- Przegraliśmy. - Siegfried powoli powiedział. Pomimo, że mury nadal istniały, ludzie mieli dość. W przekrwionych oczach czaił się zwierzęcy lęk, paniczny strach stworzeń, które nie mogą wyrwać się z okrążenia. Niebezpieczeństwo przyszło z wewnątrz. Niewiele osób zostało przy zmysłach. On, Wieszcz, paru żołnierzy i ja. Zawodzący śpiew zza murów wdzierał się w tkanki, a zapach jadła szarpał wygłodniałymi trzewiami.
- Nie zostało wiele do zrobienia – kontynuował monotonnym głosem – Musimy zamknąć Bramę. - zapadła głucha cisza. Nie wiedziałem że tu jest Brama, przejście do innych dziedzin, ucieczka i ..? Możliwości powrotu do życia. Dostrzegli moje zdziwienie. - Zamkniesz Bramę, Sokole. - wyrzekł Wieszcz. Miał podkrążone oczy, w cieniu komnaty jego źrenice błyszczały jasnym błękitem. Nikt mu się nie sprzeciwi, nie jemu. Widzącemu. Podniosłem się z krzesła, wytrzymując jego spojrzenie. Nikt nie obiecywał, że przeżyje i moja ofiara coś zmieni. Miałem to zrobić, może to było celem mojej podróży?
Siegfried zaprowadził mnie do umierającego króla. Zakażenie pożerało prawe ramię, gorączka niszczyła wspomnienia. Złapałem jego pół przytomne spojrzenie, wykrztusił z trudem – Musisz. Bramę. - nabierał sił na kolejne słowa – Musisz. - powtórzył, przyklęknąłem przy jego posłaniu. Niegdyś władca ludzi, dumny i silny. Dzisiaj przypominał ten świat. Złamany, umierający i tak bardzo cierpiący. Świadomość siebie pozostała, jak jasny płomień w ciemnościach nocy. Położył na moim ramieniu lewą dłoń, uścisnął zawierając w tym jednym geście więcej niż słowa. Cisza, w której wszystko nabierało znaczenia.
Podniosłem się powoli. Siegfried stał przy drzwiach, wyszliśmy milcząc. Kierował się do zbrojowni, podał mi sakwę. Materiały burzące, lont. Odetchnąłem głęboko. Po co mieliśmy cokolwiek mówić? O powodzeniu, nadziei? Jednak nim wyszliśmy, zatrzymał się podając mi miecz. - Król, chciał abyś go dostał. - wziąłem, wyciągając ostrze. Zaśpiewało stalą najwyższej jakości. Zmiarkowałem cios, jakość ostrza Przedczasu. Z dawnych dziejów, ze starszej krwi. Miało zginąć ze mną.
Wróciliśmy do sali. Wieszcz, podszedł do mnie. Podał mi rękę – Zwyciężysz, Sokole. - w jego jasno błękitnych oczach tańczył uśmiech. Wiedział, to co miało się stać. Pozostali, podchodzili kolejno. Słowa, były zbyteczne, przecież wszystko zostało powiedziane.
Reszta załogi traciła zmysły. Nie mogliśmy wyjść na zewnątrz.
Siegfried czekała na mnie. Zaprowadził mnie do piwnic. Wyciągając zza pancerza klucze, które mi wręczył.
- Droga Cię zaprowadzi. - powiedział cicho, - Czyli tyle śmierci dla Bramy? - spojrzał na mnie smutno, - To koniec. Za tymi drzwiami jest koniec naszego świata. Bywaj, Sokole. - odszedł korytarzem, rozświetlonym migotliwym światłem pochodni.
***
Katapulty miotały ciężkimi głazami, z których większość trafiała w górny zamek. W piwnicach czułem siłę tych wstrząsów, po każdym uderzeniu tynk osypywał mi się na głowę. Ziemia drżała, a strach czaił się w ciemnych zakamarkach umysłu. Miałem zamknąć Bramę. Mury drżały na podwalinach ziemi, pełgający płomień ukazywał mi drogę poprzez kolejne piwnicę.
Ostatni drzwi otworzyłem z niewielkim wysiłkiem, klucz zagrzechotał w zamku ukazując największy skarb twierdzy. Bramę. Teraz matowa, bez żadnych refleksów zdobiących jej taflę wyglądała jak dziwne lustro zawieszone na ścianie. Wiedziony iskrą nadziei, musnąłem ją opuszkami palców. Nic. Pochodnia się dopalała, rzucając fantastyczne cienie na ścianach, a każde uderzenie katapult powodowało osuwanie się tynków z wysokiego stropu.
Obraz zalśnił, ukazując mi siebie. W spojrzeniu była obojętność, znużenie spowodowane brakiem snu. Na czarnych włosach osiadł kurz, na twarzy niestarte krople krwi, przelewanej tak szczodrze ostatnimi dniami. Kim jestem by żyć ? Kim jestem by umrzeć ? Brama zamigotała – postacie osób, które znałem, ich twarze.. Towarzyszy z drużyny, których zwłoki kryją okoliczne lasy i bagna. Chwile zapomnienia. Znajomi z innych czasów. Obraz na chwilę się zatrzymał. Ktoś wyciągnął ku mnie dłoń, jakby chcąc przebić taflę i ciche „Chodź”. Położyłem rękę na szkle, kiedy zgasła pochodnia. Ciemność.
Głuchy pomruk murów trzeszczących pod wpływem kolejnych uderzeń. Piwnicę, którymi przyszedłem zawalały się jedna po drugiej niczym domek z kart. Może jednak życie nie było złe ?
W delikatnej poświacie Bramy znalazłem skrzynkę z materiałami niszczącymi,wszystko było gotowe. Przyłożyłem czoło do tafli, była zimna i gładka jak lód. Nie wiem, po co się łudziłem, może chęć by wrócić do tamtych przyjemności jakie miałem ? Może wszystko naraz. Kolejny wstrząs. Skrzesać ogień i zginąć. Z niechęcią oderwałem się od chłodu Bramy. W sakwie znalazłem krzesiwo. Płomień na żywicznym drzewie rozbłysł jasno. Wziąłem głęboki oddech, przykładając żar do lnianego sznura. Lonty zaiskrzyły złotem, ostatnie uderzenia serca.
Brama rozbłysła żywym srebrem.
***
Wstrząs przebiegł przez cały zamek. Wiedzieliśmy, że Brama została zamknięta. Kosztem życia, choć tliła się nadzieja że opatrzność miała go w opiece. Poczułem silne uderzenie magii. Może udało mu się przejść w ostatnim momencie, w ostatniej minucie świata ? Może trafił do lepszej niż ta rzeczywistości ? Pytania, na które nigdy nie uzyskam odpowiedzi. Pozostanie ta opowieść i pamięć o czynach z tamtych czasów, gdy świat przypominał okręgi na wodzie. Przeszłość, teraźniejszość i rzeczywistość splatały się i rozwijały na nowo niczym nici czasu i przeznaczenia.
Z ostatnią Bramą zerwały się więzy światów. Nie zobaczysz dwóch księżyców wschodzących nad stepami Eroth, ani białego miasta Archen. Czas się zmienił, tylko pamięć pozostaje.
***
Dla mnie czas się kończy. Nie odejdę w splendorze wielkich czynów ale jako ostatni z pamiętających. Opowiedział mi tą historię, w dniach kiedy walczył z gorączką, majaczył budząc się z przerażeniem w oczach. Dwa dni, przez które siedziałem obok, niezdolny by walczyć jak pozostali na murach. Dziwna choroba pożerająca mój byt, pozbawiła mnie chwały wojownika, dlatego pozostały mi słowa. Miałem zostać kimś kto zapamięta, spisze ostatnie godziny świata, który powoli umierał. Zostać żywym, może jako przestroga dla innych bytów.
Wieszcz nie zabiera życia – musi patrzeć do jego końca. Nietykalny nawet przez tych, którzy gardzą każdą świętością. Bo, jak można zabić kogoś już martwego? Całe nasze życie to choroba, jesteśmy zmuszeni patrzeć i rozumieć. Pamiętać.
Czai się za oknem. Moja śmierć. Nareszcie zdejmie ciężar z mojego serca, może nareszcie poznam jego losy ale.. To pozostanie na zawsze tajemnicą, zabraną na druga stronę. Świeca zamigotała w gwałtownym podmuchu wiatru i chłód wypełzł z zakamarków chaty. -Witaj Pani, długo czekałem.
***
Poczułem ciepło na twarzy. Delikatne promienie słońca, muskające delikatnie jak kobiece dłonie. Niechętnie otworzyłem oczy. Po błękitnym niebie wiatr, przeganiał białe obłoki. Drzewa nade mną szumiały cicho. Nieopodal zaszeleściła trawa, nie miałem sił do walki. Czyjś głos, tak bardzo znajomy – Witaj, Sokole. Długo kazałeś na siebie czekać.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt