Przesłuchanie oficera cz. V - MG
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Przesłuchanie oficera cz. V
A A A
Od autora: Zapraszam ;]

Przesłuchanie oficera cz. 5.

 

            Dwa tygodnie po upadku powstania w Cnonna na traktach panował olbrzymi ruch. Wozy kupieckie grzęzły w głębokim, gęstym jak smoła błocie, a kamienne mosty wyglądały jakby były uklepane z lepkiej gliny. Od dwóch, może trzech dni regularnie mżyło. Regularnie to znaczy, że nawet na chwilę nie przestawało. Niepozorny deszczyk, kąsał drobnymi kropelkami zmarznięte twarze i wsiąkał w tkaniny, ubrania i buty nie pozostawiając suchej nitki.  Nad polami i drogami unosiła się gęsta jak mleko mgła. Kruki, wrony, kawki i inne czarne ptaszyska towarzyszyły umęczonym podróżnym, a ich krzyki stawały się coraz bardziej uciążliwe dla uszu. Kupcy byli zmuszeni wynajmować najemników i siepaczy do ochrony swoich towarów na szlaku. Ochroniarze w większości to zwykłe rzezimieszki albo dezerterzy, szukający dochodu i okazji na dodatkowe zarobki, które nie różniły się niczym od kradzieży, albo grabieży. Mijające się karawany dzieliła cienka granica zbudowana z czujnych spojrzeń, którą jeden zły ruch mógł przerwać, dając gwałtowny upust ciężkiej jak skała atmosferze. Nie było jednak innego wyjścia – kupcy musieli jakoś chronić swoje dobra. Bardziej ryzykowaliby brakiem jakiejkolwiek ochrony. Tym samym wzrosła też cena towarów i usług. Bądź co bądź pieniądz musi się obracać. Dłuższa stagnacja mogłaby spowodować znacznie większy kryzys, a skutki niewielkiego zrywu przy granicy odczułoby całe królestwo.

            Wóz jechał pod delikatną górkę. Zmęczone konie prychały pretensjonalnie, a z ich ciał i nozdrzy unosiła się para. Edgar cmokał i pokrzykiwał, poszarpując energicznie lejcami. Był grubym kupczynom, który na stałe mieszkał na terenie Menulikras i dorobił się niezłej fortunki na handlu wytworami krasnoludzkich faktorii. Po prawej i lewej stronie wozu jechało na koniach dwóch braci. Młodszego wołali Rast, a starszego Kurst. Nie znali swojego pochodzenia, ale Atviras sądził, że są z okolic Galutinai – położonego na północnym-zachodzie Tevynevande. Tak by wypadało jeśli spojrzeć na ich ostre, surowe rysy, przygarbioną sylwetkę i jakby szarawy kolor skóry. Rast to cwaniak, ale przebiegły i szybki. Umie wywijać sztyletami tak szybko, że niemalże ich nie widać, a jeszcze lepiej nimi rzuca. Przylgnął do niego przydomek Gora, bo z reguły jego noże ze skutkiem śmiertelnym trafiają przeciwników w gardło. Zawsze ma w zanadrzu jakąś głupkowatą docinkę, z której jego brat powtarza zawsze ostatnie słowo. Kurst to osiłek, najbardziej ponury człowiek chodzący po ziemi. Odzywa się rzadko, ale mądrze. No chyba, że akurat powtarza po bracie. Atviras myśli, że to musi być jakiś odruch bo inaczej nie miałoby to sensu. Gdyby Kurst był wyżej urodzony to kto wie, kim mógłby zostać. Tymczasem biega z toporem i rąbie głowy, za które mu płacą. Zwykle jest spokojny i nie łatwo go wyprowadzić z równowagi, ale jak już się to zrobi to można żegnać się powoli z życiem. Kurst wpada w szał i rąbie wszystko dookoła z niewyobrażalną siłą. Z tyłu wozu, obok Atvirasa jedzie przysadzisty, zakapturzony mężczyzna w brązowym płaszczu, na którym widnieje znak sokoła, trzymającego w szponach strzały. Kazał do siebie mówić Pustułka. Zwykle nie odzywa się nie pytany, ale nie jest jakimś gburem. Wręcz przeciwnie, Pustułka to najbardziej przyjazny członek kompani, mądry i ma już swoje lata. Na jego ramieniu siedzi tresowany sokół, ma też długi łuk cisowy i ze dwa tuziny strzał, a do tego miecz i zakrzywiony sztylet. Jest uzbrojony od stóp do głów, ale Aviras nie widział go jeszcze w akcji. Sprawia wrażenie zamyślonego, czasami coś do siebie szepcze, albo obserwuje samotnie niebo. Mimo, że jest wśród nich nowy, Atviras czuje do Pustułki ogromny szacunek i zaufanie, czego nie może powiedzieć na przykład o Gorze, albo o jego nieobliczalnym bracie. Atviras, tak jak Pustułka nie ujawnił swojego prawdziwego imienia. Przedstawił się jako Rukyta Silke – słowa pochodzą z jury, czyli języka Jurów i urzędowego języka Tevynevande. Nie chciał żeby ktoś skojarzył jego prawdziwe imię z Orzechem, który przeciwstawił się koronie. Prawdopodobnie jest też ścigany przez wywiad elfów ze wschodu, a ten dysponuje szczegółową dokumentacją na jego temat.

            Nagle Pustułka wyprostował się i jakby czegoś nasłuchiwał. Po krótkiej chwili odwrócił głowę w stronę, a spod zamokniętego kaptura błysnęły zielone oczy.

- Jeźdźcy – rzucił krótko i wypuścił sokoła.

Ten wzbił się w powietrze i po chwili zniknął im z oczu. Pustułka złapał za rękojeść miecza, Atviras zrobił to samo i powiadomił towarzyszy.

- Rast, Kurst, mamy ogon.

Bracia odwrócili się w jego stronę.

- Skąd ta pewność? – zapytał Kurst.

- Pustułka tak mówi – odpowiedział Atviras, przeczesując do tyłu mokrą grzywę – coś usłyszał.

- Proszę jaki wielki łowczy nam się trafił – skwitował Gora – to może powie co słychać za górką?

- Za górką – burknął Kurst, odwracając się w stronę rzeczonej górki.

Po chwili i oni usłyszeli tętent grzęznących w błocie końskich kopyt, a chwilę potem pokrzykiwanie sokoła.

- Jest ich trzech – oznajmił łowca.

- Skąd wiesz? – zapytał zadziwiony Rast, wjeżdżając między Atvirasa i Pustułkę.

- Sokół zaskrzeczał trzy razy.

Atviras z aprobatą pokiwał głową. Dobry kompan nam się trafił – pomyślał, a w tym samym momencie wrócił sokół i spokojnie usiadł na wyciągniętej ręce swojego pana. Rast patrzył na Pustułkę z otwartą gębą i chyba pierwszy raz nie wiedział co powiedzieć. Tętent kopyt był coraz lepiej słyszalny. Jeźdźcy musieli być już blisko. Nagle z mgły wyłoniła się postać na koniu, chwilę potem następna i jeszcze jedna. Ta ostatni trzymała proporzec rodu Leisvandenów, których siedzibą jest gród Suurinor. Atviras znał większość znaczących rodów i zamków jak każdy, kto ukończył szkołę oficerską w Glean na Cnonna. 

- To patrol z Suurinoru – rzucił Atviras – ale dlaczego jest ich tylko trzech?

- Kłopoty – oznajmił krótko Kurst przy czym nawet nie drgnął.

Jeźdźcy przejechali, nie zwracając na nikogo uwagi. Zwolnili dopiero przy wozie Edgara, a ten uniósł beret i przywitał ich lekkim skinieniem głowy.

- W czym mogę panom pomóc? – zapytał z uśmiechem Edgar.

- Spiesz się kupczyno bo inaczej twoje flaki będą pomagały w dożywianiu czarnego ptactwa – odburknął mu dowódca oddziału.

Wtedy Atviras zobaczył, że wszyscy z patrolu są ranni, nie poważnie, ale mimo wszystko.

- Powiedz mi zatem co się dzieje dobry człowieku?

- Ludzie w drewnianych maskach, zbójcy z lasu – zaczął dowódca. – Było ich dziesięciu, dwóch udało nam się zabić, ale piątka moich ludzi zginęła. Spieszcie się, jeśli wam życie miłe.

Edgar pobladł ze strachu, a Atviras poczuł w głowie nerwowe uderzeni ciepła. Ludzie w drewnianych maskach. Jeśli jest tak, jak powiedział ten strażnik to są to ludzie z Cnonna – myślał – musimy się spieszyć. Edgar podziękował żołnierzom z patrolu i jeźdźcy odjechali.

- Panowie, słyszeliście? – krzyknął kupiec. – Musimy się spieszyć. Bądźcie czujni!

- To dobry dzień by umrzeć – chichotał Rast Gora.

- Umrzeć – zawtórował mu brat.

Z góry, pod którą karawana Edgara ciągnęła się mozolnie, byłoby już widać podgrodzie i dwór Suurinor. Nawet jeśli dojdzie do starcia to lepsze pozycje mieliby na szczycie, wtedy broniliby się z góry, a atakujący miałby utrudnione zadanie. Nagle usłyszeli złowróżbny świst strzały, która przeleciała między ich głowami i wbiła się w tylną burtę drewnianego wozu. Rast podskoczył na koniu, a potem skulił się i pokłusował do brata. Atviras odwrócił się, a wtedy obok jego głowy śmignęła druga strzała. Zobaczył jednak, że przeciwnik ma trzy pochodnie. Pustułka zwrócił uwagę na to samo, wypuścił sokoła w powietrze i popędził konia na czoło karawany. Atviras poszedł w jego ślady. Łowca nie został jednak na czele konwoju. Dobył łuku, okrążył wóz, naciągnął cięciwę i w tej samej chwili przeleciała obok nich trzecia strzała. Dwóch łuczników – pomyślał Atviras. Edgar sapał nerwowo i popędzał wymęczone już konie. Pustułka wycelował parę stopni w lewo od pierwszej pochodni i puścił cięciwę, która przecięła wilgotne powietrze głuchym trzaskiem. Strzała pomknęła w wyznaczonym kierunku zupełnie bez szumu, a łucznik znowu popędził na czoło konwoju. Pochodnia nie upadła na ziemię, ale słychać było skrzek sokoła.

- Jeden z głowy – oznajmił Pustułka, nakładając na siodełko cięciwy kolejną strzałę.

Byli już niemal na szczycie górki. Przeciwnik nieco spanikował bo jego łucznicy zaczęli szyć strzałami w nieregularnych odstępach czasu. Pustułka zrobił drugie okrążenie wokół wozu i tym razem jego strzała dopadła posiadacza pochodni, która upadłą w błoto i zgasła pod kopytami koni, a sokół dał znak, że następny jeździec poległ. Słyszeli już krzyki za plecami, które jednak nie były na tyle wyraźne żeby cokolwiek zrozumieć. Jedna ze strzał przeciwnika trafiła trzymany na plecach topór Kursta i odbiła się z charakterystycznym chrzęstem. Wróg był coraz bliżej. Pustułka wskoczył na wóz i szył strzałami powietrze, nie chybiając. Padły wszystkie pochodnie, a sylwetki jeźdźców rysowały się już wśród mgieł. Pustułka wrócił na swojego konia i urwał krótko:

- Do broni!

Rozległ się dźwięk dobywanego oręża. Pogoń zbliżała się z krzykiem, a Edgar był blady ze strachu. Atviras zawrócił konia, a obaj bracia ruszyli za nim. Pustułka przełożył łuk przez ramie, wyciągnął miecz, a lewą dłonią dobył sztylet. Kurst wpadł z łoskotem w jeźdźców odrąbując jednemu z nich ramie, a drugiemu zabijając konia, któremu rozłupał łeb. Rast zeskoczył na leżącego w błocie człowieka i wbił mu obydwa sztylety w gardło. Biedak dusił się i pluł krwią przez szparę w drewnianej masce. Pustułka ukucnął w siodle, a jego płaszcz łopotał na wietrze, wystrzelił szybko w powietrze i wirował jak naszpikowany ostrzami dysk. Jeden z jeźdźców się uchylił i rzuciła na Atvirasa, który sparował atak na prawy bok. Drugiego z nich dekapitowana głowa upadła w grząskie błoto, jego koń odbiegł z resztą ciała w siodle. Atviras miał możliwość czystego ciecia w kark przeciwnika, ale zawahał się i gdyby nie celny rzut Gory, zalałby się krwią, a kto wie czy nawet nie stracił pół głowy.

- Rukyta, co ty odpierdalasz za festyn!? – krzyknął Rast.

- Festyn – dopowiedział Kurst.

Zawahałem się – pomyślał Atviras – mogłem zginąć z rąk własnego rodaka, bandyty, dezertera… takiego jak ja.

- Jeśli chcesz zginąć – zaczął Rast – to zrób to tak, żebyś nam koło dupy nie narobił.

Pustułka spojrzał tylko na niego wzrokiem bez wyrazu, wycierając ostrza w płaszcze zarżniętych ludzi w drewnianych maskach. Kurst nie mówił nic, wsiadł spokojnie na konia i sięgnął po plaster suszonej wołowiny. Edgar czekał na nich na szczycie górki. Dogonili go w ciągu paru minut i ruszyli dalej. Kupiec pochwalił ich i powiedział, że mogą liczyć na mały dodatek do zapłaty, a szczególnie Pustułka. Edgar wydawał się w porządku, ale w kwestii pieniędzy zawsze kupiec wychodzi na plus.  

            Nad Starą Bramą Suurinoru widniał herb rodu Leisvandenów – szczupak wyskakujący z błękitnej wody. Strażnicy nie robili problemów. Edgar zamienił z nimi parę słów, a resztę kompanii zmierzyli tylko nieufnie zmęczonym wzrokiem i kazali jechać dalej.

            W ciągu ostatnich dni przez szare chmury nie przebił się ani jeden promyk słońca. Teraz na dodatek rozpadało się i wszyscy myśleli już tylko o gorącym posiłku, grzanym piwie z goździkami i ciepłym łożu. Wóz Edgara podskakiwał miarowo na brukowanej drodze, od której odchodziły mniejsze uliczki, tworząc charakterystyczną pajęczynę arterii. Dojechali wreszcie do karczmy, na szyldzie której widniał dostojnie czerwony napis „U Róży”. Kurst został żeby nakarmić konie i zabezpieczyć wóz, a reszta udała się do karczmy. Edgar otworzył drzwi i ze szczerą uprzejmością puścił przodem resztę. Już od progu słychać było muzykę i śpiew jakiegoś barda, rytmiczny stukot drewnianych kubków o drewniane blaty stołów oraz kakofonię różnych innych dźwięków zlewających się w charakterystyczny odgłos wydawany przez większość karczm. Zapach grzanego pilsa z goździkami mieszał się z zapachem pieczonej wieprzowiny i drobiu, skwierczącego masła i bulgoczącego miodu, którym polewano mięso. Pod sklepieniem unosił się lekki sosnowy dym, a nad stołami majaczyły obłoczki palonych fajek. Rast wziął głęboki wdech, rozkoszując się wonią przyjemności i powoli wypuścił powietrze. Atviras również od razu poczuł się odprężony, a Edgar wszedłszy do środka zdjął przemoczoną, wsadził ją pod pachę i zatarł ręce, wskazując skinieniem głowy jedyny wolny stolik. Pustułka zdjął kaptur i podszedł pierwszy do wolnego stolika. Wtedy jakiś wysoki typ o szpakowatej twarzy, który wraz z pięcioma kompanami siedział przy stoliku obok wstał i podszedł do łowcy.

- Zajęte. – wybałuszając i tak już wytrzeszczone oczy.

Reszta towarzyszy szpakowatej twarzy mierzyła ich mało przyjaznym wzrokiem. Pustułka zignorował zaczepkę i usiadł na ławie przy stole. Szpakowata twarz jedną ręką oparł się o stół, a drugą zacisnął Pustułce na barku. Sokół łowcy nawet nie drgnął.

- Mówiłem, że tu jest zajęte. – wysyczał – Czego nie rozumiesz?

Edgar uspokajał już Rasta gdy nagle Pustułka poruszył się z szybkością atakującego węża, wbijając w stół nóż, którego czubek wylądował dokładnie między palcami szpakowatej twarzy, ten natychmiast zabrał rękę, zacisnął ją parę razy w pięść po czym splunął na podłogę i ustąpił, zajmując swoje miejsce przy stole obok. Pustułka wyciągnął nóż z blatu i schował na swoje miejsce. Atviras, Rast i Edgar dołączyli do Pustułki zaraz po tym. Rast obrzucił jeszcze siedzących przy stoliku obok siarczystym spojrzeniem i zajął miejsce obok łowcy. Atviras i Edgar usiedli po przeciwnej stronie stołu i zaraz dołączył do nich Kurst.

- Moi drodzy towarzysze – zaczął Edgar – chciałbym wam oczywiście podziękować za waszą pracę.

- Oczywiście, wystarczy nam zapłata – rzucił Rast.

- Zapłata – powtórzył po nim Kurst.

- Cierpliwości panie Rast, mamy do omówienia jeszcze parę spraw. Po pierwsze, jak już powiedziałem, chciałbym wam podziękować za dobrze wykonywaną pracę. Po drugie, zostaniemy tu parę dni więc proszę was żebyście nie pakowali się w trudne sytuacje.

Gdy Edgar mówił o „trudnych sytuacjach” miał zwykle na myśli to, żeby Rast nie rozerwał komuś gardła w przypływie emocji. Uważał też że „trudne sytuacje” lepiej omijać niż próbować je rozwiązać. Atviras po części się z nim zgadzał, ale czasami nie było wyjścia.

W tym momencie karczemna dziewka przyniosła pięć dużych kufli grzanego piwa. Edgar uśmiechnął się do niej ze swoją zwyczajową uprzejmością, a Rast ze swoją zwyczajową swawolą uraczył ją klapsem w zgrabny pośladek. Dziewczyna zaczerwieniła się i odeszła, a Edgar mówił dalej.

- Myślę, że nie zejdzie nam się dłużej niż trzy dni. – złapał duży łuk parującego piwa i odchrząknął. – W tym czasie macie wolne. Powiadomię was w porę gdy będziemy wyruszać i nie będę tolerował spóźnień. Czy wszystko jest jasne?

Odpowiedzieli mu zgodnie, kiwając głowami na znak, że wszyscy pojmują. Kurst właśnie skończył swój kufel i poprosił o następny. Zaraz po piwie dostali pięć pieczonych kurcząt w maśle i miodzie. Po dwóch kolejnych kuflach Edgar podziękował im za wspólny posiłek i oznajmił, że udaje się na spoczynek. Kurst dosiadł się do stolika, przy którym grano pokera i z tego co Atviras zauważył całkiem nieźle mu szło. Rast zakręcił się parę razy wokół dziewki, która przyniosła im piwo, szepnął kilka ciepłych słówek, aż w końcu oboje gdzieś zniknęli. Przy stole został tylko Atviras i Pustułka.

- Filonie z Sodienis – krzyknął ktoś ze zgromadzonych w sali –  zaśpiewaj nam Złote Pola!

Obecny bard, nazwany Filonem z Sodienis uśmiechnął się i odkrzyknął.

- Niech sława Kreiven wypełni wasze serca!

- Aż do końca dziejów! – odkrzyknęła chórem większa część tłumu i w karczmie zrobiło się cicho.

Filon przejechał palcami po strunach lutni, wydobywając z niej ciepłe dźwięki, które zapraszały do powieści, a potem zaczął swą pieśń.

 

Gdzie łąki i niebo muśnięte są słońcem

Co wchodem pozłaca tę pieśń

Opowiem wam zatem więc słuchajcie dobrze

Jak bohater odzyskał dzień

Gdy pewnego razu noc straszna i ciemna

Okryła nam Wysoki Gród

Z mroku wypełzła wielka bestia

A z nozdrzy i szczęk ział jej lód

Skrzydłami zakryła księżyc i gwiazdy

Ogonem rozpruła sklepienie nieba

Woda i lód tańczyły razem

A krwią przesiąkała gleba

Śniegi plugawe pokryły łąki

Zabiły pola i lasy

Żadne stworzenie nie było bezpieczne

Nastały nam mroczne czasy

Wtem pewnego razu pojawił się ten

Co przyniósł ze sobą blask

A imię jego każdy zna

Kurejas z Zinios się zwał

On bestię odpędził swą wielką mocą

Co bogom na chwałę jest

Spalił mrok, odpędził marę

Poświęcił zabitych krew

I wreszcie słońce przywrócił nam

Znów złotem porosły pola

A bohater odszedł, zostawił nas

Lecz już nas nikt nie pokona

 

Ostatnie wers odśpiewali wszyscy i jeszcze parę razy go powtórzyli, a atmosfera w karczmie wróciła do poprzedniego stanu. Atviras znał wiele pieśni i ballad, ale tą słyszał pierwszy raz. Myślał o Złotych Polach i o bestii. Zastanawiał cię co to mogło być gdy nagle Pustułka zapytał.

- Jakie jest twoje prawdziwe imię?

Atviras popatrzył na towarzysza, jego wzrok wwiercał się niemal w czaszkę. Jak się domyślił? – próbował sobie odpowiedzieć na to pytanie, ale za dużo myśli krążyło mu po głowie.

- Rukyta Silke. Dobrze wiesz. – odpowiedział jakby nigdy nic, łapiąc łyk piwa.

- Pytam o twoje prawdziwe imię. – Pustułka nie dawał za wygraną.

- To jest moje prawdziwe imię. – warknął Atviras.

Pustułka uśmiechnął się półgębkiem, wyprostował i skrzyżował ręce na szerokiej klatce piersiowej. Atviras wiedział, że łowca mu nie wierzy.

- Mówisz dziwnym akcentem – zaczął Pustułka – twoja mowa jest bardziej melodyjna. Znasz herby rodowe i taktykę wojenną. Widziałem jak analizujesz sytuację podczas walki. Z pewnością jesteś wykształcony. Ale nie jesteś wysoko urodzony. Hmm… to coś innego. – złapał kolejny łyk piwa i popatrzył na dno kufla. – Dlaczego zawahałeś się przy ataku tych ludzi w maskach?

Atviras milczał. Czuł jak krew napływa mu do głowy. Był wściekły i jednocześnie przerażony. Spokojnie – myślał sobie – spokojnie.

- To byli dezerterzy z armii Cnonna. – ciągnął dalej Pustułka – Bałeś się, że zabijesz przyjaciela?

Ma mnie – pomyślał Atviras, ale nadal nic nie mówił.

- A może oni kogoś ścigali? – kontynuował łowca – Kogoś kto wyrzekł się swojego imienia, złamał przysięgę, uciekł od walki, popełnił zbrodnie, przeszedł na stronę wroga. Kogoś kto okrył się hańbą i splamił swój honor?

Atvirasa wypełniła złość, a jego pięść dosięgła żuchwy rozmówcy z charakterystycznym hukiem i taką siłą, że ten nieomal spadł z ławy. Pustułka splunął krwią i otarł usta.

- Nie jestem zdrajcą. – wysyczał przez zaciśnięte zęby Atviras. Czuł się znowu jak na przesłuchaniu, z tą różnicą, że teraz miał swobodne ręce.

- Jesteś z Cnonna.

- Tak. Nazywam się Atviras Azuolas. Jestem oficerem Glean na Cnonna i…

- Namiestnikiem Vilkasa, Daru Natury – przerwał mu Pustułka.

Atviras zaniemówił. Emocje i myśli szalały w nim z mocą tornada. Skąd o tym wie? – myślał – Ja sam o tym zapomniałem. Kim on jest? - na odpowiedź nie musiał długo czekać.

- Nazywam się Randal Krankly. Jestem Brunatnym Łowcą z Ezeras i namiestnikiem Erelisa, Daru Natury. Więc to ty będziesz moim uczniem. Hmmm… muszę przyznać, że inaczej sobie ciebie wyobrażałem.

Atviras miał wrażenie, że coś mu się śni. Że to właśnie się dzieje, to jest zupełnie coś nieprawdopodobnego, nieprawdziwego i nienormalnego. Słyszał o Brunatnych Łowcach z Ezeras, każdy o nich słyszał bo to elitarna jednostka, chociaż dzisiaj nie jest nawet cieniem swojej świetności z dawnych lat.

- Uczniem? O czym ty mówisz? – zadał pierwsze pytanie, które przyszło mu do głowy, chociaż pojawiało się ich coraz więcej.

- Naturalna kolej rzeczy – wyjaśnił beztrosko Pustułka. – Każdy, kogo natura powoła do służby prędzej czy później spotyka nauczyciela. Kiedyś sam stanie się nauczycielem i tak dalej. Wiem, że masz do mnie wiele pytań, odpowiem na nie, ale w swoim czasie. Wszystko ma swoją kolej.

- Swoją kolej?

- Tak. Wiesz po co tu trafiliśmy?

- Pracujemy dla Edgara, a on tu ma interesy.

Pustułka złapał kolejny łyk piwa.

- To nie jest najważniejsze – zaczął Pustułka, który przedstawił się jako Randal. – Mamy do zrobienia coś ważniejszego.

- My? Co?

- Od ilu dni nie widziałeś słońca?

- Przynajmniej od tygodnia – odpowiedział Atviras.

- Mhm… A pamiętasz pieśń, którą śpiewał bard?

Atviras pokiwał głową, że pamięta.

- No właśnie – ciągnął Randal – o bohaterze, niejakim Kurejasie z Zinios zapewne słyszałeś.

- Tak, był alchemikiem.

- Dobrze – potwierdził Randal – w dodatku największym z nich. Bestia, o której była mowa to smok.

- Smok!? – Atviras niemal krzyknął, nie był pewien czy bardziej z niedowierzania, czy z przerażenia.

- Tak, a dokładnie Galiuwylionakties, po ludzku Ostatni Obserwator Nocy. Czarny skurwiel jakich mało. Jutro mija pięćset lat od tamtych wydarzeń. – złapał ostatni łyk – Jutro, Atvirasie, nie wstanie słońce. 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
MG · dnia 21.04.2014 17:02 · Czytań: 691 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
przyszycguzik
10/11/2024 11:24
Kompozycja jest gęsta i nieokreślona, nie sposób wskazać,… »
przyszycguzik
10/11/2024 11:20
Tak sobie myślę, że w dzisiejszych czasach pełnych AI dużej… »
Jacek Londyn
10/11/2024 10:20
Dzień dobry, bo niedziela. Niedzielny nastrój mi się… »
domofon
10/11/2024 09:34
Ja też, z prostej przyczyny, że to są moje po małej, ale jak… »
pociengiel
10/11/2024 00:48
Dzięki, to dla mnie ważne sugestie. Przemyślę to. Dzięki. »
przyszycguzik
10/11/2024 00:00
Ładny obrazek. Nostalgiczny. Nie sposób się do tego nie… »
przyszycguzik
09/11/2024 23:36
Niby fajne, ale mam trochę takie poczucie, że czytałem… »
przyszycguzik
09/11/2024 22:58
To na pewno jest utwór na wysokim poziomie, ale skojarzenia… »
przyszycguzik
09/11/2024 22:56
Podoba mi się wejście w ten wiersz i chyba całość też. Choć… »
Dar
09/11/2024 17:29
Faktycznie ta niezamierzona spacja zmieniła wydźwięk… »
Jacek Londyn
09/11/2024 11:08
Dzień dobry. Przyciągnął mnie tytuł. Sądziłem, że… »
Janusz Rosek
02/11/2024 09:18
Kazjuno Dzień dobry. Dziękuję bardzo za Twój komentarz i… »
Kazjuno
01/11/2024 20:44
Janusz Rosek Lubię prozę z akcją, a w "Przemianach… »
ajw
01/11/2024 19:17
Cieszę się, ze przypadło Ci do gustu. Dziękuję Kushi :) »
Janusz Rosek
01/11/2024 18:00
Darcon Dzień dobry. Bardzo dziękuję za Twój komentarz i… »
ShoutBox
  • ajw
  • 01/11/2024 19:19
  • Miło Ciebie znów widzieć :)
  • Kushi
  • 31/10/2024 20:28
  • Lata mijają, a do tego miejsca ciągnie, aby wrócić chociaż na chwilę... może i wena wróci... dobrego wieczorku wszystkim zaczytanym :):)
  • Szymon K
  • 31/10/2024 06:56
  • Dziękuję, za zakwalifikowanie, moich szant ma komkurs. Może ktoś jeszcze się skusi, i coś napiszę.
  • Szymon K
  • 30/10/2024 12:35
  • Napisałem, szanty na konkurs, ale chciałem, jeszcze coś dodać. Można tak?
  • coca_monka
  • 18/10/2024 22:53
  • hej ;) już pędzę :) taka zabiegana jestem, że zapominam się promować ;)
  • Wiktor Orzel
  • 17/10/2024 08:39
  • Podeślij nam newsa o książce, wrzucimy na główną:)
  • coca_monka
  • 14/10/2024 19:33
  • "Czterolistne konie" wyszły na początku września, może nawet gdzieś się wam rzuciły pod oczy ;)
  • coca_monka
  • 14/10/2024 19:32
  • Bonjour a tout le monde :) Dawno mnie tu nie było! Pośpieszam z radosną informacją, że można mnie zakupić papierowo :)
  • mike17
  • 10/10/2024 18:52
  • Widzę, że portalowe życie wre. To piękne uczucie. Każdy komentarz jest bezcenny. Piszmy je, bo ktoś na nie czeka :)
  • Kazjuno
  • 08/10/2024 09:28
  • Dzięki Zbysiu, też Ciebie pozdrawiamy. Animujmy ruch oddolny, żeby przywrócić PP do życia.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty