Lorie siedzi na podłodze z butelką wina między kolanami. Latarnia za oknem rzuca światło na jej twarz, zapala się, gaśnie, zapala się i gaśnie – finałowa scena spektaklu.
Czarne kreski, które zawsze maluje wokół oczu, spływają po policzkach. Resztki czerwonej szminki zalegają w kącikach ust, a potargane pasma włosów lepią się do twarzy. Na mój widok chyli głowę, wiedząc, że w przerażeniu zagryzła wargę do krwi.
Dziewczyna pozwala położyć opiekuńczo dłoń na ramieniu, ale poza tym nie reaguje. Deszcz zaczyna stukać o szyby i parapet.
- Pójdę do piekła, może już jestem, nie wiem.
Wilgotnym policzkiem wyczuwam ciepło poduszki. Cichy szelest sekund. Gdzieś tam jest moje życie.
***
- Mamo, czy ten pan jest chory?
- Wracaj tu szybko.
Druus, facet w moim wieku, który żyje z nocnego zamiatania parkingu przed wesołym miasteczkiem, staje z opuszczoną głową przed kawałkiem pękniętego lustra nad umywalką. Po chwili zdobywa się na odwagę, by spojrzeć sobie w twarz.
- Moja mała śmierć. - Bierze głęboki wdech i zamyka oczy.
Wytarte, skórzane obicie fotela z wyhaftowanym numerem w pierwszej klasie. Pociąg pędzi przez pulsujące jezioro świadomości, jego tory gną przestrzeń w przezroczystą klatkę. Powietrze uciekające w panice porywa ostatnie spojrzenie.
Miasto rozmytych cieni. Rzedniejąca mgła kurzu, brudna, ceglana kamienica w tle.
Okrągła, lśniąca wilgocią powierzchnia na czarnej planszy betonowych korytarzy. Mały pokój z brązowymi ścianami, żółta, ortalionowa kotara zamiast drzwi. Miedziane pluskwy pod resztkami tapety grają histerię. Zaschnięta mucha nostalgii. Na materacu leży kobieta, pali papierosa i wydmuchuje kółka z dymu, próbując trafić w uchylone okno.
Fluorescencyjny lakier na paznokciach pulsuje zieloną barwą na tle czarnego prześcieradła. Przygniatająca nieobecność strachu. Biały kot wygina grzbiet, miauczy i mruczy, ocierając się o metalową podstawę lampy.
Dziewczyna przesuwa palce wokół czerwonego, aksamitnego trójkąta, zakrywającego krocze.
- Jesteś – oznajmia martwym głosem.
Wstaje i wyciąga szkatułkę z otwartej głowy bursztynowego anioła. Jaskrawa wykładzina chłonie zdetonowane krople wody. Nad nami przelewa się wanna zimnego odrętwienia.
Tysiące ledwo słyszalnych szeptów, szloch w uchylonej szafie. Granitowe pomniki na zardzewiałych rusztowaniach przepuszczają przez palce rozciągnięty czas. Puste uśmiechy rozmigotane w słońcu spalonej benzyny. Stół pocięty inicjałami. Zastygnięta postać rybaka nad siecią szklistych oczu.
Fale znieczulenia pienią się na srebrnej krawędzi nocy.
***
- Brunetka w niebieskim swetrze? – słyszę za plecami.
- Tak, tak – odpowiadam, odwracając głowę.
- Dziesięć minut temu mijałem jedną. Siedziała na ławce, drugi peron – oznajmia starszy, elegancki pan przy automacie z napojami. – Pijana albo naćpana – dodaje. – Pełno teraz takich – akcentuje z obrzydzeniem i odchodzi.
Lorie leży skulona na drewnianej ławce. Gwałtowny podmuch wiatru unosi strzępy suchych liści ze szczelin popękanego chodnika.
- Zazdroszczę im wszystkiego, chyba nawet śmierci. - Nie potrafi utrzymać głosu do końca zdania i schodzi do szeptu.
- Musisz - grzęznę na patosie.
Czuje się jak w złym śnie, w którym człowiek nie może wykonać prostej, ale potrzebnej do wybawienia czynności.
- Wstań, pójdziemy do domu.
Bez słowa protestu opuszcza nogi na ziemię.
***
Monotonna ciemność chłonie jak gąbka pierwsze promienie poranka. Ruszam w stronę drzwi. Moje nogi zaczynają grzęznąć w betonowej posadzce, a drzwi są coraz dalej.
- Dokąd się wybierasz?
- Chcę wyjść.
DUSZA ODCHODZI. CIAŁO STAJE SIĘ PRZEKLEŃSTWEM. Czerwona farba spływa po ścianie.
Druus
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt