They will fall like roses - rozdział 1 "Katharsis" - Klaudiax
Proza » Obyczajowe » They will fall like roses - rozdział 1 "Katharsis"
A A A
Od autora: Forma opowiadania - tzw. fanfiction.
Jestem licealistką, pisarzem-amatorem, dopiero uczę się pisać.
Czekam na wszelkie opinie, komentarze. :)

Co do tytułu - jedną z inspiracji do napisania tego opowiadania była piosenka o tym właśnie tytule, stąd taka nazwa.

1. Katharsis.


Poranne słońce wznosiło się coraz wyżej nad horyzont, nadając niebu pogodnej, lazurowej barwy. Zaparkowałem samochód na szkolnym parkingu, zabrałem plecak z tylnego siedzenia, wsunąłem na nos okulary przeciwsłoneczne, po czym zakluczyłem wóz i ruszyłem w stronę boiska zapełnionego szkolną społecznością.
Otworzyłem drzwi wejściowe szkoły i automatycznie zalała mnie fala typowego szkolnego hałasu. Okulary założyłem na głowę. Nie zatrzymując się po drodze, skierowałem się od razu do szkolnego sekretariatu, gdzie miałem sfinalizować kwestię dokumentów w sprawie mojego rzekomego przeniesienia z innej szkoły do tego liceum. Trwało to jakieś kilka minut, wyszedłem z sekretariatu dość pośpiesznie, idąc przeglądałem się mojemu planowi lekcji.
Szkolny korytarz gromadził szeroką gamę różnych zbiorowości, mniej i bardziej szokujących, mniej i bardziej wyróżniających się z tłumu. Niektórzy stali potulnie pod klasami, inni wydurniali, zupełnie nie licząc się z myślą, że spóźnią się na lekcje. Była też tradycyjna szkolna szlachta, chociaż w wypadku niektórych, to co najwyżej pseudoszlachta. Szkolni kujoni, jacyś outsiderzy, członkowie miejskich drużyn sportowych i wszyscy pozostali, czyli skład uczniów niczym nie odbiegający od innej tradycyjnej szkoły.
Studiowałem właśnie rozkład klas, a uczniowie, którzy pozostali wciąż na korytarzu łapali ostatnią minutę przerwy, by dotrzeć na czas na pierwszą lekcję. W niedalekiej odległości dostrzegłem biegnących piłkarzy, a jeszcze dalej grupkę roześmianych czymś do rozpuchu dziewczyn, którym zresztą chyba nigdzie się nie śpieszyło. Jedna z nich zachowywała się nad wyraz głupio, głośno śpiewała (o, ile to w ogóle można było nazwać śpiewem) przy czym wykonywała jakieś dziwne tańce. Krótko mówiąc, niezrównoważona świruska. Mijając je chciałem ją wyminąć, ale dziewczyna nie zauważyła mnie i straciła równowagę.
*
- ...so baby whether when you’re ree... ! – wydzierałam się ruchami udając jedną z bollywoodzkich tancerek. Niezbyt sukcesywnie. Mimo tego bawiło nas to.
Automatycznie przerwałam śpiewanie czując, że na kogoś wpadłam. Mrugnęłam kilkakrotnie rzęsami, moje oczy dostrzegły średniego wzrostu blondyna, niczego sobie błękitnookiego blondyna.
- Przepraszam, bardzo przepraszam. - rzuciłam schylając się po książki, które wypadły mi z rąk, gdy na niego wpadłam. Podniósł jedną z nich.
"Oh, co za szarmancja, pomyślałam."
- Wszystko OK? – zadał pytanie niemal szepcząc, unikał mojego wzroku.
„Mam coś na twarzy czy jak? Przemknęło mi przez myśl.”
- Odgrywając tańce godowe na korytarzu stwarzasz niebezpieczeństwo, wiesz o tym? – chłód jego głosu wywołał gęsią skórkę na moim ciele. Jego wyraz twarzy wskazywał na to, że był bardzo dumny ze swojej „zacnej” riposty. Uśmiechnęłam się na przekór jemu, odpychając falę ironii jaką mnie zalał.
- Serio? Bo jednak, mi wydaje się, że pan od BHP nie miałby żadnych zastrzeżeń. Kiedy widział mnie ostatnio odgrywającą te tańce godowe – wyraźnie zaakcentowałam dwa ostatnie słowa sztucznie uśmiechając się do niego – nic nie powiedział, ale dzięki za troskę. To pa. – pomachałam mu ręką na pożegnanie i go wyminęłam.
- I tańce godowe – zaakcentował podobnie jak ja – trzeba umieć tańczyć – taka mała dygresja, skarbie. To pa. – znów udał mój ton głosu, cholernie nieumiejętnie zresztą.
Zjechałam go od góry do dołu i skierowałam się pod klasę. Dziewczyny szybko do mnie dołączyły i spojrzały na mnie znacząco. Po chwili niedbale odwróciłam głowę do tyłu i natrafiłam się na jego wzrok. Kiedy zorientował się, że zauważyłam jak mnie lustruje szybko przeniósł wzrok na kogoś innego.
- Co za dziwny koleś. – wypowiedziałam swoje myśli na głos.
- Ładniutki. – odparła podjarana jego wyglądem Keitlyn, ignorując moją osobę.
- I irytujący – dodałam – To ten nowy, tak? – zapytałam, aby się upewnić czy dotarły do mnie prawdziwe wieści. Jenna kiwnęła głową na potwierdzenie.
- Skąd jest, wiecie może? – kontynuowałam.
- Skąd? – powtórzyła Jenna. – Tego już nie bardzo wiem.
- Obiło mi się o uszy, że jest z zachodniego wybrzeża. Seattle, te strony. - oświadczyła Nathalie.
- Ciekawe co go tu sprowadza... Sprawy rodzinne, zmiana pracy przez któreś z rodziców, a może chęć odmiany środowiska, w którym do tej pory się obracał? - rozmyślała na głos Irma.
- Dobra, wystarczy mi na dziś rozmów na temat jego osoby. Błagam, zmieńmy temat. - poinformowałam stanowczo, chcąc wyzbyć się z mojej głowy nieustannie krążącego widoku jego chłodnego, a jednocześnie kpiącego spojrzenia.
- Dopiero co zaczęłyśmy. - śmiała się Margaret.
- No właśnie, i lepiej na tym skończmy. - skwitowałam.
*
Popołudniowe promyki kwietniowego słońca nadawały wnętrzu jaskrawego odcienia. Zasłoniłam kremowe żaluzje do połowy długości i usiadłam przy fortepianie, znajdowałam się w moim ulubionym pomieszczeniu w tej szkole. W sali muzycznej.
Podobnie jak dzisiejszego popołudnia, często przychodziłam tu po lekcjach i grałam czy śpiewałam, to była taka moja odskocznia. Muzyka zawsze przenosiła mnie w inny wymiar. W zupełnie inną rzeczywistość. Tam gdzie ja spisywałam zasady. Czułam się wtedy nieco jak Alicja po drugiej stronie lustra, towarzyszyło mi uczucie niepewności i strachu, ale nadal było lepiej niż w realnym świecie.
Nuty przelewające się w dźwięki, które wydobywały się spod białych i czarnych klawiszy mojego ulubionego instrumentu koiły każdy niepokój, nerwy, złość, smutek, żal. Wszystkie negatywne emocje. Zapomnienie. Chwilowe zatrzymanie piasku w klepsydrze czasu. Wstrzymanie postrzegania świata rozumem, a pozostawienie tego zmysłom i duchowej części siebie, pierwotnym instynktom. Możliwość oddania się na osobności muzyce, przeżywania za każdym razem swego rodzaju katharsis. Muzyka wybitnie kamuflowała moje troski, pomagała wstać, gdy upadałam. A w leczeniu mojego tonięcia w melancholii, medycynie znanego jako depresja, była lepsza niż najlepsi psycholodzy w tym stanie, czy nawet kraju.
Oczyszczenie. Warte miliony tysięcy. Choćby na kilka krótkich i ulotnych chwil, ale zawsze, kiedy tego potrzebowałam. Zawsze. Bez żadnych zawodów, próśb. Od kilku lat moim numerem na pogotowie stał się klucz od tejże sali. Sięgnęłam po moją teczkę z nutami i otworzywszy ją na odpowiedniej stronie zaczęłam grać własną kompozycję, jeśli w ogóle można tak ją nazwać.
*
Musiałem. W sumie to nadal muszę to wszystko przemyśleć. Do pewnego czasu było cudownie, milutko i słodko, wręcz cukierkowato, aż szło się zrzygać. Ale potem coś się zepsuło. Ba, musiało się zepsuć. Bańka pękła, a słodziaśny świat rozmył się w zaledwie kilku chwil. A ja nie przystosowany już do świata w palecie szaro-burych barw ogłupiałem.
To wszystko miało swój początek ponad dwa lata po moim zaistnieniu. Po drodze na szczyt coś we mnie zamarło, jakaś ważna dla mnie cząstka, bez której czułem, że nie potrafię być dawnym Justinem. Nie potrafiłem nic wymyślić, moja jakakolwiek kreatywność się nagle ulotniła.
Nigdy nie chciałem stać się taki jaki jestem teraz. Nie takie miałem priorytety zaczynając to wszystko. Dwunastoletni Kidrauhl nie byłby ze mnie dumny. To bolało. Cholernie. Świadomość, zbyt duża świadomość potrafi zabić. Mnie zabijała świadomość mojego zepsucia. Potrzebowałem antidotum na swoje grzechy, sam już nie wiedziałem czy podmiotowego czy przedmiotowego. Pilnie.
Zdawałem sobie sprawę z tego, że takie myślenie było nieco głupie i lekkomyślne, ale zatraciłem wszystkie moje nadzieje w tej szkole, łudziłem się, że coś w murach tej szkoły będzie potrafiło przełamać lód w moim sercu. Odkryć na nowo moje dawne, prawdziwe ja. Czułem, czułem do siebie... żal, niechęć, wrogość, nienawiść? Sam już nie wiedziałem. Moja poczytalność była niepełnosprawna. Z jednej strony lubiłem ten stan, kiedy traciłem panowanie nad moim życiem, gdy mój rozum oddawał kontrolę zmysłom, niekontrolowanym rozumem zmysłom, i lubiłem go pogłębiać. Wlewać w siebie litry alkoholu naiwnie licząc na to, że fala procentów zakryje na dłuższy czas moje wszystkie problemy i troski, albo przynajmniej ich część. Albo co gorsza zwabić jakąś z moich fanek. Świnia, prostak. Nie, nie do łóżka. Bynajmniej nie zawsze. A raczej rzadko. Chociaż część godności we mnie zostało. Ale dla zabawy. Pobawić się w kotka i myszkę, tak jak świat bawi się ze mną. Dla żartów, żeby się pośmiać, by nie myśleć o problemach, by zająć umysł czymś innym, by zagłuszyć sumienie...
Co się ze mną stało? Dwie skrajne postawy zaczęły mnie rozrywać od środka. Niszczyć... Traciłem fanów. Z dnia na dzień. Moi Beliebers, którzy nadal ze mną byli próbowali mnie pocieszać, ale ja wiedziałem, że jest ich coraz mniej. W końcu kto by dalej chciał być fanem takiej osoby jak ja? To wszystko nie miało już sensu, moje życie nie miało sensu, ja nie miałem sensu...
Któregoś dnia wpadłem na pomysł, czy powrót do normalnego życia coś zmieni? Czy na nowo obudzi tą cząstkę uśpioną przez moją ciemną stronę? W taki sposób znalazłem się tu. W jednym z publicznych amerykańskich liceów. Odpowiednia peruka, soczewki zmieniające kolor tęczówki, zmiana nazwiska. Nowa tożsamość. Szkoda tylko, że w pakiecie nie było także wymiany emocji czy wymazania pamięci... Chyba nie potrafię już żyć... Chyba.
Muzyka. Od małego towarzyszyła mi w każdym momencie życia. Była moim oczyszczeniem, istnym katharsis. Dawała mi przez moment popatrzeć na świat przez różowe okulary. Kochałem to. Muzyka była moim nałogiem. Nałogiem, który pozwalał mi jeszcze jako tako egzystować. Egzystować. Bo żyć przestałem już dawno. Dzisiejszy dzień był moim pierwszym dniem w nowej szkole. Normalna szkoła, tak długo już tu nie byłem. Powróciły wspomnienia. Po lekcjach postanowiłem wstąpić do sali muzycznej, by chwilę się wyciszyć. Szedłem właśnie szkolnym korytarzem, będąc blisko sali usłyszałem nagle najpierw dźwięki fortepianu, a potem śpiew. To była dziewczyna. Zamurowało mnie. Jej wokal... Brakowało mi słów w moim słowniku, by to opisać. Podszedłem bliżej i stanąłem obok drzwi sali, by dokładniej wsłuchać się w tekst piosenki.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Klaudiax · dnia 26.09.2013 21:00 · Czytań: 428 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Komentarze
emila9871 dnia 27.09.2013 20:16
Cytat:
Mi­ja­jąc je chcia­łem ją wy­mi­nąć

Hm... dziwnie to brzmi. Może po prostu 'chciałem je wyminąć'?

Cytat:
albo przy­naj­mniej ich część. Albo

powtórzenie

Cytat:
Be­lie­bers

Czy to jest o Justinie Bieberze? :))

No cóż, raczej wiadomo jaki będzie ciąg dalszy, ale zdaję sobie sprawę, że trudno wymyślić coś oryginalnego. Słownictwo i gramatyka bardzo dobre ( przynajmniej jak na mój rzut oka. zobaczymy co będzie dalej. Pozdrawiam.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Jacek Londyn
07/05/2024 22:15
Dziękuję za komentarz. Cieszę się, że udało mi się oddać… »
OWSIANKO
07/05/2024 21:41
JL tekst średniofajny; Izunia jako Brazylijska krasawica i… »
Zbigniew Szczypek
07/05/2024 21:15
Florianie Trudno mi się z Tobą nie zgodzić - tak, są takie… »
Zbigniew Szczypek
07/05/2024 20:21
Januszu Wielu powie - "lepiej najgorsza prawda ale… »
Kazjuno
07/05/2024 12:19
Dzięki Zbysiu za próbę wsparcia. Z krytyką, Jacku,… »
Kazjuno
07/05/2024 11:11
Witaj Marianie, miło Cię widzieć. Wprowadzając… »
Marian
07/05/2024 07:42
"Wysiadł z samochodów" -> "Wysiadł z… »
Jacek Londyn
07/05/2024 06:40
Zbyszku, niech Ci takie myśli nie przychodzą do głowy. Nie… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 20:39
Pulsar Świetne i dowcipne, a zarazem straszne w swoim… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 13:43
A przy okazji - Zbyszek, a nie Zbigniew. Zbigniew to… »
Jacek Londyn
06/05/2024 13:19
Kamień z serca, Zbigniewie. Dziękuję, uwierzyłem, że… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 12:43
Tak Jacku, moja opinia jest jak najbardziej pozytywna. Zdaję… »
Jacek Londyn
06/05/2024 12:23
Drogi Kazjuno. Przyznam, że bardzo zaskoczyła mnie… »
Kazjuno
05/05/2024 23:32
Szanuję Cię Jacku, ale powyższy kawałek mnie nie zachwycił.… »
Zbigniew Szczypek
05/05/2024 21:54
Ks-hp Zajrzałem za Tetu i trochę się z nią zgadzam. Ale… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 07/05/2024 20:47
  • Hallo! Czy są tu jeszcze jacyś żywi piszący? Czy tylko spadkobiercy umieszczają tu teksty, znalezione w szufladach (bo szkoda wyrzucić)? Niczym nadbagaż, zalega teraz w "przechowalni"!
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/05/2024 18:38
  • Dla przykładu, że tylko krowa nie zmienia poglądów, chciałbym polecić do przeczytania "Stołówkę", autorstwa Owsianki. A kiedyś go krytykowałem
  • Zbigniew Szczypek
  • 02/05/2024 06:22
  • "Mierni, bierni ale wierni", zamieńmy na "wierni nie są wcale mierni, gdy przestali bywać bierni!" I co wy na to? ;-}
  • Dzon
  • 30/04/2024 22:29
  • Nieczęsto tu bywam, ale przyłączam się do inicjatywy.
  • Kazjuno
  • 30/04/2024 09:33
  • Tak Mike, przykre, ale masz rację.
  • mike17
  • 28/04/2024 20:32
  • Mało nas zostało, komentujących. Masz rację, Kaziu. Ale co począć skoro ludzie nie mają woli uczestniczenia?
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty