Leżał. Jak zawsze zastanawiał się, czy ona również myśli o nim przed snem. Twierdziła że tak. Wiele razy jednak stwierdzała różne rzeczy. Nie wiedział w co wierzyć, choć łapał się na tym, że wierzył w każde jej słowo. Nawet pomimo tego, że dosyć mocno się zawiódł. Zresztą, odmieniał prawdę przez wszystkie przypadki. Taki fetysz – męczenie się, dobijanie, chęć udowodnienia sobie, że prawda nie musi boleć. Ale musi. Więc niech boli.
Jego sufit nie był nazbyt interesujący. Biały. Jakieś zacieki. Pomalowany przez malarza-amatora. A mimo to, robota została wykonana całkiem nieźle. Nigdzie nie był zbytnio popękany, nic się z niego nie sypało. Może w kącie przy oknie było trochę brudno i wisiała pajęczyna, ale to już chyba jego wina. No i dostarczyło mu to trochę dziwnie rozumianej rozrywki.
Zamknął oczy i spróbował zasnąć. Po kilkunastu minutach doszedł do wniosku, że przecież mógł pominąć jakąś plamę na suficie.
Nie pominął.
Światła miasta – latarni, przejeżdżających aut – wpadały niemrawo do pokoju. Do tego za oknem zaczął sypać śnieg. Piękny widok. Omal nie zaryzykował stwierdzenia, że romantyczny. Nie mógł się jednak na nim skupić, jeśli marzył o urwaniu chociaż dwóch godzin snu. Sprawdził godzinę na telefonie. Dochodziła 3. Pora spać. Poważnie.
Wstał więc by zasłonić rolety.
Nie wiedział, jak istotny dla jego przyszłości będzie ten ruch.
Położył się z powrotem. Był niezwykle zmęczony. To jedna z tych nocy, kiedy przeżycia dnia doprowadziły go do takiego stanu, że mimo fizycznego i psychicznego wykończenia, wcale nie chciał spać. A właściwie nie mógł. Myślał o niej intensywnie, jak jeszcze nigdy. Myślał o niej, jak o swojej muzie, jak o osobie, z którą mógłby uciec z tego świata.
Nakrył się więc kołdrą, odwrócił na prawy bok, zamknął oczy, rozpoczął intensywne marzenia i stało się po raz pierwszy to, co miało zdarzać się później wielokrotnie. Uciekł ze świata rzeczywistego.
Na plecach poczuł muśnięcie. Cały zesztywniał. Ale zanim się odwrócił, poczuł dotyk dłoni. Wiedział już, do kogo należy. Była niezwykle zimna, drobna, z długimi palcami, które gdy tylko chciały, potrafiły być niezwykle delikatne. Tak jak teraz.
Bardzo chciał się odwrócić. Jednocześnie – co oczywiste – bał się wykonać choćby jeden ruch. Zarówno ze względu na to, co mógłby zobaczyć, ale również dlatego, że łóżko mogłoby być zupełnie puste. Przy czym zdawał sobie świetnie sprawę, że pustka byłaby o wiele bardziej bolesna.
Ręka dalej chaotycznie błądziła po plecach, dochodziła do ramion, następnie zjeżdżała w dół. Zaczynał czuć nie tylko strach, ale i tęsknotę. Ogromną. Po policzkach zaczęły mu płynąć łzy.
Drżąc niczym flaga na wietrze, zebrał ostatnie siły i otwierając oczy odwrócił się na lewy bok.
Zesztywniał ze strachu. Choć myślał, że już bardziej nie może.
Przed nim leżała właśnie ona. Długie blond włosy okalały jej ramiona, szyję i piersi. Była ubrana, rzekłby – jak zawsze. Obcisłe spodnie, czarna bluza, na oczach miała jeszcze okulary. Ale nie to go przeraziło. Jej obecność była cudem, nawet jak oznaczało to dla niego stylowy kaftanik i własny pokój w luksusowym zakładzie w Tworkach. Ale światło dochodzące zza rolet nie było już tak normalne. Bo nie było to sztuczne, żółte światło z latarni, a prawdziwe promienie słoneczne, oświetlające jej blond włosy.
- Śnię – wyszeptał z przerażeniem. Pierwszy raz w życiu jestem tego świadomy.
- Nie – patrzyła mu prosto w oczy.
- Nie?
- Nie.
- Aha… - nie wiedział co powiedzieć – co więc tu robię?
- Jesteś.
- Myślałem, że bardziej tajemnicza być nie możesz. O ja głupi.
- To twój świat. Przekonaj się o tym. Sam go stworzyłeś. Sam sprawiłeś, że do niego uciekłeś. Nawet ja, prawdziwa – choć niedostępna w świecie, który uważasz za realny – jestem tu właśnie dla ciebie.
- To się nazywa schizofrenia!
- Nie. To dar, którego nie ma zbyt wielu ludzi.
- Dar? Choroba psychiczna? Całkiem sporo tych ludzi trafia do Tworek czy Pruszkowa!
- Nie rozumiesz kochany.
- Rozumiem! – nabrał powietrza, zrobił wielkie oczy, dopiero do niego dotarło – kochany?
- To jest nasz świat. Należymy do niego ty i ja. Bycie wyjątkowym sprawia, że potrafisz uciekać…
- A czy ja wyglądam jak Piotruś Pan!?
- Nie rozumiesz. To nie dziecięca fantazja. To nie przyjazny świat, w którym spędzimy całe życie jako szczęśliwa para kochanków. To coś o wiele bardziej przerażającego. Ale tylko tu jesteś mój. Tylko tu mogłam cię ściągnąć dla siebie.
- Ale… ale… jak to!?
- Podnieś rolety.
- Co?
- Podnieś rolety, bejb.
Już miał wykonać polecenie, kiedy wpadł na genialny pomysł.
- Za moment. Jeśli to naprawdę ty to…
Nachylił się nad nią i palcem zaczął muskać jej policzek. Słodki jak zawsze. Nie mógł oderwać wzroku od jej oczu. Do jego nozdrzy doleciał jej zapach. Perfumy, których nazwy i tak nie pamiętał, ale które zawsze będą kojarzyły mu się tylko z nią. Cały ten chaos sprawił, że już mu było obojętne, czy to koszmar, sen, czy nawet wytwór jego poronionej wyobraźni. Nachylił się jeszcze bardziej i najdelikatniej jak potrafił – uważając by się przypadkiem nie rozpłynęła – poczuł znów na swoich ustach jej wargi. Teraz mógł zniknąć. Mogli go zamknąć w zakładzie dla obłąkanych. Było już mu bez różnicy. Po całusie zobaczył jej wzrok. Ten sam – pożądający, złakniony, chwytający go za emocjonalne jaja.
A mimo to wstał do tych głupich rolet. Podniósł je i nie mógł uwierzyć własnym oczom.
Słońce znajdowało się właściwie wprost nad nim. Ale to drobnostka, którą zauważył mimochodem. Najbardziej dziwiło go to, co zobaczył za oknem. Cały plac był po prostu czysty i chyba piękny. Pomyślał, że chyba, bo tak czystego i zadbanego tego placyku jeszcze nie widział. Żadnych pęknięć w asfalcie, kwiaty wywaliło na metr w górę, drzewa zielone od liści omal nie zasłaniały całego widoku. Do tego mnóstwo kolorów, tęcza na niebie i śpiewające ptaki. To wszystko, tak mocno ubarwione, wydawało mu się wręcz niemożliwe.
- Dziwny świat… - pomyślał, że Ona go nie usłyszy.
- Rak Niemena – usłyszała.
- Co!? – odwrócił się do niej gwałtownie.
- Dobrze wiesz.
- Tak, to prawda. Wiem. Ten świat jest piękny, ale nie ma tam w ogóle ludzi.
- Ohh, są. Dopiero się budzą. Ale jest ich rzeczywiście niewielu.
- A czy tu jest jakaś konkretna godzina?
- Tak. Teraz jest dzień.
- Konkretna?!
- Dzień i noc. Chodź na spacer, zobaczysz jak to wygląda w dzień. W nocy nie polecam.
- Jak to?
Wstała i wyciągnęła do niego rękę. Chwycił ją bez wahania. Przyciągnął do siebie i jeszcze raz pocałował. Chyba zbyt namiętnie. Odsunęła się, uśmiechnęła zalotnie i dodała:
- Zanim wyjdziemy mógłbyś się ubrać – uśmiech się rozszerzył – i zrobić coś z tym namiotem w kroczu.
Spojrzał w dół i rzeczywiście coś mu tam nie pasowało. Zawstydzony podbiegł po spodnie, założył je szybko, narzucił koszulkę która od trzech dni leżała na krześle (a mimo to pachniała pięknie…), sięgnął po bluzę i zaczął rozglądać się za szalikiem.
- Czego szukasz kochany?
- No szalika, czapki? W końcu zima!
- Widzisz słońce?
- A w zimę nie ma słońca?
- Tu nie ma zimy. Tu wiecznie jest ciepło. Zostaw tę bluzę. I tak się będziesz gotował.
Stał ogłupiały. Wciąż zastanawiał się, jak ten sen się skończy. Choć w rzeczywistości wiedział, że jest mu to obojętne. Byleby trwał jak najdłużej. Najlepiej do końca życia.
Jakby czytając jego myśli, wspięła się na palce, musnęła ustami jego policzek i powiedziała:
- Mamy całe życie dla siebie.
Po czym ruszyła do drzwi wyjściowych ponętnie kręcąc tyłkiem. Stał wpatrzony w jej figurę. Nie mógł uwierzyć że czuje to wszystko tak prawdziwie. Że jest tu i że ją widzi. Przede wszystkim jednak nie wierzył w to całe życie. Marzenia się nie spełniają.
Mimo to ruszył za nią. Nie wiedział, że marzenia łatwo zmieniają się w koszmary.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt