Dzień dobry. Znowu się widzimy.
Wyglądasz jak wczoraj i jutro. Zaparowało, przetrzyj rękawem, jak zwykle, nałóż pastę na szczoteczkę i zaczynamy drugą część celebracji Nowego Dnia. Kawę wypiłaś, bieg na autobus jeszcze przed tobą. To gdzie będziesz za te dziesięć lat? Aaa... Święte Jeruszalaim, trzy - cztery lata po tej twojej żydologii na fUJocie kończonej, oprowadzanie wycieczek, a teraz, proszę państwa, na mój znak synchronicznie robimy "padnij!". Ano, aktualnie jest tam spokój, ale nigdy nie wiadomo, jak to za lat dziesięć może wyglądać...
Twarz. Niebieski żel na paluszki, rozsmarować, jak kazali na opakowaniu, po czym wymazać twarz. Nie lubię, nie chce mi się, szczypie, ale jeśli tego nie zrobię znowu wyskoczą mi syfy. Taki głupi wiek.
Głupi i tyle. Niby ten kawałek plastiku w portfelu masz, niby na prawo jazdy się zapisałaś i zaciskasz zęby, kiedy ktoś ci udowadnia, że jezdnia wcale nie jest tym, czym zawsze była. Niby. Ale gdzieś tam w środku kryje się ta mała Lucy od Lewisa. A gdzieś tam w środku nadal chcesz zostać Rycerzem Jedi jak dorośniesz, starasz się myśleć w sindarinie i wierzysz w istnienie miłości. Takiej bez "a;e". Przez bite czterdzieści tomów "Sagi o Ludziach Lodu". Na koniec świata. Powiem ci to prosto w oczy. Ale najpierw soczewki... Wady pięć na minusie zignorować tak po prostu się nie da.
Prawe, lewe, wypłukać pojemniczek, wysuszyć na powietrzu.
Więc... (zdania od więc się nie zaczyna, jak ty zdasz matÓrę?!) Więc... Jesteś naiwna i banalna. Jak pani Bovary co najmniej. I ty chcesz świat zmieniać, zdobywać, ty?... Do czego to dochodzi... Jakaż ta dzisiejsza młodzież bezczelna, doprawdy... No, bo niby dlaczego ostatnio do tych Chin chciałaś jechać? Nie wciskaj mi tu kitu, że tak strasznie zafascynowały cię ruiny w Xi'an, czy nawet to festyniarskie otwarcie olimpiady. Owszem, wiele było powodów, dla których przeszłabyś te czterysta kilometrów najlepiej zachowanego odcinka Wielkiego Muru, ale one wszystkie mieściły się pod kudłatą głową, w czerwonym polarku, butach Salomona i miały dokładnie 1,93 metra wzrostu. Przed Chinami zawsze było co najmniej sześćdziesiąt pięć innych miejsc, do których chciałaś pojechać. Andy - pogapić się na Aconcaguę. Nizina Gangesu - pogapić się na cudowny efekt subdukcji na północy. Norwegia - pogapić się na pięcioletnie samochody porzucone na środku drogi razem z kluczykami i dowodami rejestracyjnymi. Ty nawet do Władysławowa chciałaś jechać bardziej niż do Chin! Mimo że nie lubisz morza, bo kojarzy ci się tylko z milionem parawanów i tandetnymi suwenirami za sześć pięćdziesiąt. Ale to w Chinach miało być 1,93 metra idealnej nieidealności.
To było dawno. Blisko rok temu. To było jedną osiemnastą mojego życia wstecz. Dzisiaj wiem, że gdzie jak gdzie, ale w Chinach go na pewno nie zobaczę.
Zwiąż włosy. Będzie dzisiaj gorąco. Tą zieloną chustką. Czerwoną?... Zieloną. Generalnie to wygląda mniej - więcej tak. W wieku trzynastu lat podróżą życia byłby dla ciebie Egipt, bo pokochałaś tajemnice związane z piramidami. W wieku piętnastu - Jamajka, bo pokochałaś reggae i wszystkich facetów z dredami. Kiedy miałaś lat siedemnaście pokochałaś "Notre Dame de Paris" Victora Hugo i najchętniej odśpiewałabyś na placu przed Luwrem "Le mot Phoebus", jak prawdziwa, niezależna bohema artystyczna. Później pokochałaś kudłate 1,93 metra wzrostu i pojechałabyś za nim do Chin. Teraz? Teraz najbardziej kochasz Boga i najchętniej pomodliłabyś się w Ogrodzie Oliwnym.
Jeszcze tylko iPod na uszy i mogę zacząć codzienny sprint na przystanek. Przy akompaniamencie "Tak, tak... to ja" Ciechowskiego.
Jeden Wszechmogący chyba tylko wie, jaką nazwę państwa wpiszesz jutro w Google Earth. Za trzy lata "Australia". Za dziesięć "Panama". Za dwadzieścia "Jak najtaniej dostać się w okolice Mount Vinson?". Za trzydzieści "Turcja". Za czterdzieści "Słowacja". Za pół wieku wpiszesz "Rozkład jazdy autobusów". No, spójrz na mnie, zanim wyjdziesz. Miałabyś odwagę sprzedać tę legendarną lodówkę jak Bosy Gringo i od tego zacząć podróże? NAPRAWDĘ?! Bo prawda jest taka, że masz syndrom Samwise'a Gamgee. Przekroczysz próg domu, ale tylko za swoim Panem Frodo, którego kochasz najbardziej. Dla niektórych sam fakt podróżowania jest Panem Frodo...
Oni są wszędzie i nigdzie. Autobus mi uciekł.
Wszędzie wlezą, pójdą, gdzie Bóg ich pośle, jak święty Paweł, patron powsinóg. Granicę przekroczą na kartę biblioteczną, wcisną kit, że są ambasadorami Republiki Silvanii i nikt ich nigdy nie okradnie, bo anioły same na rękach ich noszą.
Pierwsza była historia, później jakieś kultury fizyczne, godziny wychowawcze dla młodzieży, dla której już nie ma nadziei (wszyscy chcą zostać prawnikami, wychowają się sami) i język ojczysty, przygotowujący do udziału w teleturnieju "Familiada". Byle do matÓry. Po matórze znowu będę sobą...
To kim chcesz być?
Sobą.
Aha. To znaczy?
Sobą.
Przestań, brzmi jak z jakiegoś Emo-wpisu na Emo-blogu z upadłymi aniołami w tle. Trzeba podejmować decyzje, cele sobie wyznaczać, a nie: całe życie metafory, abstrakcje i Adam Mickiewicz herbu Nie Zdążyłem Na Wiosnę Ludów. Bo gdzie będziesz za lat dziesięć. Kim zostaniesz, a kim się staniesz. Czy będziesz mieszkać pod mostem angielskim. Czy w mieszkanku z IKEI, które pewnego pięknego dnia wysadzi w powietrze twoje alter-ego. Czy w lepiance afrykańskiej. Kogo poznasz na ulicy, kogo za cholerę, kogo zignorujesz. Czy twój mózg będzie na biurku szefa, w portfelu czy w rozsypce. Kupować będziesz waciki od Szanel, "Fakt", czy czerstwe bułki. Gdzie spędzisz Wigilię. Z kim. Czy spędzisz Wigilię. Zrobisz, czy nie zrobisz, zarobisz, czy się zarobisz. Do ludzi będziesz machał z okna, czy z bilboardu. Ile darmowych numerów będziesz miał w pakiecie i czy będzie ich za dużo / za mało. Imię twoje czterdzieści jest i cztery, czy (tu wstaw numer gadu-gadu). Czy kiedyś obudzisz się z myślą, że wcale nie w tym miejscu i nie w tej rzeczywistości miałeś wylądować, a jeśli tak, to z którego mostu skoczysz. Więc kim?
Wiesz dobrze. Trochę tym Pawłem powsinogą, trochę tym rycerzem Jedi, trochę tą małą Lucy. Jak wyżej. Robić to, co się kocha, budzić się tam, gdzie miało się być, dalej wierzyć w Boga, światełko od niego nosić w oczach...
hmm... uśmiechasz się...
...i żyć w tym brzydkim świecie, który człowiek od wieków niezgrabnymi paluchami psuje, i opisywać go tak, żeby był piękny, a nie brzmiało to tak banalnie, jak teraz, i iść, gdzie Szef mnie pośle, i być...
być?...
...być kim Szef chce?...
Skąd ten znak zapytania?...
Bo zastanawiam się, czy coś oprócz tego ma sens... W każdym razie... Hybryda, która łączy w sobie wszystkie powyższe cechy... I nie boi się pokornie być kimś, kogo wymyślił sam Szef... Istnieje od dłuższego czasu w mojej głowie i ma nawet imię! Żyje! Ja o niej piszę wieczorami! Ona do mnie rozmawia!
Wiesz... Może lepiej idź do tej szkoły. Zlep się do kupy... Pozszywaj...
Ale jeszcze jedno, ci powiem. I pójdę już sobie.
No?...
Zawsze jak mam tutaj przyjść, to mam nadzieję, że zobaczę w lustrze właśnie ją...
...ale widzisz siebie. Straszne.
Nie. Widzę ciebie. I to jest dopiero straszne.
Idź. Punkt dla ciebie tym razem, ale idź. Następny masz o 8.43. Idź, bo się schizofrenii nabawisz. Ludy Mezopotamii wstydziłyby się za ciebie. Wykorzystujesz ich wynalazek do kontaktowania się z samą sobą.
To jak inaczej mam to robić?
Jak wszyscy. Przez gadu. No, spadaj już.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Szasez · dnia 24.09.2008 11:53 · Czytań: 707 · Średnia ocena: 3,5 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: