Gabinet doktora Philisa mieścił się w kiepskiej dzielnicy miasta. O szesnastej młoda kobieca dusza ograniczona tylko przez chłodny i obcisły szmaragd sukienki zajechała pod gabinet doktora taksówką. Noc spędziła w hotelu, przyjechała tu z pobliskiego miasteczka. Wiedziona przekonaniem, że on - doktor Philis - mężczyzna, który wyznaje jej miłość już od blisko roku, przez, którego w jej oczach migoczą lekkie błyski, a w głowie myśli uciekają jak stworzenia ze skrzydłami i sercem, że będzie szczęśliwy, gdy usłyszy to co chce mu powiedzieć. Rok temu miała dwadzieścia lat i tak jak większość koleżanek ze szkoły pielęgniarskiej, za bardzo przywiązała się do jednego ze swoich wykładowców, a on, nie wiedzieć czemu wybrał akurat ją. Doktor Philis uważał swoją uczennicę za bezpieczne, nieskażone głęboko duchowymi wymiarami miłości stworzenie - za coś podobnego do pluszowego misia.
*
Ty żałosny draniu, myślałeś, że ci się upiecze, co? Zabawiałeś się z nią przez rok, a teraz masz dosyć i chcesz się jej pozbyć, zmyć zeschnięte blizny pożądania. Wiedziałeś dobrze, że to jedna z tych co bierze co może w zamian nie dając nic, taka cnotliwa... Oj tanio się bawiłeś, wiecznie uciekałeś, ale nie za prędko, nie tak prędko, żeby uciec do końca, aż wreszcie cię dopadło. Ty żałosny, bezimienny aktorze tragedii. Tu już nie tylko chodzi o to, że ona jest w ciąży, że twoje małżeństwo, dobry Boże, całe życie i jakby tego było mało, to ona wie, że nie zawsze byłeś uczciwy w klinice, że brałeś białe koperty i nie patrzyłeś co w środku, wie o przetargach, na litość boską, a ty paplałeś jak idiota bez mózgu, tylko żeby włożyć fiuta. A może nic nie powie? Zgodzi się na pieniądze i... Och durniu, ta nadzieja jest jak samogwałt. Nie masz wyjścia, ale z czymś takim na sumieniu? Guzik, wystarczy go nacisnąć i można spać spokojnie... Wystarczy tylko zadzwonić, do niego, przecież wiesz dobrze, wystarczy zadzwonić.
*
Potężny, niewczesny dreszcz rozproszył senność doktora Philisa, tak że ten poczuł zimną jasność przebudzenia. Ale nie był to nowy dzień, otaczała go bowiem ta sama noc wraz ze swoim najczystszym przepychem czarnego nieba mąconym gdzieniegdzie przez światła przejeżdżających samochodów. Obok niego leżała Sara - jego żona, spała jak kamień, odwrócona plecami. Musiał wstać niespiesznie wlewając ruch w moment znieruchomienia. Nie mógł dłużej znieść tej ciemności, a w niej ciemnego zapachu, ciemnego myślenia i istnienia w pozycji leżącej. Wstał, wyszedł z pokoju i zadzwonił.
*
- Słuchaj, wiem, że uważasz się za lepszego, od zawsze za takiego się uważałeś, ale to już nie mój problem, pytasz - to ci odpowiadam, jeżeli coś ci nie pasuje... Jestem twoim bratem, Harry, takie jest rozwiązanie, ja tylko mówię co mogę zrobić. Wiesz, to do ciebie należy decyzja, a ja, no cóż - jestem ci coś winny, to śliskie zajęcie, a nikt się nie dowie, mordercy nie znają zleceniodawcy, rozumiesz? Gdyby nawet coś poszło nie tak, to będziesz na końcu łańcuszka... Będziesz miał spokój Harry, a jej wyślemy skierowanie do chłodni.
*
Sara Philis była mądrą kobietą z twarzą, na której malowały się groźby nieuchronnych zmarszczek. Gdy tylko dowiedziała się, że jej mąż jest zamknięty na komisariacie, złożyła swoje dwie białe łopatki, tak jak ptak składa skrzydła, zamyśliła się i zadzwoniła do najlepszego adwokata w mieście, po to aby udać się wraz z nim do centrum miasta, by walczyć o godność swojej rodziny.
*
- Na litość boską, Johnny, czasem tak mam, że mózg mówi mi po co to wszystko? Zabij się! Ale krew krzyczy: żyj, żyj, żyj... A ja głupi, słucham właśnie jej. Chryste, kobieta jak żywy bukiet, piękniejsza od anioła, a na dodatek z moim dzieciakiem w brzuchu. A ja chciałem zrobić jej niespodziankę i co? Znajduję na podłodze całą we krwi, więc dotykam jej szyi, bo może jeszcze żyje, a ona tylko świsnęła mi powietrzem przez zaciśnięte zęby, i nic. Wiesz jak się teraz czuję, Johnny? Jak jakiś zasrany liść na, którym była kropla deszczu, która zsuwała się powoli na czubek, aż w końcu opadła na zroszoną trawę, a teraz ten porzucony liść według wszystkich praw fizyki musi targnąć się w górę i właśnie to targnięcie, Johnny, sprawia mi szalony ból. Ból nie do zniesienia, to jest jak skazanie, kochany bracie, jak skazanie na wiekuisty paraliż i jeszcze nasz ojciec, sam przecież wiesz...
*
Słychać telefon, najpierw niemo, potem coraz wyraźniej. Johnny biegnie, by odebrać. Krzyczy do ojca: "to do ciebie, tato". Czasem jest tak, że chociaż skóra marszczy się, ruch ten nie posuwa się dalej, znika prawie natychmiast - tak też było, i tym razem. Harry poczuł lekkie drgnięcie powieki, a krew w jego szyi zaczęła mówić szybkimi głosami, zaczęła mówić szumem. Odebrał, dwa głosy w strofie i antystrofie. Usłyszał dźwięk wyrażający ulgę, a chwilę potem dźwięk wyrażający niepokój - zabita.
*
Do mikrosali rozpraw prowadzi wąski korytarz - dwie osoby ledwie mogą się minąć. Z wejściem na salę po wywołaniu trzeba się spieszyć, bowiem sędzia na każdą z nich zaplanował dziesięć minut. Tym razem nie trzeba było nawet tyle - sąd nie zawiadomił na czas adwokata, z tego powodu sześćdziesięciopięcioletni Harry Philis spędzie kolejny miesiąc za kratami szpitala psychiatrycznego. Dziewięćdziesiąty ósmy. Ponad osiem lat temu został zatrzymany przez ochronę, bo próbował ukraść wiertarkę, młotek i śrubokręt. Po przyjeździe policji mówił, że musi go ukraść, po to żeby wydłubać sobie oko, a wcześniej według relacji świadków krzyczał: Uderz mnie, uderz! Zabiłem przecież twoją jedyną córkę. Oko za oko! Tłumaczył, że wziął tylko śrubokręt, a resztę sprzętu dorzucił później kierownik sklepu wraz z ochroniarzami, by udowodnić, że sprawca przekroczył magiczną kwotę dzielącą wykroczenie od kradzieży. Psychiatrzy uznali, że historia o podrzuconym sprzęcie ma charakter urojeń, a jego upór świadczy o tym, że jest on daleki od świadomości swojej choroby. Wniosek: „bezterminowe, przymusowe leczenie na zamkniętym oddziale psychiatrycznym”.
*
- Nie wiem co robić, on się zapada w samym sobie. Nie chce już opowiadać o kradzieży, choć każdy wciąż tylko o to go pyta.
- To, że nie chce mówić to tylko działa przeciw niemu, pani Philis. To mechanizm wyparcia, on przestaje mieć wgląd we własną chorobę. Aby wyzdrowieć z tego typu urojeń, trzeba zrozumieć. On musi najpierw zrozumieć, że one istnieją, potem z przekonaniem i zrozumieniem łykać leki, które spowodują, że przewidzenia nie wrócą.
- A co jeśli mój mąż mówi prawdę?! Jeżeli to oni mu coś podrzucili?
- Proszę pani, te informacje, które podaje pani mąż są tylko częścią jego wewnętrznego systemu urojeniowego, one nie są faktami.
*
- Wie pani, to nie jest takie proste, kierownikiem sklepu jest Andrew Jones. Jones i to miasto, to jedno. W czasach kryzysu wykupił wszystkie nieruchomości za spadek, który dostał po dziadku. Jest tu bardzo wpływowym człowiekiem.
- Więc? Rezygnuje pan?
Sara była śnieżnoblada.
- To dobre, ale jednocześnie bardzo skomplikowane pytanie. Przykro mi to mówić, ale chyba potrzebuje pani adwokata, który byłby w stanie walczyć z całym miastem. To nie sprawa, pani Philis, to po prostu wojna.
Wstał i wyszedł z pokoju.
*
- Słuchaj Andrew, wiesz dobrze, że w sądzie stanowym nic mu nie udowodnimy, nie ma żadnych powiązań między nim a tymi Bułgarami, wszystko kończy się na nich - ślepa uliczka. To, że wtedy coś wykrzyczał - nic nie znaczy, nikt tego nie nagrał, a on sam teraz już tylko milczy. Zrobimy tak - teoretycznie co miesiąc lekarze powinni go zbadać i napisać o nim opinię do sądu. Ale wiesz, w praktyce będzie tak, że sąd po prostu będzie przepisywał wnioski z opinii lekarskiej do postanowienia. A o to jakie będą postanowienia - nie musisz się martwić. Masz przecież ich wszystkich w garści, no więc, na przykład będzie wpisywał: "mała aktywność pacjenta", albo: "istnieje prawdopodobieństwo, a nawet pewność, że jeśli wyjdzie to nie będzie brał leków, a urojenia wrócą". Andrew, przymkniemy tego skurwiela co zamordował ci córeczkę, zgnije tam do końca życia, to gorsze od więzienia. Dadzą mu końskie dawki psychotropów, a jak odmówi wykręcą mu ręce i wleją bezpośrednio do żyły, zgnije tam, mówię ci, że zgnije.
*
- Harry, to się stało. Jak stara ciotka Jane, która wszystko na siebie rozlewa. A oni - nasi synowie to zobaczyli i była tam też ta dziewczyna Johnnego. Widzieli i nie powiedzieli słowa, po prostu gapili się jak na cyrkowe zwierzę, pozwolili mi tak siedzieć uświnionej, jakby nic się nie stało. Och Harry, Kevin wstąpił do seminarium, chyba zwariował, ale sama już nie wiem... Harry? Śpisz?
*
- Ojciec oszalał do reszty, to chyba opętanie, Johnny, już sam nie wiem. On się kuli przed wzrokiem, cały dzień siedzi z ręcznikiem na głowie, z brodą wsuniętą między ramiona. Rozumiesz, to już nie jest zwykła depresja, zaczęli mu przepuszczać prąd przez mózg, prawie czterysta woltów elektryczności
*
- Zostałem wyświęcony, rozumiesz? Ja się zmieniłem ontologicznie, jestem jakby innym gatunkiem człowieka, stoję niewiele niżej od anioła, mój kochany bracie, jestem teraz tak blisko niej. Powołany, wybrany przez Boga, będę robił co w mojej mocy... Mam władzę, bracie, mogę mówić: "tobie nie dam rozgrzeszenia", " tobie odpuszczę grzechy" - a to prawie jakby była władza nad piekłem i niebem, to ja jestem obecnością Chrystusa... - mówił z gwałtowną ruchliwością rysów, jego zęby były zaciśnięte, wargi cofnięte, a to wszystko na tej twarzy śliskiej od potu, która wyglądała jak twarz szatana.
*
- Pani Philis, nie dostała pani naszej wiadomości?
- Coś mu jest? Wszystko w porządku?
- Tak mi przykro. Pan Philis zmarł ostatniej nocy, dzwoniliśmy kilka razy...
- Dzwoniłam o dziesiątej, czy nikt nie wiedział, że...?
- Zmarł we śnie, niech pani usiądzie.
- Spakuję rzeczy, zmieniłaś wodę?
- Wodę?
- Wodę w kwiatach, mówiłam, żebyś zmieniała każdego ranka. Zrobiłaś to czy nie?
- Pani Philis....
- Czy on spał gdy dzwoniłam?
- Mógł, tak.
- Czemu więc nikt, przecież wystarczyło zdjąć słuchawkę... Ja wiem. Stara kobieta wypluwa słowa o umierającym świrze, który jest przy okazji jej mężem. Gówno cię obchodzi mój mąż, był dla ciebie tylko cuchnącym myszą staruchem. Zmienić łóżku, zakuć w pasy, umyć, a ona niech papla.
- Pani Philis...
*
Kiedy przyjechał ostatni raz, matki już nie było. Po pogrzebie siedzieliśmy tylko we dwóch, poklepał mnie po ramieniu, gdy spojrzałem przypadkiem na oprawione w ramce wspólne zdjęcie rodziców, leżące na pustej półce, z oczu popłynęły mi jak dotąd skutecznie hamowane łzy. Był dla mnie wtedy bardzo dobry, a jednocześnie jakby daleki, jakby myślał cały ten czas o czymś innym. Gdy omówiliśmy sprawę majątku, zaproponował mi wyjazd razem z nim, byłem wtedy tuż przed maturą, nie nalegał. Nazajutrz wyleciał do Anglii, miał tam objąć parafię po odchodzącym proboszczu. Podał mi rękę, jakby sztucznym omdlałym gestem.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt