Okęcie powitało mnie całkiem niezłą, wiosenną pogodą. Było kilkanaście stopni ciepła, wiatr dmuchał leniwie, a kilka niewielkich, pierzastych chmurek, tylko dodawało uroku czystemu niebu. Było znacznie cieplej niż w Moskwie.
- Ale tu macie fajnie – powiedziałem do Romka, kiedy w jego towarzystwie wyszedłem z terminalu lotniska na parking. – Nie to co w Rosji. Tam jeszcze czuć oddech zimy.
- Masz bliżej do Syberii, więc czemu się dziwisz? – zakpił w odpowiedzi.
- Nie przesadzaj, Syberia daleko. Powiedz lepiej co słychać w Polsce, bo jakoś ostatnio nawet do Joasi pisałem niewiele. Za zimno było! – roześmiałem się. Roman zacisnął usta i pokręcił głową przecząco. Wyraźnie nie miał humoru.
Przyleciałem dzisiaj do kraju, na święta Wielkanocne. Trochę późno, bo przecież był już piątek, ale inaczej się nie dało. Miałem kilka pilnych spraw zleconych przez Dorotę i nie mogłem urwać się wcześniej jak Anna, która wyjechała we środę. Sam ją zresztą odwoziłem na Szeremietiewo. Za to z powrotem do Moskwy mieliśmy lecieć razem i to już we wtorek. Bo w poniedziałek byłem przecież zaproszony do Doroty.
Miałem dzisiaj dobre samopoczucie, gdyż mimo przedświątecznej gorączki, lot nie był opóźniony, odprawa przebiegła sprawnie i bezproblemowo, więc w Warszawie byłem zgodnie z planem. Dzień zapowiadał się nieźle.
Romek też czekał na mnie tak jak zawsze. Było to dla mnie bardzo wygodne, bo przyjeżdżał moim jeepem, parkującym normalnie w garażu Doroty, ja odwoziłem go potem do banku i miałem już auto do dyspozycji bez straty czasu na jakieś łamańce komunikacyjne.
- Za wesoło to nie jest, delikatnie mówiąc – odezwał się wreszcie. – Stan niepewności dla nikogo nie jest dobry, ale dla banku, to wręcz samobójstwo. Nikt nic nie wie, w którą stronę pójdziemy…
- Jakiej niepewności?! – ze zdumienia postawiłem niesiony neseser na chodniku i przystanąłem. – Co ty pieprzysz?
Romek również postawił moją torbę, którą pomagał mi nieść.
- A co, ty nie masz z Dorotą kontaktu? Niczego ci nie mówiła? – teraz on z kolei nie krył zaskoczenia.
- Romek, nic nie wiem! Wyczuwałem tylko, że Dorota coś pomija w naszych rozmowach, ale sądziłem, że ma jakieś problemy z Johnem…
- I to niemałe. John od ponad miesiąca jest w Londynie, bo objął w City kierownictwo centrum operacji finansowych Solution i chyba już tu nie wróci. Dogadał się z prezesem pewnie wtedy, na balu w Patissonie. Wiesz, jubileusz, świetne wyniki, zdolny i zasłużony menadżer… Dorota była wściekła jak cholera, bo niczego jej nie powiedział, a miał przecież lecieć do domu. Jednak obydwaj wybrali się najpierw do Londynu, a potem podobno gdzieś na panienki na jakichś wyspach Hula-Gula, diabli wiedzą dokładnie gdzie. Prezes był w pracy w Nowym Jorku ponoć dopiero wtedy, kiedy i Dorota tam się zjawiła.
- O, kurwa…!
- Ano teraz tylko pozostało kląć – przytaknął. – Tyle, że ja zbyt dużo o tym nie wiem, a jeśli chcesz wiedzieć coś więcej, to jedźmy do Doroty. Lidka pilnuje tam przedświątecznych przygotowań. Dorota przecież ma się czuć jak w zamieszkałym domu. Wiesz, że przyleciała dwie godziny temu?
- Wiem, ale kurczę, muszę jechać do domu. I tak przyleciałem o jeden dzień za późno. A do Doroty mam zaproszenie na poniedziałek.
- No to sobie porozmawiacie wtedy. Tym niemniej, do jej chaty i tak musisz mnie zawieźć, bo ja ją także zabierałem z lotniska i mam tam swoje auto.
- Ty, to kto teraz rządzi w banku?
- Kirk Damar. Oddelegowany z Pragi. Cienki gość, Warszawa go przerasta i raczej nie ma szansy na stałą posadę. Słuchaj, chodźmy do samochodu, bo stoimy tu jak na weselu.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt