Jeden dzień - izaf
Proza » Długie Opowiadania » Jeden dzień
A A A
Klasyfikacja wiekowa: +18

  O chorobie dowiedziałam się dwa tygodnie temu. Płacz mamy i zdenerwowanie taty, nad którym próbował zapanować przez branie leków uspokajających po rozmowie z lekarzem mówiły samy za siebie. Wiedziałam, że nie jest ze mną dobrze. Bóle głowy, kilkakrotne zasłabnięcia były powodem zrobienia badań. Lekarze dają mi czterdzieści procent szans przy braniu chemii. Dla mnie te czterdzieści jest jak zero. 

Widziałam zakłopotanie rodziców i ich szepty kiedy nie było mnie wystarczająco blisko, aby mi powiedzieć o tym, że jestem chora. Myśleli, że nie jestem niczego świadoma. Mieli na to doskonały argument zważywszy na to, że mam dopiero siedemnaście lat. Od momentu gdy teoretycznie cała moja rodzina została umocniona w przekonaniu, że jest ze mną bardzo źle, a ja nieświadoma niczego, ich stosunek do mnie bardzo się zmienił. Sposób w jaki się do mnie teraz zwracają jest wręcz irytujący, jakbym co najmniej była tykającą bombą, która miałaby zaraz wybuchnąć. Pewnego dnia w niedzielę kiedy był obiad rodzinny i zapanowała niezręczna cisza, która była przejawem patrzenia się na mnie wręcz załzawionymi oczami nie wytrzymałam i wykrzyknęłam:
- Przestańcie się tak zachowywać! Dobrze wiem, że jestem chora! Chociaż nie do końca wiedziałam, bo nie wiedziałam na co.
 

Od tamtego pamiętnego popołudnia wszystko wróciło do normy, co mnie zadowoliło. Tamtego dnia wieczorem rodzice przyszli do mojego pokoju chcąc ze mną porozmawiać. Wiedziałam, że za kilka minut dowiem się, na co jestem chora i że to nie jest kilkudniowe przeziębienie. Usiedli na łóżku co raz spoglądając na siebie, które z nich ma zacząć. W końcu mama przejęła inicjatywę:
- Chcemy Cię przeprosić, że tyle czasu trzymaliśmy Cię w niepewności i od razu nie powiedzieliśmy Ci jak cała ta sytuacja wygląda.
 

Zauważyłam, że oczy mamy zaczynają wypełniać się łzami. Patrzyła na swoje drżące ręce chwilę nic nie mówiąc. Tata był spokojny pewnie przez kilka tabletek od których prawdopodobnie się uzależnił. Kiedy zauważył, że mama nie jest w stanie powiedzieć tego na głos westchnął i powiedział.
- Masz raka mózgu.
 W tym momencie mama wybuchła płaczem. Tata wstał i zaczął chodzić po moim pokoju, a ja byłam tylko i wyłącznie oszołomiona. Kiedy mama zaczęła się zbliżać, aby mnie przytulić, powiedziałam:
- Chciałabym zostać sama.
 Nic nie odpowiedzieli i wyszli z mojego pokoju zamykając za sobą drzwi.

 Przez godzinę siedziałam bez ruchu na łóżku wpatrując się w podłogę. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Przez dwa dni z rzędu wychodziłam tylko coś zjeść i odświeżyć się. Leżałam w swoim pokoju słuchając przygnębiającej muzyki.
Rodzice zaczęli się o mnie martwić, że wieść o tym, że jestem śmiertelnie chora przyjęłam z takim spokojem. Zaczęli podejrzewać, że wpadłam w depresję, a ja zamiast opracowywać jakikolwiek plan, aby zacząć walczyć z chorobą, zaczęłam dziękować w myślach każdej znajomej osobie, która coś zrobiła dla mnie w ciągu mojego dotychczasowego życia. Nie wiedziałam co mam w ogóle robić, a nie chciałam o tym nikomu mówić.
Dzisiaj jadę na chemioterapię. Trochę się boję, ale bardziej jestem przerażona rozmową z lekarzem, którą mam dzisiaj odbyć. Nie wiem co mi powie, a boję się, że powie mi prawdę, która mi się nie spodoba. Nie chodzę już od kilku dni do szkoły.

W związku z zaistniałą sytuacją rodzice pozwolili mi zostać w domu i jak to ujęli „oswoić się” co mieli raczej na myśli „dziewczyno pomyśl co zrobić, bo my już nie wiemy”. Pogoda jest piękna. Upał, bezchmurne niebo i lekki ciepły wiatr. Chciałabym iść teraz na plażę, a nie walczyć o życie. Widocznie Bóg miał inne plany co do mnie – tak sobie to próbuję tłumaczyć.
 Wsiadam do chłodnego samochodu, nie rozmawiam z rodzicami, dla nich jak i dla mnie ta sytuacja jest czymś nowym i nie czujemy się zbyt komfortowo. Jedziemy niecałą godzinę nic nie mówiąc. Słucham muzyki i patrzę się przez szybę myśląc: „jeszcze tylko kilkanaście razy zobaczę to drzewo”.
Kiedy docieramy na miejsce rodzice się do mnie uśmiechają zapewniając mnie, że wszystko będzie dobrze. Chciałabym, aby okazało się to prawdą.

 Idziemy przez długi korytarz, mijając kilkanaście sal wypełnionych lekarzami i pacjentami. Zapach jedzenia i różnego rodzaju leków zaczynają mnie trochę mdlić. W końcu skręcamy do gabinetu profesora Jana Korzonka. Lekarz już na nas czekał. Siedział wyprostowany za swoim biurkiem ze splecionymi palcami. Z tyłu był włączony na największych obrotach wiatrak, który niewiele dawał przy tak wysokiej temperaturze.
- Dzień dobry, proszę siadać. – Powiedział wskazując nam trzy obite skórą fotele. Usiadłam w środku. Mama odruchowo złapała mnie za rękę, a tata jak zwykle był spokojny i wpatrywał się w ogromną ilość papierów na biurku profesora Korzonka. Przez chwilę panowała cisza i słychać było tylko wiatrak i kilka ptaków za oknem.
- Bardzo się cieszę, że przyjechaliście państwo całą rodziną. Z doświadczenia wiem, że dla pacjenta rodzina jest ogromnym wsparciem w takiej sytuacji. Dobrze więc, Polu jak dobrze wiesz jesteś chora i to bardzo ciężko. Oczywiście spróbujemy zrobić wszystko co w naszej mocy, aby Ci pomóc, ale niestety rak jest zaawansowany i muszę to powiedzieć, ale… szanse na przeżycie to jakieś czterdzieści procent. Postanowiliśmy, że przyjmiesz piętnaście razy chemię. Może da to efekt przedłużenia życia, albo zmniejszenia się raka. Niestety nie możemy nic zagwarantować. Sądzę, że wiesz jak wygląda chemioterapia. Po kilku dawkach zaczynają wypadać włosy, a wygląd twojej twarzy i sylwetki zmieni się. Oczywiście jeżeli chemioterapia przyniesie efekty po pewnym czasie wszystko wróci do normy, ale to nie są pewne przypuszczenia. Zaraz przyjdzie po Ciebie siostra i zaprowadzi Cię do sali.

 Przez cały jego monolog wpatrywałam się w jego twarz. Była spokojna, oczy miał podkrążone pewnie nieprzespanymi kilkoma nocami. Miał cały czas splecione palce i wpatrywał się co raz to we mnie lub w rodziców. Po tym co miał nam powiedzieć, jego twarz była trochę zmieniona, jakby cieszył się, że w końcu to powiedział.
Mama nadal trzymała mnie za rękę i czułam, że jej drży. Tata siedział opanowany wpatrując się teraz w okno. Znów zapanowała cisza. Nasuwało mi się pytanie, ale bałam się, że będzie ono nie na miejscu. Profesor Korzonek domyślał się chyba, że coś chcę powiedzieć i zaczął się we mnie wpatrywać zachęcającym wzrokiem.
- Ile zostało mi czasu? – powiedziałam to z bólem brzucha, bo bałam się, że może mi powiedzieć, że jakieś dwa tygodnie.
Doktor spojrzał na mnie, potem na swoje palce. Mama mocniej mnie ścisnęła.
- Około czterech miesięcy – powiedział to zaciskając usta i spuszczając oczy. Mama wybuchła płaczem, a ja nic nie odpowiedziałam, byłam zakłopotana. Znów zapadła cisza. Słychać było tylko cichy już szloch mamy i rozmowy pielęgniarek na korytarzu.
 Ciszę przerwało pukanie do drzwi. Była to siostra, która ma mnie zaprowadzić do sali, gdzie przyjmę chemioterapię.
Na jej fartuchu widniało jej imię – Magdalena. Jest pogodną młodą kobietą, której wzrok mówił „ wszystko będzie dobrze”. Było mi trochę lepiej, że w końcu nie zobaczyłam kolejnej smutnej twarzy, tylko kogoś kto mimo, że pracuje na takim oddziale wierzy, że życie i tak jest piękne.
- To siostra Magda, zaprowadzi Cię do sali. Muszę porozmawiać jeszcze z twoimi rodzicami na osobności – stwierdził profesor wskazując na siostrę.
Przytaknęłam i wyszłam z siostrą na korytarz. Złapała mnie za rękę, co uważałam za trochę dziwne, ale nie przeszkadzało mi to za bardzo.
- Jestem Magda, możesz mi mówić po imieniu, a Ty jak masz na imię?
Powiedziała to tak szybko, że wśród panującego hałasu ze względu na zbliżający się obiad musiałam chwilę pomyśleć co do mnie powiedziała.
- Jestem Pola i trochę się boję.
 Magda uśmiechnęła się do mnie ciepło mówiąc, że nie ma czego. Puściła moją rękę i otworzyła drzwi z numerem 203 w której było jeszcze kilka osób. W tym momencie chciałam stamtąd uciec, rozpłakać się i wrzasnąć dlaczego to muszę być ja spośród milionów ludzi na świecie. W sali było duszno, a wszyscy byli uśmiechnięci i zadowoleni. Czułam się trochę nieswojo. Magda kazała mi usiąść na fotelu pomiędzy chłopakiem, który mógł być w moim wieku a mała dziewczynką, chyba sześcioletnią, bo słyszałam jak mówiła mamie, że chciałaby wrócić już do zerówki. Magda wbiła mi wenflon i podłączyła do kroplówki, w której był płyn będący moją nadzieją na przeżycie. Miałam tam spędzić około godziny. Chłopak, który siedział koło mnie był sam. Moją uwagę przykuły jego oczy, które były bardzo przemęczone. Czytał „Wichrowe Wzgórza”, które są jedną z moich ulubionych książek. Początkowo wpatrywałam się w każdą osobę, która była w sali. Wszyscy oprócz mnie i chłopaka siedzącego obok byli uśmiechnięci, jednakże stwierdziłam, że to tylko maski próbujące ukryć ból, rozpacz i bezsilność, że nie mogą zatrzymać czasu. Po dziesięciu minutach zaczęłam się nudzić i postanowiłam zacząć czytać ukradkiem, razem z chłopakiem. Przeminęło tak chyba z pół godziny.
- Przestań czytać razem ze mną – usłyszałam nagle i domyśliłam się, skąd się o tym dowiedział nawet na mnie nie patrząc. Tak bardzo się zaczytałam, że chłopak mógł czuć mój oddech na ręce, którą się podpierał.
- Ja..przepraszam – odsunęłam się, robiąc się czerwona, ale nikt nie zwracał na mnie uwagi. Nagle chłopak zamknął książkę i położył ją obok siebie na stoliku.
- Jestem Maciek – spojrzał na mnie swoimi zmęczonymi oczami wyciągając w moim kierunku chudą bladą dłoń.
- A ja Pola – odpowiedziałam szczerze się do niego uśmiechając.
Godzina szybko minęła w miłym towarzystwie. O Maćku dowiedziałam się wiele przez tę godzinę, co mnie trochę szokowało i dołowało.
 Maciek jest chory na białaczkę od dwóch lat. Jest w moim wieku i jak się okazało mieszka niedaleko mnie. Zanim zachorował interesował się rysunkiem, ale choroba tak bardzo go zdołowała, że rzucił to i od tamtej pory czyta bardzo dużo książek. Przychodzi tu sam, bo nie chce, aby rodzice mu przeszkadzali w czytaniu. Kazał mi się nie przejmować, że zostały mi cztery miesiące życia, bo jemu powiedzieli to samo dwa lata temu. Rozmowa z nim dodała mi trochę pewności siebie i podniosła na duchu.
 Wróciłam do domu w lepszym humorze. Kiedy wychodziłam z sali Maciek jeszcze został, a rodzice czekali na mnie na korytarzu też zadziwiająco zadowoleni. Atmosfera w czasie drogi do domu była miła. Rozmawialiśmy, a mama nawet kilka razy się uśmiechnęła. Wiedziałam, że zachowując się tak jak dawniej, a tym bardziej w obecności kogoś kto znajduje się w takiej samej sytuacji co ja, będzie mi o wiele lepiej przez to przejść.

Dwa miesiące później

 - W zielonej brzydko wyglądam! – powiedziałam mamie, która zaczęła mi wybierać chustkę na głowę. Od półtora miesiąca zaczęłam stopniowo tracić włosy, a teraz nie mam ich wcale. Wiedziałam, że są to konsekwencje przyjmowania chemii dlatego nie załamywałam się. Zaczęłam kupować kilkanaście różnych chustek i dbać o siebie jeszcze bardziej, aby moja choroba tak bardzo nie przerażała innych. W kratkę, w paski, kropki, jednokolorowe, wielokolorowe, z cekinami, zwierzątkami, kwiatami i wiele innych znajduje się w mojej szafie, a każda na inny dzień tygodnia. Idąc do kościoła, lub do szkoły na sprawdziany, które muszę zaliczać póki czuję się dobrze zakładam perukę, w której wyglądam całkiem ładnie. Cała szkoła wie, że jestem chora na raka, ale przyzwyczaili się już, więc traktują mnie normalnie. Czasem tylko nauczyciele podwyższają mi oceny twierdząc, że jest mi trudniej uczyć się przez chorobę. Znajomi z klasy, z którymi jestem w bliższych stosunkach cały czas są tacy sami w stosunku do mnie chociaż początkowo było im trudno tak samo jak mnie i mojej rodzinie. Z Maćkiem staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi i spotykamy się nie tylko w szpitalu w sali 203. Za kilka godzin jadę znów do szpitala na chemioterapię. Zaczęłam ją traktować jak część dnia. Nie jest tak źle jak początkowo myślałam, a mój stosunek do choroby zmienił się przez rozmowę z Maćkiem tydzień po naszym pierwszym spotkaniu.
 Siedzieliśmy na korytarzu czekając na przyjście siostry, która pozwoli nam wejść. Też powiedziałam rodzicom, że będę jeździć autobusem, bo wolę być tu sama. Zgodzili się, ale za każdym razem kiedy mam już wyjść krzyczą „Uważaj na siebie!”. Siedzieliśmy tak oboje pijąc gorącą czekoladę, a Maciek trzymał w ręce „Lśnienie” Kinga. Zaczęłam mu mówić, że ostatnio zastanawiałam się, jak będą wyglądać ostatnie dni mojego życia. Maciek był spokojny, słuchał mnie, nic nie mówił, ale w końcu nie wytrzymał.
- Przestań tak mówić!
Przestraszyłam się, bo powiedział to naprawdę głośno. Kilka pacjentów mijając nas szeptało coś spoglądając na nas. Spuściłam głowę i powiedziałam cicho:
- Ale taka jest prawda.
Maciek zaśmiał się kręcąc głową spoglądając w bok czy nikt nie idzie. Wtedy spojrzał na mnie swoimi zmęczonymi oczami biorąc głęboki wdech.
- Dlaczego jesteś taką pesymistką? Tak bardzo chcesz umrzeć, że tak mówisz? Twój brak walki z rakiem jest taki jakbyś chciała popełnić samobójstwo. Naprawdę tego chcesz? Ja kiedy się dowiedziałem, że jestem chory, wiedziałem, że jeśli ja nie będę walczył to nikt inny tego nie zrobi. To jest walka pomiędzy Tobą a chorobą, nikim innym. Nie możesz się poddać, chyba, że chcesz umrzeć.
 Kiedy skończył, pielęgniarka, która siedziała niedaleko nas z jednym z pacjentów i najwyraźniej wszystko słysząc uśmiechnęła się do mnie chcąc powiedzieć „ ten chłopak ma rację.”. Moje oczy wypełniły się łzami. Maciek widząc to przytulił mnie najmocniej jak mógł. Powiedziałam, że ma rację i zrobię wszystko, aby żyć.
Na co on odpowiedział że będziemy walczyć razem i że nikt nas nie powstrzyma.
Te słowa sprawiły, że teraz stałam się zupełnie inną osobą. Zaczęłam cieszyć się każdą chwilą swojego życia. Byłam zdeterminowana do takiego stopnia, że postanowiłam porozmawiać z profesorem Korzonkiem co można jeszcze zrobić. Lekarz był widać bardzo zadowolony z mojej postawy i powiedział tylko:
- Wierzyć, że się uda.
 Mimo tego, że praktycznie mi nie pomógł jego słowa dodały mi otuchy. Czułam się naprawdę dobrze aż do dzisiaj.
Kiedy pojechałam tak jak zawsze autobusem do szpitala czułam, że coś jest nie tak. Kiedy dotarłam na miejsce, na zewnątrz na ławce nie czekał tak jak zwykle na mnie Maciek. Początkowo pomyślałam, że pewnie czeka na mnie w środku przy sali 203, ale tam również go nie było. Postanowiłam dowiedzieć się co się dzieje. Znalazłam siostrę Magdę, która stała się naszą najulubieńszą pielęgniarką. Ona też była smutna, co było czymś nowym.
- Gdzie jest Maciek? – zapytałam cicho. Byłam przerażona, bo nie wiedziałam co mi odpowie.
Magda stała tyłem do mnie nalewając różne syropy do buteleczek. Kiedy ją zapytałam o Maćka nagle przestała to robić. Stała bez ruchu. Powoli zaczęła się do mnie odkręcać i zauważyłam, że po jej policzkach płyną łzy. Byłam zdezorientowana i zaczęłam powoli się do niej zbliżać.
- Przykro mi. Zmarł dzisiaj w nocy.

 Magda wybuchła płaczem rzucając mi się na szyję. Ta wiadomość mnie zszokowała dlatego nie mogłam wydobyć z siebie ani jednego słowa. Stałyśmy tak z kilka minut. Kiedy Magda się uspokoiła odeszła ode mnie jakbym zaczęła ją parzyć. Wróciła do swoich obowiązków, a mi kazała iść czekać pod salą. Zrobiłam tak jak mi kazała i wtedy coś we mnie pękło. Zaczęłam tak głośno płakać rzucając się na podłogę na korytarzu, że dwie pielęgniarki w tym Magda musiały mnie uspokajać dając mi odpowiednie leki. Do tej pory do nikogo się nie odzywam. Magda musiała poinformować rodziców o sytuacji w szpitalu, bo wróciłam do domu samochodem. Leżę teraz w pokoju słuchając naszych ulubionych piosenek. Nagle spostrzegłam, że w torbie, którą miała w szpitalu wystaje kawałek białej kartki przypiętej spinaczem do drugiej. Musiała mi ją włożyć Magda, kiedy poszłam wziąć leki uspokajające. Podniosłam się szybko z łóżka zdejmując z głowy chustkę, w której niewygodnie było mi leżeć. Na jednej kartce byłam narysowana ja. Zauważyłam, że to byłam ja z pierwszego dnia chemioterapii. Pamiętam to, bo miałam wtedy na sobie tę samą bluzkę i spodnie. Byłam przepięknie narysowana i miałam moje piękne długie blond włosy. Pod rysunkiem było napisane „ Najpiękniejszy dzień mojego życia”. Rysunek był piękny i wiedziałam kto go narysował. Druga kartka to był list. Był napisany na komputerze.

Droga Polu!
Piszę na komputerze ten list, bo nie mam siły utrzymać długopisu w ręce. Mój stan się pogorszył. Ale wiedz, że walczę. Jestem tak skrajnie wyczerpany, że nie ma szans, abym jutro na Ciebie czekał przed szpitalem, wybacz mi. Wiem, że ten list ma formę listu pożegnalnego, ale chyba mogę tak to nazwać. Chciałem Ci powiedzieć, że te trzy miesiące spędzone z Tobą dodały mi otuchy. Czułem się lepiej, czułem, że znalazłem bratnią duszę. Pokochałem Cię jako kogoś wyjątkowego, kogoś kto wie jak to jest walczyć o każdy dzień. Chciałbym Cię poprosić o to, że chociaż mnie już nie będzie, Ty nie przestaniesz walczyć. Obiecaj mi to! Przed Tobą całe życie. Musisz walczyć do samego końca. Mimo, że mi się nie udało, nie poddałem się i Ty też nie możesz. Wiedz, że zawsze będę przy Tobie, zawsze. Nigdy Cię nie opuszczę, możesz być tego pewna. Życie jest statkiem płynącym po nieznanych wodach, nigdy nie wiemy co się wydarzy. Ale Ty musisz by pewna jednego – że tak szybko nie znikniesz. Walcz i nie pozwól wygrać chorobie! Wiem, że jesteś silna i dasz sobie radę! Wierzę w Ciebie.
                                                                                                                                                       Maciek

 Kiedy go przeczytałam zaczęłam głośno płakać. Rodzice wbiegli do mojego pokoju, a ja siedziałam na podłodze z przyciśniętymi kartkami papieru. Kiedy rodzice weszli, ja z listem wybiegłam z pokoju i pobiegłam nad jezioro, które znajduje się kilka minut od domu. Rodzice za mną krzyczeli gdzie biegnę, ale ja nie reagowałam po prostu biegłam nie zwracając uwagi, że nie mam na sobie chustki, a moje chude blade nogi odmawiają mi już posłuszeństwa. Kiedy dotarłam do brzegu byłam tak wyczerpana, że musiałam usiąść. Powietrze było chłodne i świeże. Było ciepło, a szum drzew mnie uspokajał. Moje oczy wyglądały teraz jeszcze gorzej. Zorientowałam się w pewnym momencie, że rodzice niedaleko mnie stoją patrząc na mnie. Stali tak jeszcze z dziesięć minut, a potem wrócili do domu kiedy byli pewni gdzie jestem i równie dobrze mogą mnie widzieć z okna w domu.
 Siedziałam tak do wieczora. Rozmyślałam o ostatnich trzech miesiącach spędzonych z Maćkiem. Było mi smutno, ale powinnam była się na to przygotować, że w końcu umrze, szczególnie, że ostatnio zauważyłam, że nie czuł się dobrze. Jednakże jestem pewna jednego – nigdy go nie zapomnę.
                                                                       

                                                                     Cztery lata później

 Dzień jest tak piękny, a trzeba się uczyć do egzaminu. Ostatnie cztery lata były ciężkie, naprawdę ciężkie. Byłam o krok od śmierci, ale dałam radę. Zdałam maturę, a teraz jestem na drugim roku prawa. Codziennie wieczorem rozmyślam nad tym co bym robiła teraz z Maćkiem, bo na pewno bylibyśmy najlepszymi przyjaciółmi do końca życia i jeszcze dłużej. Wygrałam z chorobą, chociaż nie było lekko. Byłam miesiąc w szpitalu, bo nie miałam siły wstać. Chemioterapia mi bardzo pomogła. Guz zmniejszył się do takiego stopnia, że zostałam wpisana na kartę osób czekających na operację. Byłam operowana przez najlepszego profesora w Berlinie, a to tylko i wyłącznie dzięki moim rodzicom, którzy sprzedali dom i zamieszkaliśmy w pięknym mieszkaniu w centrum miasta a pieniądze przeznaczyliśmy na operację. Ten okres był trudny, ponieważ dwa miesiące leżałam w śpiączce. Lekarze jak i rodzice zaczęli przypuszczać najgorsze. Ale udało mi się, a to tylko dzięki Maćkowi, który kazał mi walczyć do samego końca i tak też zrobiłam. Jestem teraz w pełni zdrowa, a długie włosy już mi się nie podobają i nosze bardzo krótkie. Myślę, że Maćkowi by się spodobały.

 Wiem jedno, że nigdy nie można się poddawać, nigdy. Trzeba walczyć do samego końca, chyba, że tak bardzo chce się przegrać i pozwolić wygrać śmierci. W życiu nie jest lekko i czasami dajemy się ponieść smutkowi i desperacji, ale zawsze znajdą się wokół nas Ci, którzy nie pozwolą nam na to. Życie to wielki dar i nigdy nie powinniśmy z niego rezygnować.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
izaf · dnia 14.05.2014 05:37 · Czytań: 794 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 7
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
amsa dnia 14.05.2014 10:25
izaf- witam na PP debiutantkę:).

Przeczytałam z zainteresowaniem. I wiesz, w miarę jak podążałam za narratorką pomyślałam, że uniknęłaś płaczliwego patosu, co w takiej historii nie jest łatwe. Cały tekst, pomimo opisywanego cierpienia i zagubienia, tchnie jakimś spokojem, a nie rezygnacją. Spora dawka silnego ducha, tak ze strony bohaterki, jak i Maćka. Pamiętam sytuację, gdy jedna z moich znajomych dowiedziała się o swojej chorobie, a w niecałe trzy lata później, o nawrocie. To zdumiewające, ale była wsparciem dla bliskich. Wygrała:).
Bardzo ładne wspomnienie Maćka, takie osoby pamięta się całe życie i człowiek jest dumny, że mógł mieć z nimi styczność.
Podoba mi się całe opowiadanie, pomimo potknięć, ale to akurat sprawa do wyprostowania, poniżej kilka przykładów, postaram się później wrzucić następne:).

Pozdrawiam

B)

Cytat:
za­pa­no­wać przez bra­nie leków
biorąc leki uspokajające, nie wiadomo też, czy
Cytat:
po roz­mo­wie z le­ka­rzem mó­wi­ły samy za sie­bie
- odnosi się do jego stanu, czy bohaterki, trzeba by to jakoś dookreślić
Cytat:
ich szep­ty(,) kiedy nie

Cytat:
aby mi po­wie­dzieć o tym
- dałabym - jak mi powiedzieć
Cytat:
My­śle­li, że nie je­stem ni­cze­go świa­do­ma.
- zamiast niczego - wszystkiego,
Cytat:
Mieli na to do­sko­na­ły ar­gu­ment(,) zwa­żyw­szy na to, że mam do­pie­ro sie­dem­na­ście lat.
- jaki ten argument, chyba że chodzi o wiek, wtedy zdanie brzmi niezgrabnie
Cytat:
Od mo­men­tu gdy teo­re­tycz­nie cała moja ro­dzi­na zo­sta­ła umoc­nio­na w prze­ko­na­niu, że jest ze mną bar­dzo źle, a ja nie­świa­do­ma ni­cze­go, ich sto­su­nek do mnie bar­dzo się zmie­nił.
- Od momentu, kiedy cała rodzina uznała, że jest ze mną bardzo źle, a ja trwam w nieświadomości, bardzo się zmienili w stosunku do mnie.
Cytat:
która mia­ła­by zaraz wy­buch­nąć
- ma zaraz
Cytat:
Pew­ne­go dnia w nie­dzie­lę(,) kiedy był obiad ro­dzin­ny(,) i za­pa­no­wa­ła nie­zręcz­na cisza(.), która była prze­ja­wem pa­trze­nia się (Wszyscy patrzyli) na mnie wręcz za­łza­wio­ny­mi ocza­mi(,) (wtedy) nie wy­trzy­ma­łam i wy­krzyk­nę­łam:
- bez pogrubień
Cytat:
Do­brze wiem, że je­stem chora! (-) Cho­ciaż nie do końca wie­dzia­łam, bo nie wie­dzia­łam na co.
- bez pogrubień
Cytat:
Od tam­te­go pa­mięt­ne­go po­po­łu­dnia wszyst­ko wró­ci­ło do normy, co mnie za­do­wo­li­ło. Tam­te­go dnia wie­czo­rem ro­dzi­ce przy­szli do mo­je­go po­ko­ju chcąc ze mną po­roz­ma­wiać.
- kursywą powtórzenia, może - Wieczorem rodzice postanowili ze porozmawiać.
Cytat:
- Chce­my Cię prze­pro­sić, że tyle czasu trzy­ma­li­śmy Cię w nie­pew­no­ści i od razu nie po­wie­dzie­li­śmy Ci jak cała ta sy­tu­acja wy­glą­da.
- cię z małej litery, zaimki osobowe z dużej piszemy w listach:), w opowiadaniu już nie:)
izaf dnia 14.05.2014 16:42
Bardzo, bardzo dziękuję za miłe słowa. :) :) :) Poprawki wezmę sobie do serca i bardzo mi pomagają zważywszy na to, że jest to moja pierwsza opublikowana praca. ;)
pablovsky dnia 14.05.2014 19:15 Ocena: Bardzo dobre
Żałuję, że przeczytałem. Nie, żebym krytykował, ale popsułaś mi nastrój. A musisz wiedzieć, że nie jest to łatwą sprawą.
Pewnie dlatego staram się nie czytać podobnych historii. Tym razem uległem i co? Humor do bani.
Przejdzie, co?

Bardzo ładnie napisana historia, jeśli naprawdę to Twoja pierwsza opublikowana praca, to co mogę napisać?
Gratuluję debiutu! :)

Trochę rzeczy jest do poprawy, ale to mało znaczące głupoty. Poruszylaś w swoim tekście cholernie złożony problem. No i pozostaje żywić nadzieję, że to tylko wymyślona historia.

Pozdrawiam i życzę nieprzerwanej weny twórczej. ;) Jednak następny raz chciałbym przeczytać coś mniej dołującego, ok? Z góry dziękuję.
izaf dnia 14.05.2014 20:02
Bardzo dziękuję! :) Mogę powiedzieć, że jestem początkującą więc tak, to moja pierwsza opublikowana praca, dlatego bardzo się cieszę, że się podoba :D
Historia jest wymyślona, ale nie ukrywam, że miał miejsce pewien incydent, że zostałam zapytana czy faktycznie taka historia nie wydarzyła soę naprawdę.
W przyszłości może uda mi się napisać coś mniej dołującego, ale niczego nie gwarantuję :D
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję! :)
amsa dnia 14.05.2014 22:56
izaf - wpadam z poprawkami, nie jestem w stanie pokazać ich w całym tekście, ale posiłkując się propozycjami, z pewnością dasz radę :). Spróbuj ograniczyć zaimki, czasem wystarczy przestawić szyk zdania, skrócenia. Poza tym zauważyłam, że niekiedy masz poplątane czasy, warto wyprostować. Zawsze zachęcam do głośnego przeczytania utworu, naprawdę można wówczas usłyszeć potknięcia:) i skorygować.

Pozdrawiam serdecznie

B)

Cytat:
Tata był spo­koj­ny pew­nie przez kilka ta­ble­tek(,) od któ­rych praw­do­po­dob­nie się (już) uza­leż­nił.

Cytat:
Kiedy za­uwa­żył, że mama nie jest w sta­nie po­wie­dzieć tego na głos(,) wes­tchnął i po­wie­dział.

Cytat:
W tym mo­men­cie mama wy­bu­chła pła­czem. Tata wstał i za­czął cho­dzić po moim po­ko­ju, a ja byłam tylko i wy­łącz­nie oszo­ło­mio­na.
- bez pogrubień
Cytat:
Nic nie od­po­wie­dzie­li i wy­szli z mo­je­go po­ko­ju za­my­ka­jąc za sobą drzwi.
- Bez słowa opuścili pokój, zamykając za sobą drzwi.
Cytat:
Przez go­dzi­nę sie­dzia­łam bez ruchu na łóżku(,) wpa­tru­jąc się w pod­ło­gę. Nie wie­dzia­łam co o tym wszyst­kim my­śleć. Przez dwa dni z rzędu wy­cho­dzi­łam tylko coś zjeść i od­świe­żyć się. Le­ża­łam w swoim po­ko­ju słu­cha­jąc przy­gnę­bia­ją­cej mu­zy­ki.
- pogrubienia - powtórki, z których możesz zrezygnować, kursywą zaimek - wyrzuć
Cytat:
Ro­dzi­ce za­czę­li się o mnie mar­twić, że wieść o tym, że je­stem śmier­tel­nie chora przy­ję­łam z takim spo­ko­jem. Za­czę­li po­dej­rze­wać, że wpa­dłam w de­pre­sję, a ja za­miast opra­co­wy­wać ja­ki­kol­wiek plan, aby za­cząć wal­czyć z cho­ro­bą, za­czę­łam dzię­ko­wać w my­ślach każ­dej zna­jo­mej oso­bie, która
- Rodzice byli zaniepokojeni, bp wieść o śmiertelnej chorobie przyjęłam z takim spokojem. Podejrzewali, że wpadłam w depresję., a ja, zamiast opracowywać plan, jak walczyć z chorobą, zaczęłam w myślach dziękować każdej osobie, która(...)
izaf dnia 14.05.2014 23:12
Jeszcze raz bardzo dziękuję za poprawki. :) Mam nadzieję, że w moich przyszłych pracach będę popełniała coraz mniej błędów. :D
Pozdrawiam i jestem naprawdę bardzo wdzięczna za rady :)
amsa dnia 14.05.2014 23:15
izaf - dasz radę, jak będzie z czymś problem większy - zapytaj:). Chciałam jeszcze dopowiedzieć, że dla mnie osobiście tekst nie był dołujący. Tak jak napisałam, w pierwszym komentarzu, udało ci się napisać go w sposób wyważony, a to nie każdemu się udaje. Reszta to tylko kwestia warsztatu, a ten szczęśliwie można poprawiać:).

Powodzenia

B)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty