Świnie w koszarach - jasna69
Proza » Inne » Świnie w koszarach
A A A

Już jesień. Jest ciepło i niemal bezwietrznie. Pod stopami szeleszczą liście, dużo liści –  złote, brązowe, czerwone; upadłe, ale jakby wciąż żywe, tańczą wokół mych stóp, prosząc, aby jeszcze na jedną chwilę, wznieść je bliżej słońca. Pochylam się, biorę całą garść i podrzucam w górę. Wirując w powietrzu, opadają powoli. Dotykam kory starego drzewa, wsłuchuję się w szept nagich gałęzi, wdycham zapach opustoszałych ptasich gniazd.

Powiedziałam „tak”. Przed chwilą.

Moje marzenie, ubrane we flanelową koszulę, bierze mnie za rękę. Idę z nim przez las, zachwycając się jesienią. Nasza miłość, prawdziwa, głęboka, już trzyletnia, właśnie wkroczyła na drogę do prawdziwego spełnienia.

Jestem odprężona, serce szalało, gdy pierwszy raz wziął mnie w ramiona, teraz bije tylko o dziesięć uderzeń ponad normę i jest po prostu szczęśliwe.

- Chodź, pokażę ci, gdzie spędzałem każdą chwilę, której nie mogłem poświęcić tobie – mówi mój mężczyzna.

- W lesie? – pytam, śmiejąc się.

Idę za nim, jestem spokojna i radosna choć zawsze bałam się lasu i nigdy nie lubiłam jesieni. A może to nie las? Widzę mur i kolczaste druty, brama jest otwarta, pogięta i zardzewiała, za nią odrapane budynki oraz ogromny kopiec pokryty mchem. Metalowe drzwi są uchylone, skrzypią cicho, przyciągając moją uwagę. To raczej bunkier niedbale zamaskowany pstrymi szmatami. A może to opuszczone koszary? Ale jakie ma znaczenie, gdzie jestem?  Najważniejsze, że on jest ze mną. Taki cudowny, przystojny, mądry; jest ucieleśnieniem impresji, iluzją, w której płynie osocze, moją wspaniałą przyszłością.

- Już wkrótce będziemy mieć własny dom – mruczy, muskając ustami mój policzek. – A w nim wszystko, o czym sobie zamarzysz.

Nie wie, że ja nie chcę nic więcej? Przecież ja wszystko już mam.

Idziemy dalej. On mówi – ja słucham , ma taki piękny głos, pełen pasji, zadowolenia.

Potykam się na nierównej betonowej drodze. Podtrzymuje mnie i zaczyna całować. Nagle czuję, że jego ciało  sztywnieje. Oglądam się za siebie. Z bunkra wybiegają trzy świnie. Jedna całkiem biała, zaplątała się w siatkę z paskami zielono-brązowego materiału, druga ma ciemne pręgi na grzbiecie, trzecia jest łaciata. Pociesznie wyglądają. Wybucham śmiechem. Ucisza mnie. Świnie biegną w naszą stronę. Są duże i mają nabrzmiałe wymiona. Wciąż jestem spokojna, ale on mocniej ściska moją rękę. Nie boję się, przecież jestem z tobą – chcę powiedzieć i wtedy widzę oczy jednej ze świń. Głos dusi się w gardle. Nie wiem jak wyglądają świńskie oczy, ale na pewno nie tak. Nie jak oczy kota wpatrzonego w słońce. Jedna ze świń, ta łaciata, rzuca się na mojego mężczyznę. A może jednak nie łaciata, może to ta pręgowata? Widzę racice rozrywające koszulę na piersi. Widzę kły. Szarpią go. Słyszę krzyk. Mój? Jego? Nie wiem. Biegnę. Wzywam pomocy. Nic. Dookoła bezruch i pustka. Wołam mojego psa. Musi gdzieś być, zawsze zabieram go ze sobą. Jest duży, silny, odważny. Na pewno przegna rozwścieczone bestie. Rozglądam się gorączkowo. Jest! Moje kochane, dobre psisko. Tylko dlaczego nie odwraca się do mnie, nie merda ogonem? Podbiegam bliżej. Ma opuszczoną głowę i łańcuch na szyi. Kto uwięził go na łańcuchu?! Wyciągam rękę. Pies odwraca się powoli. Coś trzyma w pysku. O, Boże! To martwy kot. Czarny. Mój pies patrzy na mnie jego oczami.

 

 

Nie zniosę już dłużej tej niepewności. Siedzę na niewygodnym krześle. Wokół panuje cisza, słyszę tylko miarowe kroki policjanta, przechadzającego się po pustym korytarzu. Jesteśmy w nim tylko on i ja. I biel raniąca oczy.

Od kilku godzin wpatruję się w zamknięte drzwi, gdzieś tam, za nimi, jest Krzysztof. Ciągle nikt mi nie mówi, co się z nim dzieje, ale ja czuję, że jestem mu potrzebna. Chciałabym chociaż na niego popatrzeć. Podchodzę do drzwi. Policjant zastępuje mi drogę. Szary mundur jest czysty, wyprasowany - moje ubranie  poplamione krwią. Nacieram na niego. Odsuwa się ze strachu, że go pobrudzę.

- Chcę tam wejść – mówię, uderzając pięścią w białe szkło.

- Niech się pani uspokoi. – Kolejny raz słyszę bezsensowne zdanie. To tak, jakby mówił głodnemu, żeby nie prosił o jedzenie.

Zakrywam twarz dłońmi. Nie mogę na niego patrzeć, nie mogę patrzeć na nic.

Policjant każe mi usiąść. Posłusznie podchodzę do swojego krzesła. Po chwili otwierają się drzwi, ale nie te, w które się wpatruję. Wrócił ten drugi, bez munduru, ten, co bez przerwy pyta mnie o to samo.

Siada obok.

- Proszę mi opowiedzieć, co się wydarzyło. – Jego głos jest beznamiętny, tak jakby pytał, co jadłam na śniadanie. 

- Przecież już panu mówiłam.

- Proszę powiedzieć jeszcze raz.

Jestem zmęczona, ale on czeka, patrząc na mnie wymownie.

- Byliśmy w koszarach…

Mówię cicho, ściskając w ręce resztki mokrej chusteczki. Policjant słucha uważnie i wciąż notuje moje słowa. Z niedowierzaniem kręci głową.

- Czy jest pani pewna, że to były świnie?

- Tak, jestem pewna.

- A może jednak…

Znów chce mi się płakać. Dlaczego on mi nie wierzy?

- Dobrze – mówię tylko po to, żeby przestał patrzeć na mnie jak na dziwadło. – To nie były świnie.

- A co to było? – Na jego twarzy pojawia się nadzieja. Ja mam jej coraz mniej.

- Dinozaury. Wielkie, zielone, błyszczące dinozaury – mówię. Nie potrafię powstrzymać głupawego śmiechu. Dlaczego przyszły mi do głowy dinozaury?

- Panią to bawi?

Mój śmiech zamienia się w histeryczny płacz. Zrywam się z krzesła i biegnę do drzwi.

- Proszę mnie wpuścić – krzyczę, sama nie wiedząc do kogo. – Chcę być przy nim, kiedy się obudzi – dodaję, głosem drżącym od naszego cierpienia. Bo ja cierpię i za siebie i za mojego Krzysia. Leży tam sam, poraniony, słaby. Może chce pić? Kto mu poda wodę?

W oczach policjanta po raz pierwszy widzę cień zrozumienia. Waha się.

- Proszę. Tylko na chwilkę.

- Nie mogę – mówi, odwracając wzrok.

- Dlaczego?

- Takie dostałem rozkazy.

- Pieprzę rozkazy – krzyczę zdesperowana. Uderzam pięścią w szary mundur. Potem jeszcze raz. I jeszcze – Ty bezduszna kupo mięśni, jak możesz nie rozumieć?

Szarpię go i biję na oślep. Przez ramię widzę biegnącą pielęgniarkę. Już tu była, niedawno, a może to było wczoraj? Znów każe mi połknąć różową pigułkę.

- Wszystko będzie dobrze – mówi, poklepując po ramieniu.

 

Posadzili mnie w niewielkim pokoju. Nie wiem jak długo tu jestem. Już nic nie wiem. Dlaczego mnie tu przywieźli? Na co każą czekać? Pulsujący ból głowy staje się nie do zniesienia. Wypijam resztkę wody z plastikowego kubeczka. Patrzę na biurko. Takie zwykłe, z poszarpaną na rogach okładziną, brzydkie, w kolorze pozostawionej na słońcu musztardy. Na nim leży teczka z dokumentami. Mam ochotę do niej zajrzeć, ale nie mogę, czuję, że jestem obserwowana.

W końcu otwierają się drzwi za moimi plecami.

- Dzień dobry. Starszy śledczy, Mirosław Wędych.

Policjant siada naprzeciw mnie i uprzedza, że rozmowa będzie rejestrowana. Kiwam głową. Mam odrętwiałe mięśnie, czuję ból przy każdym poruszeniu, więc staram się nie ruszać.

Odpowiadam na kolejne pytania. Znam je już tak dobrze, jak same odpowiedzi. Nazywam się Elżbieta Rojek, lat… urodzona w… zamieszkała…

- Teraz zapytam o wczorajsze wydarzenia.

- Już wszystko opowiedziałam.

- Komu?

- Pańskim kolegom.

- Kogo ma pani na myśli?

Przecież wie. Drażni mnie jego przenikliwe spojrzenie, ale staram się zachować spokój.

- Policjanta w szpitalu – mówię, starając się na niego nie patrzeć. Nie podoba mi się. Ma oschły głos, przetłuszczone włosy i fałszywy uśmiech. I te oczy. Małe, okolone jasnymi rzęsami. Świńskie. Ja wszędzie już widzę te cholerne świnie.

- Czy jeszcze z kimś rozmawiała pani na ten temat? – pyta, udając, że nie słyszy  nerwowego chichotu.

- Nie.

- Jest pani pewna?

- Tak.

- To dlaczego użyła pani liczby mnogiej?

- Bo było ich dwóch.

- Ale rozmawiała pani z jednym z nich, czy tak?

- Tak… Chyba… Nie pamiętam.

- Czy potwierdza pani to, co powiedziała wczoraj?

- Tak.

- Świetnie. – Zrobił wystudiowaną pauzę. – Zobaczmy. – Otworzył teczkę i przerzucił kilka kartek. – Twierdzi pani, że pan Nowak zabrał ją do koszar, w których prowadził badania naukowe na zlecenie Armii. Czy wie pani, czego dotyczyły te badania?

Zastanawiam się przez chwilę. Nie chcę powiedzieć za dużo. Krzyś prosił przecież, ale jeśli im powiem, to może wreszcie mnie puszczą i będę mogła go zobaczyć.

- Wyodrębnił gen odpowiedzialny za agresję.

- Ciekawe – mruknął i wstał zza biurka.

- Twierdzi pani, że była w koszarach. Nie widziała strażników, ani jednego żołnierza, ani jednego samochodu, za to dużo drzew i liści, a mimo wszystko jest pani tego pewna. To naprawdę ciekawe – ciągnie, przystając obok mnie. Na twarzy ma chytry uśmieszek. – Często chodzi pani do lasu?

- Nie – odpowiadam.

- Dlaczego?

- Bo boję się pająków i kleszczy.

- Cierpi pani na arachnofobię?

- Nie.

- Na manię prześladowczą? Depresję?

- Nie.

- Zażywa pani narkotyki lub inne…

- Nie – odpowiadam coraz głośniej.

- A może, pani Rojek, miewa pani urojenia? – pyta, zadowolony, że udało mu się stworzyć tak błyskotliwe zdanie.

Zrywam się z krzesła.

- Proszę siadać – wrzeszczy, pochylając się nade mną.

Czuję jego nieświeży oddech i przepoconą koszulę. Opadam na drewniane krzesło, oparcie wrzyna mi się w plecy.

- Twierdzi pani, że pan Nowak zabrał ją do koszar, gdzie mieści się tajne laboratorium, opowiedział o tajnych badaniach, znów podkreślam słowo tajny, a potem został zaatakowany przez dinozaury. Pani wybaczy, ale takiego steku bzdur w całej swojej karierze nie słyszałem.

- To były świnie – mówię cicho.

Policjant próbuje tłumić targający nim śmiech.

- Jak wyglądały te świnie?

- Dokładnie tak jak pan, śledczy Jakiśtam – nie wytrzymuję.

- Świetnie. Do czynnej napaści na funkcjonariusza na służbie dochodzi zniesławienie. Ale wie pani, to pestka w porównaniu z zarzutem usiłowania  popełnienia morderstwa.

Moje oczy robią się wielkie. Nie widzę ich, ale czuję jak napierają na powieki, tak jakby chciały spod nich uciec. Muszę wyglądać jak przestraszona żaba. Z trudem łapię powietrze.

- Całkiem ciekawa ta pani historia – mówi z pobłażliwym uśmiechem. – Szkoda tylko, że do mnie nie przemawia. A wie pani, dlaczego? Bo ja kocham fakty, a one mówią zupełnie co innego.

Nic nie rozumiem. Staram się, ale nie rozumiem. Dlaczego nikt mi nie wierzy? Co ja im zrobiłam, że tak się nade mną znęcają?

- Powiedziałam prawdę – szepczę przez zaschnięte gardło.

- Pani Rojek, kończmy tę zabawę. – Śledczy bierze do ręki papiery. – Od czego zaczniemy? Może od badań. Docent Nowak, owszem prowadzi badana, ale na UW i nigdy nie pracował dla wojska. Nie zabrał pani do żadnego laboratorium w koszarach, bo go po prostu nie ma. Byliście w zwykłym lesie. Oto zeznanie przypadkowego świadka, który wezwał pomoc.

Przysiada na biurku i czyta jakieś dziwne słowa. Nie chcę tego słuchać. Przecież to nieprawda.

- To samo zeznał kierowca karetki i lekarz, nie mówiąc o policjantach, którzy dotarli na miejsce zdarzenia. Sprawdziliśmy, wszystko się zgadza.

Bierze do ręki następną kartkę i czyta tym razem w milczeniu. Czekam. Co innego mogę robić? W końcu mówi:

- To zeznanie pana Nowaka. – Podnoszę wzrok. To znaczy, że Krzysztof jest przytomny, że żyje! Chcę zerwać się z miejsca i biec do niego, ale nie mogę. Policjant stoi tuż obok, przesłaniając drogę do wyjścia. Przekręca kartkę. – O, tu jest najciekawszy fragment. …w pewnym momencie Elżbieta zażądała, żebym się z nią ożenił, a gdy odmówiłem uderzyła mnie w twarz. Wściekła się, krzyczała, że jestem parszywym draniem, że zmarnowałem jej trzy lata życia, że ona mi tego nigdy nie daruje. Potem poszczuła mnie psem. Nie pamiętam co było dalej.  

Opuszczam głowę. Za duży ten ciężar, nie uniosę go, nie udźwignę.

- Proszę wreszcie się przyznać! – Słyszę wrzask policjanta.

- Mój pies nigdy nikogo nie ugryzł – mówię cicho, zapadając się w siebie. Chcę się obudzić z tego koszmaru, nie widzieć więcej tej okropnej, czerwonej twarzy ani postrzępionych skrawków flanelowej koszuli. Nic nie słyszeć, nic nie czuć.

- Pani pies rzucił się na weterynarza. Został uśpiony.

 

 

Pułkownik Marzec przysiadł na ławce obok mężczyzny w skórzanej kurtce.

- Całe szczęście, że miałeś na oku tego gawędziarza – powiedział, rozkładając gazetę.

- Z naukowcem jak z dzieciakiem, wiesz, że coś zbroi, nie wiesz tylko, co i kiedy.

- Posprzątany już ten bałagan?

- Taaa, do ostatniego okruszka. Wędych spisał się na medal. Musisz rzucić mu coś ekstra.

- Będzie z czego. Chętnych na odkrycia Nowaka coraz więcej. – Pułkownik Marzec mlasnął z zadowoleniem. – Czekam aż zaczną się licytować. A swoją drogą, trochę szkoda tego kretyna, mógł się jeszcze przydać.

 

 

Cztery słonie, zielone słonie, każdy kokardkę ma na ogonie…

- Przestań się wydzierać, bo w końcu i ciebie zamkną.

- Za to, że śpiewam piosenkę, której mnie matka kiedyś nauczyła?

- Mietek, nie pieprz, tylko bierz się do roboty, bo do usranej śmierci tej ściany nie pomalujemy.

- No i dobrze, robota nie zając – nie spierdoli, a tu bodaj widoczki ciekawe. Te wariatki, to ci powiem, całkiem, całkiem. Niektóre – dodał Mietek, idąc kaczym krokiem po rusztowaniu. – Ta na przykład. – Wskazał głową jedno z okien.

- Która? Pokaż. – Waldek podszedł do kolegi. – A, to ta od świń.

- Od czego?

- No co ty, nie słyszałeś? Podobno…

Mietek słuchał i zanosił się od śmiechu aż mu oczy zwilgotniały.

- Ale jaja – powiedział w końcu, drapiąc się po głowie. Przyłożył rękę do szyby i zajrzał do sali. Dziewczyna siedziała na krześle. Niby się uśmiechała, ale jakaś taka smutna była. Trzymała książkę w ręce, jednak wzrok miała nieruchomy.

Mietek spoważniał. Wziął się pod boki i zapatrzył w dal.

- Świnie w koszarach, powiadasz – rzekł w końcu, pochylając się po pędzel. – Wiesz co, Walduś? A ja se myślę, że ona taka całkiem głupia to nie  jest.

Cztery słonie, zielone słonie…

 

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
jasna69 · dnia 02.07.2013 20:01 · Czytań: 918 · Średnia ocena: 4,33 · Komentarzy: 15
Komentarze
pablovsky dnia 03.07.2013 00:57 Ocena: Bardzo dobre
Były raz sobie świnie trzy, każda miała ogromne kły...
A kiedy, mio caro, napiszesz coś o mafii sycylijskiej? Może wspólnie coś skrobniemy? :) Ogromny potencjał w Tobie widzę. Tym razem, serwujesz coś z zupełnie innej beczki, początkowo ma się wrażenie abstrakcyjności, powoli odkrywamy jednak pewien sens.
Spisek, sabotaż, na końcu dramat, wszystko poukładane w jedną, logiczną całość. Kolejny bardzo dobry tekst.
Tacy ludzie jak Ty, Renato, swoją twórczością zdecydowanie podnoszą prestiż portalu. Brawo.
al-szamanka dnia 03.07.2013 08:34 Ocena: Świetne!
Pablo był jeszcze w stanie coś zanucić po przeczytaniu tekstu, mnie zamurowało.
Niesamowita historia, opowiedziana niezwykle zręcznie, wchodzi pod skórę.
Miałam wrażenie, że wchodzę w czyjś psychodeliczny sen, albo w sny wielu osób - dziwnie ze sobą sprzężonych.
Końcówka, początkowo wyglądająca na zwyczajną scenkę z rusztowania malarzy, zamienia sie w groźbę, wręcz obiecankę czego jeszcze gorszego.
Od tego momentu stać się może jeszcze więcej.
A właściwie co?
Pozostawiasz to czytelnikowi i tym samym podsycasz jego niepokój - dobry zabieg, bo opowiadanie zaczepia się w nim na dłużej.

Pozdrawiam :)
Quentin dnia 03.07.2013 09:41 Ocena: Bardzo dobre
Dla mnie to duże zaskoczenie.

Sam tytuł niewiele mówi, choć tym bardziej zachęca, ciekawi. Jest w tym opowiadaniu coś zabawnego i niepokojącego jednocześnie. Pewne jest to, że wyobraźni ci nie brakuje.
Nie jest to może twórczość, jaką prezentujesz w "Principe del Piemonte", ale nie o to przecież chodzi. Czuję, że często będę wspominał twój poprzedni tekst, bo to naprawdę świetna proza. Nie unikniesz tego ;)
"Świnie w koszarach" wyróżnia się na pewno klimatem. To trochę szalona opowieść, której koniec następuje tam, gdzie szaleństwo jest zadomowione ;)
Krótko powiem, że potrafisz zainteresować czytelnika i zapewnić poziom swoim tekstom, przez co czytanie ich to wielka frajda.
Pozdrawiam
puma81 dnia 03.07.2013 17:09 Ocena: Bardzo dobre
Doskonale tworzysz klimat opowieści - nieistotne o czym ona traktuje, o przyjemnych rzeczach, czy o przykrych, o śmiesznych, błahych, czy poważnych - świetnie się go odczuwa podczas lektury. Przenosisz czytelnika w inna rzeczywistość.
Myślałam, że Elżbieta okaże się osobą cierpiącą na np. zaburzeniem dysocjacyjne osobowości, a tutaj wypłynęła grubsza sprawa.
Bardzo mi się podobało:)
Pozdrawiam serdecznie:)
jasna69 dnia 03.07.2013 20:04
Ależ mnie rozpieszczacie, kochani...
Po prostu trudno mi uwierzyć, że naprawdę udaje mi się ubierać w słowa historie, które chodzą mi po głowie, że to, co piszę jest czytelne, interesujące i poprawne. I to wcale nie jest kokieteria z mojej strony. Jak już gdzieś wspominałam, przez większość życia zajmowałam się liczbami, pisać zaczęłam dla odprężenia, oczywiście “do szuflady”. Nie sądziłam, że kiedykolwiek pokażę komuś innemu niż swoim najbliższym (ich pozytywne opinie wydawały mi się mało obiektywne), to co wyskrobałam. A jednak się odważyłam i powiem Wam, że warto było.

Dziękuję bardzo za tak przychylne przyjęcie i wnikliwe komentarze.

Pablo, tandem twórczy? Jeśli to zaproszenie do współpracy to jestem zaszczycona. Jakby tak Czarny prysnął na Sycylię...
pablovsky dnia 03.07.2013 21:35 Ocena: Bardzo dobre
jasna69 napisała:
Jeśli to zaproszenie do współpracy to jestem zaszczycona


Bardzo proszę, bez zbędnych kurtuazji. Prawda jest taka, że ewentualna współpraca byłaby zaszczytem tylko i wyłącznie dla mojej osoby. Ciekawe jakby to wyszło, gdybyśmy połączyli dwa style? Trudno określić, pomyślimy. ;)
Czy akurat Czarny, tego nie wiem, nie piszę historii tego gangstera, to się dzieje ;) Ale jakiś Capo di Tutti? Twój doskonały, makaroniarski styl i mój gangsterski świat. Kto wie, kto wie...
jasna69 dnia 03.07.2013 23:19
Panie Pawełku, skąd tyle skromności? Ale nie będę się licytować, powiedzmy, że nasze style mogłyby się pięknie uzupełniać.

Ach, ten Czarny, jest czy go nie ma? To znaczy na pewno jest, tylko czy prawdziwy?

Na "capo di tutti capi" raczej bym się nie porwała, za duża konkurencja i za mała wiedza z mojej strony, ale nad czymś podobnym możemy pomyśleć...
pablovsky dnia 03.07.2013 23:33 Ocena: Bardzo dobre
A może napiszemy wspólną historię w zupełnie innym temacie? Tenis? ;)
Co powiesz na temat piątkowego półfinału Jerzyka z Murray'em?! Po prostu już żyję tym spotkaniem, jakie by to było piękne, gdyby Janowicz utarł nosa wyspiarzom!
Dziś wszyscy mieli orgazmy po zwycięstwie Szkota nad Verdasco, pewnie oglądałaś? Byle do piątku, czuję, że to będzie piękny, pełen pozytywnych emocji dzień dla polskiego sportu :)
Przepraszam, że piszę o tym tak oficjalnie pod Twoim tekstem, w zasadzie nie ma to nic wspólnego, ale uznajmy, że ma to związek z Twoim debiutem na PP, w końcu jesteś fanką białego sportu, prawda? ;)
jasna69 dnia 03.07.2013 23:38
Oj, prawda... Nie zapominaj o Radwańskiej i Lisicki, w końcu to też dwie Polki!
Temat byłby ciekawy, chyba w polskiej prozie jeszcze nie ma opowieści o tenisistach/tkach. A może coś przeoczyłam?
pablovsky dnia 03.07.2013 23:49 Ocena: Bardzo dobre
Nie sądzę. Oprócz Twojej historii, nic nie zauważyłem. :)
Co do Agi, w pewnym sensie to już zrównoważona zawodniczka, o ustabilizowanej pozycji w rankingach, jej awans do finału i powtórka z poprzedniego roku nie zrobią takiego wrażenia, jak awans Janowicza. A Lisicka? Cóż, gra dla Niemiec, to że jest Polką nie ma w zasadzie większego znaczenia, wybrała inną drogę i niewiele mi zależy na jej karierze. Jeśli jednak Agnieszka zagra jutro tak, jak zagrała z Na Li, to jestem spokojny o awans.
jasna69 dnia 03.07.2013 23:55
No to ściskamy kciuki, miejmy nadzieję, że aż do niedzielnego finału, a potem do roboty!
tydrych dnia 04.07.2013 19:37 Ocena: Bardzo dobre
Aleś namodziła z tym opowiadaniem. Nie lubię długich i czekałem, i czekalem, aż w końcu wlazłem tu. Nie żałuję niczego. Zapętliłaś akcję jak jaki reżyser filmowy, bo i zobaczyłem, oraz usłyszałem wszystko co napisane. Może mam zbyt wybujałą wyobraźnię, ale dodam, że niewielu udaje się ją tu pobudzić do życia. Tobie się udało. Dziekuję serdecznie.
jasna69 dnia 05.07.2013 09:19
Twoja wizyta pod moim tekstem, Tydrychu, to zawsze święto. Doceniam, że tak oczka nadwyrężyłeś na tasiemcu z ekranu :)
Cieszę się, że wyobraźnia popracowała, o to przecież chodzi...

Pozdrawiam cieplusieńko
Usunięty dnia 23.11.2013 21:40 Ocena: Świetne!
Najpierw się wkurzyłam. Potem zacisnął mi się gardziel. A na koniec poleciała łezka. Co ja rzadko się wzruszam.
Odwaliłaś kawał dobrej roboty. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to te zbyt emocjonalne wybuchy bohaterki, które gdzieniegdzie się pojawiają. Mam na myśli nie te w dialogach, tylko te wyskakujące w narracji. Bo całość prowadzisz taką zimną narracją i one trochę odstają.
I nie wiem, czy to zamierzone, ale występ pułkownika Marca i zielonych słoni masz w przeszłym, resztę w teraźniejszym.

Cytat:
aby jesz­cze na jedną chwi­lę, wznieść je bli­żej słoń­ca.
- bez przecinka
Cytat:
gdzie je­stem?  Naj­waż­niej­sze, że on jest
- podwójna spacja
Cytat:
ja słu­cham , ma taki pięk­ny głos
- niepotrzebna spacja przed przecinkiem
Cytat:
że jego ciało  sztyw­nie­je.
- podwójna
Cytat:
Jedna(,) cał­kiem biała, za­plą­ta­ła się w siat­kę

Cytat:
że nie sły­szy  ner­wo­we­go chi­cho­tu.
- podwójna
Cytat:
ale czuję(,) jak na­pie­ra­ją na po­wie­ki, tak(,) jakby chcia­ły spod nich uciec
- bez przecinka przed 'tak'
Cytat:
a gdy od­mó­wi­łem(,) ude­rzy­ła mnie w twarz.

Cytat:
Nie pa­mię­tam(,) co było dalej.  

Cytat:
A ja se myślę, że ona taka cał­kiem głu­pia to nie  jest.
- podwójna
jasna69 dnia 24.11.2013 17:44
morfina napisała:
nie wiem, czy to zamierzone, ale występ pułkownika Marca i zielonych słoni masz w przeszłym, resztę w teraźniejszym.

Tak sobie jasna główka wykoncypowała, żeby pomieszać czasy. Miało to sprawić wrażenie, że wszystko dzieję się tu i teraz i jakby może tylko w głowie bohaterki (stąd również te wybuchy), a dalsza część jest zamknięciem historii, która okazuje się prawdziwa.
Swoim komentarzem zmusiłaś tę samą główkę do nowego wysiłku.
Dziękuję Ci bardzo, Morfinko. Czasem, ale nie za często, lubię myśleć.

Pozdrawiam
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Dar
10/10/2024 08:02
Tekst przypomina monolog wewnętrzny człowieka zaburzonego… »
Kazjuno
09/10/2024 09:40
Dzięki, Januszu, za komentarz i dwie cenne dla mnie uwagi… »
Janusz Rosek
09/10/2024 08:42
Kazjuno Bardzo ciekawy fragment Twojej powieści. Ze względu… »
Kazjuno
09/10/2024 08:26
Klarownie Zbysiu unaoczniłeś samolubną postawę… »
Wiktor Orzel
08/10/2024 10:52
@Kajzunio - dziękuję za komentarz i gratulacje, Hłaskę… »
Janusz Rosek
08/10/2024 08:27
Zbyszku. Dziękuję bardzo za Twój komentarz. Wiersz… »
Zbigniew Szczypek
08/10/2024 00:22
Januszu R. Najpierw wrzuciłem tekst, a później przeczytałem… »
Vincent Degol
07/10/2024 12:38
Półpauzy przed wypowiedzią postaci są bardzo pożądane.… »
Kazjuno
07/10/2024 10:37
Już raz w historii carscy/ruscy kawalerzyści poili konie w… »
Kazjuno
06/10/2024 22:44
Cieszy mnie, że doceniasz moje doradztwo. Szkoda byłoby… »
Kazjuno
06/10/2024 20:05
Nie, nie, Januszu! Piszesz: . Forma jest jak najbardziej… »
Janusz Rosek
06/10/2024 19:53
Dziękuję bardzo za celne spostrzeżenia. Jakoś mi umknęły.… »
ivonna
06/10/2024 15:10
Dzięki Kaziu :) czepiaj się do woli, ponoć m.in. po to tu… »
Kazjuno
06/10/2024 10:18
Nie jestem znawcą współczesnej poezji, lecz wiersz… »
Kazjuno
06/10/2024 09:47
Dzięki Januszu Rosek za komentarz. Takich scen, jak ta z… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 08/10/2024 09:28
  • Dzięki Zbysiu, też Ciebie pozdrawiamy. Animujmy ruch oddolny, żeby przywrócić PP do życia.
  • ajw
  • 07/10/2024 23:26
  • I ja pozdrawiam :) Zdrówka i samych serdeczności :)
  • Zbigniew Szczypek
  • 07/10/2024 21:36
  • Dar, AJW, Kazjumo - serdecznie Was pozdrawiam i dziękuję Dar za troskę - będzie dobrze! Wszystkich na PP pozdrawiam - nie poddawajcie się i wzajemnie odwiedzajcie, tak zbudujecie "swoją potęgę" ;-}
  • Dar
  • 22/09/2024 22:52
  • Zbyś Oława . Mam nadzieję, że będzie dobrze.
  • Wiktor Orzel
  • 18/09/2024 08:33
  • Dumanie, pisanie i komentowanie tekstów. ;)
  • TakaJedna
  • 16/09/2024 22:54
  • Jesień to najlepszy czas na podumanie.
  • mike17
  • 15/09/2024 19:48
  • Jak jesień nadchodzi, to najlepsza pora na zakochanie się :)
  • TakaJedna
  • 12/09/2024 22:05
  • Jak jesień idzie, to spać trzeba!
  • Wiktor Orzel
  • 11/09/2024 13:55
  • A co tutaj taka cisza, idzie jesień, budzimy się!
  • ajw
  • 20/08/2024 14:13
  • I ja pozdrawiam, Zbysiu :)
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty