Uczulenie - Roza_Kowalczyk
Proza » Długie Opowiadania » Uczulenie
A A A

Dom stał pośród lasu. Piętrowy. Z pokoju na poddaszu rozpościerał się widok na leżące w oddali miasteczko. Nad wierzchołkami drzew majaczyły zarysy domów rozpychających się na rogatkach, zaś tło zdominowała masywna bryła szpitala. Wspomniany moloch najefektowniej prezentował się nocą. Rzędy rozświetlonych okien przywodziły na myśl pasażerski statek, a wrażenie obcowania z żywiołem oceanu potęgował szum targanych wiatrem liści i obraz falujących drzew.

Sztormowa aura towarzyszyła mi w pierwszych latach dzieciństwa, latach spędzonych w leśnej osadzie. Okolica miała klimat wietrzny i deszczowy. Dosyć wcześnie zorientowałem się, że szum gałęzi to coś więcej, niż tylko zwykła instrumentacja dzieł wybujałej przyrody. Czułem, że niesie jakiś przekaz, choć jego znaczenia nie rozumiałem.

Żyłem odgrodzony od świata grubą ścianą lasu. Nie miałem kontaktu z rówieśnikami. Miasteczko z bliska widywałem co najwyżej przez okno samochodu, a słowo „szpital” znaczyło dla mnie tyle co „hotel”. Obserwowałem dookoła siebie wyłącznie spokojne, niczym nie zakłócone trwanie. Nic przykrego, nic dramatycznego się nie przytrafiało. I nawet odejście ukochanego psa niewiele wniosło do mojego oglądu rzeczywistości.

- Filip przeprowadził się tam, gdzie może biegać do woli – rzekł rębacz Słodek, wyciągając z kabiny ciężarówki siekierę i szpadel.

 

Był to szczęśliwy czas. Czas pozbawiony przemocy, o ile nie liczyć prób karmienia mnie miodem. Miałem jakiś problem z przełykaniem tego ulepu – gardło ściskało się, oczy wychodziły z orbit już na sam widok słoja. Matka nie przyjmowała do wiadomości, że nie mam ochoty na bursztynowy koncentrat zdrowia i wlewała go we mnie chochelką. Straszyła przy tym, że jeżeli wypluję, to przyjdzie dziad, który zabiera niegrzeczne dzieci do wora.

Uciekałem z domu, biegając po lesie z ustami pełnymi miodu. Próbowałem go  połykać. Zazwyczaj kończyło się na uwolnieniu żołądka od wszelkich spożytych posiłków. Dzisiaj wiem, że to było zwykłe uczulenie na pyłki kwiatów. Kłamać nie umiałem, albo nie chciałem – zakładałem, że skoro inni nie kłamią, to i mnie czynić tego nie wolno. Zaraz po powrocie do domu zdawałem relacje z nieudanych prób przełknięcia miodu. Przez myśl mi wtedy nie przeszło, że w postępowaniu matki mogła czaić się choćby odrobina agresji.

Zdarzało się, że w ramach samotnych leśnych eskapad zapuszczałem się wyjątkowo daleko. Pamiętam tamten dzień i tamte chwile, jakby cała rzecz wydarzyła się nie dawniej niż wczoraj. Przysiadłem na trawie, by nieco odpocząć. Przede mną stał potężny, rozłożysty dąb. Drzewo nosiło liczne ślady walki. Niejedna burza czy wichura dała się we znaki staruszkowi. Wiało potężnie, dąb kołysał się i trzeszczał. Zdawało się, że macha do mnie potężnymi ramionami konarów, że krzyczy coś w tym swoim dębowym języku. Jedno z ramion runęło z hukiem na ziemię. Wciąż nic nie rozumiałem z leśnej mowy, jednak spotkanie z krzyczącym dębem zaszczepiło we mnie niepokój, którego zapewne już nigdy nie zdołam się pozbyć, a zarazem było zapowiedzią dużych zmian.

Rębacz Słodek zaczął być opryskliwy, już nie częstował mnie tak ochoczo kanapkami z jajecznicą. Coś niedobrego stało się z twarzami ludzi, których widywałem przez okno samochodu. Wystąpiły na nich złowrogie rumieńce, a spojrzenia były nienawistne. Sama myśl o wyprawie do miasteczka wywoływała u mnie mdłości.

 

 

Czas uciekał nieubłaganie, zbliżał się moment pełnej konfrontacji ze światem zza leśnej kurtyny. Rodzice i dziadkowie jęli prowadzić wobec mnie działania uświadamiające, abym nie pozostawał całkowicie bezbronny w tym starciu. Wiele spośród objawionych mi prawd związanych było w ten czy inny sposób z budynkami górującymi nad miasteczkiem. Już wiedziałem czym może skończyć się pobyt na pokładzie transoceanicznego statku, i że swego rodzaju polisą ubezpieczeniową dla pasażerów wyrzucanych za jego burtę miały być regularne wizyty w gmaszysku ze strzelistą wieżą. Pozbyłem się złudzeń co do kapuścianych początków ludzkiego życia i co do wyłącznie uczciwych intencji mieszkańców miasteczka. Koło kościoła znajdował się plac otoczony wysokim murem, zabezpieczonym drutem kolczastym. W środku był areszt, pilnowany przez wyposażonych w broń palną mundurowych.

Przepracowanie wiadomości zdobytych w ramach wspomnianej edukacji przychodziło mi z niemałym trudem, a kilka razy przeżyłem prawdziwe emocjonalne tąpnięcie. Coraz częściej zdarzały mi się ucieczki do leśnej samotni. Pamiętam powracające w szumie gałęzi echa krzyków starego dębu. I pamiętam ogarniające mnie na przemian uczucie lęku i spokoju. Źródłem tego uspokojenia było pojawiające się co jakiś czas spostrzeżenie, że świat jest wprawdzie dziwny i groźny, ale jednak obliczalny, sprawiedliwy. Że, o ile wierzyć w zapewnienia moich bliskich, czuwa nad nim jakaś siła porządkująca to wszystko. Z pewnością określenie jest trochę nieadekwatne do możliwości umysłowych dziecka, ale funkcjonowało w mojej głowie coś w rodzaju bilansu, dotyczącego poznawanego przeze mnie świata. Nieustannie aktualizowałem go i wyliczałem wynik. Bilans wciąż wychodził na zero.

 

 

Miałem sześć lat, byłem rosły i znałem już litery, więc zakwalifikowano mnie od razu do pierwszej klasy. Mój kolega z ławki miał na imię Zygmunt, ale mówiono na niego „Byczek”. Jeszcze w czwartej klasie, na okładkach zeszytów pisał własnoręcznie imię: „Zygmot”. Oczy Byczka zdradzały, że jest on człowiekiem wolnym od wszelkich trosk. Tylko od czasu do czasu z odrętwienia wytrącały go mniej czy bardziej brutalne ataki klasowych prześmiewców. Czegoś zazdrościłem mojemu towarzyszowi szkolnej niedoli.

Z nikim specjalnie się nie przyjaźniłem, ale też nie odmawiałem chłopakom spotkań po lekcjach. Heniek mieszkał najbliżej lasu, więc było rzeczą naturalną, że właśnie z nim i jego braćmi spotykałem się najczęściej. Od czasu do czasu Heniek zachodził do mnie do domu, a moja matka podejmowała beznadziejny trud uczenia go czytania i pisania.

Utkwiło mi w pamięci jedno ze spotkań z Heńkiem i jego młodszym bratem, zwanym „Baryłą”. Chłopak noszący ten zabawny pseudonim mówił bardzo niewyraźnie, po prostu bełkotał. Był za to uzdolniony manualnie, sam sobie robił zabawki. Tamtego dnia postanowiliśmy pokręcić się po parku okalającym pałac, leżącym na pograniczu lasu i miasteczka. Największą atrakcją parku był staw i łódki – wprawdzie dziurawe, ale spokojnie można było na nich pływać, pod warunkiem w miarę częstego wylewania wody. Popłynęliśmy na dwu łódkach. Heniek nałapał do słoja masę kijanek. A gdy znaleźliśmy się na środku zbiornika, Baryła wyjął z torby kilka płaskich butelek po szamponach, które dzięki wycięciom w ściankach zyskały formę łodzi. Heniek napełnił je kijankami i puścił na wodę.

- Uschną za kilka dni – powiedział Heniek, nie ukrywając podniecenia.

Szybko zorientowałem się, że dla ludzi pokroju Heńka, a spotykałem ich wielu, tego rodzaju zabawy to rzecz tak niezbędna do życia jak powietrze, i w związku z tym uprawiana z niemal fizjologiczną regularnością. Nie rozumiałem na czym może polegać przyjemność płynąca z tych praktyk. Nie miałem odwagi zapytać o to moich kolegów. W tym wieku nie ma się ochoty odstawać zanadto od grupy.

Matka znalazła w trawie za domem kocie niemowlę. Ślepe, kilkudniowe ledwie. Karmienie mlekiem za pomocą strzykawki zakończonej wentylem okazało się dobrą metodą na podtrzymanie jego życia. Brzuszek kota po karmieniu nadymał się zabawnie. Matka nie chciała kolejnego zwierzaka w domu, więc ucieszyła się, że Heniek zgodził się zaopiekować oseskiem.

Chodziłem jak struty przez kolejne tygodnie, do Heńka nie odzywałem się. O finale historii poinformował mnie wreszcie Baryła:

- My go zjałały. Jak Heniek go przynies, to my go zjałały. Benzyno polały, fanie piscał.

 

***

Odwiedziłem miasteczko parę lat temu. Okazja była, bo dziadek wypadł za burtę transoceanika. Pożegnanie odbyło się na tyłach statku, w przeznaczonej na potrzeby takich imprez salce. Okazało się, że ktoś z personelu statku ukradł dziadkowi ślubną obrączkę. Dziadek milczał, usta miał sklejone solidnie. W ogóle dobrze był „zrobiony” na ostatnią drogę.

Kondukt aut płynął majestatycznie przez miasto. Jechałem ze stryjem. Nie bardzo pamiętam o czym rozmawialiśmy, wyjąwszy jedno zdanie. Stryj kwestionował fakt, że chodziłem do szkoły podstawowej w miasteczku. Może i miał rację. Z badań psychologów wynika, że znaczna część naszych wspomnień nie ma pokrycia w rzeczywistości. Może to jest jakiś punkt zaczepienia przy próbie stworzenia nowego bilansu? Bo może ta historia z kotem, albo te opowieści o zagazowanych w czasie wojny mieszkańcach miasteczka, więc może to wszystko to bujdy na resorach? Wyssane z palca opowieści, z łatwością zaszczepione w mojej melancholijnej i nadmierną wyobraźnią umęczonej głowie? Bilans… Jaki znowu bilans? Czy ja jestem jakimś cholernym księgowym?

Mieszkam w dużym mieście, a ściślej na jego peryferiach. Do lasu mam dziesięć minut piechotą. Spory kompleks z przewagą dębów. Ma tylko jeden mankament. Krążą po nim tabuny ludzi.

Kupiłem stare, lampowe radio. Odkąd stoi na nocnej szafce, problem bezsenności mnie nie dotyczy. Włączam radio i nastawiam na dowolną stację. Odbiornik nagrzewa się, powoli otwierając magiczne oko, a ja w tym czasie sprawdzam, czy pod poduszką leży siekiera. Po pewnym czasie radio odstraja się od ustawionej częstotliwości, wypełniając sypialnię jednostajnym szumem.

Las jest gęsty. Wieje potężny wiatr, wierzchołki drzew uginają się pod jego naporem. Na gościńcu pojawia się postać odziana w ciemny płaszcz. Podchodzi i otwiera teczkę, prezentując jej zawartość. Mężczyzna coś mówi, ale jego głos nie jest w stanie przebić się przez szum drzew. Przewracam karty. Obrazy przedstawiają palące się ludzkie ciała. Na jednym z nich widzę osobę o znajomej twarzy. Dokonuje żywota, płonąc z rękami przybitymi do ramion drzewa. Zastanawiam się, czy mężczyzna chce sprzedać mi te obrazki, czy raczej prezentuje katalog swoich usług.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Roza_Kowalczyk · dnia 19.05.2014 17:45 · Czytań: 735 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 6
Komentarze
al-szamanka dnia 20.05.2014 11:16 Ocena: Świetne!
Obiecałam, że wpadnę, Krzysztofie, gdy opublikujesz ten tekst pod starym nickiem.
No i jestem.
Nie wiem już, co wtedy napisałam, nie chcę sobie nawet przypominać.
Niemniej wiem, że byłam zachwycona.
Przeczytałam tekst po raz drugi i wrażenie jest identyczne:)
Pięknie poprowadzone opowiadanie, kapitalna lekkość pisania.
Jest klimat i dusza.
I to jest to, co czyni każdy tekst czymś wyjątkowym.

Pozdrawiam:)
Roza_Kowalczyk dnia 20.05.2014 16:17
Dziękuję al-szamanka. Miło mi, że potwierdzasz, że tekst Ci się podoba i że dobrze się go czyta.

Pozdrawiam ;)
amsa dnia 20.05.2014 17:45
Roza_Kowalczyk - również wracam z komentarzem, bo utwór wart jest słów pozytywnych a nawet zachwytu:). Bo skojarzenia szpitalu z okrętem nietypowe, ale jakże adekwatne do morza cierpień, chociaż bohaterowi raczej światła i usytuowanie przywiodły na myśl taki obraz. Wspomnienia z lat, kiedy las był miejscem bezpiecznym, swojskim a miasteczko wręcz przeciwnie. Wzdrygnęłam się przy historii z kociakiem, okrucieństwo takich zabaw nie zna szerokości geograficznych ani znaczenia miast wielkich, czy też prowincji. Wspomnienia snute z miejsca innego, niż lata spędzone w pewnym odosobnieniu, pośród przyrody, która wywarła, a nawet ukształtowała wrażliwość bohatera. Opowieść niezwykła, klimatyczna, napisana pięknym stylem i jedynym jej mankamentem, że tak urwana, niedokończona, pozostawiająca czytelnika z niedosytem. Mam nadzieję, że jednak doczekam się kontynuacji, chociażby dopowiedzenia o teraźniejszych losach bohatera. To utwór, którego tytuł zapamiętałam, co rzadko mi się zdarza, chyba z powodu tego klimatu i czegoś nieokreślonego a przyciągającego. Sam tytuł można odczytywać w różny sposób, nie tylko jako sam fakt alergii na miód. Odnajduję w nim więcej takich alergii, nie powiedzianych wprost, ale samotność bohatera jest wiele mówiąca.

Pozdrawiam

B)
mede_a dnia 20.05.2014 19:14 Ocena: Świetne!
Świetny styl. Opowiadanie bez akcji, a zatrzymuje do końca. NIENAWIDZĘ czytania dłuższych tekstów w komputerze, a nawet nie zauważyłam, że już skończyłam i jeszcze chciałabym dalej. Ciekawe studium alienacji z powrotem w dzieciństwo. Wiele momentów mocno niedookreślonych, ale w taki sposób, że chce się je zapełnić własnymi domysłami. Dlaczego bohater nagle widzi nieprzyjazne spojrzenia mieszkańców, dotąd serdecznych? Czy to fakt, czy tylko jemu zmieniła się perspektywa? Dlaczego w finale siekiera pod poduszką? Samotność ewoluuje w chorobę? Dlaczego takie, a nie inne zakończenie z płonącymi ciałami i niby-komiwojażerem z koszmaru? Interesująco, niepokojąco, drażniąco w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Roza_Kowalczyk dnia 21.05.2014 10:43
amsa, mede_a - dziękuję za lekturę i komentarze.
Faktycznie, pomyślę nad rozwinięciem tekstu, chociaż pozwolę mu trochę odleżeć się - zobaczymy co przyjdzie mi do głowy za jakiś czas.
Zastanawiam się, czy te niedopowiedzenia, o których wspomina mede_a wymagałyby jakiegoś złagodzenia, czy może stanowią zaletę tekstu. A może dorzucenie odrobiny historii z dorosłego życia bohatera naprowadzi czytelnika na właściwy trop - myślę, coś wymyślę.

Pozdrawiam.
amsa dnia 21.05.2014 11:17
Roza - mnie brakuje życia dorosłego, dzieciństwo bym zostawiła jak jest, bo tak jak napisałaś - to zaleta:), takie fragmenty, tak zapamiętujemy chwile ważne, chociaż w tamtym momencie, gdy się stawały, wcale takie dla nas nie musiały być, dopiero po latach okazuje się, że były. Ale dorosłe życie mnie interesuje bardzo :).

Pozdrawiam

B)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty