­na dziew­czy­na jak się do­my­śli­łam, na do­da­tek moja imien­nicz­ka! – może bez domniemana

Jak sobie po­my­śle, że wy­zna­je jej uczu­cie zwra­ca­jąc się do niej moim imie­niem, aż mi się nie­do­brze robi.

Nie mogę tak dłu­żej już pła­kać nad roz­la­nym mle­kiem, co się stało się nie od­sta­nie… - nie mogę już dłużej

- Es­tel­la, te­le­fon! – (t)tata wy­rwał mnie z moich de­pre­syj­nych myśli.

Wtem po­wró­ci­łam na zie­mię. – bez wtem

Od teraz żyję tylko chwi­lą, nie pa­trzę wstecz - po­sta­no­wi­łam sobie w my­ślach.

- Już idę! - krzyk­nę­łam tacie pod­no­sząc się z krze­sła – bez tacie

twój te­le­fon mil­czy jak za­klę­ty. – (U)usły­sza­łam po dru­giej stro­nie za­tro­ska­ny głos przy­ja­ciół­ki.

po­łą­czeń, ale spo­koj­nie, wszyst­ko ok. Daję radę. – (O)oznaj­mi­łam, aby się uspo­ko­iła.

- Na pewno? - za­py­ta­ła nie do końca prze­ko­na­na moimi za­pew­nie­nia­mi.

- Wie­esz, po­mi­ja­jąc, że cza­sem czuję się jak­bym czy­ta­ła książ­kę z któ­rej wy­rwa­no parę roz­dzia­łów i teraz nie wiem co się dzie­ję w ota­cza­ją­cej mnie rze­czy­wi­sto­ści to jest cał­kiem nie­źle. - od­par­łam z iro­nią, ale nie tak by ura­zić przy­ja­ciół­ki. – jeśli stawiasz kropkę przed myślnikiem to po nim duża litera, ale w tym wypadku bez kropki i mała

- Es­tel­la. - to był ni krzyk, ni spo­koj­na mowa. – np. Estella – rzuciła sarkastycznie

- No co? Moja wina, że chce(ę) żyć, a nie tylko eg­zy­sto­wać? - za­py­ta­łam pra­wie już ze łzami w oczach. – bez już

Cho­dzą­ca ża­łość nad ża­ło­ścia­mi. – (K)kry­ty­ko­wa­łam się w my­ślach.

- Nie o to mi cho­dzi­ło, prze­cież wiesz... - od­par­ła, wy­czu­łam w jej gło­sie żal.

- Wszyst­ko jesz­cze bę­dzie do­brze, Zoey. – wy­si­la­jąc się, by w moim gło­sie nie było sły­chać ani odro­bi­ny smut­ku sta­ra­łam się utrzy­mać(przekonać) przy­ja­ciół­kę w tym (bez tym), że jesz­cze jakoś się trzy­mam.

- Musi być! - od­par­ła we­sel­szym gło­sem niż wcze­śniej.(zrezygnuj z niż wcześniej) - A tym cza­sem(tymczasem) na po­pra­wę hu­mo­ru przej­dziesz się ze mną do ga­le­rii, co ty na to? – za­pro­po­no­wa­ła.

- No mogę w sumie. A co cię tam spro­wa­dza? - spy­ta­łam za­cie­ka­wio­na nieco ta­jem­ni­czym tonem przy­ja­ciół­ki.

- Pa­mię­tasz osiem­nast­kę Ad­ria­na, tego (z) trze­ciej A? – kon­ty­nu­owa­ła, dalej nie po­zby­wa­jąc się ta­jem­ni­czo­ści. – usuń spację

- Na­pi­sał do mnie w ubie­gły week­end i idzie­my dziś razem do kina. - wy­du­si­ła wresz­cie z sie­bie chi­cho­cząc pod nosem. - usuń spację

i końcówka opowiadania

- Chcesz by twoją parą była ama­tor­ka? - po­wtó­rzy­łam moje py­ta­nie w innej for­mie. – bez w innej formie

- Aha. - po­wie­dzia­łam? za­py­ta­łam? – powiedziałam.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty