Ukochana, możliwe, że nie ma ratunku dla obumarłych za życia, możliwe, że nie ma dla nas ratunku, ale pamiętaj, że mój wzrok nieustannie przeczesuje czeluście twego serca. Kiedy zadrży twoja dłoń, ja będę płakać nad rozlanym mlekiem tak długo dopóty, dopóki nie przestanie ono cuchnąć, a potem zetrę twoje łzy atłasową chusteczką, byś odczuła mą subtelność. Zatrę ślady twej chwiejności składając w ofierze mą niewinność, zaś twą umęczoną miłością twarz nakryję misterną firaną cierni. Na twój rozkaz padnę na kolana składając pokłony wszystkim świętym, by uleczyć twą sfatygowaną duszę, a jeśli zapragniesz plunę zawiścią w krzyż i przegryzę zębami tętnice wszystkim tym, którzy mają czelność w ciebie powątpiewać. Zrobię wszystko bylebyś skłoniła się ku memu sercu, wszystko, bylebyś trwała w tym ucisku – ze mną.
Pamiętasz, wyłaniając się z twego łona, wyobraziłam sobie, że cię kocham, lecz nim podniosłaś wzrok, nim mnie ujrzałaś, szczelnie zaryglowałam drzwi i okna, nakładając zasuwy na każdą komorę mego serca. Nie odczuwałam potrzeby symbiozy, nic nie odczuwałam, byłaś mi obojętna, jak każda z wielu, zrodzona by zrodzić. Wspominając, opowiadałaś o więzi łączącej mnie z tobą, nieprzerwanej, bezwarunkowej więzi. Pamiętam, nim wydałam z siebie pierwszy okrzyk, zanim ciało złączono z ciałem, a w dłoń wciśnięto mi nieumyślność, zdołałam wyrwać z rąk nożyce oplatając swoje ciało lepką pępowiną przynależności. Gdy twoją twarz siatkowały głębokie zmarszczki, moje jestestwo sześciokrotnie zdwajało swe istnienie pragnąc wyzwolić się spod twej władzy. Wielokrotnie pytałam cię, czy byłabyś zdolna przetrwać wszelakiej maści tortury w zamian za moje serce, zawsze się wahałaś, nie dostrzegałaś tej chwili rozterki, lecz ja wiedziałam, że twoje tak oznaczało nie.
Posłuchaj, mogłaś wszystko zmienić, wystarczyło oddać mnie w ręce cyganów, zasztyletować kuchennym nożem albo zatrzasnąć drzwi, kiedy obserwowałam cię wpierw z korytarza, w następstwie siedząc naprzeciwko ciebie, kolano obok kolana. Pamiętasz, miesiąc za miesiącem nasze głowy opadały coraz niżej chroniąc kręgi szyjne przed bolesnym rozerwaniem. Wiwatowałam, organizm walczył. Mylisz się, mówiłaś, powinnyśmy trzymać głowy prosto, oczy zwracać ku swym oczom, a usta zaciskać tak mocno, by nie móc wydobyć z siebie najcichszego jęku. Zwiędłybyśmy obok siebie. Ty i ja, gwałcone własnym cierpieniem.
Wrosłyśmy w krzesła, pamiętam, nasze ciała drżały chłonąc hektolitry słonych wód wypływających z twoich przekrwionych oczu. Usychając naprzeciw siebie pozostawałyśmy niedostrzegalne dla świata, tworzyłyśmy własną rzeczywistość skonstruowaną z odpowiedzi pozbawionych logiki i zawodzeń ślepych psów sąsiadów.
Mówiłaś, że żałujesz każdej setnej sekundy swego życia.
− Żałuję każdej setnej sekundy mego życia. Żałuję narodzin mego dziecka.
Nie wierzyłam twym słowom, od tak, przemawia przez ciebie rozpacz drylująca w mózgu myśl o bezsensowności istnienia.
− Nie wierzę ci.
Nim spostrzegłaś, zasiałaś w mym umyśle idee głoszącą, że wszystko co dobre należy się tobie, nie nam.
− Wszystko co dobre należy się mnie. Nie tobie.
Wiedz, że żywiłam urazę do aktu stworzenia.
− Chciałabym umrzeć.
Wiedz, że przyduszałam się życiem zasypiając wieczorem i krztusiłam się powietrzem budząc się nad ranem.
− Gdybym któregoś słonecznego dnia, spoglądając na las, gdybym, któregoś dnia, lato, zima, jesień, wiosna, gdybym któregoś dnia nie zdołała zaczerpnąć tchu, gdybym, proszę, spal mnie, nie zniosę świadomości gnicia w trumnie.
Miałaś władzę nade mną, władzę, którą aprobowałam.
− Szmata. Dziwka. Kurwa.
A ja dziękowałam niebiosom za każde twe słowo.
Pamiętasz, wypatrywałam słońca poprzez zasłonięte żaluzje, kiedy ty otwierając przesuszone dymem usta wypuszczałaś z płuc mętne powietrze snując opowieści o moim dzieciństwie. Historie, których nie pamiętam, o których winno się zapomnieć wykreślając je z umysłu prostą linią architekta. Obudziłam się nocą owładnięta niepokojem. Trwałam w twych ramionach, łkałam, mówiłaś, że miałam otwarte oczy i krzyczałam, tak mówiłaś. Tęskniłam za kimś kto był mi obojętny, obcy, niepotrzebny, za kimś kto mnie nie kochał, kiedy ty mnie kochałaś, pragnęłaś mnie kochać, kochałaś mnie, potrzebowałaś mnie kochać, musiałaś kogoś kochać, kochałaś. Trzymałaś mnie w ramionach, krzyczałam, mówiłaś, że krzyczałam, łkałaś, kochałaś mnie, musiałaś mnie kochać, krzyczałam, mówiłaś, że krzyczałam, przepraszam, przegryzłam twe ramię, krwawiłaś, nie pamiętam, krzyczałam, nie wiedziałaś co robić, krzyczałam, nie wiedziałaś co robić, rozumiem, nie pamiętam, przepraszam.
Byłam twoim pierwszym dzieckiem.
Byłaś za młoda na dziecko, tak myślę.
Za słaba na dziecko, tak myślę.
Nie powielę twych błędów.
Obiecuję.
Nie będę mieć dzieci.
W odróżnieniu od postanowień jestem pewna deszczu, pomyślałam, i może nie będę mieć dzieci, pomyślałam, i może nigdy nie nadam listu do ciebie, pomyślałam, ale kiedy spotkajmy się ostatni raz, za dwa dni, przy moście, o północy, pomyślałam, twe kłamstwa rozkruszą mą czaszkę namiętnej, niż skok w bok do wody, pomyślałam, wtórnie przemierzając miasto w poszukiwaniu czerwonej skrzynki. Burza podzieliła ludzkość na dwa stada, tych z banknotami w skarpetach i tych ze słomą w butach. Właściwie, to ci sami. Wszyscy przeżyją. Przeżyjecie zwierzyno. Wy, zmokłe kury tulące kurczęta i wy młode wilki z tytułami klaunów, i wy rekiny biznesu łaknący smaku monety, przeżyjecie.
Obserwowałam zza kolumny ławicę ciał tropiących zakatarzonymi nosami schronienia przed ulewą. Przy sklepikach z cekinami gromada smacznych ikr z foliowymi workami na łubach osłaniała precyzyjny układ nastroszonego włosa. Brzuchate neonki migotały w takt podmiejskich latarenek, a cuchnący śledź rozpostarł swe cielsko na środku fasady kościoła, przyśpiewując ostatnimi podrygami, melodię zasłyszaną w lewicowym radio. Rybacy, obumarli za życia, tacy jak ja, unikali styczności z bezpośrednim kontaktem z wodą, czerpiąc życiodajną energię z parujących kałuż. Było ich dwóch, wliczając w sumę samą siebie, łowiłam ja i mój sfalowany cień. Nikt nie uciekał, oczekiwaliśmy końca, skrzele przy płetwie.
Ciążąca nad nami świadomość tonięcia wzmogła potrzebę gloryfikacji sensu wszystkiego, co nas otaczało, kłaniano się sobie wzajemnie tak nisko, iż dłonie szorowały miejski bruk. Wysławiłam przestrzeń pod niebiosa uważając, że uczestniczę w centrum filmowego edenu, ta czerń, ta biel i to pomiędzy, tryliony odcieni pomiędzy, życzyły mi udanego kadru. Operator kamery, miły pan, ulokowany w lewej półkuli mózgu, notował obraz na błonie fotograficznej, kiedy ja, rybie fekalia, oddawałam się wsłuchiwaniu we własny oddech. Dłoń ściskała kopertę z odpowiedzią na zaproszenie ślubne. Samotność dyskwalifikuje mnie do wzięcia udziału w powyższym rytuale kłamstwa. I nie chciała nadać listu. Wybaczcie. Dopisała. Przyjadę. By rozerwać kopertę w pół.
− To nie czasy prohibicji proszę pani, by listy pisać i listy rwać.
− Co to pana obchodzi?
− Niewiele, po prostu się nudzę. − przetarł oko prawą dłonią. − Wracam z pogrzebu.
− Ja także. Szukam skrzynki pocztowej.
− Proszę się nie trudzić, proszę mi zaufać. − powiedział oglądając dłonie. − Nadam gołębiem.
− Zmarł ktoś bliski?
− Nikt bliski. Tylko syn. − odparł, opatulając ptasią szyję sznurowadłem. − Spokojnie maleńki, spokojnie. Wyjątkowo tłusty okaz, z rzadka widuję tak tłuściutkie gołąbki. Maleńki tłuściutki gołąbek! Pani spojrzy jaki tłuściutki gołąbek! − zamilkł. − Widziałem panią.
− Nieważne. − powiedziałam.
− Ten się nada, ten się nada. Taki gołąbek się nada. Lotnik! Jakim jesteś gołąbkiem? Powiedz pani jakim jesteś gołąbkiem? Jestem pocztowym tłustym gołąbkiem, proszę pani. Tłustym, smacznym gołąbkiem.
− Przykro mi z powodu syna.
− Kłamca! Co na to gołąbek? − przylgnął ptasią grdykę do ucha. − Gołąbek mówi, że kłamca.
− Skąd pan ma to sznurowadło? − zapytałam.
− Nie wiem. − odpowiedział.
− Proszę ścisnąć mocniej. − powiedziałam.
− Dobrze. − odpowiedział.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt