Kraina Beyul - Nuria cz.1 - reka
Proza » Długie Opowiadania » Kraina Beyul - Nuria cz.1
A A A
Od autora: Mari, Marika,Miriam, Maria, Marta S? :)

 

     Było to pewnego wiosennego poranka w dwudziestym roku panowania sławnego mehtara Khana drugiego. Czarna noc powoli ustępowała z kraju kafirów pod naporem góry ognia, wydostającej się zza wysokich szczytów na dalekim wschodzie. Na skalnych graniach czatowali w głębokim transie, tajemniczy pari rozpalający ogniska – na znak powitania słońca - a w dole budziło się życie. Choć to właściwie orły, jako pierwsze krążąc wysoko nad szczytami, wstrzymywały oddech w powietrzu, obserwując moment rozdzielenia ramion wiecznych wrogów a wsławionych namiętnością, wojowniczych kochanków: Pana Słońca i Dziewicy Nocy. Potężnym ptakom na wysokościach równały się jedynie ostre iglice - ostrza wysokich gór Pariyatra oraz ich króla, szczytu Mir Tirih na północnym zachodzie, który zapalał się, jako pierwszy w porannych iskrach jak latarnia morska, a tuż za nim rozbłyskały kolejne wierzchołki pasma - skute wiecznym lodem iglice. Wielka góra, której imię w języku wakhi oznaczało króla mroku, była znana z legend przedstawiających ją, jako siedzibę niewidzialnych pari - olbrzymów, baśniowych postaci umiejących latać, oraz innych istot – wróżek, liliputów, smoków i czarowników. Ludzie z dolin Kamar, Chetrar, Rumbur i Birir, zwani czarnymi kafirami, nie ustawali w codziennych, długich rytuałach powitania gwiazdy a zarazem uniżonego pożegnania nocy, klękali na widok pojawiającego się światła i białych olbrzymów, władców nieboskłonu, strzelistych skał odzianych w chmury i krystaliczne jęzory lodowców, zakutych w wieczną zmarzlinę. Gdy wiatr w swym majestacie strącał drobiny śniegu z ich skalistych ostrzy, każdy miał wrażenie obcowania z boską mocą i ogromem gwiezdnej potęgi. Niektórzy wierzyli, że kto zdoła złapać te drobiny stanie się kapłanem bitan lub może w przyszłym życiu będzie orłem. Lud ten, zwany różnie: Kasiv, Nahar a na północy Burush, w istocie uznawał góry za bogów i niewielu mógłby dziwić takie wyznanie, gdyby mieli okazję ujrzeć, choć raz ten wysoki majestat. I działo się tak od wieków, każdego dnia z jednym wyjątkiem. Był nim dzień rozpoczynający festiwal ogni, zwany suvezi nual, kiedy z samego rana pasterze na wysokich górach odgrywali melodię zagłady na trzy metrowych trąbach skierowanych ku dolinie – mówiło się, ze ten dzień zarezerwowany jest dla czarnego słońca. Wtedy ogromne kamienie swym drżeniem budziły lęk, a niektóre skały nawet unosiły się w powietrzu.  Gdy niewidzialni pari, rozsiani po szczytach siedmiotysięczników wypijali rytualnie krew ofiarną z poświęconych koźląt, w dolinie wielu zmywało trudy minionego czasu w czystych wodach rzeki Kama, płynącej ze świętych źródeł na południu. Rzeka wraz ze swym biegiem zmieniała nurt na łagodny, ale i również nazwę, a była znana pod wieloma imionami, jako Kamari, Turikho lub Mastajah. Lekki wiatr z zachodu kołysał delikatnie liście drzew, czesał iglaste kolce jałowca i smagał językiem rozlepione trawy, roztaczając wokół widnokręgu strumienie wrażliwych rytmów wysokogórskiego krajobrazu. Nad całą kraina roztaczała się niewidzialna melodia, której twórca był może najstarszy pari, siedzący gdzieś wysoko w chmurach lub na najwyższych szczytach.

Z uwagą i w skupieniu, w ciszy przeszywanej piskiem ptaków lub pomrukiem wiatru, z niewielkiego wzgórza, przyglądała się temu dziewczyna, czując jak wicher w nagiej zieleni wzbudza namiętności, w ludzkich sercach niepokój a w górach rzewne westchnienia do chmur, zaledwie budzących się ze snu. W jej oku odbijał się obraz niewidzialnego tchnienia, a usta smakowały pierwszego łyku powietrza, który wyznaczał rytmy pożegnań i powrotów na tej ziemi. Obok rósł samotny, stary cis, ledwie okryty zielonymi igłami z fantazyjnie powykręcany splotami gałęzi. W pobliżu stał smukły kamień porośnięty mchami oraz niewielki, drewniany ołtarz z charakterystycznymi rzeźbami końskich głów. W powietrzu unosił się jałowcowy dym, wymieszany z ostrym smakiem górskiego powietrza i zapachem trawy. Święty, jałowcowy dym kapłanek bitan, za chwile miał wypełnić jej płuca. Kim była owa samotna postać, stojąca niemal w środku świata?

W rzeczy samej, był to środek Świata. Jako że położenie owego miejsce na mapie znali jedynie pari, żaden z mieszkających tu ludzi nie miał o tym pojęcia, a że miejsce szczyciło się jedną z najwyższych koron wśród ziemskich pasm górskich, leżąc gdzieś w sercu mało znanej, centralnej Assuwy, było niedostępne. Tajemniczy pari nazywali to miejsce baltiyul lub beyul w zależności od stosowanego narzecza. Miejsce przepełnione mnogością zaklętych rzek, ukrytych parowów, zatartych szlaków i rozległych dolin wypełnionych rajską roślinnością, kolorowymi ponad zwyczajność kwiatami, soczystą zielenią pól uprawnych piętrzących się na tarasach, wzbudzało podziw. Wielkie góry wyrosłe a może zbudowane na szlakach niebiańskich, były jak prastare giganty, jakby strażnicy wrót prowadzących na północ, ku rajskim pastwiskom krain Tsasti, położonym niemal w samych niebiosach, w pobliżu siedzib bogów. Według legend samych Kasiv, właśnie z krainy Tsasti przybyli przed wiekami ich przodkowie, aby osiedlić się w dolinach Mir Tirih. Bajkowe równiny wysokich traw, tajemnicze jaskinie – może miejsca sekretnych krajówek słońca - niespodziewanych uskoków, parowów i dolin, przed wiekami zaklętych i niewidzialnych połaci lądu, tam gdzie białe konie i samotne jaki sprawiają niepodzielną władze nad ludzkim podałem, uwodziły naturalnym powabem każde spojrzenie, nawet nieśmiertelnych. Poniżej szczytów roztaczała się zielona dolina Chetrar, wypełniona tryskającym życiem, wysokimi topolami, rozłożystym terenem pól tarasowych i mnóstwem owocowych sadów, pokolorowanych wiosną w tęczowe barwy. Na północnym zachodzie, gdzie barierę wrót stanowiły jeszcze wyższe góry Kharana-a-kuram, leżała dolina Sargin-Gallatha w kraju Beltyuldan, tam również początki stanowiła inna rzeka płynąca doliną Burushi. To prawdopodobnie z tego miejsca przybyła w dawnych czasach dziewczyna. Określnie dziewczyna nie do końca oddawało prawdę, ponieważ po bliższym przyjrzeniu można by sądzić, iż ma się do czynienia z zaledwie kilkunastoletnim dzieckiem – może za wyjątkiem wrażenia, jakie sprawiała po krótkiej rozmowie, tym samym przekonując o swej dojrzałości. Tajemnicza postać odziana w Czador z mnóstwem kolorowych wstążek wydostających się spod materiału, stała niewzruszenie na wzgórzu, oddając czerwono-niebiesko-zielone sploty na użytek melodii wiatru. Jej twarz kryła się pod zasłoną nikabu - czarnego materiału stanowiącego rodzaj zasłony przed wzrokiem ciekawskich. Tym samym jej strój odróżniał ją od kobiet mieszkających w dolinach, noszących odkryte twarze, czarne stroje zdobione naszywanymi świecidełkami, drogimi kamieniami oraz muszelkami. Kobiety na głowach nosiły charakterystyczne nakrycia przypominające wianki, zdobione muszelkami. Wszystko za sprawą faktu, iż jako jedyna w tej okolicy uchodziła za posłankę pari, dlatego nazywano ją kapłanką sztuki tajemnej - bitan, choć czasem niektórzy zwali ją też nieprzychylnie sire, czyli wiedźmą. Dodatkowo odróżniała się od otoczenia swoim nizaryckim pochodzeniem - po linii ojca, oraz nuristańskim - z linii matki. W dolinach Sargin zwali ją Nuria a w Chetrar ludzie dali jej imię Amira al Salam. Dziewczyna za młodu była jak wyrocznia, ukoronowanie dobra i piękna mieszkającego w głębi duszy, z biegiem czasu nabierając rysu nizaryckiego, stawała się bardziej nieokiełznana i nieprzystępna, gdy jej blada twarz i oczy z wolna zaczynały być obdarowywane spojrzeniem w środek - zdawałoby się - samej otchłani nocy, a gładka skóra niczym z darów bogów, przypominała pastelowe kolory szlachetnego jedwabiu. Poruszała się zwykle z gracją, zwinnością kozicy, patrząc dumnie przed siebie, pewna każdego stawianego kroku, gdy często przemierzała górskie szlaki w poszukiwaniu magicznych kamieni dzi.

Wokół Nurii zgromadzili się pasterze nadludzkiej postury, ubrani w pastelowe szaty, olśniewający białymi włosami, boscy pari. W środku zgromadzenia, zwykle stała ona, jedyna, słysząca i widząca, żyjąca, wśród wielu – zielonooka Nuria. Wysoka piękność królewskiego rodu, o szlachetnej twarzy, namaszczona z nadania nizaryckiego, córka Natiham, pradawna wybranka duchów-namiestników Kush, strażniczka białego plemienia zagubionego w wysokich górach przed tysiącami lat. Jej pochodzenie i wysokie urodzenie znała jedynie z podań pari, ponieważ nikt nie był w stanie powiedzieć jej gdzie i kiedy się urodziła. Niektórzy ludzie, przynoszący dla niej dary, powiadali, że nawet ich dziadowie, czasem wieczorami, snuli o niej legendy, ale nikt nie pamiętał dokładnie, kiedy pojawiła się po raz pierwszy, – choć syn znanego handlarza skórami, Nerik z ludu Nagar, wspominał, że mogła pojawić się za czasów starego kapłana bitam – Huke Mamu, który żył może dwieście lat temu. Nawet, jeżeli sama spędziła lata, aby odkryć tą tajemnicę, wysocy pari nigdy nie wyrażali woli przekazania jej prawdy o niej samej. Choć niewiele było wiadomo o samych pari, to można by ich określić, jako duchy gór, niewidzialni dla śmiertelnych, obecni dla wybranych członków kasty bitan.  I choć nigdy żaden ze zwykłych ludzi nie mógł ich dostrzec, wszyscy bali się ich panicznie – albowiem pari byli potężnymi istotami o magicznych mocach, strzegącymi prastarych tajemnic ludzkiego i niebiańskiego rodu. Nikt nie widział gdzie właściwie żyją i skąd się wzięli, jednakże ludzie powiadali, że ich pałacem jest Tirih Mir, ale też nikt nie widział jak wielu z nich nadal stąpało po ziemi i piło krew na szczytach gór. Co znamienne, to fakt, iż każdy znał zasady nadane przez pari, a przekazane przez kapłanki, i między innymi tą, że jedynie tylko kozy, jako czyste zwierzęta, i kapłani bitan, mogli wychodzić latem na zimowe pastwiska w najwyższych partiach gór. Nuria, stojąc na wzniesieniu pokrytym wiosennym kwieciem i delikatnym mchem, w otoczeniu pasterzy uniosła ręce w dziękczynieniu.

Z doliny przybywali czasem na wzgórze ludzie szukając porady, dobrego słowa, modlitwy, czy wstawiennictwa lub nawet orzeczeń pari. Tymczasem do wzgórza zbliżała się niemal połowa wioski Birir. Kobiety w kolorowych strojach, rozbiegane dzieci przyglądające się pielgrzymom, mężczyźni o poważnych posturach a nawet parę kozłów i owiec. Wśród pielgrzymów dało się wyróżnić kilku mężczyzn w środku, niosących kogoś na wielkiej, drewnianej platformie. W tej właśnie chwili, obserwując przybyłych, Nuria uklękła przy kamieniu i przychyliła twarz do ziemi, wąchając intensywnie zapach mądrości, oczekiwała przypływu widzenia. Obok tlił się dym z palącego się jałowca, świętego drzewa natchnienia kapłanek ognia. W jej oku zjawiła się delikatna iskra, jakby zielony maleńki płomień i rozbłysk w alei gwiezdnego nieba. Znała już odpowiedź na pytanie, które mieli zadać jej ludzie, choć nadal nie mogła odgadnąć sensu własnych słów.

- Spadł z nieba – odpowiedziała ludziom zbliżających się w wielkiej liczbie.

Kilku mężczyzn pochyliło się, aby zrzucić z siebie ciężar, stawiając drewnianą platformę na ziemi. Leżała na niej dziwaczna istota o wielkiej głowie z ogromnymi oczami o rozmiarach dyni, pokryta dziwaczną skórą jakby z wężowej łuski, do tego uwięziona w pajęcze nici i skrawki śliskiego materiału. Wszyscy zgromadzeni milczeli. Nuria rozłożyła szeroko ramiona, w tak przedziwny sposób, że spowodowało to poruszenie wokół oraz pojawienie się kilku motyli w pobliżu, które osiadłszy na jej ramionach zadziwiły zgromadzenie. Dziewczyna wiedziała, że to pari, którzy przed chwilą otoczyli ją zwartym kordonem.

 

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
reka · dnia 21.03.2015 12:23 · Czytań: 577 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Janusz Rosek
08/05/2024 17:58
Dziękuję za komentarz. To, co napisałeś Zbigniewie jest… »
Wiktor Orzel
08/05/2024 15:23
Fajnie się czytało, taka sobie zgrabna i całkiem zabawna… »
Zbigniew Szczypek
08/05/2024 09:56
Zdzisławie Podobało mi się Twoje opowiadanie/wspomnienie.… »
Wiktor Orzel
08/05/2024 09:45
Wstęp ma skoczy i fajny rytm, ale od tego momentu coś się… »
Jacek Londyn
07/05/2024 22:15
Dziękuję za komentarz. Cieszę się, że udało mi się oddać… »
OWSIANKO
07/05/2024 21:41
JL tekst średniofajny; Izunia jako Brazylijska krasawica i… »
Zbigniew Szczypek
07/05/2024 21:15
Florianie Trudno mi się z Tobą nie zgodzić - tak, są takie… »
Zbigniew Szczypek
07/05/2024 20:21
Januszu Wielu powie - "lepiej najgorsza prawda ale… »
Kazjuno
07/05/2024 12:19
Dzięki Zbysiu za próbę wsparcia. Z krytyką, Jacku,… »
Kazjuno
07/05/2024 11:11
Witaj Marianie, miło Cię widzieć. Wprowadzając… »
Marian
07/05/2024 07:42
"Wysiadł z samochodów" -> "Wysiadł z… »
Jacek Londyn
07/05/2024 06:40
Zbyszku, niech Ci takie myśli nie przychodzą do głowy. Nie… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 20:39
Pulsar Świetne i dowcipne, a zarazem straszne w swoim… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 13:43
A przy okazji - Zbyszek, a nie Zbigniew. Zbigniew to… »
Jacek Londyn
06/05/2024 13:19
Kamień z serca, Zbigniewie. Dziękuję, uwierzyłem, że… »
ShoutBox
  • Wiktor Orzel
  • 08/05/2024 15:19
  • To tylko przechowalnia dawno nieużywanych piór, nie jest tak źle ;)
  • Zbigniew Szczypek
  • 08/05/2024 10:00
  • Ufff! Kamień z serca... Myślałem, że znów w kostnicy leżę
  • Zbigniew Szczypek
  • 07/05/2024 20:47
  • Hallo! Czy są tu jeszcze jacyś żywi piszący? Czy tylko spadkobiercy umieszczają tu teksty, znalezione w szufladach (bo szkoda wyrzucić)? Niczym nadbagaż, zalega teraz w "przechowalni"!
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/05/2024 18:38
  • Dla przykładu, że tylko krowa nie zmienia poglądów, chciałbym polecić do przeczytania "Stołówkę", autorstwa Owsianki. A kiedyś go krytykowałem
  • Zbigniew Szczypek
  • 02/05/2024 06:22
  • "Mierni, bierni ale wierni", zamieńmy na "wierni nie są wcale mierni, gdy przestali bywać bierni!" I co wy na to? ;-}
  • Dzon
  • 30/04/2024 22:29
  • Nieczęsto tu bywam, ale przyłączam się do inicjatywy.
  • Kazjuno
  • 30/04/2024 09:33
  • Tak Mike, przykre, ale masz rację.
  • mike17
  • 28/04/2024 20:32
  • Mało nas zostało, komentujących. Masz rację, Kaziu. Ale co począć skoro ludzie nie mają woli uczestniczenia?
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
Ostatnio widziani
Gości online:75
Najnowszy:dompol.2024