1.
Nie lubił siebie. Każdy poranek wyglądał tak samo. Najpierw jakiś bezsensowny sen których nigdy nie rozumiał. Jakaś katastrofa, jakieś spadanie z przepaści albo szatan za obrazem Jezusa. Długa droga pomiędzy nierealną rzeczywistością i pierwszym oddechem którego nigdy nie pamiętał. Sklejone oczy ważyły więcej niż kiedykolwiek. Trochę szumów w głowie i zmęczenie. Za każdym razem czuł dokładnie każdy centymetr ciała który bolał i każdą ranę która nabierając powietrza na początku trochę swędziała, a potem, oświetlona czystym światłem słońca zaczynała piec.
Świat ukazywał się powoli. Najpierw spod otwierających się powiek wyłaniało się bezbarwne światło. Takie, którego nigdy nie jest dość w innych sytuacjach. Takie o których marzy się bojąc się najcichszego szmeru w środku nocy. Gdy czarne kółeczka na oczach zaczynały się poruszać, przed nim pojawiały się niewyraźne zakreślenia kształtów tylko po to, żeby w końcu ukazała się przed nim obraz początku kolejnego dnia. Takiego samego jak miliardy innych. Drugi oddech był głębszy i bardziej odczuwalny. Przeprowadzał świeże powietrze przez przepalone dymem gardło. Był orzeźwiający, ale mimo to, pierwszy ruch jaki można było zauważyć był ruchem sięgnięcia po paczkę papierosów leżąca na stoliku obok łóżka.
Płomień zapalniczki wydawał się niezauważalny w blasku porannego słońca. Następnie lekkie skrzypnięcie papierowej rurki i dopiero wtedy czuł, że żyję. Pierwszy poranny papieros był zawsze najgorszym papierosem dnia. Smakował zawsze tak samo odrażająco i zawsze się zastanawiał dlaczego go w ogóle zapala. Wiedział jednak, że bez tego nie byłby w stanie się poruszyć. Było tak potrzebny jak ten pierwszy wdech powietrza po przebudzeniu.
Cicho zsunął się z łóżka i jego blade ciało pofrunęło do okna łapiąc dłonią za klamkę i uchylając szklaną tafle. Niewyraźny i zimny chłód wdzierał się do pokoju i jakby gryzł się z niezauważonym wcześniej upałem panującym w pomieszczeniu. Dym wydostając się przed lukę pomiędzy skrzydłami wirował przed chwile a następnie pchnięty wiatrem wracał do środka wpadając po drodze na jego twarz.
2.
Ciemność była wtedy głębsza. Otwierając oczy widział ten sam szary obraz za oknem. Drzewa bez kolorów, droga bez faktury i głuchy śpiew ptaków. Papieros powoli zaczynał się wypalać do końca. Wtedy zaczynał już smakować i tracił smak który on czuł tylko podczas jednego zaciągnięcia, blisko ustnika pomiędzy kreskami. Nadal było cicho.
Świeże powietrze wygrywało i z pokoju zaczął znikać charakterystyczny mikroklimat. Kropelki potu jakby wsiąkały z powrotem w czoło a skóra na łokciach zaczynała boleć od zimnego parapetu. Wiatr zmieniał kierunek, a dźwięki które zaczynał słyszeć jakby zawracały. Dochodziły nie do jego uszu tylko wychodziły z nich i odbijając się o liście to one nimi poruszały, a nie powietrze. Zaczynało robić się sucho.
Poruszając firanką zszedł na dół i postawił czajnik na kuchence. Zapalił kolejnego papierosa. Pochodził trochę nerwowo po kuchni. Ustawił dokładnie cukierniczkę, jakby go drażniła jej niedokładność. Krople wody zaczynały wyparowywać z metalowej powierzchni czajnika i po chwili zaczął roznosić się jego pisk. Nasypał do szarozielonego kubka dokładnie odmierzone trzy łyżeczki czarnego proszku i zalał je wodą. Cukier był już w środku.
W drodze powrotem na górę przesuwał palcem po ścianie. Uwielbiał to delikatne łaskotanie do tego stopnia, że czasem zacierał sobie skórę z opuszków do krwi. Potrafił chodzić godzinami po schodach wsłuchany w Blue Room i gładzić palcami ścianę. Pomyślał, że wcale nie chciało mu się spać wczoraj w nocy. Nie musiał tego robić. Postanowił tak zwyczajnie trochę zatrzymać rutynę która go zabijała.
Na klatce schodowej rozłożone były sztalugi, a na podłodze leżał kubek z wodą i parę pędzli które sprytnie zabrudziły drewnianą powierzchnie. Przecierając palcem stopu czerwoną farbę roztarł ja jeszcze bardziej i pozostawił czerwone kropki prowadzące aż do sypialni. Drogę przeciął mu pająk.
Usiadł na zmiętej pościeli i dopalał papierosa. W szybę wbijała się panicznie mucha, a tlen który dostawał się z zewnątrz przez otwarte okno zdmuchiwał z powierzchni kawy dym. To samo robił z papierosem. On przetarł czoło i biorąc łyk kawy wpatrywał się w drzwi przed nim. Były otwarte i pokryte finezyjnie wzorkami. Następnie kolory mieszały się z farbą na klatce schodowej i zlewały z kolorem kolejnego pomieszczenia. Było puste i pomalowane na żółto. Dosyć duszne i wypełnione odgłosem spadających kropel.
3.
Na ponad dwu metrowym suficie wysiał hak. Dosyć mizernie wbity w białą farbę wykruszył ją dookoła. Pomieszczenie było bardzo delikatnie zabrudzone. Jakby celowo pozostawione pajęczyny w jednym rogu, a przy drugim trochę kurzu. Okno nienagannie wypolerowane, zamknięte, a za nim, na niewidocznej linie wisiał dosyć duży i czarny pająk zwijający w kokon swoją kolejną ofiarę.
Podłoga nie była zmącona żadnym, nawet milimetrowym skrawkiem brudu. Bardzo dokładnie poukładane pojedyncze fragmenty parkietu lśniły w słońcu, a w miejscu dokładnie pod wiszącym na suficie hakiem co jakiś czas uderzała o nią kropla czerwonej substancji tworząc dosyć niedokładną plamę.
Dookoła haka owinięty był czarny kabel dosyć misternie wyrwany nie wiadomo skąd. Trzy kolorowe druciki sterczały powyginane każdy w inna stronę. Czarny plastik zabezpieczający je dookoła był bardzo naprężony i wydawał się cierpieć pod ciężarem tego co było przywiązane do drugiego końca.
On nadal siedział i patrzył bezsensownie i beznamiętnie przed siebie.
Do kabla, bardzo mocno związanym supłem przywiązana była naga kobieta. Czerwone ślady na szyi, w miejscu gdzie owinięty był kabel zaczynały już robić się fioletowe, a odcięta od krwi twarz mieszała się swoim kolorem z sufitem. Dosyć długie ciemne włosy zakrywały ja z jednej strony, a małe piersi i delikatne ramiona kusiły swoim widokiem. Po dwóch stronach płaskiego brzucha wisiały jej dwie wąskie ręce, a nadgarstki nad obojętnymi dłońmi były czerwone od krwi która spływała po palcach na podłogę.
On jakby automatycznie podniósł kubek i nadal nie spuszczając z niej wzroku wziął łuk kawy. Przetarł opuszkami oczy i przestał się ruszać. Tylko oddychał cicho.
Na szafce, tuż obok łóżka w kolorowej ramce ozdobionej serduszkami byli oboje. On i ona. Radośnie przytuleni pośród kwiatów w parku. Pod zdjęciem leżał koperta. Lekko szarawa i jakby poplamiona. Na odwrocie wydać było napis wykonany dosyć chaotycznym pismem: 'pamiętaj, że zawsze będę cię kochać'.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
idioteq · dnia 29.09.2008 13:51 · Czytań: 641 · Średnia ocena: 2 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora: