Lena. (5) - wykrot
Proza » Długie Opowiadania » Lena. (5)
A A A
Od autora: Lena odchodzi w niebyt. A raczej Tomkowi tak tylko się wydaje. Jeszcze pokaże pazurki...
Klasyfikacja wiekowa: +18
Lena natychmiast wywietrzała mi z głowy. Odpowiedziałem uśmiechem, po czym szybkim, nieoczekiwanym ruchem schwyciłem jej rękę, podłożyłem sobie pod głowę i zamknąłem oczy udając, że teraz tak będę spał. Z głową na jej dłoni. Jak kiedyś ona w Pokrzywnie na mojej.

Roześmiała się głośno.

- Ej ty, wygodnicki! Nie za dobrze ci się powodzi?

Pokręciłem przecząco głową, nie otwierając oczu. Ale po chwili wyjąłem dłoń spod głowy, pocałowałem i dziecięcym gestem spróbowałem pogłaskać się nią po głowie.

Nie sprzeciwiała się. Pozwalała mi na tę zabawę, chyba świadoma swojej przewagi. Bo pachniała zabójczo! Wyszła spod prysznica, jej ciało nadal emanowało ciepłem i zapachem tamtych perfum… To było przeznaczone dla mnie! Nie miałem wątpliwości.

Przyciągnąłem ją do siebie tak, że musiała się pochylić i położyć obok. Jeszcze dzieliła nas kołdra… jeszcze była ubrana…. ale ja już wiedziałem…


Domyśliłem się, że pod szlafroczkiem niczego na sobie nie ma i świadomość tego, a może taka nadzieja, szybko pozbawiły mnie resztek snu. Przesunąłem się na łożu, robiąc jej miejsce obok siebie i… katastrofa! Chyba niechcący, zablokowała ciałem brzeg kołdry tak, że nie mogłem jej odrzucić. W dodatku odsuwając się, przygniotłem drugi brzeg. I kołdra nadal nas rozdzielała! Miałem dostęp tylko do głowy Dorotki, więc łapczywie całowałem gdzie tylko mogłem. Usta, oczy, nos, włosy… I wdychałem ten cudowny aromat perfum, tak mi kiedyś znany, tak niesamowity, mający tak jednoznaczny wpływ na moje możliwości…

Początkowo była raczej bierna, nie pomagała mi, ale i nie przeszkadzała. Po jakimś czasie jednak, zaczęła oddawać pocałunki, jeszcze jakoś tak bez przekonania, jakby się drażniąc.

Ciągle nie sprawiała wrażenia podnieconej, ani oczekującej seksu. Chyba bawiła ją moja szamotanina z kołdrą i próby wyplątania się z jej kokonu. Ale nie podniosła się nawet o centymetr. W dodatku po chwili zgasiła mnie krótkim szeptem.

- Tomeczku… niegrzeczny jesteś!

W mojej głowie narastał szum. Nic nie mówiłem, tylko zacząłem wyszarpywać spod niej pościel, bo miałem już dość tej blokady ruchu. Dorota ciągle sprawiała wrażenie, że nie rozumie o co chodzi, że nie wie iż to ona wszystko blokuje, ale po kilku moich gwałtownych próbach podniosła się wreszcie na chwilę i wyrwana kołdra wylądowała na drugiej połowie łoża. Teraz mogłem już ją objąć i swobodnie przytulić do siebie.

Na razie nie ruszałem szlafroczka. Uspokoiłem się trochę i leżeliśmy ciasno obok siebie, całując się delikatnie, ale tym razem z o wiele większym jej zaangażowaniem.

- Tyle czasu kazałaś mi na to czekać… – szepnąłem jej do ucha.

- A wiesz, że dzisiaj nie powinniśmy tego robić? – usłyszałem w odpowiedzi.

Miałem to w nosie. Nie zważałem już na nic. Moja ręka odnalazła paseczek jej szlafroka. Był tylko leciutko związany, więc pokonanie tej przeszkody nie sprawiło mi trudności. A potem odrzuciłem jego połę na bok… i ustami natychmiast schwyciłem nabrzmiały już sutek.

- Tomek! – usłyszałem nagle jej pełen bólu szept. Zdziwiony przerwałem i podniosłem głowę.

- Urwiesz mi go! Nie tak mocno! – skrzywiła się, jednak jej twarz zaraz złagodniała i sama podsunęła mi pierś pod usta.

Drżałem z niecierpliwości, ale rozsądek na razie zwyciężył. Stłumiłem swoje pragnienia i zająłem się jej ciałem. Przecież doskonale wiedziałem co lubi. Powolutku, nacieszywszy się biustem, centymetr po centymetrze, zsuwałem szlafrok, nie przestając całować odkrywanych miejsc…

Dorotka była teraz ugotowana. Już czułem namiętne reakcje jej ciała. Już poddawała się moim pieszczotom. I chciała więcej… i więcej, i coraz odważniej… tak jak kiedyś…

A mnie huczało w głowie, jakby halny w górach objawiał całą swoją moc. Skąd u mnie taka namiętność? Kiedyś sądziłem, że w tym temacie wszystko jest już poza mną…

Tak, wszystko było poza mną. Ale nie z Dorotką.


Nie pamiętam co i jak robiliśmy później. Na pewno całowałem jej twarz, bo zapamiętałem jak jej policzki zaczęły przypominać barwą karminowe, jesienne jabłka i na chwilę przestała oddychać. W chwilę później kurczowo zacisnęła ręce na mojej szyi a nogami zaplotła się powyżej moich bioder, z ust natomiast wyrwały się jakieś głośne, przeciągłe jęki, po których dość szybko osłabła. Jej ręce oklapły, jakby nagle ktoś pozbawił je mięśni, chociaż nogi nadal kurczowo ściskały moje ciało, nie pozwalając mu się odsunąć i sprawiając wrażenie, że oczekuje czegoś więcej…

Ale ja już niczego więcej nie mogłem. Wszystko czym mogłem ją obdarzyć, już się dokonało i teraz sam chwytałem łapczywie tlen otwartymi ustami…


A potem leżeliśmy zmęczeni obok siebie. Wodziłem delikatnie palcami po dostępnych fragmentach jej ciała od szyi aż po uda i podziwiałem je, bo wreszcie miałem okazję zobaczyć wszystko na spokojnie. Dorota miała trochę większy biust niż dawniej, chociaż nadal był jędrny, może też trochę szersze biodra. Poza tym nie widziałem żadnych różnic w porównaniu z tamtą Dorotką sprzed lat. Jak ona to robiła? Niesamowite i zdumiewające.

Tym niemniej, nie śmiałem przerywać ciszy i o nic nie pytałem. Chwila była dla mnie tak cudowna, tak wyśniona i wymarzona, że miałem wrażenie, iż jakiekolwiek moje słowo będzie jej profanacją. Że jeśli się odezwę, to czar pryśnie jak bańka mydlana. A przecież chciałem tylko, żeby się nie skończyła. By trwała i trwała…

Żeby ją zatrzymać, próbowałem wtłoczyć wszystkie obrazy do pamięci. Zapisać gdzieś w zakamarkach świadomości obraz mnie samego obok Dorotki, zapamiętać jej kształty, wygląd apartamentu, wrażenia przesyłane przez opuszki palców, dotykające jej aksamitnego ciała… i zonk! Nieoczekiwanie, odezwały się głupie myśli w głowie i szeptały, że to przecież tylko chwila. Na następną poczekasz znowu lata… albo i nie będzie jej już wcale. Nigdy! To przecież nasz ostatni raz w życiu!...

Omal mnie nie skręciło. Co ze durne myśli kotłują mi się pod czaszką…


Dorotce natomiast, chyba nie w głowie były teraz takie sentymenty, pewnie też nie martwiła się o swój wygląd. Ani mój. Leżała bezwstydnie naga, z tajemniczym uśmiechem na twarzy niczym Mona Lisa i wyglądała na zadowoloną. Milczała, jakby coś analizowała. Po chwili odsunęła głowę, westchnęła głęboko i spojrzała mi w oczy.

- Mówiłam ci, że nie powinniśmy tego robić! – skrzywiła się odrobinę i pociągnęła nosem, udając płacz. – I co ty sobie teraz o mnie pomyślisz?


Parsknąłem takim śmiechem, że po chwili i ona nie mogła utrzymać powagi. Długo śmialiśmy się jak wariaci. Wreszcie udało mi się trochę uspokoić.

- Mogłem się spodziewać różnych słów, naprawdę różnych. Ale że padnie takie zdanie – kręciłem głową z niedowierzaniem. – Nigdy w życiu bym się czegoś takiego nie domyślił.

- Czemu się ze mnie śmiejesz? – udawała oburzenie. – Dziwisz się wątpliwościom młodej dziewczyny? A spróbuj się postawić na jej miejscu! To była, zresztą jest nadal, bardzo porządna dziewczyna! I kiedy przyjeżdża do obcego miasta, to ją zaraz pierwszego dnia gwałcą...

- A ona postanawia… – łapałem oddech ze śmiechu – że od dziś to będzie jej hobby! – dokończyłem, jak w starym dowcipie i znów wpadłem w histeryczny śmiech.


Zaraziła się moim chichotem i długo, z różnymi skutkami, próbowaliśmy wrócić do powagi. Zrobiła to pierwsza. Przestała się śmiać i zaczęła mnie łaskotać. Nie miałem wyjścia. Musiałem unieruchomić jej ręce i uspokoić, a najlepszym sposobem na to było zamknięcie jej ust. Jako, że nie miałem wolnych rąk, zrobiłem to ustami. Kiedy jednak poczułem jak jej język zaczyna się wślizgiwać we mnie, odpuściłem a zaraz objęła mnie za szyję.

Wydawało mi się, że teraz już będzie spokój, jednak oderwała się ode mnie i usłyszałem jak zupełnie innym głosem mówi do mnie z wyrzutem, tym razem naprawdę pociągając nosem.

- Dlaczego mi dokuczasz? To ja do ciebie przyjechałam… z tak daleka przyjechałam…

To był ton nadąsanego dziecka. Brakowało tylko, żeby włożyła sobie palec do buzi, jak to robiła dawniej.

Znałem ten ton. Teraz naprawdę domagała się pocieszenia. Pocałowałem ją w czubek nosa i objąłem.

- Słoneczko ty moje, szczęście jedyne, kochane w dodatku! W żadnym wypadku ci nie dokuczam! Nie mam najmniejszego takiego zamiaru! Powiem ci więcej: jestem bardzo szczęśliwy dzisiaj. I baaardzo cię kocham!.

- Bujasz mnie jak zwykle – odburknęła. – I śmiejesz się ze mnie…

Och, przeprosiny muszą być głębsze. Ująłem jej głowę w dłonie i popatrzyłem w oczy.

- Dorotko, nigdy tak nie mów, bo to nieprawda – tym razem mówiłem głosem bez śladu żartu czy też ironii. – Nigdy w życiu nie śmiałem się z ciebie. Natomiast na pewno śmiałem się z tobą, albo do ciebie.

Po czym pocałowałem ją w usta i uścisnąłem. Dorota oddała uścisk.

- To masz szczęście – usłyszałem. – A jak mnie jeszcze trochę popieścisz, to może ci odrobinkę uwierzę i daruję…


Zrozumiałem. Powróciła znajomość jej oczekiwań i pragnień. Tego wszystkiego było jej za mało! Moje Słoneczko miało pod tym względem niezwyczajne wymagania…

Jak błyskawica przeleciały mi przez głowę wspomnienia. Tamtego lata, w Pokrzywnie, kiedy często powtarzała „ja chcę zawsze!”. Byłem wtedy ładnych kilka lat młodszy i jakoś dawałem sobie radę, ale teraz nie miałem już takiej formy! Trening czyni mistrza, a ja aktualnie nie sypiałem z kobietami. Nie miałem z kim! A właściwie, to nie chciałem z nikim innym. Tylko z Dorotką! Przecież ostatnią seksualną przygodę miałem właśnie z nią, po balu, w gabinecie Johna. I to wszystko! Nawet z Martą nie spałem przed wyjazdem, taka była na mnie wściekła o te niby konszachty z Lidką…


Dorota pewnie domyślała się, że aż taki męski to już nie jestem, bo spokojnie, z marzycielskim uśmiechem na twarzy, ułożyła się wygodnie i pokierowała moje dłonie według swoich upodobań. Z tym akuratnie nie miałem trudności.

Doskonale wiedziałem, czego oczekuje. Jej ciało, ten instrument moich marzeń, poznałem kiedyś dokładnie i chociaż dawno na nim nie grałem, to przecież nie zapomniałem jego brzmienia! Moje ręce, tak samo zresztą jak usta i język, nie próżnowały. Wargi odwiedzały różne miejsca jej ciała a dłonie pieściły oraz penetrowały te okolice, których w danej chwili nie sięgały usta.

Dorotka ochoczo poddawała się wszystkim moim zabiegom, oddając pieszczoty i całą gamą zachowań oznajmiając swoje zadowolenie. Ech, gdybym teraz był dwadzieścia lat młodszy! Z taką dziewczyną w łóżku!...


Znałem jej seksualny apetyt i dodatkowo wiedziałem to, co powiedziała mi o niej Lidka, ale i tak zostałem zaskoczony. To co wyprawialiśmy teraz, przewyższyło wszystkie moje dotychczasowe spostrzeżenia. Dorotka była niezmordowana i wymusiła na mnie całą serię swoich orgazmów zanim znieruchomiała, zdyszana i mocno zarumieniona. Byliśmy jak wykończeni…

Gdy nasze oddechy się wyrównały, objęła mnie za szyję i mocno, bardzo mocno uścisnęła. A potem usłyszałem jak cicho mówi.

- Teraz wierzysz, że przyjechałam tu tylko dla ciebie?

- Wierzę! – odpowiedziałem zupełnie poważnie. – Chociaż tak naprawdę, nie mieści mi się to w głowie. Ale wierzę!

- Znowu sobie pokpiwasz ze mnie? – wpatrywała się uważnie.

- Uchowaj Boże! – szybko ją zapewniłem. – Zastanawiam się tylko nad paradoksami życia. Przez wiele długich miesięcy i lat, myślałem o tym, marzyłem, śniłem i… nic! Byłaś równie dostępna jak Mont Everest zimą. A teraz obudziłem się i… już! Marzenia stały się realnością. Więc nie dziw się, że ciągle nie mogę w to uwierzyć.

Przytuliła się i milczała przez chwilę. A potem powiedziała mi tonem nie pozostawiającym wątpliwości, że mówi serio.

- Nie sądź, że ja o tym nie myślałam, że zapomniałam, albo że mi tego nie brakowało. Ale co innego chcieć, a co innego móc.

- A teraz co się stało?

Znowu przez chwilę milczała.

- Zostawmy to do jutra. Dzisiaj nie mamy już czasu na pogawędki. Chociaż powiem ci szczerze, że teraz to wolałabym leżeć tutaj z tobą do rana, niż jechać na kolację. Ale musimy.

- Mówisz, że to może poczekać, a bal nie?

- Teraz już może czekać. A poza tym nie psuj mi nastroju. Skoro iść musimy, to chcę się tam normalnie bawić. Odłóżmy trudne rozmowy na jutro, dobrze? Która godzina?

Popatrzyłem na zegarek. – Wpół do siódmej! – oznajmiłem.

- Jejku, czas najwyższy! Wstawaj!

Zerwała się z łoża, ale zatrzymała na chwilę, siadając na brzeżku i spoglądając mi prosto w oczy.

- Jak mi dzisiaj zrobiłeś coś małego – oznajmiła nieoczekiwanie – to ci go teraz podrzucę. Sam będziesz bawił i wychowywał!

Roześmiała się, po czym poderwała nagle, uciekając ode mnie. Jeszcze w biegu chwyciła szlafroczek i już jej nie było. Zdumiony, poszedłem za nią powoli. Że też mi to wcześniej do głowy nie przyszło… Mogłem przecież uważać!


Dorota myła się pod prysznicem.

- Umyć ci plecy? – zapytałem wchodząc do łazienki.

- Lepiej jutro! – odpowiedziała ciepło. – Teraz już zupełnie nie mamy czasu na zabawy. Przynajmniej ja nie mam.

- Przecież została jeszcze godzina! Dwa razy zdążysz się ubrać i rozebrać!

Śmiała się, zupełnie rozluźniona.

- Nie te czasy, Tomeczku. Teraz potrzeba mi więcej niż kilkanaście minut. I proszę cię, lepiej mi nie przeszkadzaj, a najlepiej schodź z drogi.

- A może chcesz pokojówkę?

- Po co?

- Na przykład wyprasuje ci kreację.

- Ja już mam wszystko wyprasowane, proszę pana. Ja pracowałam, jak ty spałeś, leniwcu.

- To ile czasu byłaś w tej ambasadzie?

- Niecałe pół godziny. A wiesz jak tu weszłam bez karty? Właśnie dzięki pokojówce, która wychodziła od ciebie. I to od niej dowiedziałam się, że ciebie nie ma w pokoju. Ona też otworzyła mi apartament, dzięki czemu spałeś dłużej.

- Prosiłem ją o wyprasowanie garderoby. Trzeba będzie pójść i sprawdzić jak to wszystko wygląda.

- Teraz się myj, pójdziesz potem.

Wyszła spod prysznica, robiąc mi miejsce.


Wsunąłem się pod strugi ciepłej wody. Właściwie to przecież niedawno się myłem. Więc teraz szybciutki tusz i też wyszedłem się suszyć. Dorota tymczasem zakończyła zabiegi i zarzuciła na siebie szlafroczek, kierując się do wyjścia. Podmuchałem nieco suszarką na włosy i wyszedłem za nią.

- Słoneczko, idę do siebie, ubiorę się już wyjściowo i przyjdę tutaj.

- Weź kartę do drzwi, żebym nie musiała ci otwierać.

- Dobrze, skarbie!

- Tylko nie zapomnij o mnie! Bo pójdę na kolację sama!

- A spróbuj! – roześmiałem się.


Ubrałem się, po czym wyszedłem na korytarz. Ale nie dane mi było przemknąć po cichutku do siebie, bo kiedy dochodziłem do drzwi swojego pokoju, otwarły się sąsiednie i głowa Anny wyjrzała na zewnątrz.

- Och, panie Tomaszu, wreszcie pana widzę. Pukałam do pana i pukałam, ale pan nie otwierał…

- Przepraszam cię, Aniu. Nie było mnie po prostu.

- Rozumiem. A nie wie pan kiedy wróci szefowa?

- Jest u siebie. A z czym masz problemy?

- Nie problemy, chciałam tylko małych konsultacji w kwestiach garderoby…

- A nie masz spisu hotelowych telefonów u siebie? Przecież masz! Zawsze możesz wezwać pokojówkę.

- Ale mi chodzi o rady tyczące doboru pewnych elementów.

- To już inna sprawa. Chodź, otworzę ci, bo szefowa jest mocno zajęta.

Cofnęła się na chwilę do pokoju, a po minucie znowu była przy mnie i poszliśmy. Kiedy odblokowałem wejście do apartamentu, przez uchylone drzwi zapytałem Dorotkę czy Anna może wejść. A kiedy uzyskałem jej zgodę, moja rola się skończyła. Przepuściłem Annę, nie wchodząc już do środka. Zdziwiona Anna weszła sama.

Miała prawo nie rozumieć mojego zachowania i mieć jakieś podejrzenia odnośnie naszych relacji z Dorotką, jednak po późniejszych wydarzeniach dzisiejszego wieczoru, to wszystko i tak nie miało już żadnego znaczenia.


Mogłem wrócić do siebie i spokojnie pomyśleć o całej sytuacji. Było o czym. Nie da się ukryć, że rozwój wypadków jednak mnie zaskoczył. To, że po tylu latach, wbrew swoim poprzednim deklaracjom, Dorota tak szybko i tak po prostu poszła ze mną dzisiaj do łóżka, nie było przypadkiem. Zresztą, jej słowa o tym, iż przyjechała tu tylko dla mnie, również o tym świadczyły. Miała to zaplanowane od samego początku. Więc co się stało? Co się zmieniło w jej życiu?

Nie była osobą, która robi coś impulsywnie i bez głębokiego namysłu. Przecież znałem ją od tej strony. Konsekwentna i pragmatyczna w pracy, była w życiu osobistym absolutnie bezkompromisowa. Od zawsze. Tu żadnych przypadków nie uznawała. I jeszcze niedawno, pomimo niewątpliwej sympatii jaką mnie obdarzała, pomimo wielu wyraźnych dowodów na to, że o mnie pamięta, że próbuje mi pomagać, jednocześnie pilnowała, abym nie miał żadnej nadziei, iż tamto lato powróci. Nawet te epizody, kiedy kochaliśmy się podczas mojego pobytu w Pokrzywnie, czy też podczas balu, jak również w gabinecie Johna, nie mogły dawać mi nadziei na coś więcej. Ukradkowy, szybki seks, niby obiecujący wiele kiedy byliśmy we dwoje, zamieniał się w oficjalne, chociaż ciepłe kontakty, gdy widzieli nas inni. Dorota nadal była żoną Johna i nic nie wskazywało, że może być inaczej.

Cały czas pilnowała, aby nie dać mi pretekstu do kojarzenia jej postępowania z tym, co nas kiedyś łączyło. Te sfery wyraźnie oddzielała nieprzekraczalną ścianą. Chociaż wcale się wobec niej nie kryłem z tym, że marzę o niej. Marzę, żeby wrócić do czasów tamtego lata, że nadal jestem nią zafascynowany, że nadal o niej śnię. A od kiedy mieliśmy tę swoją zaszyfrowaną wersję laptopów, to połowa moich „raportów” wieczornych była po prostu listami do niej, w których bardzo otwarcie pisałem jej, że tęsknię…

Od dłuższego czasu pomijała to wszystko milczeniem i kiedy próbowałem przekraczać tę niewidzialną granicę, którą pomiędzy nami zakreśliła, jak dotąd nabijałem sobie tylko guza. Męczona o brak odpowiedzi na moje listy, odsyłała mnie do Marty i polecała się nią zająć. Aż do dziś. A dzisiaj? Żadnej granicy nie było! Tak jak i tamtego lata…


Przyszła mi też do głowy inna refleksja. Marzenie, dopóki marzeniem pozostaje, to nie musi uwzględniać rzeczywistości. Nawet nie powinno. Jednak kiedy się spełnia, to przestaje być marzeniem, a samo tą rzeczywistością się staje. I musi się zderzyć z otaczającą go pozostałą rzeczywistością. A ta przeważnie już nie bywa taka prosta. Należało teraz dopuścić do siebie myśl, że weszliśmy na cienką linę. Obydwoje. I obydwoje po tej cienkiej linie stąpamy. Jeden nieopatrzny ruch, jedno zachwianie, groziło nam teraz wywrotką o katastrofalnych skutkach. Zarówno osobistych, jak i służbowych.

Bo dzisiaj Dorota nie była już tą rozżaloną, młodą kobietą nad mazurskim jeziorem, która w desperacji zdecydowała się latem poromansować. Tam, na Mazurach, takich romansów były pewnie dziesiątki. I nawet jakbym przywiózł wtedy jakiegoś dziennikarza, żeby opisał nasze przygody, to pewnie zrezygnowałby z tego po kilku dniach. Bo takie banały nikogo by nie zainteresowały. Ale tutaj sytuacja była inna. Jej przedsmak mieliśmy w Warszawie, na zwykłej kolacji w publicznym miejscu. Bez poufałości wobec siebie, bez jakichkolwiek intymnych podtekstów, ba! Nawet w towarzystwie osoby trzeciej, czyli Marty! Sama nasza rozmowa wzbudziła czyjeś zainteresowanie i skończyła się publikacją w gazecie. A co by było, gdyby taki dziennikarz miał dowody na to, że sypiamy ze sobą teraz? Bałem się nawet o tym pomyśleć. I nawet nie brałem pod uwagę skutków rodzinnych, ale wyłącznie te służbowe.

Publiczne ujawnienie romansu szefowej i podwładnego, mogło mieć tylko i wyłącznie jedno zakończenie. Natychmiastową konieczność rezygnacji z pracy i finisz kariery, zarówno Doroty, jak i mojej. I to kariery w ogóle, a nie tylko w tym banku. Taka historia zamykała możliwość jakiejkolwiek pracy w sektorze finansowym. W USA było już przecież kilka ujawnionych historii tego typu w ramach jednej instytucji. Można nawet powiedzieć, że nawet znacznie mniej spektakularnych, które jednak pociągnęły za sobą taki właśnie efekt. Ja wprawdzie formalnie nie podlegałem Dorocie bezpośrednio, ale bardziej dociekliwy dziennikarz, bez trudu mógł taką zależność odkryć. A to jest tutaj niedopuszczalne. Bankowa branża należy do instytucji zaufania publicznego, gdzie obowiązują określone standardy. I bezkarnie nikt ich łamać nie może. Im wyższy szczebel władzy, tym większe wymagania w tym względzie. I nie ma zmiłuj się. Nigdy!

To fakt, że na razie zaangażowanie finansowe banku Solution w Moskwie, jest znacznie mniejsze niż w Warszawie, tutejsza placówka miała znikomy wpływ na rosyjską gospodarkę, ale to wcale nie znaczyło, że Dorotą nikt się tutaj nie interesuje. I że nie zauważono jej przyjazdu. Nie chciało mi się wierzyć, że jej nazwisko jest nieznane określonym władzom i jej przyjazd tutaj nie wzbudził niczyjego zainteresowania. Wprawdzie Dorota nie chciała skorzystać na lotnisku z salonu dla VIP-ów, żeby właśnie nie rzucać się w oczy, nie miała teraz też żadnych planów odnośnie spotkań czy też rozmów, chociażby nieoficjalnych, z przedstawicielami jakichś władz administracyjnych czy też gospodarczych, jednak wiedza o tym co tu robiła i z kim, mogła w przyszłości być bardzo takim władzom przydatna. I o tym Rosjanie niewątpliwie doskonale wiedzieli. Z tego byli przecież znani. Ich służby były ciągle w światowej czołówce.

A gdyby tak poznali historię z naszym romansem… Strach pomyśleć! Niczym błyskawica, przeleciała mi przez głowę myśl, czy może byłoby lepiej, żeby Dorota spędziła dzisiejszy wieczór z Markiem. Ale jeszcze szybciej ją wyrzuciłem. Po czymś takim musiałbym stąd wyjechać. Moskwa znowu stałaby się dla mnie nienawistna, jak po tej historii z Leną. Brrr…

Skąd ta Lena przyszła mi teraz do głowy?…
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wykrot · dnia 27.05.2013 09:06 · Czytań: 539 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 2
Komentarze
zajacanka dnia 27.05.2013 15:53 Ocena: Bardzo dobre
Oj StaŚ! Ty mnie do grobu wpędzisz tymi Twoimi pomysłami: skaczesz w czasie w tę i z powrotem, wracasz, zapętlasz, wspominasz, opowiadasz, a ja wciąż stoję z Tomka walizkami na lotnisku i umieram z niepokoju, co to będzie się działo! (Swoją drogą niezły pomysł z zamieszaniem w kolejności dodawania tekstu).
A teraz doszło jeszcze więcej domysłów. Czy aby Dorotka nie chciała zafundować sobie nowego dzidziusia w tomkowym wykonaniu?! Już raz to świadomie zrobiła, może chce powtórzyć ten numer?
Tak się zastanawiam, czy Tomek chyba troszkę za późno nie zaczął się martwić o dyskrecję, przecież ogólnie wiadomo, że tam ściany mają uszy i ten, kto chce wiedzieć, dowie się wszystkiego. Dlatego jestem coraz bardziej ciekawa kolejnych wydarzeń. Pisz, pisz i dodawaj jak najszybciej!
Pozdrawiam (u mnie wciąż jeszcze) weekendowo :)
wykrot dnia 28.05.2013 11:21
Cytat:
Tak się zastanawiam, czy Tomek chyba troszkę za późno nie zaczął się martwić o dyskrecję, przecież ogólnie wiadomo, że tam ściany mają uszy i ten, kto chce wiedzieć, dowie się wszystkiego. Dlatego jestem coraz bardziej ciekawa kolejnych wydarzeń.


będą wyjaśnienia :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty