Piątek. W dodatku Matki Boskiej Pieniężnej! Już w robocie planowałem zarąbiście udany weekend z kumplami i panienkami, które aż piszczały, żeby przegonić je po klubach jak bure kotki po blaszanych dachach.
Po drodze zahaczyłem o bankomat i wpadłem do sklepu. Odkupiłem ciotce podwawelską i bułki, a nawet wrzuciłem do koszyka czekoladki "Kocie języczki", które jadała w dniach, gdy nie miała zaparć. Odłożyłem też do bocznej kieszonki trzy stówy, żeby dorzucić się do opłat.
Ciotka miała nosa jak Pinokio, bo zawsze wiedziała, kiedy jestem przy hajsie. Już na początku korytarza poczułem zapach węgierskiego gulaszu, który robiła na specjalne okazje. Była półkrwi Węgierką, a mój ojciec mawiał do niej „ślyweczko” (pewnie od śliwek węgierek, po których ja akurat miałem sraczkę). Matka bardzo się o to wkurzała, twierdziła, że byli kochankami, choć dzieliła ich różnica piętnastu lat na niekorzyść Heleny. Po śmierci ojca zerwała więc wszelkie kontakty, a ja nie przyznawałem się w domu, że u niej mieszkam. Zresztą rzadko dzwoniłem, bo rozmowa nie kleiła się od dłuższego czasu. Ostatni raz byłem w Lublinie na Wielkanoc, a wtedy pokłóciłem się z siorą i w ogóle dałem sobie spokój z kochaną rodzinką. Czułem, że wypadałoby zapytać, co i jak, ale brak komórki usprawiedliwiał mnie niejako.
Helena w wałkach na głowie i pełnym makijażu na pooranej zmarszczkami twarzy krzątała się żwawo przy garnkach w towarzystwie Rudego i Pusi. Jedno poszczekiwało, a drugie miauczało, żeby zwrócić uwagę właścicielki, ale ta miała je w głębokim poważaniu. Na stole, w popielniczce, kopcił się jak zwykle jakiś śmierdzący pet.
- Co za zapachy! – Podniosłem pokrywkę, delektując się gulaszem.
- Łapy precz – powiedziała ciotka krótko, wyrywając mi z ręki przykrywkę.
Szczerze mówiąc, spodziewałem się dużo milszego przyjęcia.
- Zakupy zrobiłem – rzekłem zbity z tropu.
- Do lodówki włóż.
Jakoś nie zrobiło to na ciotce wrażenia. Dopiero gdy wyjąłem z torby „Kocie języczki”, uśmiechnęła się niespodziewanie.
- Pamiętałeś, Marcelku – powiedziała miękko.
„Kocie języczki” zawsze kojarzyły mi się z szorstkim językiem Stefana Boltzmanna, mojego pierwszego i ostatniego kota, który swoje imię zawdzięczał prawu wspomnianego uczonego, przerabianemu na fizyce akurat w momencie, gdy sierściuch pojawił się w moim życiu.
Kiedyś biedaczek zachorował i bardzo to przeżywałem. Po powrocie ze szkoły wpadłem do domu i zastałem matkę rozmawiającą z sąsiadką - panią Janicką.
- Jak Stefan? – zapytałem od progu.
- A dziękuję, już lepiej, Marcelku – odpowiedziała, nie wiedzieć dlaczego, pani Janicka. – Noga już mniej boli i nie jest taka opuchnięta. Pewnie niedługo zacznie chodzić o kuli.
Dopiero wtedy skojarzyłem, że mówi o swoim mężu.
Stefan Boltzmann był niezwykłym kotem. Czystym, mądrym i wdzięcznym za okazywaną mu troskę. Każdego dnia, w ramach owej wdzięczności, zostawiał na wycieraczce przed domem zwłoki myszy, którą dla nas upolował. Nigdy nie wchodził do sypialni i załatwiał się wyłącznie na dworze, zakopując kupki z niezwykłą starannością , po czym przyklepywał je łapką – zawsze trzy razy. Miał tylko jedną wadę - słabość do alkoholu. Zupełnie jak mój ojciec. Siadywał z nim w kuchni na krześle z trzema poduszkami i pili na zabój. Najpierw jedli ciężkostrawną zapiekankę na boczku, którą ojciec przygotowywał, gdy miał ochotę na lekkie sponiewieranie, a potem rozpuszczali tłuszczyk „Wyborową”. Oczywiście z tą różnicą, że Stefan nie pijał w szkle. Zjadał po prostu ze spodeczka chleb nasączony wódką. Wzdrygał się z każdym spożytym kęsem, ale jadł, czyli pił. A później zasypiał w różnych dziwnych miejscach: w zlewie, na telewizorze, na łazienkowej półce z kosmetykami, a najchętniej na pralce podczas wirowania, bo matka, gdy tak pili, zawsze brała się za porządki. Ojciec natomiast nie miał tak wyszukanych miejsc ani póz. Zasypiał zwyczajnie, z głową na stole. Matka twierdziła, że to normalne, bo ma ciężki łeb od tych wszystkich życiowych problemów.
Ciotka schowała „Kocie języczki” do szafki nad blatem i popatrzyła na mnie podejrzliwie.
– Pieniądze masz?- zapytała bez ogródek, zmieniając całkowicie ton.
- Trzy stówki, tak jak obiecałem. – Położyłem gotówkę na stole.
- To dobrze, bo mam dziś gościa. Muszę jeszcze koniaczek kupić. – Zgarnęła pieniądze i wsunęła do kieszeni szlafroka.
- To nie dla mnie ten gulasz? – zapytałem rozczarowany.
- Jeszcze czego? Przychodzi dziś pan Grzesio. Zresztą ty musisz do Lublina jechać, bo matkę do wariatkowa zabrali.
- Co? Skąd ciocia wie?
- Twoja siostra dzwoniła, żeby się zapytać, czy nie mam z tobą kontaktu, bo podobno wyłączyłeś telefon. Od środy nie może cię złapać. Powiedziała, żebyś koniecznie przyjechał, więc jedź, chłopcze.
Wrzuciłem szybko coś na ząb i spakowałem torbę. Uświadomiłem sobie, że w Ferozie nie ma paliwa, więc wziąłem od pana Heńka kanister i pobiegłem na stację. Szybka akcja i byłem pod lasem. Dobiegłem do jego skraju, ale po samochodzie ślad zaginął. W rowie, obok którego stał, leżały tylko stare wycieraczki, tylne siedzenia i parę innych drobiazgów. Rozebrali mi samochód!
Przypomniałem sobie wczorajszą rozmowę z dwoma cwaniaczkami z bloku obok, którzy wiedząc, że moim krewnym jest Zyga, mąż ciotki Heli przebywający akurat w miejscu odosobnienia na kolejne dwa lata, zaproponowali mi wejście w mały interes z dużą kasą. Nie uległem jednak pokusie szybkiego zarobku, bo nie miałem najmniejszej ochoty, tak jak wujo, pierdzieć w pasiaki. Stanowczo odmówiłem wzięcia udziału w ich brudnych interesach. Odgrażali się, że pożałuję. Na mój psi węch chcieli mi rąbnąć bryczkę i odstawić na złom, ale że nie było benzyny, rozebrali na miejscu, traktując jak mrówki nieżywego robaka. Rozłożyli na części i opchnęli, co się dało.
Po powrocie z posterunku, gdzie zgłosiłem kradzież, nie było już nawet foteli, którymi zaopiekowały się okoliczne pijaczki. Ciotka pocieszyła mnie, że to lepsze, niż gdyby mnie poćwiartowali , zakopując w lasku Kabackim każdą część pod innym drzewem.
Koniec cz.VI
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt