6.
- Tato...
- Tak, synu?
- Jesteś duchem, prawda?
- Tak jakby. Bo widzisz. Jestem cząstką duszy, której Pan pozwolił wrócić. Jestem malutką Iskrą Bożą. Więc jestem też duchem. Przynajmniej trochę.
- Aha.
Siedzieliśmy chwile w milczeniu.
- Tato.
- Tak?
- Dobrze, że wróciłeś.
- Ja też się bardzo cieszę.
Dniwecnir i Grzybiarz patrzyli na mnie jakbym właśnie zjadł bombę atomową.
- Z nim jest coś nie tak. Słyszałem - Ludzie tak mają. Z dnia na dzień... a potem bum! I nie ma gościa.
- Tak... ja też o tym słyszałem - powiedział Grzybiarz. - Chodź już bo sie spóźnimy.
Grzybiarz i Dniwecnir mieli w sobie coś takiego, że dziewczyny na nich leciały. A oni potrafili to wykorzystać. Zawsze mieli najładniejsze dziewczyny. Teraz też tak było. Ola i Kasia z dołu były seryjnie fajne. Ładne, zgrabne i nie głupie. Cóż więcej do szczęścia potrzeba? Przyznam się wam, byłem trochę o nich zazdrosny.
- To my lecimy. - Powiedzieli - chyba nie jesteś zły, że cię zostawiamy samego?
- Spoko. Miłej zabawy.
- Na pewno wszystko w porządku?
- Jasne. Posiedzę sobie z moim staruszkiem. Nie gadaliśmy przez siedem lat. Jest o czym opowiadać.
Zza drzwi dobiegły mnie jeszcze ich głosy.
- Trzeba coś z tym zrobić, bo kompletnie go stracimy...
7.
Milczy też się czasem dobrze. Nie trzeba mówić, by być szczęśliwym. W spokoju milczeliśmy z tatą, aż nasz spokój został zakłócony przez łomotanie w drzwi.
8.
Ktoś koniecznie chciał dostać się do mojego domu. Walenie w drzwi, przerywane ciągłym dźwiękiem dzwonka, trwało już dobrą chwilę. Poszedłem więc zobaczyć kto tak pilnie chce znaleźć się w moim towarzystwie.
Jestem chyba jedną, z tych osób, które nie uczą się na własnych błędach. Popełniłem właśnie kolejny taki sam błąd.
Otworzyłem drzwi.
Na progu stała młoda dziewczyna, o lekko kręconych włosach. Była ubrana w ładną, czerwoną sukienkę, która podkreślała wszystko co było do podkreślenia. A było całkiem sporo. Duże zielone oczy były pełne łez.
- Proszę mi pomóc! - załkała rzucając mi się w ramiona. Wyobraziłem sobie miny Grzybiarza i Dniwecnira. Mimowolnie uśmiechnąłem się.
- Ciii. Już dobrze... Wszystko będzie dobrze. Ciii... - pocieszająco poklepałem ją po plecach i ...
Ja durny!
... wpuściłem do mieszkania.
Zamknąłem drzwi.
- Co się stało? - zapytałem.
- On mnie szuka... Goni... Boże... On... On... - urwała - Proszę mi pomóc!
Nic z tego nie zrozumiałem.
Drzwi ugięły się pod potężnym ciosem. Framuga pękła z trzaskiem.
- Boże... To on!
- Spokojnie. Proszę ukryć się gdzieś w mieszkaniu.
Jednym susem znalazłem się przy drzwiach. Postanowiłem otworzyć. Drzwi i tak długo nie powstrzymają nieproszonego gościa, a teraz nie maiłem kasy by kupować nowe.
Otworzyłem. Przed drzwiami stała małpa w krawacie.
- Słucham pana?
- Och.
- Coś się stało?
- Och. Zbigniew Och.
- Och... Przepraszam. Jan Słanderson. Miło mi.
- Jeśli pan nie odda tej dziewczyny będę zmuszony użyć siły i nie gwarantuje, że wyjdzie pan z tego cało.
- Jasne. Jestem przyzwyczajony. - Nie było sensu grać debila w stylu - "ale o jaką dziewczynę chodzi?" - Zastanawia mnie, dlaczego pan mi się przedstawił?
- Zawsze uważałem się za człowieka kulturalnego.
- Aha. To miło z pana strony... Może zaczniemy?
Uchyliłem się przed nadlatującą pięścią. Skoczyłem w tył kopiąc drzwi. Nie wiele to pomogło. Wielka włochata małpa, która chyba przed chwilą uciekła z ZOO rzuciła się na mnie. Uchylałem się jak mogłem przed gradem ciosów, ale mimo to oberwałem całkiem porządnie.
Jeden z ciosów posłał mnie dobry metr nad ziemią, czego skutkiem było spadnięcie na stolik, złamanie go i ogromny ból w plecach. Chyba roztrzaskałem sobie głowę, bo widziałem na czerwono.
Spod krzesła wyrwałem pistolet. Szarpałem spust, aż skończył się magazynek. Ani raz nie trafiłem w Ocha. Krew mnie zalała.
- Ale jaja. Matrix normalnie - szepnąłem.
Małpolud w tym czasie dopadł dziewczynę. Skoczyłem mu na plecy dając dziewczynie czas. Bez większego problemu Och, zrzucił mnie, niby worek ziemniaków. Zresztą tak sie czułem. Jak worek ziemniaków.
- Schowaj się za mną! - krzyknąłem do dziewczyny.
Posłuchała. Wstałem chwiejnie. Zabije Dniwecnira i Grzybiarza, pomyślałem. Zawsze gdy są potrzebni to ich nie ma. Przeżyje tylko po to by ich zabić.
- Tato...
- Jasne.
Kanapa przepłynęła przez pokój i przygniotła Małpę. Tata spokojnie siadł na kanapie.
Odetchnąłem. To na chwile zatrzyma Ocha.
Pan Marciniak, sąsiad, zaczął walić czymś w ścianę, krzycząc coś, co brzmiało jak"Cicho tam!"
Otarłem krew z czoła. Spuściłem głowę. Odetchnąłem głęboko.
Coś twardego i podłużnego uderzyło mnie w potylice.
Upadłem. Świat zawirował. Zobaczyłem jak dziewczyna w czerwonej sukience opiera o podłogę kij.
Nagrodę "Idiota Roku" otrzymuje KiwiKid!
- Walcz synu! Walcz! - ojciec klęczał przy mojej głowie. Przy jednym wielkim punkcie bólu.
Walczyłem chwilę, a potem wyczerpany zanurzyłem się w miękką i ciepłą czerń.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
AnonimowyGrzybiarz · dnia 11.10.2008 10:07 · Czytań: 625 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: