Sanitariuszka cz. 11 - lina_91
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Sanitariuszka cz. 11
A A A
Karina z trudem otworzyła usta. Na wargach zamarły jej tysiące pytań. Nim jednak z kłębowiska myśli zdążyła wyszczególnić choć jedno, potężny grzmot przetoczył się nad lasem.

Podmuch eksplozji był odczuwalny nawet tu, przy tak znacznej odległości. Więc jednak Tomek miał rację, pomyślała. Mariusz zaklął szpetnie.

-Mam nadzieję, że Anglicy zdążyli wyjść.

Karina jednak myślała o czymś innym. Nawet Nika w tej chwili zepchnęła na dalszy plan.

-Pamiętasz, co zawsze nas wściekało w mieście, po nalotach?

-Że nadchodzili Ruscy - odpowiedział bez zastanowienia Mariusz i dopiero gdy Tomek cofnął się o krok, zrozumiał.

-Nie chcesz chyba tam wracać.

-Możemy ich oskrzydlić.

-Albo dać się otoczyć.

-Nie będą się spodziewali ataku - zaoponowała gorąco.

-Marzą ci się kolejne belki? - spytał kpiąco. -Po to się stamtąd ewakuowaliśmy, żeby teraz wracać?

-A może są ranni - powiedziała cicho, sięgając po ostateczny argument. Mariusz zamilkł, pokonany.

Jacek, nie patrząc na pozostałych, sięgnął po krótkofalówkę. Szybko przedstawił sytuację. Po drugiej stronie zapadła krótka cisza. Potem rozległ się gwar głosów. I jeden, wzbijający się ponad pozostałe.

-Ku chwale Ojczyzny. Zawracamy. Uważamy na tyły.

I jeszcze dwa razy powtórzone słowa, przez dowódców pozostałych grup: ku chwale Ojczyzny.

Karina skinęła wolno głową i odwróciła się do Tomka, który kręcił z niedowierzaniem głową. Rosjanin zwinął się u jego stóp w małą, dygocącą kulkę.

-Tomek, pójdziesz z tym tu - ruchem brody pokazała Ruska - do Maciejewskiego?

-Tak jest - mruknął bez przekonania. Karina zawahała się jeszcze, po czym niechętnie dodała:

-W razie kłopotów, kula w łeb.

-A Nik? - wciął się Jacek. Karina zacisnęła zęby i odwróciła się w stronę bunkru, ściągając przez ramię broń.

-Mógł kłamać.

-Więc skąd miał nieśmiertelnik?

-Nie wiem, Jacek - szepnęła, zbyt zmęczona, żeby płakać. -Wracamy. Nie mogę teraz o tym myśleć.

Z powrotem, tą samą drogą. Do bunkru, szukając jakiegoś punktu do obrony. Niestety, jeśli nie chcieli się wspinać na drzewa, czegoś takiego nie było.

-Do rowu. Obsadzimy go - zaproponował Jacek. Karina zawahała się na moment, po czym skinęła głową.

-Szybko.

Parę metrów dalej spotkali pozostałe grupy. Błyskawicznie ulokowali się w okopie. Czterech strzelców wskoczyło na brzozy. I naraz Karinie krew się ścięła w żyłach.

-Gdzie Mariusz i Jacek? - spytała Krzyśka.

Chłopak z zakłopotaniem przesunął dłonią po krótkich włosach i wzruszył ramionami.

-Nie widziałem ich.

-Wracam - rzuciła w przestrzeń i gdyby nie Rafał, pierwsza seria powracającej formacji Rosjan ścięłaby ją w sekundę. Chłopak, nie puszczając jej ręki, oparł swój karabinek maszynowy wz. 2003 o wzgórek i szarpnął za spust.

-Może są ranni! - wrzasnęła przez ogłuszający huk.

-Sama w to nie wierzysz. Daliby znać.

-Mariusz nigdy nie poprosiłby o pomoc, a Jacek prędzej sam strzeliłby sobie w łeb niż pozwolił, żeby ktokolwiek po niego wrócił! Oboje znają ryzyko, nie daliby sygnału nawet gdyby...

-I ty masz podobno wojskowe wykształcenie? - spytał, wycofując się, żeby zmienić magazynek. Maciek zajął jego miejsce.

Karina zamilkła. To był argument, którym Maciejewski zamykał usta najbardziej podrażnionym faktem, że dziewczyna miała wyższy stopień od nich.

Po przyjeździe do Anglii, Karina wylądowała w szkole wojskowej. Spędziła tam trzy lata. Zbierając setki wyróżnień i pochwał, nie zagrzała tam miejsca na długo. Wyleciała po tym, jak w czasie ćwiczeń na poligonie zlekceważyła rozkaz plutonowego i wycofała swoją drużynę. Okazało się, że gdyby tego nie zrobiła, wszyscy wylecieliby w powietrze przez granat-pułapkę. Pochwalili ją za szczęście bardziej niż umiejętności, ale wywalili.

Po miesiącu awantur z dyrekcją, rodzice zapisali ją do szkoły katolickiej. Nie było jej to na rękę, ale okazało się, że i tam nie będzie długo. Choć nawykła do karności, tym razem wyleciała za bójkę, kiedy koleżanki zaczęły wyśmiewać się z jej żołnierskiego drygu: tak jest, proszę pani, nie, proszę pani. Bynajmniej nie płakała z tego powodu.

Mając serdecznie dość renomowanych szkół, zapisała się do college'u tuż przy domu. Jednak go nie skończyła. Do Polski wyjechała dwa tygodnie przed maturalnymi egzaminami.
Jej ogólny poziom edukacji nie zachwycał. Jednak w spuściźnie po swojej szkole wojskowej, miała jedno: dość sporą wiedzę i stopień wojskowy. Wprawdzie teoretycznie powinien on obejmować jedynie angielską armię, ale dowództwo w Polsce stwierdziło, że nie ma sensu jej cofać.

-Mam, co z tego? - warknęła, czując, że ręce zaczynają jej drżeć. Powinna była klęknąć i przyłożyć gładką kolbę do policzka, ale czuła, że nie da rady teraz strzelić.

-Niczego cię nie nauczyli? Nie ma sensu narażać zdrowych żołnierzy dla... - Krzysiek urwał, po czym odrzucił karabinek i zwalił się na nią całym ciałem, wciskając jej twarz w piasek. Gdzieś nad nimi coś przeleciało i huknęło po stronie rosyjskiej. Karina z trudem wyswobodziła się z uścisku i obejrzała za siebie. Pomiędzy drzewami były to tylko dwa niewyraźne kontury, ale w polskim mundurze.

Mariusz i Jacek ciągnęli po kilka granatników każdy, w dodatku oboje byli obwieszeni taśmami do karabinów. Karina poczuła, że słabnie z ulgi.
Dzięki chwili konsternacji po drugiej stronie, bezpiecznie dotarli do okopu i zsunęli się w dół. Mariusz, jakby nie widząc jej wzroku, rzucił jej plecak wypełniony po brzegi granatami RGZ-89. Jacek sam otworzył drugi, z RGO-88.

-Bierzesz lżejsze? - wrzasnął Mariusz do Kariny.

Zawahała się. Oba rodzaje granatów były wypełnione hoksagenem. Opóźnienie też było podobne. Poza masą, niczym się praktycznie nie różniły. Szybko skinęła głową i sięgnęła po pierwszy z brzegu RGZ.

-A obiecywali, że nam sprawią granatniki podwieszane - wykrzywił twarz w uśmiechu Jacek. Karina wzruszyła ramionami. Tylko wybrane oddziały faktycznie posiadały karabinek szturmowy Beryl i podwieszony granatnik Pallad. Był to zestaw na pewno cięższy, ale z drugiej strony o wiele poręczniejszy.

Zamach, rzut. Wrzecionowaty kształy chętnie opuścił jej dłoń i pomknął na spotkanie Rosjan. Szybko schowała głowę. Zrobiło jej się zimno. Dopiero teraz zauważyła, jak blisko podeszli. Zrozumiała, że gdyby nie Mariusz i Jacek, z jej genialnego pomysły zostałby tylko stos trupów. Wiedziała przecież, że nie mają amunicji.

-Skąd to wzięliście? - wrzasnęła, kiedy umilkło echo wybuchu.

-Ładunek podłożyli kiepsko. Skład amunicji był praktycznie na wierzchu. Tylko trochę przywalony. Dlatego zajęło nam to tak długo.

-Oddaliliście się bez pozwolenia - zgrzytnęła. Mariusz uśmiechnął się przepraszająco.

-Nie pozwoliłabyś.

Nie odpowiedziała. Przecież uratowali życie nie tylko jej.

-Mieliście jakieś wiadomości? - spytała jeszcze.

Jacek udawał, że zmiana taśm w karabinach tak go pochłonęła, że nie usłyszał pytania. Mariusz skrzywił się i pokręcił głową.

Rosjanie po raz kolejny jakby zwolnili. Odwróciła się do Mariusza, gotowa im dziękować, kiedy z kierunku, w którym wycofywali się Rosjanie, rozległa się zbiorowa salwa. Zmartwiała. Ułamek sekundy później ktoś skoczył jej na plecy.

Grzmotnęła twarzą w piach i wyszarpnęła odruchowo nóż. Śmiech nad głową zupełnie ją zaskoczył. Ktoś pomógł jej wstać.

-Maciek, co ty... - urwała.

Został przecież z Maciejewskim, a to oznaczało, że...

-Darek doszedł?

Po twarzy chłopaka przebiegł cień.

-Darek nie żyje. Tak samo jak jeden z Anglików. Drugi jest ranny. Cudem chyba doszedł.

Karina przymknęła oczy.

-Za to Rosjanie są w pułapce. Maciejewski chciał ich roztrzaskać, ale przyszedł rozkaz, żeby zabrać kilku jeńców. Karina, co z tobą?

Dziewczyna pokręciła głową, po czym wybuchnęła nerwowym śmiechem.

***

Od czasu nieudanej przeprawy z Anglikami minął dzień. Zdziesiątkowany oddział Maciejewskiego wraz z trzema jeńcami zaszył się w lesie. Karina szalała. Wciąż czekali na rozkazy, a ona nie chciała dłużej siedzieć bezczynnie. Pod wieczór odszukała porucznika.

-Panie poruczniku... - stanęła przy nim w swobodnej pozycji, wiedząc, że tym przykuje jego uwagę. Maciejewski podniósł na nią podkrążone oczy.

-Co jest?

-Proszę o pozwolenie.

-Na co?

-Na akcję ''szpieg'' - rzuciła kryptonimem, jakby on mógł znać na pamięć wszystkie planowane akcje. Dłuższą chwilę patrzył na nią nieruchomo.

-Oszalałaś - powiedział w końcu.

-Chcę coś robić! Zwariuję tu. Błagam.

Wzruszył ramionami. Nie był w nastroju do takich rozmów.

-Jeśli przekonasz pułkownika. Będzie tu rano.

-W porządku - zasalutowała z uśmiechem. Maciejewski pokręcił z rozczuleniem głową.


O świcie Karina znowu stawiła się przed dowódcą. Jarzębski wysłuchał jej prośby w milczeniu, bez szczególnego wzruszenia. Miała wrażenie, że Maciejewski uprzedził go już wcześniej.

-Wiesz, na czym to polega? - upewnił się pułkownik. Karina powstrzymała zniecierpliwioną minę.

-Na przeniknięciu do grupy Rosjan, spenetrowaniu ich środowiska i wybadaniu planów - streściła szybko plan.

-Rosyjski znasz?

-Tak.

-Gdzie byś chciała to zrobić?

-Lębork.

-To teren całkowicie zajęty przez Rosjan. Będziesz sama na obcym terenie.

-Teraz nigdzie nie jest bezpiecznie. A musi to być miasto, które dobrze znam. Do Słupska nie wrócę, w Miastku jestem spalona. Kobylnica za blisko Słupska. Wejherowo, Potęgowo - za małe. Ustka już by była lepsza, ale Lębork jest idealny. Znam go dobrze, miałam tam rodzinę. Topografia też perfekcyjna. Tory, bo pociągi przecież jeżdzą. Dawna strzelnica, las. Dużo domków, mniej budynków.

Jarzębski potarł w zamyśleniu brodę.

-Okej. Jeśli znajdę ci kogoś do pomocy, za trzy dni będziesz w Lęborku.

-Ale...

-Nie ma żadnego ale. Taki jest mój warunek.

-Tak jest, panie pułkowniku.


Następnego dnia cofnęli się do Wołczy Małej. Było ciepło, więc rozłożyli się pod lasem. Pod wieczór Maciejewski zawołał Karinę. Przybiegła natychmiast. Z dowódcą przywitała się skinieniem głowy. Większym wyzwaniem była młodziutka dziewczyna, która stała obok niego.

-To jest Ola. Jedzie z tobą do Lęborka.

Porucznik uśmiechnął się pod nosem i cofnął o krok. Karina dopadła do niego błyskawicznie, tak zszokowana, że zaczęła się jąkać.

-Żartujesz sobie?

-To rozkaz - rzucił śpiewnie.

-Zabijesz ją!

Maciejewski spoważniał i spojrzał jej w oczy.

-Obie ryzykujecie.

-Ile ona ma lat? Trzynaście, czternaście?

-Szesnaście. Niewiele mniej niż ty, kiedy tu przyjechałaś. I ona przynajmniej nie kłamie.

Karina przewróciła oczami. Po przyjeździe do Słupska faktycznie skłamała. Sfałszowała datę urodzenia na paszporcie, dodając sobie rok. Dopiero później przyznała się do tego porucznikowi.

-To szaleństwo.

-Podjąłem decyzję. Doskonale zna rosyjski, doświadczenie bojowe też ma. Dogadacie się.

Patrzyła, jak odchodzi, czerwona z bezsilności. W końcu odwróciła się do dziewczyny.

-Będę się słuchać, nie bój się.

Ola była śliczna. Blond włosy, zielone oczy, figura modelki. Nawet zgrzebna koszula jej nie szpeciła.

-Nie o to chodzi. Znasz ryzyko.

-Znam.

-Dlaczego się w to pakujesz? - spytała Karina.

-A ty? - Ola pokręciła głową, aż włosy zafalowały na wietrze.

-Pewnie z tego samego powodu - westchnęła Karina.

-U nas już jesteś legendą - wypaliła nagle Ola. Karina spojrzała na nią, jakby ta zgłupiała.

-Że co?

-Wszystkie twoje wyczyny... Wszyscy o tym mówią.

-Nie macie lepszych historii do opowiadania?

-Na przykład?

-Jasny, Miła, Rapier...

Zapadła cisza. Jasny. Karol Więcławski. Dwadzieścia dwa lata. Przeniknał do środowiska Rosjan, zacignął się nawet do rosyjskiej armii. Zdemaskowany, próbował uciec. Kiedy go otoczyli, wysadził siebie i piętnastu Rusków.

Miła. Stażystka, potem sanitariuszka w olsztyńskim szpitalu. Sprzedała się rosyjskiemu oficerowi, żeby zapewnić bezpieczeństwo pacjentom. Jej poświęcenie na nic się nie zdało. Dwa dni później dziewczynę zastrzelili, a szpital podpalili. Połowa ludzi spłonęła żywcem.

Rapier. Partyzan z Mazur. Urządzał zamachy na Rosjan. Złapany w obławie, przesłuchiwany, nie powiedział ani słowa. Próbował uciekać. Kula dosięgła go, gdy przeskakiał przez płot.

Takich historii były setki, jeśli nie tysiące. Wielu nie znali, wielu nigdy mieli nie poznać.

Jeszcze raz, od nowa rodziły się legendy. Legendy ludzi zbyt młodych na śmierć, ale dość zuchwałych, by rzucić wyzwanie śmierci.

-Więc jesteśmy w tym razem - powiedziała lekko Karina i uśmiechnęła się do Oli.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
lina_91 · dnia 18.10.2008 20:25 · Czytań: 764 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 4
Komentarze
ginger dnia 18.10.2008 21:08 Ocena: Bardzo dobre
"Mariusz i Jacek ciągnęli po kilka granatników każdy, w dodatku oboje byli obwieszeni taśmami do karabinów." - chłopcy, więc obaj.
Pod koniec aż mi łezki pociekły. "Kamienie na szaniec" mi się przypomniały - czytałam to tyle razy, i zawsze byłam zasmarkana... Lubię Twoją "Sanitariuszkę", i jak już skończysz, na pewno przeczytam całą :yes:
lina_91 dnia 18.10.2008 21:39
To największy komplement, jaki mi mogłaś sprawić :). Dziękuję Ci bardzo.
Hyper dnia 19.10.2008 15:05 Ocena: Bardzo dobre
W tej części "wróciłaś" do swojego stylu. W poprzedniej czegoś brakowało. Tutaj akcja wróciła do normy, dialogi się uporządkowały, jest zapowiedź nowych wydarzeń. Super!
lina_91 dnia 20.10.2008 09:56
Dziekuje :).
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty