Albert Jabłoński postanowił diametralnie zmieniać swoje życie. Decyzję podjął po kilku tygodniach rozmyślań od powrotu z Vegas. Stwierdził, że ma rzeczywiście ma dość ciągłego oszukiwania, lawirowania, kombinowania i bycia rozwiedzionym singlem. Chce mieć jeden dom, jedną kobietę, jeden telefon i jeden samochód. Rezygnacja z dotychczasowego stylu życia tak naprawdę nie była do końca jego pomysłem. Wynikała z propozycji, jaką otrzymał od swojego byłego szefa, Stefana Szuji. Mieli iść w politykę. Pomysł był z rodzaju takich, których nie należy odrzucać. Nowa sfera działalności publicznej miała zapewnić im i bezkarność i dodatkowe pieniądze. To ostatnie było najważniejsze, bo Albert miał duże wydatki. Potrzebował stabilizacji, a przede wszystkim reprezentacyjnej, atrakcyjnej i równocześnie niedostępnej dla innych małżonki.
Anna spełniała te kryteria – była dobrą ex - żoną, doskonale dbającą o dom i dzieci. Co prawda nie zarabiała zbyt wiele, ucząc w jakiejś szkółce, ale według jego przekonań, to mężczyzna powinien zarabiać tyle, by jego kobieta dobrze wyglądała. Kończył pięćdziesiąt lat, rozumiał, że czas nieubłaganie płynie i musi podjąć radykalne decyzje, bo zostało mu raptem kilkanaście lat aktywnego życia. Uznał, że najwyższy czas się ustatkować i spokojnie pożyć w obok reprezentacyjnej żony. Dlatego wigilię swoich urodzin spędził właśnie z nią: pierwszą byłą żoną.
Intensywny dzień rozpoczęli w południe u notariusza. Po wielu miesiącach nalegań z jej strony w końcu dał jej notarialnie połowę domu. Nie było to bezinteresowne, ale Anna miała się o tym nigdy nie dowidzieć. By uczcić to wydarzenie, zaprosił ją do miasta, w którym pracował. Po południu zjedli obiad we włoskiej restauracji. Poszalał: na przystawkę zamówił zupę minestrone, ona szynkę parmeńską z gruszką i parmezanem. Jako danie główne wybrali to samo: medaliony z polędwicy wołowej podawane z frytkami i grillowanymi warzywami z sosem z zielonego pieprzu. Liczył, że jej zaimponuje. Na deser zamówił tiramisu, ona dietetyczne lody waniliowe z ciepłymi wiśniami w rumie. Anna jak zwykle narzekała na czas przyrządzania i serwowane specjały, ale on przyzwyczajony do tego, zrzędzenie wliczył w koszty. Wieczór spędzili na występie jakiegoś kabaretu. Jej podobało się średnio, jemu wprost przeciwnie, ale z nią zawsze tak było. Po jej minie i mniejszym niż zwykle narzekaniu uznał, że z przebiegu dnia jest zadowolona. Gdy wracali do rodzinnego miasta, zaprosił ją do zajazdu. Widział, że lubi słodkie malibu. Postawił jednego, później drugiego drinka oraz deser z dużą ilością alkoholu licząc na jej uległość. Wiedział, że gdy wypije trochę alkoholu, potrafi być rozwiązła. Bliźnięta, których był ojcem – Daria i Darek – przebywały poza miastem, więc nie licząc psa – dom mieli tylko dla siebie. Dlatego starał się jak potrafił, by noc była upojna.
Po powrocie do domu Anna godzinę poświęciła na toaletę w swojej łazience. Wiedział, że smaruje się niesamowitą ilością kremów, pomad i tym podobnych specyfików. Albert przygotowania do snu skończył po piętnastu minutach. Poszedł, więc do sypialni i cierpliwie czekał, patrząc w oczy uwielbianego przez nią psa. Miał ochotę na seks i dzielnie walczył, by nie zasnąć. Gdy Anna weszła do sypialni w długim szlafroku, od razu zapytał:
– Co tak długo robiłaś?
– Przecież zawsze tak długo się szykuję, już nie pamiętasz? Tak ci się wszystkie kobiety poplątały?
Puścił tę uwagę mimo uszu. Miał na nią ochotę – długo budował nastrój i nie chciał tego zepsuć. Lustrował jej biust i talię opięte w gładką tkaninę – widok rozpalał jego wyobraźnię.
– Po co się upiększasz? Przecież wiesz, że lubię twoją naturalność. Dla mnie jesteś jak zawsze najpiękniejsza.
– Na ciebie nie ma, co liczyć, ciągle gdzieś gnasz. Muszę zacząć dbać o siebie. Może w końcu kogoś załapię na wygląd? – powiedziała, a uśmiech przemknął przez jej twarz. Chociaż to zdanie go zaskoczyło, starał się tego nie dać poznać po sobie. Coraz bardziej jej pragnął. Wymruczał:
– Nie mów tak. Przecież wiesz, że zawsze przygna mnie do ciebie. Mogłaś i możesz na mnie liczyć. Zawsze. Tak ślubowałem.
– Zawsze?
Znów zignorował jej odpowiedź będącą równocześnie pytaniem. Wstał z dużego łoża, zdjął jej szlafrok i zobaczył bardzo seksowną nocną koszulkę. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z faktu, że Anna ostatnio bardziej dbała o oprawę swojego ponętnego ciała. Był coraz bardziej rozpalony, gdy nagle zadzwonił jej telefon. Była żona oczywiście go odebrała i zaczęła rozmowę, jak zrozumiał - ze swoją mamą. Podczas rozmowy wyprowadziła psa do garderoby – widocznie też nie chciałaby był z nimi w sypialni. Odczytał to za dobry znak. Nadal czekał. Wiedział, że seksualny akt z nią potrwa jak zwykle kilkadziesiąt sekund. Co prawda ostatnio nie mógł się przy niej sam podniecić, ale ona fachowo pobudzała go ręką? Później zakładał prezerwatywę, smarował lubrykatorem i gdy tylko znalazł się w jej wnętrzu, od razu przeżywał orgazm. Mimo że Anna nie stosowała żadnych wyrafinowanych technik, działała na niego niesamowicie skutecznie i było z nią tak odkąd pamiętał. Chociaż nie - kilka miesięcy temu po raz pierwszy podczas ich zbliżenia - cicho zajęczała. W ich pożyciu zdarzyło się to po raz pierwszy. Nie wiedział, dlaczego, ale smakowała mu inaczej – lepiej niż inne kobiety. Swojej kilkudziesięciosekundowej gotowości też nie potrafił racjonalnie wytłumaczyć. Z innymi kobietami potrafił uprawiać seks znacznie dłużej. Może uwarunkował się wcześniej z powodu braku czasu i obecności w pokoju zawsze aktywnych i czujnych dzieci, a teraz psa? To było dla niego zagadką. Sam często powtarzał: „Emocje są niewskazane nawet w seksie – mogą uniemożliwić skuteczne działanie”. Przy niej nie panował nad swoim ciałem. Po akcie zawsze każdy mył się w swojej łazience i szli spać do oddzielnych pokoi.
Rozmowa telefoniczna przedłużała się, a pies nie wiadomo jak, wydostał się z garderoby. Przybiegł do Alberta i uważnie spojrzał mu w oczy. Początkowo położył pysk przy jego głowie, ale nie widząc protestu, po prostu wlazł do łóżka. Mężczyzna poczuł jego ciepło – rzeczywiście, jak tłumaczyła jego pierwsza była żona, miał o kilka stopni cieplejsze ciało niż człowiek. Anna od momentu porodu bliźniąt nie sypiała z mężem w jednym łóżku. Początkowo spała z dziećmi, a później z psem, właśnie, dlatego że dawał więcej ciepła. Chyba to nawet lubiła, bo wierny pies zazdrośnie bronił do niej dostępu zarówno przed dziećmi, jak i mężem. Rozmyślania, zmęczenie, ciepło psa i monotonna paplanina Anny spowodowały, że w końcu zasnął.
Po przebudzeniu Albert spokojnie leżał, by jej nie obudzić. Czuł, jaki ma potężny wzwód. Krew rytmicznie pulsowała w tętnicach, tak jakby miała rozerwać skórę napęczniałego i sztywnego członka. Czekał go wspaniały poranek prawdziwego mężczyzny: udany seks z matką jego dzieci, wspaniałe śniadanie, jazda świetnym samochodem do pracy przy akompaniamencie ulubionej stacji radiowej, poranna aromatyczna kawa, decydowanie o losie podwładnych. Przed południem zamierzał jeszcze wstąpić na niezobowiązującą męską rozrywkę – seks z młodą pracownicą w jej, a właściwie swoim mieszkaniu. Chciał tam pobyć do piętnastej, by później zjeść smaczny lunch z jakimś klientem. A popołudniem znów wrócić do Anny na sycącą kolację. Dobrze znał śniadania przez nią przyrządzane – były treściwe i smaczne. Gustowała w kuchni niemieckiej, a śniadania przyrządzała na ciepło. Stałym elementem były dwa składniki: jajka i kiełbaski w różnej postaci. To wszystko uzupełniały zimne przekąski, sery i jej specjalność – sałatki.
Nadal miał ochotę na nierozpoczęty seks z wieczora, ale bał się obudzić zarówno swej pierwszej byłej żony, jak i blisko czterdziestokilogramowego owczarka niemieckiego. Mimo że był tu gospodarzem, wolał nie ryzykować. Leżąc zastanawiał się: „Czy to, co jest między nimi, to prawdziwa miłość?” Poznali się jeszcze w liceum. Wzdychało do niej wielu kolegów, ale tylko jemu udało się ją zdobyć. Omotał i już nie puścił, dla tego, by być z nią gotów był zrobić wszystko. Gdy Anna zaczynała ogólniak, on go kończył i od razu poszedł do szkoły, wówczas milicyjnej. Tylko w tej branży mógł liczyć na mieszkanie i stałą, dobrze płatną pracę. Jego rodzice byli załamani wyborem szkoły i głośno protestowali, ale Albert był tak zdeterminowany myślą by z nią być, że zapłaciłby każdą cenę. Nie zamierzał, jak koledzy, czekać kilkanaście lat na swoje cztery kąty. W kraju pogrążonym w kryzysie tylko milicja gwarantowała jakąś stabilizację. Tłumaczył, że robi to, by zapewnić im dostatnie życie. W szkole milicyjnej zrozumiał, że aby zrobić karierę, musi się uczyć. Dlatego po szkółce, gdy dostał służbowy przydział, od razu zapisał się na studia zaoczne. Ona w tym czasie zrobiła maturę i rozpoczęła naukę na filologii polskiej. Udało mu się dostać przeniesienie do miasta, gdzie studiowała. To był trudny czas – jakieś protesty, strajki, niepokoje społeczne, ale na szczęście zaczął się specjalizować w sprawach kryminalnych i cała ta zawierucha go ominęła. W pracy szło mu całkiem nieźle. Awansował, mieli mieszkanie, jakieś przywileje, czas tylko dla siebie i spore pieniądze. Byli szczęśliwi. Gdy skończył studia, Anna zaszła w ciążę: bliźnięta dwujajowe - świadectwo ich namiętności, gdyż chłopiec był starszy od siostry o blisko miesiąc. Lekarze mówili, że ciąża bliźniacza to wpływ Czarnobyla, ale nie wnikał w to, bo dzieci były zdrowe i dobrze się rozwijały. Po narodzinach podjęli decyzję, że wracają do rodzinnego miasteczka. Anna nie poradziłaby sobie z dwójką niemowlaków, a jej matka po likwidacji zakładu, w którym pracowała, właśnie przeszła na wcześniejszą emeryturę. W rodzinnym mieście dostał awans i nieco większe mieszkanie.
Po zmianie ustroju pomyślnie przeszedł weryfikację i zachował pracę. Anna zajmowała się domem i dziećmi. Nie było łatwo, ale na szczęście pomagała rodzina. Na swoją obecną pozycję długo pracował. Okazało się, że jego kompan od wódczanych imprez z czasów szkoły milicyjnej, Stefan Szuja, został przeniesiony do miasta wojewódzkiego. Potrzebował zaufanego człowieka i do komendy wojewódzkiej ściągnął właśnie Jabłońskiego. Albert nie sprowadził rodziny do miejsca pracy, bo wygodniej było mu, co dzień dojeżdżać trzydzieści kilometrów w jedną stronę. Mógł przez ten czas rozmyślać o pracy, posłuchać radia, wiadomości. A kiedy się spóźniał z powodu wizyt z dziećmi u lekarzy, zawsze zwalał to na drogę i uchodziło mu to bezkarnie. W pracy został prawą ręką wpierw naczelnika sekcji, wydziału, a później samego komendanta. Załatwiał trudne sprawy – nigdy nie były one przyjemne, ale zawsze przynosiły jakieś korzyści. Stefanowi Szuji nie przystawało mieszać się w brudne i ciężkie gatunkowo sprawy – miał od tego Alberta. Ale i Jabłońskiemu też było tak wygodniej – zgodnie z nauką ojca, nie był na świeczniku, ale ogień jego szefa dawał całkiem sporo ciepła i światła. Przez te lata nauczył się nie robić nic bez błogosławieństwa swojego przełożonego. Wiedział, że jeśli sprawa wypłynie na wierzch i szef oficjalnie ją skrytykuje, wlepi winnym jakąś karę, to dzięki wcześniejszemu błogosławieństwu, na tym zyska. Nawet, jeśli media wywlekłyby ją na wierzch – on był kryty.
Albert miał jeszcze jedną zaletę – nie pił. Jakoś go do alkoholu nie ciągnęło, bo nie potrafił się upić. Skończył z piciem w ostatnim roku milicyjnej szkółki. Szuja, wówczas kolega z wyższego rocznika, zapamiętał, że Albert ma mocną głowę i gdy inni popiją, on jest po prostu bezcenny. Dzięki jego trzeźwości można było załatwić podwiezienie do domu, zapłacić rachunki i uchronić się przed wstydem. Ale niestety, ostatnie wydarzenia w Las Vegas uświadomiły mu, że musi wyjątkowo się pilnować, bo chwila niefrasobliwości z nieznanymi substancjami może wiele kosztować.
Wcześniej Jabłoński, jako funkcjonariusz policji nie zarabiał zbyt wiele, musiał, więc ciągle dorabiać, a tu pole do popisu było mocno ograniczone. Sytuacja rodzinna skomplikowała się, gdy ukochani rodzice niespodziewanie kupili mu działkę budowlaną i dali pieniądze na materiały. Jako że nie lubili Anny, postawili jeden warunek – miał to być jego odrębny majątek. I tak też się stało, mimo protestów żony. Działka była położona w cudnej i cichej okolicy otoczonej lasami. Mimo że z wielu powodów mocno się opierał przed rozpoczęciem inwestycji, musiał w to wejść, bo rodzinie coraz trudnej żyło się w dwóch pokojach. Podjął wyzwanie i rozpoczął budowę. Szło ciężko, bo wciąż brakowało pieniędzy, ale mimo ich braku, kłopotów ze zdrowiem rodziny, wszystko dobrze się skończyło.
Sielanka małżeńska trwała tylko do pewnego czasu. Po pięciu latach od powrotu w rodzinne strony poznał inną kobietę. Właściwie został zmuszony, by ją poznać. Wszystko przez pracę, ale to już całkiem inna historia.
Usłyszał, że Anna chyba się budzi. Nieco się zsunął w dół łóżka. Spojrzał w kierunku jej łóżka. Położyła się na brzuchu, a koszulka i kołdra podeszła po górę, odsłaniając jej kształtne pośladki i nogi. Patrzył na ich krągłości, zauważył na nich meszek. Jej pupa przypominała mu brzoskwinię kolorem, smakiem, kształtem i właśnie drobnymi jasnymi włoskami. Cicho zmienił pozycję, chcąc lepiej widzieć Annę. Podniecił się, patrząc na miejsce, gdzie mięsień pośladka łączył się z udem. Podniósł ostrożnie głowę i dostrzegł fragment jej wydepilowanych warg sromowych. Wydawało mu się, że są lekko nabrzmiałe i wilgotne. Wzwód stał się sztywniejszy, bolało. Postanowił szybko wśliznął się do jej łóżka. Wcześniej, jak zawsze, chciał założyć prezerwatywę, posmarować lubrykatorem i bez gry wstępnej szybko ją posiąść. Przestał zachowywać się ostrożnie: zaczął szukać ręką tego, co przygotował wczoraj na nocnej szafce. Marzył znów usłyszeć, jak pod nim cicho jęczy. Przez lata małżeństwa nauczyli się uprawiać seks w kompletnej ciszy i bez zbędnego hałasu. Jemu te kobiece jęki w jej wykonaniu bardzo się spodobały. Przygotowaniom przypatrywał się pies, stojąc między łóżkami. Zbliżył się do Alberta i mężczyzna poczuł na twarzy śmierdzący oddech zwierzęcia. Zobaczył, jak pies bezgłośnie odsłania swe białe zęby, patrząc mu prosto w oczy spojrzeniem pełnym nienawiści, więc, mimo że Albert był bardzo podniecony, zrezygnował. Coraz bardziej był przekonany, że decyzja o powrocie do pierwszej żony była słuszna, tylko musiał jakoś ułożyć tego psa, bo przez niego nie mógł dziś jej posiąść. Anna usłyszała, jak wierci się w swoim łóżku, i jak zwykle zaczęła narzekać:
– Dlaczego tak hałasujesz? Chciałam jeszcze pospać…
– Czy nie chciałabyś, żebym położył się obok? To takie naturalne.
– Daj spokój. Od dziś zaczynam urlop, przez ciebie się nie wyśpię.
Zawsze narzekała i była niezadowolona, skupiając się wyłącznie na swoich emocjach i uczuciach. Nigdy też nie akceptowała jego męskości, popędu i żądań. Przez lata związku nie zdążył się do tego przyzwyczaić.
– Aniu, ale męczysz się ze mną tylko raz na jakiś czas…
Zaryzykował proponując:
- Zgodnie z zasadami, postaraj się być dla mnie miła.
– Chyba żartujesz. I tak mam ciebie za dużo. Za moment idę się umyć, a później wyprowadzę psa.
– A co ze śniadaniem? Naruszasz nasz ustalony porządek?!
– A może ty byś je przygotował?
Albert uznał to za żart. To on dał jej dom, dzieci, łożył na utrzymanie, kupował samochody, więc raz na kilka dni śniadanie powinna przygotować bez protestu! Nie wspominając o porannym, ożywczym stosunku. Do tej pory nigdy zbyt stanowczo nie protestowała i dostawał, co chciał. Dlatego dziś się zdziwił. Jednak żeby ją uspokoić i przekonać, że chce dokonać zmiany w życiu, zaproponował:
– To może ja pójdę z psem? Naturalnie ty w tym czasie przygotujesz coś wspaniałego…
Anna nic nie odpowiedziała – weszła do łazienki. Szybko się ubrał i wyszedł z psem. Stojąc na zewnątrz, popatrzył na dom. Był wspaniały, a kosztował zdecydowanie więcej, niż Albert planował. Budował go wiele lat, ale nie oszczędzał na materiałach, bo miał do nich łatwy dostęp, i jak się okazało, to procentowało. W ubiegłym roku przeprowadził potężny remont, modernizując posiadłość. Teraz znajdowało się w nim wszystko, co powinno być, łącznie z sauną i dużym zewnętrznym jacuzzi. Zresztą o takim domu marzyła jego pierwsza ex-żona, a z racji tego, że miał do niej niesamowitą słabość, chciał spełniać oczekiwania.
Poczuł, jak ssie go w żołądku. Pies chyba też był głodny, bo szybko się wypróżnił, jeszcze szybciej zrobił obowiązkową rundę galopem wokół zagajnika i zadowolony stanął przed Albertem. Dla przyzwoitości pochodzili jeszcze kilka minut po lesie. Gdy wrócili, w domu pachniało kawą. Anna zaprosiła byłego męża do stołu. Liczył na jej ciepłe potrawy – kiełbaski, jajecznicę, jakąś wyszukaną sałatkę, a dostał jajko po wiedeńsku. Nigdy mu nie smakowało, a ona po prawie dwudziestu pięciu latach wspólnego pożycia powinna o tym pamiętać. Pokazał, że jest zdziwiony. Wzruszyła obojętnie ramionami i powiedziała:
– Chciałam z tobą porozmawiać. Mam nadzieję, że nie masz przy sobie broń?
– Naturalnie, że nie mam.
Po chwili dodał:
- Wiesz, że ja też chciałem z tobą porozmawiać?
Zauważył, że wyraźnie się wahała i bała początku rozmowy, ale niestety nie zamierzała zmieniać głównej potrawy. Albert marzył o swoim ulubionym jajku po benedyktyńsku. Tylko ona potrafiła je przyrządzić w doskonały sposób. Przepis podpatrzyli w jakimś hotelu, teraz zrozumiał, że musi zadowolić się tym, co podała.
– A ty, o czym chcesz mówić? – zapytała nieśmiało.
Mężczyzna jej niepewność łożył na karb faktu, że sprawdzała, czy ma przy sobie broń. Nienawidziła, jak trzymał cokolwiek strzelającego w domu. Mimo że posiadał tu odpowiednią stalową szafę z zabezpieczeniami w schowku, nie mógł trzymać swojego arsenału. Musiał ulubione zabawki wyprowadzić w inne miejsce. Pewnie pytając, chciała go po raz kolejny sprawdzić. Przez chwilę milczał, bo też za bardzo nie wiedział, jak zacząć rozmowę o dalszym wspólnym życiu. To było trudne. Wiedział, że wiele razy ją głęboko zranił. Po za tym tak często się kłócili, że stracił możność rozwiązywania z nią konfliktów w sposób spokojny. Nie zaakceptowała faktu, że kilkanaście lat temu wyprowadził się i zamieszkał u innej kobiety. Później, że znów wrócił i jak gdyby nigdy nic zaczął sypiać w pierwszym domu, domagając się należnych mężowi praw. Robił to wszystko wbrew jej woli. Ale dzięki tym poszukiwaniom i próbom w końcu zdecydował: Anna była żoną tak doskonałą, że nie chciał innej. Nie potrafił jednak znieść jednego – za dużo i za często narzekała. Jednak, gdy zrobił bilans zysków i strat – i tak wypadła najkorzystniej ze wszystkich jego żon i partnerek. Chciał jej powiedzieć, że ma dość poprzedniego życia i zamierza u jej boku spędzić resztę swoich dni. W spokoju, dobrobycie i przewidywalności. Był przekonany, że będzie zadowolona z jego decyzji. Gdy uważnie smarowała kawałek chleba, powiedział:
– Aniu, chciałbym zmienić swoje życie. Naturalnie chciałbym je uporządkować. Dłużej tak nie dam rady.
– A wiesz, że ja też?
Szybko odpowiedziała, czym go zaskoczyła. Nie wiedział, co odpowiedzieć. Ona położyła nożyk na talerzyku i zaczęła mówić:
– Nie zrozumiesz, ale dopiero teraz doświadczyłam, że przyjaźń między kobietą a mężczyzną jest możliwa.
– Tak?!
Spytał, bo nie rozumiał, o co chodzi. Wcześniej mało ze sobą rozmawiali, skupiając tylko na doczesnych problemach z dziećmi, rodzicami i pieniędzmi. Ich związek to na pewno nie była przyjaźń. To było coś innego – być może wygodny dla obu stron układ damsko-męski? A może właśnie miłość małżeńska? Może to chciała nazwać przyjaźnią? Zastanawiał się gorączkowo. Ona kontynuowała:
– Znasz Konrada?
– Naturalnie, że tak.
Zadziwiła go po raz kolejny. Jednak nie chodziło o ich związek. Znał mężczyznę, o którego pytała – poznali się na jakiejś imprezie. Skończył psychologię, miał około trzydziestu lat. Przez jakiś czas pracował z Anną w szkole, później w oddziale banku w mieście, by w końcu znaleźć się w stołecznej centrali. Albertowi zdawało się, że kilka razy widział go w pobliżu ich domu, ale Anna zawsze zaprzeczała. Wierzył jej, bo była niezwykle prawdomówną kobietą. Miała też swoje zasady: wierność, uczciwość i życie zgodne z przykazaniami boskimi. A to jemu obecnie bardzo odpowiadało. Teraz zdał sobie sprawę z faktu, że chyba jednak tamte złudzenia nie były błędne. Konrad musiał tu bywać pod jego nieobecność.
– Jak mnie zostawiłeś, długo nie mogłam się otrząsnąć i znaleźć swojej drogi. Nie widziałam w sobie kobiety, tylko robota spełniającego zachcianki rodziny i wykonującego określone czynności. Bo ciągle dzieci, problemy, budowa, praca. Byłam ci wierna przez ten cały czas.
– No i?
Anna zaczęła snuć dłuższą opowieść rozpamiętując jak minęło im kilkanaście lat małżeństwa, ile było w nim zgryzoty, cierpienia, upokorzeń, no i od jak pewnego dnia pojawił się Konrad. Od tego czasu zawsze był obok i zjawiał się, gdy tylko dzwoniła. Słuchał cierpliwie, bo na razie nie dostrzegał, żeby ten niemęski młokos mógł mu zagrozić.
– Gdy dzieciaki wyjechały, zostałam sama.
Zamilkła, nie widząc reakcji męża dodała:
Wiem, że co rusz spotykasz się z innymi kobietami…
– Aniu, już się nie spotykam.
Chciał ją zapewnić o swojej miłości. Mimo że wierny był jej dosłownie od kilku godzin i miał jakieś plany na dzisiejsze południe. Ona, jakby go nie słysząc, mówiła dalej:
– Chciałam sobie udowodnić, że nie jestem taka ostatnia. No i tylko on się mną zainteresował.
– Możesz mówić jaśniej? – w jego umyśle pojawił się ostrzegawczy sygnał.
– Spotykamy się z Konradem, jak ciebie nie ma w mieście.
(...)
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt