Być w czarnej dupie – to najlepsze określenie tego, jak się właśnie czuję. Zostawił mnie facet – ten, dla którego zdobyłam się na tyle poświęceń i wyrzeczeń. Ten, przez którego zaniedbałam moje kontakty z rodziną, ponieważ moja matka go nie trawi, i z przyjaciółmi, bo, będąc na każde zawołanie ukochanego, nie miałam dla nich czasu. A taka byłam piękna! Takie szczęście na niego spłynęło, że spotkał na swojej drodze mnie, chodzący ósmy cud świata! Takie śliczne dzieci mieliśmy sobie zrobić, a im więcej, tym lepiej-stado bobasów miało się krzątać po naszym wymarzonym domu pod lasem...Och, no i wesele jakie miało być huczne! Już nawet zaczęliśmy je planować, bowiem niedawno, ze wspaniałym pierścionkiem i bukietem czerwonych róż poprosił mnie o rękę. Uroczyście, w stylowej restauracji, przy akompaniamencie skrzypiec, żeby wszystko było, jak się należy, a nie tak „na odwal się”. No i chyba za bardzo idealnie to wszystko szło, bo niedługo po zaręczynach wziął i mnie zostawił! Tak po prostu! To znaczy nie tak znowu po prostu, bo najpierw moja przyjaciółka spotkała go na ulicy spacerującego za rączkę z jakąś lafiryndą...Gdyby nie to, nie wiadomo ile czasu trzymałby dwie sroki za ogon! Matko, jak sobie pomyślę, że on wkładał i tu i tam, to rzygać mi się chce! Głupi chuj. Najgorsze jest to, że ta dziwka ma zeza rozbieżnego...Żeby chociaż jeszcze była ładniejsza ode mnie, to jakoś łatwiej byłoby mi tę klęskę przeboleć, ale jak on mógł mnie zostawić dla jakiegoś zezola?!!! No, ale podobno ciało ma lepsze – tak bezczelnie powiedział mojej przyjaciółce, która, do tej pory była także i jego kumpelą. Jeszcze zatęskni za moim „lodem” ta zdradziecka menda. Zwłaszcza, że tej zezowatej zdzirze może być ciężko trafić sobie fiutem do ust przy zaburzeniach konwergencji. Nie mam w zwyczaju naigrywać się z chorób, czy ułomności innych, ale dla złodziejki facetów nie będę mieć litości.
Popłakałam, pojęczałam „dlaczego ja”, pozadawałam sobie pytanie co jest ze mną nie tak, skoro jakaś zezowata suka jest lepsza ode mnie i muszę teraz coś ze sobą zrobić. Wielka miłość to była, od pierwszego wejrzenia, ale nie mogę przecież dołować się w nieskończoność. Wszak trzeba jakoś żyć – pracować, wychodzić do świata, do ludzi, no nie mogę przecież się zaszyć i zgnuśnieć w samotności, nie dam tej satysfakcji zdradzieckiej mendzie i jego dziwce. Jedna z moich przyjaciółek uważa, że na rozwalony związek najlepsze lekarstwo, to...poruchać sobie. W związku z czym, po każdym bolesnym rozstaniu rzuca się w wir przelotnych, jednonocnych romansów, tak po prostu, żeby nie wyjść z wprawy, zanim trafi na kolejnego „tego jedynego”. Raz nawet przeleciała Murzyna, rozpływając się potem przede mną w zachwytach nad jakością seksu spowodowaną imponującymi rozmiarami czarnej pałki, ale ja nie jestem na tyle odważna, aby porywać się na taki kawał mięcha...Szczerze mówiąc, nawet przeraża mnie wizja przyjmowania wgłąb siebie fiuta, co to do kolan sięga...Z resztą zawsze byłam zwolennikiem raczej jakości, a nie wielkości – wiadomo przecież, że kobieca pochwa jest najwrażliwsza na doznania w odległości pierwszych kilku centymetrów od początku „dziurki”. Poza tym, w ogóle nie miałam ochoty na żadne ruchanie, z kimkolwiek. Po pierwsze, faceci na razie mi zbrzydli. Pewnie kiedyś mi to przejdzie, ale, póki co, nie mam najmniejszego zamiaru wdawać się z którymkolwiek z przedstawicieli tego wrednego gatunku w jakiekolwiek mniej lub bardziej intymne relacje. A po drugie, ja jestem jednak tradycyjną romantyczką, która musi najpierw się zakochać, żeby dać się przelecieć, więc jednonocne podboje tym bardziej są nie dla mnie. Będę zatem teraz czerpiącą z życia garściami singielką (denerwuje mnie zangielszczanie języka ojczystego, w tym jednak przypadku wyrażenie obcojęzyczne brzmi dla mnie zdecydowanie lepiej niż „osoba samotna”), czekającą cierpliwie na prawdziwą miłość i absolutnie nie próbującą na siłę jej szukać.
W ramach wcielania w życie mojego nowego pomysłu na siebie, postanowiłam najpierw nieco się odchamić, do tej pory bowiem bawiłam się głównie na imprezach przy browarze. W związku z tym stwierdziłam, że pójdę sobie do teatru. Wszystko jedno na co, byleby zabawne było. I nie o facetach ani o miłości. Wybrałam więc coś tam i odstawiłam się jak stróż w Boże Ciało. Po dokładnej konfrontacji z dużym lustrem w moim mieszkaniu doszłam do wniosku, że nie jest ze mną nawet tak źle. Długie, miękkie włosy o odcieniu głębokiego brązu, opadające kaskadą fal na moje piersi. Duże, zielone oczy, dłuuuuuugie rzęsy (często spotykam się nawet z pytaniami, czy to doklejane), mały, nieco zadarty nos, pełne usta i regularne, prawie idealnie symetryczne rysy twarzy. Blisko metrowej długości, szczupłe i, muszę przyznać, że w moich ukochanych, szmaragdowych, dwunastocentymetrowych szpilkach, nawet bardzo zgrabne nogi. Reszta, pomiędzy szpilkami a głową też prezentuje się wcale nienajgorzej-ulubiona, przylegająca do ciała mała czarna w przyzwoitym rozmiarze 38 (fakt, kiedyś nosiłam 36...). Tylko cycki trochę małe...czego plusem jest za to możliwość założenia, w razie potrzeby, każdej sukienki czy bluzki na gołe ciało bez obawy, że mój biust wygląda nieestetycznie. Tym razem taka właśnie potrzeba się pojawiła, bowiem nieco „wyrosłam” z tej „miniówki” i moje piersi ubrane w biustonosz miały odrobinę za ciasno. Mógłby mnie teraz ten głupi chuj zobaczyć. Ciekawe, czy nadal by twierdził, że moje ciało jest gorsze od zeza lafiryndy. Ach, szkoda gadać, szkoda myśleć, nie będę więc zawracać nim sobie głowy, bo humor mi się popsuje i wygląd, od razu, też. Odganiając od siebie nieprzyjemne wspomnienia ostatnich dni, poprawiłam wbijające się nieco pomiędzy moje pośladki cudne, czarne, koronkowe figi (no co, świadomość posiadania na sobie seksownej bielizny zawsze dodawała mi pewności siebie) i zamknęłam za sobą drzwi.
Sztuka była niezła. Śmieszna, a tego właśnie było mi potrzeba w obecnym stanie ducha. W przerwie udałam się do toalety naglona potrzebami - fizjologiczną oraz poprawy swojego wizerunku. Kiedy chowałam do torebki perfumy – mojego ukochanego „Anioła i Demona” i już miałam zwrócić się w kierunku wyjścia, zgasło mi światło. Co to, prąd wyłączyli w trakcie trwania spektaklu?- Zdziwiłam się, ale ledwo zdążyłam to pomyśleć, a już wiedziałam, że to nie przerwa w dostawie energii elektrycznej, bowiem usłyszałam odgłos zamknięcia drzwi toalety. Na klucz...A chwilę potem kroki, raczej nie damskie. Zanim zdążyłam dostać ataku paniki i wydrzeć się na całe gardło, poczułam na szyi ciepły oddech.
-Miałem okazję popatrzeć sobie na ciebie-Przemówił miękko właściciel oddechu.
Głos miał niski, głęboki, prawie jak Peter Steele. Kiedyś miałam taki okres w życiu, że szczytem moich marzeń erotycznych było bzyknąć się z Peterem Steele’em...ale on już nie żyje, więc przynajmniej jedna kwestia była dla mnie teraz jasna. Poza tym, nie wiedziałam zupełnie, co się dzieje. To znaczy, chyba bałam się dopuszczać do siebie podejrzenia. Chciałam krzyknąć, uciec, zrobić cokolwiek, żeby się stamtąd wydostać, ale głos uwiązł mi w gardle, a nogi wrosły w ziemię, więc jedyne, co uczyniłam, to przełknęłam głośno ślinę. A może właśnie nie chciałam nic robić...jedno było pewne - byłam przerażona.
- Miło się na Ciebie patrzy – „Steelowy” głos wyrwał mnie z letargu – Jesteś...zjawiskowa... – Powiedział to bardzo powoli, z naciskiem, w taki sposób, że ze wstydem odkryłam, iż czuję przypływ gorąca w podbrzuszu.
-Dziękuję...-wymamrotałam zupełnie bez sensu, oto bowiem znalazłam się w ciemnym kiblu z jakimś zboczeńcem, który zamierza, sama nie wiem, co- zgwałcić mnie? Zgwałcić mnie i zabić? Czy może „tylko” zgwałcić i oszpecić? A ja mu jeszcze dziękuję!
- Przez cały spektakl moje myśli biegły w jednym kierunku – żeby poznać bliżej twoje wnętrze – Wymruczał do mojego ucha, a mi zaschło w gardle – I postanowiłem nie opierać się pokusie...
- Przepraszam, ale to chyba pomyłka – Moja druga wypowiedź była jeszcze bardziej głupkowata niż pierwsza.
- Nic nie mów - Zganił mnie i słusznie – po co mam się cokolwiek odzywać, jak nie potrafię powiedzieć nic sensownego
- Może się pan odsunąć? Chciałabym stąd wyjść. Naprawdę – No, teraz poszło mi trochę lepiej.
W odpowiedzi na to właściciel głosu liznął mnie koniuszkiem języka w kark, a mnie oblał zimny pot i, bezwiednie, głęboko westchnęłam.
-Czyżby? – W jego głosie słychać było lekkie rozbawienie.
Po czym ponownie poczułam jego język na karku. Zawsze pryskam się perfumami za uszami, z przodu w dołku pod szyją, a z tyłu właśnie na karku, ale dzisiaj o tym ostatnim zapomniałam. Na szczęście...Co mi w ogóle chodzi po głowie?! Otrząsnęłam się nagle.
- Ale my się chyba nie znamy –Jeszcze raz podjęłam próbę protestu. Dość słabą próbę...
- I? – Zapytał podgryzając płatek mojego ucha, od czego zakręciło mi się w głowie
- Słucham?- Ostatkiem sił starałam się nawiązać dialog
- I co z tego? Zamierzam cię tylko przelecieć
No tak. To takie oczywiste i powszechne, że mężczyźni pieprzą nieznane sobie kobiety w miejscach publicznych.
- Nie może Pan!- Oburzyłam się nieszczerze. Sama już nie wiedziałam, czego chcę. Z jednej strony bałam się strasznie tego mężczyzny, którego nawet nie mogłam zobaczyć, a z drugiej...moje zdradzieckie ciało wysyłało mi sygnały, że jest gotowe do wszelkich czynności seksualnych, jakie tylko właściciel głosu zamierza ze mną zrealizować.
- A co, nie pozwolisz mi? – Zapytał drwiąco.
Ja, ponieważ nie wiedziałam, czy mam mu pozwolić, czy nie, nie odezwałam się nic. Z resztą wcale nie miałam pewności, czy nawet, gdybym faktycznie próbowała mu się sprzeciwić, odniosłoby to jakikolwiek skutek.
- No właśnie. Więc nic już nie mów – tym razem jego zęby poczułam na szyi...
Posłuchałam. A on przesunął dłońmi wzdłuż moich boków, od pach, po biodra. Nieznośnie powoli. Dopiero teraz dotarł do mnie jego zapach – intensywny, męski, słodko – korzenny. Wciągnęłam głęboko powietrze nosem, jakbym chciała tę woń zapamiętać wnętrzem swojego ciała. Jego ruchy były bardzo powolne, miałam wrażenie, że bawi się moim napięciem. Najpierw jeszcze kilka razy powtórzył czynność gładzenia moich boków rękami, by następnie odsunąć mnie nieco od siebie i zrobić to samo na całej długości pleców – od karku po złączenie pośladków. Mój oddech stawał się coraz szybszy i płytszy, a kiedy złapał mnie za biodra i przycisnął swoimi biodrami do blatu umywalki, jęknęłam. Przesunął dłonie na moje piersi i zaczął drażnić przez sukienkę sutki, dając mi odczuć na pośladkach swoją erekcję. Nie wiem, co ten mężczyzna ze mną robił, ale byłam jak sparaliżowana. Dosłownie – nie mogłam się ruszyć ani wydobyć z siebie żadnego dźwięku poza głośnymi westchnieniami. Odciągnął w dół dekolt mojej sukienki i poczułam na sutkach miękki dotyk jego palców. Najpierw delikatnie zataczał kółka wokół nich, potem zaczął je gładzić, ściskać, pociągać i skręcać między palcami. Sapałam już nieprzyzwoicie głośno, a on powtarzał te wszystkie czynności z brutalną regularnością, torturując mnie, wydawało mi się, bez końca, stanem przedorgazmicznym...Kiedy już, już zaczynałam wspinać się na szczyt, zdjął rękę z mojej prawej piersi, poporowadził ją pod sukienkę i bezceremonialnie włożył w majtki, które zdążyły się zrobić takie wilgotne, że aż mnie to zawstydziło.
-Mmm, dobrze się spisujesz – zamruczał i zaczął pocierać kciukiem moją łechtaczkę.
Zabranie ręki z jednej piersi i odkrycie przez niego stanu mojej bielizny nieco mnie zbiły z orgazmicznego pantałyku, ale teraz, czując jego dotyk na lewym sutku i między nogami, fala gorąca zalała mnie niczym lawa starożytne Pompeje.
- Ach! - zdążyłam tylko krzyknąć i niemal zemdlałam od przeogromnego orgazmu.
Wszystkie mięśnie mi się rozluźniły i prawie bezwładnie opadłam na blat umywalki. A raczej opadłabym, bo nie dał mi odpocząć.
-Jeszcze z tobą nie skończyłem – Znowu przyciągnął moje biodra do swoich
O, będzie jeszcze jeden, ucieszyłam się w myślach, w przebłysku świadomości. Po chwili usłyszałam znajomy szelest rozrywanej paczuszki. Na chwilę odsunął się ode mnie, po czym, nie zadając sobie nawet trudu ściągnięcia mi majtek, przesunął je tylko na bok i wszedł...a właściwie wbił się we mnie. Tak mnie to zaskoczyło, że krzyknęłam.
-Impulsywna panienka z ciebie - Wyszeptał mi do ucha. – I co, nadal chcesz, żebym przestał?
Nie chciałam. I tak już zostałam zbałamucona, więc co mi to teraz zrobi za różnicę, że mnie jeszcze dodatkowo przeleci.
-Nie...rób, co chcesz – wyjęczałam dość nierozsądnie, biorąc pod uwagę to, w jakiej sytuacji się znalazłam – pieprzył mnie w kiblu facet, o którym nie wiedziałam dosłownie nic...Czego konsekwencje mogły okazać się dla mnie równie przyjemne, co tragiczne.
- Zgodnie z panienki życzeniem – „Steelowy” głos zawibrował mi w uchu, a ciało przyjęło kolejne mocne pchnięcie.
I jeszcze jedno....i jeszcze...znowu zbliżałam się do końca, kiedy on nagle zwolnił. Teraz był bardzo spokojny i delikatny. Trzymał mocno dłońmi moje biodra, a jego subtelne ruchy wprawiły mnie w taki błogostan, że zupełnie już nie wiedziałam, czy to wszystko dzieje się naprawdę, czy mam jakiś sen erotyczny. Na ziemię sprowadziło mnie szarpnięcie za klamkę od drugiej strony.
- Zajęte, jeszcze chwilkę – Krzyknęłam ostatkiem tchu
On natomiast w ogóle nie zareagował, jakby nie zauważył, że ktoś próbuje się do nas dobić. Poruszał się cały czas monotonnie, regularnie i bardzo posuwiście, a nasze oddechy coraz mocniej się spłycały. W pewnym momencie włożył mi znowu palec pod majtki i zaczął pieścić moją łechtaczkę, jednocześnie zataczając biodrami powolne, duże koła. Nagle złapał mnie za włosy, okręcił je sobie dookoła dłoni i mocno pociągnął, co jeszcze spotęgowało doznania. Wszystko to razem było takie...dotkliwie, wręcz boleśnie rozkoszne, że mój organizm nie wytrzymał i uwolnił w końcu napięcie w długim, intensywnym szczytowaniu. Trochę mi przeszkadzała konieczność zachowywania się cicho, bo w takich sytuacjach zazwyczaj daję moim emocjom głośny upust...ale i tak przeżyłam coś niewiarygodnego. Po moim orgazmie on zaczął ponownie wykonywać mocne pchnięcia. Instynktownie wypięłam bardziej pupę, zaczęłam mocno zaciskać mięśnie Kegla i po krótkiej chwili mój „oprawca” także doszedł.
Po „wszystkim” poprawił mi sukienkę, pocałował w kark i wyszedł z toalety, zapalając światło. Podniosłam wzrok na lustro i zobaczyłam zaróżowione policzki (nigdy w życiu się nie rumieniłam!), błyszczące oczy i uśmiech zaspokojenia błąkający się po mojej twarzy. Wyglądałam (zwłaszcza w porównaniu z ostatnimi dniami), jakbym wróciła z jakiegoś turnusu rehabilitacyjnego. I, ku mojemu zdziwieniu, w ogóle nie miałam wyrzutów sumienia, wręcz przeciwnie – zrobiłabym to jeszcze raz...
Wracałam do domu z uczuciem...zadowolenia. Tak, mogę śmiało przyznać, że byłam tego wieczoru wreszcie zadowolona i spełniona, jak po...udanym seksie. No, w końcu miałam, choć nieplanowany, to bez wątpienia najlepszy seks w moim dotychczasowym życiu. A on...trochę mnie ciekawiło, kim on był, czym się zajmował...ale, czy to rzeczywiście aż takie ważne? Obydwoje wynieśliśmy z tego incydentu korzyści – on zrealizował swoją fantazję erotyczną (chociaż nie wiem, nie znam go przecież, może na co dzień zajmował się uwodzeniem dziewczyn w teatralnych toaletach...), a ja mogłam zacząć nowe życie, bez zdradzieckiej mendy, za to bogatsza w doświadczenia erotyczne i bardziej świadoma swoich potrzeb i cielesności.
A co do mendy...w niedługi czas po mojej przygodzie dowiedziałam się, że zezowata zdzira go porzuciła, a on związał się z kobietą pasującą gabarytami raczej na partnerkę zawodnika sumo
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt