Spadła ze ściany.
Nie na mnie, obok. Budzę się, i zasypiam.
We śnie: idę.
Budzik. Przede mną kilka pasów, świateł, schodów. A później już tylko twarze, słowa, i zapachy… chuchają prosto w pysk, problem mają, ty masz rozwiązać, klient szczęśliwy, klient nasz pan w dupę jego mać, napraw pan, naprawił pan?
Gówno jadł? Proszę usiąść - mówię, nie chcę go nade mną, dmucha na mnie jakbym świeczką był, kał z ust, niemożliwe, ciepło mi się robi, niech pan usiądzie – mówię – to trochę potrwa. Nie, on postoi.
We śnie: idę.
Gdy wychodzi, pryskam jabłkiem w sprayu, odświeżaczem, kręcę się po salonie, chodzący wunder-baum.
Ludzie nie powinni. I tyle.
Jak ona miała? Kowalska? To zbyt proste, ale tak, Kowalska, z chemii, sala numer dwadzieścia jeden, nad jej głową Mendelejew we wzorkach, ona jabłko, i te jabłko w jej ustach gdy mówi, i smród, gówno, na całą klasę. Wtedy dowiaduję się, że to choroba żołądka, że z ust jak z dupy śmierdzi.
W pociągu tak, że stoisz, nie ma dla ciebie miejsca, z miasta do miasta jedziesz. Każdy słuchawki w uszach, i gada, cały czas, nikt nie ma telefonu przy uchu, i wygląda to tak jakby cały przedział ludzi mówił do siebie.
Nie masz słuchawek. Książkę masz, ale tych słów już dość, wystarczy.
W zasadzie nigdzie nie ma dla ciebie miejsca. Bywasz, przeciskasz się, lecz to wszystko chuj, myślisz sobie, całość wygląda tak jak tu, w tym przedziale, niby ktoś słucha, niby mówisz.
Jest kilka sposobów na to, żeby nie oszaleć, ci którzy je znają, już dawno oszaleli.
Jeszcze pół roku temu myślałem, że jestem artystą. Dziś już nie myślę. Mając w sobie tyle gówna każdy może być wyjątkowy. Otwierasz żyły, patrzysz jak krew leci, taka sama jak u wszystkich, srasz i śmierdzi podobnie, potykasz się o ten sam próg, wywracasz na tym samym lodzie, z roku na rok jest tak samo lepiej, ale tylko w teorii, bo rzeczywistość to dziecko we mgle, z balonikiem w kształcie psa, które hel podnosi lekko nad ziemie.
Wpadłem na znakomity sposób parzenia herbaty; zalewasz tylko trochę, i odstawiasz na kilka minut, i dopiero później zalewasz do końca. I myślisz sobie, że ten wieczór to właściwie udał się, herbata gorąca, kaloryfery grzeją, radio wlewa coś w twój fotel, za oknem ciemno, noc.
Rower oparty jest o wieszak, właściwie to wywrócony jest, ledwo stoi podtrzymywany przez stertę ubrań. To, co w nocy spadło, tablica korkowa, za drzwiami, oparta o ścianę. Masz jednego gwoździa, i ten gwóźdź nie wytrzymał właśnie. Nie szukasz go, za miesiąc i tak cię tu nie będzie.
Mam taką wizję, zawsze gdy pada, ono, to miasto, puchnie. A ja wraz z nim, utożsamiam się. Spoglądam za okno, i jest tak jak w listopadzie. Jak pierwszego listopada. Miasto zachowuje się jakby jadło proszki na sen, ludzie zachowują się tak jakby cię znali, cześć, cześć. Co tam? A nic, idę. A, idziesz, to fajnie, że idziesz. A gdzie idziesz? A tam idę. O, ale fajnie. Oto moja wizja.
Ubierasz buty, wychodzisz. Kaptur na głowie, deszcz. Siadasz przy jednej z fontann, i wyobrażasz sobie, że to performance, że ten mały Mrożek w środku każe ci odpierdalać to tango nocy. Nieopodal w szpitalu, co kilka minut umiera twój Vladimir, rzuca tobą na boki, a przecież siedzisz, tańczysz!
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt