Trakai - Adela
Proza » Obyczajowe » Trakai
A A A
Od autora: Opowiadanie

Jeszcze około pięćdziesiąt kilometrów i wskoczę do jeziora w Trokach. Niczego więcej nie pragnę, tylko dojechać do miasta. - Nic tutaj nie jeździ – zagaduję, nerwowo rozglądając się raz w lewo, raz w prawo. Agnieszka beztrosko wzrusza ramionami. Ma rację. Nie ma się czym przejmować. Siadamy na plecakach, dopijając resztkę wody z butelki.

Taka właśnie jest precyzja życia. Niebo niebieskie, drzewa zielone, paprykarz szczeciński i pół chleba na drogę. Zaciągamy się papierosem. Każda po trzy machy. Na więcej nas nie stać. Dziewczyna w czerwonej, krótkiej sukience przejeżdża na rowerze. Patrzy i napatrzeć się nie może, jakby widziała małpki w ZOO. Agnieszka dodaje szczyptę dramaturgii do zaistniałej sytuacji i pokazuje język. Dziewczyna natychmiast odwraca głowę w drugą stronę, udając, że nie istniejemy. Może faktycznie tak jest. Nie mamy żadnej pewności.

Mija godzina, dwie. Ściemnia się i spisuję na straty dojazd do Troków tego dnia. Idziemy wzdłuż szosy przyciśnięte ciężarem plecaków, nadaremno wyczekując dźwięku jakiegokolwiek pojazdu. Cisza, rzec by można - grobowa, którą od czasu do czasu zakłóca ptasi świergot. Myślę o Maćku. Nie mogę go pogrzebać w pamięci. Teraz najprawdopodobniej pije Żywca w Bobie, zachęcając jakąś laskę, aby zagrała z nim w lotki. Stary numer, też się nabrałam i, chociaż jestem tego świadoma, piszę do niego list, o tym jak dwa dni temu nie umiałyśmy zapalić ogniska, a starsza, przygarbiona pani z chaty mieszczącej się na wzgórzu przyniosła kozie mleko. Nie rozmawiałyśmy dużo, ale żadnej z nas to nie przeszkadzało. Staruszka wskazała ręką na chatę, następnie na szczyty drzew, po czym wręczyła mi dzbanek z mlekiem i odeszła.
Piszę list, mając nadzieję, że Maciek, kiedy go przeczyta, pokocha mnie taką, jaką jestem.
 

Schodzimy z szosy. Za lasem musi być jakaś namiastka cywilizacji; szczekające psy, powieszone na płocie ścierki. Wczoraj zostawiłyśmy mapę na deszczu, a spory kawałek folii nie uchronił nas przed zmoknięciem. Śmierdzimy wilgocią zmieszaną z potem. W Trokach jest hostel, ciepła woda, sklepy, bary; piwo Svyturys i zupa. Obie to wiemy, obie marzymy, żeby się wykąpać i wtulić w przytulny koc, kontemplując kolorowe światła miasta.

Wchodzimy w głąb lasu, niebo czarnieje, a drzewa powoli zapadają w sen. Agnieszka włącza latarkę. Idziemy i patrzymy pod nogi. Nagle, coś zaczyna głośno szeleścić. Szepczę, że to nie jest wiatr. Agnieszka kieruje światło na szumiącą leszczynę, wstrzymując oddech. Stado dzików z prędkością światła wybiega z legowiska. Łomocze mi serce i z trzęsę się ze strachu. Na szczęście nie trwa to długo i po chwili znowu jest cicho. - Myślałam, że pobiegną w naszą stronę – mówię. Agnieszka przytakuje, uspokajając oddech. Bolą nas stopy, jesteśmy głodne, zmęczone i śpiące. Idziemy dalej z naszym dwudziestoletnim życiowym doświadczeniem, czyli praktycznie żadnym. Nasi rodzice są silni i zdrowi. Ukochane babcie czekają na pocztówkę z Wilna, a ojciec Agnieszki nie ma jeszcze Alzheimera i bardzo dobrze pamięta, że córka nie dzwoni. Nie mamy skąd.

Obie nie zdałyśmy egzaminu ze Średniowiecza. Ja poległam na hagiografii chrześcijańskiej Europy, Agnieszka na wierszach mistrza Wincentego. Szkoda. Liczyłam na pytanie o pieśni dusza z ciała wyleciała „Ne zielone łące stała. Stawszy, rzewno zapłekałe”. Agnieszka na nic nie liczyła, nie miała głowy do Galla Anonima. Tuż przed sesją Mirek zdradził ją z Olą, przyszłą panią prawnik. Tyle wiemy o miłości w tym ciemnym lesie gdzieś na południu Litwy.

Wspominam ostatni dzień letniej sesji. Lipiec zapowiadał się słonecznie. Siedziałyśmy pod pomnikiem Korfantego, popijając colę. Agnieszka od niechcenia powiedziała, że pojechałaby gdziekolwiek, bo życie ucieka między palcami. Bez cienia wątpliwości przyznałam jej rację i tego samego dnia pożyczyłam śpiwór od współlokatorki z akademika i policzyłam oszczędności, które zarobiłam w OBI, promując nawozy do iglaków i roślin balkonowych. Pomyślałam, że na wizytę u wschodnich sąsiadów powinno mi starczyć pieniędzy. Agnieszka również miała trochę zaskórniaków. Kupiłyśmy mapę Litwy, parę konserw, wodę, papier toaletowy i wyruszyłyśmy w podróż.

Inaczej sobie to wyobrażałam. Wiatr zaczyna coraz silniej podmuchiwać i spada na mnie pierwsza kropla deszczu. Wyjmujemy z plecaków peleryny, dumając czy iść dalej, czy rozłożyć śpiwory i folię. Nie mamy już wody i ledwo stoimy na nogach, ale podejmujemy decyzję: idziemy, pomimo że rozpadało się na dobre, a srebrne błyskawice co jakiś czas przecinają niebo. Tracę nadzieję – jesteśmy w beznadziejnej sytuacji. Chce mi się płakać, podnoszę wzrok i nie wierzę własnym oczom. W oddali widać światło w oknie.

Przyspieszamy kroku i, kiedy stoimy przed drzwiami starej chaty, na mój plecak wyskakuje czarny kot. Krzyczę z całych sił, Agnieszka wytrzeszcza oczy, a w drzwiach pojawia się łysawy mężczyzna w dresie, który bez wahania zaprasza nas do środka. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam tak szczęśliwa.

Coś nad nami czuwa - inne wytłumaczenie nie przychodzi mi do głowy.
Nie musimy ściągać butów. To dobrze, bo strasznie śmierdzą nam stopy. Wchodzimy do sieni, napotykając około trzydziestoletnią blondynkę z długim warkoczem. Spogląda najpierw na męża, potem na wielkie plecaki i znika w kuchni. Po chwili przynosi miskę z wodą, ręcznik i kładzie czajnik na rozgrzany piec. Myjemy się, zerkając na wielki stół w pokoju, na który gospodyni stawia flaszkę wódki, słoik ogórków, smalec i chleb. Wchodzimy do pokoju i siadamy na drewnianych krzesłach. Wyciągam portfel, ale mężczyzna odmawia przyjęcia pieniędzy, za to nalewa prawie pełne cztery szklanki wódki. W oczach Agnieszki dostrzegam przerażenie. Niestety nie możemy odmówić.

Przechylamy szklanki, krzywimy się i połykamy ogórki. Mężczyzna wyjmuje z kredensu album z fotografiami. Oglądamy zdjęcia: dziadka na froncie, staruszki w chustkach oparte o płot, bliźniaczki, zrywające polne kwiaty. Przechylamy szklanki, krzywimy się, połykamy kromki chleba ze smalcem i oglądamy dalej; suknię ślubną gospodyni, chrzest tłustego niemowlaka, jasnowłosą dziewczynkę w spodenkach, uśmiechającą się od ucha do ucha. Uśmiecham się i ja, bo dziecko wygląda prześlicznie, na co blondynka reaguje płaczem, a mężczyznę w ogóle to nie dziwi. Zapala fajkę, po czym dolewa żonie wódki i dopiero w tym momencie zauważam, że kobieta jest ubrana w czarną suknię.

Dziewuszka nie żyje. Umarła tydzień temu. Dziewuszka nie żyje. Rozmywa się ze zdjęcia, rozpływa wraz z herbatą w kubku, którego nie mam siły podnieść. Jestem pijana i, próbując wstać, opadam na łóżko, mieszczące się niedaleko stołu. Taka jest precyzja życia. Po wypiciu dwóch szklanek wódki należy iść spać.

Wstaję w południe. Agnieszka cicho chrapie, leżąc obok mnie. Mam kaca i mogłabym wypić wiadro wody. Z trudem wygrzebuję się z łóżka i wychodzę na dwór. Trawa jest jeszcze wilgotna, a słoneczne promienie suszą nasze ubrania, wiszące na sznurze. Blondynka podaje mi talerz z kanapkami i szklankę soku porzeczkowego. Siadam na pniu, jem i patrzę na nieskazitelnie błękitne niebo. Agnieszka pojawia się na ganku, dostaje od gospodyni talerzyk z kanapkami i zajmuje drugi pień. Jemy w ciszy, nie mając siły rozmawiać. Zresztą, nie ma o czym. Nie wiemy dlaczego dziewczynka ze zdjęcia zmarła; czy była chora, a rodzice nie mieli pieniędzy na leczenie, czy to był nieszczęśliwy wypadek, niefortunnie spadła z drzewa, a może wybiegła na szosę, nie zauważając przejeżdżającego samochodu.

Nie wiemy i już nigdy się nie dowiemy. Po śniadaniu pakujemy rzeczy, żegnamy się z gospodarzami i znikamy w lesie, który wygląda znacznie przyjaźniej, niż wczorajszej nocy.

Za godzinę dochodzimy do drogi, siadamy na plecakach i zapalamy papierosa. Każda po trzy machy. Niczego więcej nie pragniemy, tylko dojechać do miasta.

Tego dnia życzenie spełnia się. Zatrzymujemy czerwoną Skodę, wrzucamy swój dobytek do bagażnika, szczerząc zęby do kierowcy w przetartych dżinsach, który potwierdza kierunek: Trakai.
Coś nad nami czuwa. Inne wytłumaczenie nie przychodzi mi do głowy.

Jest czwarta po południu. Wieżyczki zamku lśnią w słońcu, znajdując odbicie w tafli jeziora. Agnieszka, wchodząc do wody dostaje gęsiej skórki. Nie szkodzi, zamykam oczy, dając nura. Pode mną przepływa jakaś ryba, wynurzam się i stwierdzam, że podróże mają słodki smak.

Wieczorem pójdziemy do knajpki niedaleko zamku. Wypijemy Svyturys, zjemy gulasz, słuchając Beautiful Day U2 i nie będziemy już pamiętać o blondynce i mężczyźnie w dresie. Planujemy jechać do Wilna, potem nad morze, bo przecież nie chcemy, aby życie uciekało nam przez palce.

Zapomnę o pustych oczach blondynki, o szmacianej lalce, którą trzymała w dłoniach podczas naszego pożegnania, do czasu, kiedy zbudzę się z bólami porodowymi i zacznę bać się o swoją córkę.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Adela · dnia 08.06.2015 13:23 · Czytań: 704 · Średnia ocena: 4,25 · Komentarzy: 10
Komentarze
Miroslaw Sliwa dnia 08.06.2015 16:48 Ocena: Świetne!
Przepiękne opowiadanko. Cały się w środku rozpuściłem od wspomnień i wzruszeń.
Teraz muszę lecieć, czas mnie goni (a poszedł ty), ale jeszcze tu wrócę aby pełniej się wyrazić.

Pozdrawiam. :)

Mirek
Hyper dnia 08.06.2015 19:30 Ocena: Dobre
Pierwsze opowiadanie, które przeczytałam po długiej przerwie od PP. Dobrze trafiłam. Po kilku zdaniach ciekawa byłam rozwoju sytuacji, stwierdziłam, że to dobre opowiadanie dla młodych, po czym atmosfera lekko się zmieniła i wzbudziła kolejną falę zainteresowania. Kot na plecaku ożywił akcję. Nie wiedziałam czego się potem spodziewać. Podejrzewałam nawet istnienie jakiegoś wątku czarodziejskiego. I cyk, znowu lekka zmiana nastroju. Smutek, wzruszenie, zaduma nad życiem. Jestem pod wrażeniem. Bardzo mi się podobało.
amsa dnia 08.06.2015 20:49
Adelo - piękna historia, zmienna w tonacji, intrygująca i niosąca na fali życia różne przypadki, które, być może, bo któż to wie, przypadkami nie są. Poza urokliwym, tajemniczym i miejscami nawet niesamowitym klimatem, jest w tym opowiadaniu beztroska i młodość. Ale to co mnie najbardziej ujęło to owe odniesienia do opatrzności i krótkie komentarza dotyczące życia. Niby niewiele, ale zarazem bardzo dużo.

Poniżej kilka uwag, które są li tylko kosmetycznymi i nie mają żadnego znaczenia w ocenie tekstu, który jest świetny. Uważam, że w takich opowiadaniach pokazujesz pazur:).

Pozdrawiam

B)


Cytat:
Teraz naj­praw­do­po­dob­niej pije Żywca w Bobie,
- dodałabym bar lub ubrała w cudzysłów tego Boba.
Cytat:
Szep­tam, że to nie jest wiatr.
- Szepczę
Cytat:
a oj­ciec Agniesz­ki nie ma jesz­cze Al­zha­ime­ra i bar­dzo do­brze pa­mię­ta, że nie dzwo­ni.
- kto nie dzwoni? Wychodzi, że ojciec, rzecz jasna wiem, że idzie o Agnieszkę, ale może dodaj np. ona nie dzwoni.
Cytat:
Li­czy­łam na py­ta­nie o pie­śni dusza z ciała wy­le­cia­ła „Ne zie­lo­ne łące stała. Staw­szy, rzew­no za­płe­ka­łe”.
- tutaj się pogubiłam w którym momencie zaczyna się pieśń, a w którym podajesz tytuł.
Cytat:
na mój ple­cak wy­ska­ku­je czar­ny kot.
- raczej wskakuje
Cytat:
Tego dnia ży­cze­nie speł­nia się.
- się spełnia, się na końcu zdania brzydko wisi:(.
Ananke dnia 08.06.2015 21:25 Ocena: Bardzo dobre
super, bardzo na tak, to opowiadanie wciąga, zmusza do zadumy i refleksji,
Miroslaw Sliwa dnia 09.06.2015 10:29 Ocena: Świetne!
Obiecałem, że wrócę i wróciłem.

Każda wędrówka zorganizowana "na wariata" musi przynieść moc przygód.
W październiku 1982 roku (stan wojenny), w jakiś piątkowy wieczór wpada do mnie kolega Grześ i wrzeszczy: "Jadę jutro do Zakopca i wchodzę na Rysy. Jedziesz ze mną?" Nawet pół sekundy się nie zastanawiałem.
Do schroniska na Morskim Okiem przywiózł nas ostatni autobus, a w schronisku kierownictwo zażądało od nas przepustek na przebywanie w strefie nadgranicznej. Oczywiście nie posiadaliśmy takowych. Cóż było robić? Na dworze ciemno i ziąb. Podjęliśmy decyzję; wracamy na Łysą Polanę; może uda się dorwać jeszcze jakiś autobus do Zakopanego. W trakcie wędrówki mój kolega wpadł między innymi na pomysł abyśmy walnęli się w kosówkę i jakoś przedrzemali do rana. Spojrzałem na niego tylko wymownie i pomaszerowaliśmy dalej, ale kiedy usłyszeliśmy porykiwania niedźwiedzia, to dostaliśmy takiego przyspieszenia, że gdyby to były mistrzostwa w chodziarstwie, to z pewnością zdobylibyśmy złoty medal. Do Białego Dunajca, naszych znajomych gazdów dotarliśmy po wielu perypetiach grubo po północy. W nocy było -10 stopni, więc fajnie byśmy w tej kosówce wyglądali gdybyśmy się na to zdecydowali.

To jedna z dziesiątków tego typu historyjek.

Właściwie Twój tekst nasunął mi taką myśl, aby opisać je kiedyś wszystkie.
Zobaczymy jak będzie.

Jeszcze raz wyrazy uznania i dzięki za wzruszenia.

Pozdrawiam serdecznie. :)

Mirek
Adela dnia 11.06.2015 10:15
Witam,
Dziękuję wszystkim za lekturę i komentarze.

Mirku, niezmiernie cieszę się, że opowiadanie tak zadziałało. Twoja historia bardzo ciekawa. Życie pisze najlepsze historie, więc jestem ciekawa, czy się skusisz. Tu prawdy jest ¾, czyli sporo;)

Hyper, kłaniam się, miło że opowieść nie zawiodła.

Amso, jesteś złota! Poprawiam:)
Boba zostawię jak jest, myślę że czytelnik może się domyślić że chodzi o pub: jest piwo, są lotki, a co do pieśni pomyślę. Dziękuję za odwiedziny, pozytywną opinię i za pazura;)

Anake, fajnie, że znalazłaś coś dla siebie.

Pozdrawiam serdecznie,
A.
bemik dnia 17.06.2015 17:01 Ocena: Świetne!
Cytat:
o tym jak dwa dni temu nie umia­ły­śmy za­pa­lić ogni­ska,
- ognisko się rozpala
Cytat:
na który go­spo­dy­ni kła­dzie flasz­kę wódki, słoik ogór­ków, sma­lec i chleb
- stawia
Już wiem, czego mogę się spodziewać, zaglądając w Twoje opowiadania. To wycieczki w przeszłość, takie sympatyczne, nostalgiczne, bez zżymania się na upływ czasu, na zmiany. Malujesz świat pastelowymi barwami, a czasem dorzucasz coś bardziej kolorowego, jakiś smaczek, który sprawia, że jestem w Twojej historii, czuję ją i przeżywam na nowo, jakbym to ja z Tobą wędrowała.
Adela dnia 18.06.2015 19:48
Bemiku, dziękuję za uwagi i bardzo dziękuję za lekturę, komentarz.
A.
Wasinka dnia 21.08.2015 21:19
Adelo...
Jestem pod tekstem dosyć późno, ale wiesz, że się nie spóźniłam...
Poprawki i sugestie już ode mnie, biedniutka, dostałaś, ale nie wspomniałam Ci jeszcze, co mnie urzekło tutaj. Swoboda stylu i historia z życia - to wiadomo. Podobnie z powtórkami niektórych zdań - lubię takie zabiegi. Ale... historia małżeństwa i ich córeczki - po prostu zrobiłaś z tego niezły użytek, że się tak nie bardzo subtelnie wyrażę. Na tle tej wspominki, która przydreptuje jakby mimochodem, dzieje się życie poza. Efekt osiągnięty poprzez zdawkowość "anegdoty" o zmarłym dziecku w zestawieniu z przeżyciami dziewcząt daje rozległy obraz, mówi o tym, co głębiej z perspektywy tego, co na wierzchu.

Pozdrawiam księżycowo.
Adela dnia 01.09.2015 19:13
Wasinko, si, si, wiem:) Bardzo dziękuję za poprawki, sugestie i za ten komentarz.
A.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Jacek Londyn
07/05/2024 22:15
Dziękuję za komentarz. Cieszę się, że udało mi się oddać… »
OWSIANKO
07/05/2024 21:41
JL tekst średniofajny; Izunia jako Brazylijska krasawica i… »
Zbigniew Szczypek
07/05/2024 21:15
Florianie Trudno mi się z Tobą nie zgodzić - tak, są takie… »
Zbigniew Szczypek
07/05/2024 20:21
Januszu Wielu powie - "lepiej najgorsza prawda ale… »
Kazjuno
07/05/2024 12:19
Dzięki Zbysiu za próbę wsparcia. Z krytyką, Jacku,… »
Kazjuno
07/05/2024 11:11
Witaj Marianie, miło Cię widzieć. Wprowadzając… »
Marian
07/05/2024 07:42
"Wysiadł z samochodów" -> "Wysiadł z… »
Jacek Londyn
07/05/2024 06:40
Zbyszku, niech Ci takie myśli nie przychodzą do głowy. Nie… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 20:39
Pulsar Świetne i dowcipne, a zarazem straszne w swoim… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 13:43
A przy okazji - Zbyszek, a nie Zbigniew. Zbigniew to… »
Jacek Londyn
06/05/2024 13:19
Kamień z serca, Zbigniewie. Dziękuję, uwierzyłem, że… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 12:43
Tak Jacku, moja opinia jest jak najbardziej pozytywna. Zdaję… »
Jacek Londyn
06/05/2024 12:23
Drogi Kazjuno. Przyznam, że bardzo zaskoczyła mnie… »
Kazjuno
05/05/2024 23:32
Szanuję Cię Jacku, ale powyższy kawałek mnie nie zachwycił.… »
Zbigniew Szczypek
05/05/2024 21:54
Ks-hp Zajrzałem za Tetu i trochę się z nią zgadzam. Ale… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 07/05/2024 20:47
  • Hallo! Czy są tu jeszcze jacyś żywi piszący? Czy tylko spadkobiercy umieszczają tu teksty, znalezione w szufladach (bo szkoda wyrzucić)? Niczym nadbagaż, zalega teraz w "przechowalni"!
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/05/2024 18:38
  • Dla przykładu, że tylko krowa nie zmienia poglądów, chciałbym polecić do przeczytania "Stołówkę", autorstwa Owsianki. A kiedyś go krytykowałem
  • Zbigniew Szczypek
  • 02/05/2024 06:22
  • "Mierni, bierni ale wierni", zamieńmy na "wierni nie są wcale mierni, gdy przestali bywać bierni!" I co wy na to? ;-}
  • Dzon
  • 30/04/2024 22:29
  • Nieczęsto tu bywam, ale przyłączam się do inicjatywy.
  • Kazjuno
  • 30/04/2024 09:33
  • Tak Mike, przykre, ale masz rację.
  • mike17
  • 28/04/2024 20:32
  • Mało nas zostało, komentujących. Masz rację, Kaziu. Ale co począć skoro ludzie nie mają woli uczestniczenia?
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty