Spik i Dick - wiedzmin89
A A A
Od kilkunastu lat ziemia była mocno przeludniona. Mieszkano nawet na pustyniach, tworzono miasta na wodzie, a także w partiach gór, które się do tego nadawały, a jak się nie nadawały to przystosowywano je tak by się nadawały. Chińczyków codziennie było o kilkadziesiąt milionów więcej. Ceny gruntów urosły do niebotycznych sum. Za to loty w kosmos stały się dosyć tanie. Jednak prawie nikogo nie było na nie stać, wystarczyło, żeby ktoś kupił skrawek ziemi odpowiedni by postawić na nim szopę, ewentualnie przyczepę kempingową, a o lotach w kosmos mógł zapomnieć. Wielu harowało całe życie, a mimo to mogli kupić jakiś marny trawnik na zadupiu. Ustawiało się karton albo styropian i mieszkanie jak ta lala. Można powiedzieć, że był to luksus, dlatego większość żyła w wynajmowanych barakach, których czynsz pochłaniał 65% średnich zarobków. Mało tego, że naliczano cenę za zajmowaną powierzchnię. Naliczano (co prawda niższe stawki) dodatkowe opłaty za powierzchnię zajmowaną przez sprzęty użytku domowego. Nikt nie był w stanie płacić za prąd, gaz czy wodę. Zrezygnowano więc z pobierania za nie pieniędzy. Podniesiono czynsz do 78% średnich zarobków, a reszta była "gratis" (normalnie promocja lepsza niż w MediaMarkt).
Było jednak dwóch wieloletnich przyjaciół - Spik i Dick - którzy postanowili nie dać się wycyckać. Zakupili na złomie u przyjaciela statek do lotów w kosmos. W nim planowali mieszkać, lecz nie zamierzali płacić nawet za powierzchnię na której stali. Przeszło dwa tygodnie remontowali go aż wreszcie zdatny był do użycia. Granice kosmiczne były praktycznie nie strzeżone. Spik i Dick chcieli krążyć po układzie słonecznikowym, a może nawet z czasem go opuścić i szukać planety nie zamieszkanej.

***

Był to już prawie trzeci miesiąc jak krążyli po układzie. W kosmosie było wiele platform towarowych na których kupowało się niezbędne do życia produkty, a także można było wykonać przegląd statków. Mieściły się tam różne znane supermarkety na przykład "Stonka", "Ropuch" czy "Konik polny" i inne leśne zwierzęta oraz robactwo. O ile "Ropucha" była zupełnym nieporozumieniem to "Stonka" i "Konik polny" były dla siebie konkurencyjne.
Spik i Dick najczęściej bywali jednak w aptekach. Kupowali nie tylko jedzenie i inne niezbędne produkty. I właśnie w poszukiwaniu tego "nie tylko" odwiedzali apteki. Nigdy nie mogło zabraknąć im ciekawego towaru no więc brali jak leci - Tantum Rosa, Acodin, Relanium, Aviomarin, Tussipect, najmocniejsze tabletki przeciwbólowe, choć od biedy to i Ibuprom można było z czymś zmieszać. W galaktycznych aptekach nie wymagano recept, ponieważ nie miał ich kto wystawiać. Zrezygnowano ze służby zdrowia gdyż ludzi było za dużo, powinni więc szybko umierać.
Przyznać trzeba, że nasi przyjaciele prowadzili bardzo zdrowy, siedzący tryb życia. Za sterami spędzali wiele godzin, litrami pili kawę i popalali trawę (żeby tylko...). Zaopatrywali się w nią na ogół raz w miesiącu, hurtem, w workach po ziemniakach. Znalazły takie zastosowanie z powodu plagi kotów ziemniaczanych. Było to ze trzydzieści lat temu. Ziemniaki wyginęły, bo wspomniane koty wykopywały je z ziemi i zjadały a ich ślina zawierała enzymy niepozwalające niczemu już w tym miejscu wyrosnąć. Oprócz więc załatwienia na dobre kartofli (niegdyś przecież niezbędnego elementu domowego obiadu), uczyniły spory kawał ziemi zupełnie nie przydatnym
Tak więc Spik i Dick latali sobie po tym całym kosmosie, przypalali, wciągali i bełtali się. Byłoby to jednak zbyt monotonne tak w kółko latać, pic i narkotyzować się. Pewnego kosmicznego wieczora wpadł i pomysł. Byli oczywiście po paru litrach piwa i kilkunastu sążnych skrętach. W przestrzeni układu spędzili ponad pięć miesięcy i za nic mieli wszelkie przeciążenia jak i to, że za parę lat ich żołądki będą wyglądać (o ile wogóle będą jeszcze wyglądać) jak stare worki do odkurzacza, a inne wnętrzności pozmieniają swoje miejsca tudzież ślepe kiszki zaczną widzieć. No więc co takiego chłopaki wymyślili? Zachciało im się opuścić układ słonecznikowy i poszukać niezamieszkanej planety. Zanim zaczęli realizować plan, zahaczyli o księżyc i wzięli sobie trochę sera, z którego jest on zbudowany i maślanki, która stała w kraterach (chociaż może bardziej był to twaróg? Jak zwał tak zwał, o ile mnie może to interesować, oni mieli to w głębokim poważaniu). Na końcu układu słonecznikowego znajdowała się planeta... słonecznikowa. Zajrzeli i na nią z prostego względu - wcześniej nie mieli okazji. Dick dopalał właśnie skręta, a obok niego stało wino marki "Siarka super koks F-117". Spik dzielił amfetaminę (czasem sprzedawali ją po nieco zawyżonej cenie turystom, sukinkoty...). Z każdą godziną zbliżali się do planety, jej kolor (jak niezwykle trudno się domyśleć) był żółty (jak siki, ewentualnie jasne ciemne nie za długo ważone).
Nadeszła chwila lądowania. Statek osiadł na gruncie. Nasi wspaniali koledzy wyładowali się na zewnątrz. Ich oczom ukazały się niezliczone hektary słoneczników. Gdzie nie gdzie wybijało się jakieś drzewo, jednak głównym motywem przewodnim planety były żółte kwiaty naszpikowane nasionkami niczym magazynek CKM-u nabojami. Stojąc tak chwilę, wymienili spojrzenia, ale niestety w ich umysłach nie zrodziła się żadna błyskotliwa myśl (że błyskotliwa to tam kit, ale im się w ogóle myśli nie rodziły...). Uważali, że nie ma tu nic ciekawego. Obładowali się słonecznikiem najbardziej jak się tylko dało i wrócili do statku. Ostatecznie w przypływie jakiejś bezgranicznej nudy lub chillout'u podłubią sobie (w nosie chyba...). Całość znalazła się w spiżarni, a Dick i Spik odpalili silniki i powiedzieli planecie "goodbye Lenin".
***
Od pewnego czasu Spik i Dick byli poza układem słonecznikowym. Z daleka oglądali znane sobie planety. Ale była jedna, której wcześniej nie widzieli. Jaka była ich pierwsza myśl? Co mogło zrodzić się w ich przespanych łbach, pełnych osadu i bad sektorów (czemu nie włączyli HDD regenerator?) od wciągania tematu lub zżerania kwachów? Inaczej być nie mogło. Postanowili zbadać ową planetę. Mieli na tyle dużo ubytków w głowach, że właśnie ten, a nie inny pomysł postanowili zrealizować. Planeta wyglądała dość przyjaźnie. Miała biało-zielone barwy, co dobrze im się kojarzyło.

***
Byli już o krok od lądowania. W ciągu kilkunastu następnych minut wylądowali na polanie (trochę zarośniętej ale umownie niech już będzie polana zamiast gąszcz krzaczorów). Wyszli ze statku bez zastanowienia (zupełnie jakby nieznana atmosfera nie była w stanie im zaszkodzić). Rozglądali się dookoła, wszędzie krzaki do pasa (ta polana to w sumie kiepski pomysł...). Dopiero, kiedy przyjrzeli się uważnie stwierdzili, że to przecież ich najlepsza przyjaciółka marihuana. Pole marychy. Aż po horyzont. Wszędzie marycha. Wiedzieli już, że za prędko nie odlecą. Nie myśląc zbyt wiele zrobili użytek z rosnących krzaków.

***
Nasi przesympatyczni podróżnicy obudzili się po bliżej nieokreślonym czasie. Głowy ich pełne były dziwnych myśli. Przede wszystkim czuli ogromne pragnienie i głód. Udali się do statku by spożyć nieco przedniej strawy. Popili zwykłą wodą (rzadki obrazek), a później piwem (pośpieszyłem się...). Ledwie odmulili się po trawie to już wchodziła im faza alkoholowa. Zmusiło ich to do pozostania w statku jeszcze jeden dzień.

***

Po dwóch dniach spędzonych na bajecznej planecie, zaczęli się zastanawiać, co powinni zrobić z tym dobrodziejstwem. Naćpać się... właściwie ciągle to robili. Może rozpocząć dystrybucję? Spik zaproponował:
- Olejmy to na razie. Palmy ile wlezie. Zaraz zrobię sobie perfidną mieszankę. Nabiję lufę tym przednim zielskiem, dorzucę kwasa i dexa. Będzie taka jazda, że klapki zgubie. Zmieli mnie lepiej niż w maszynce do mięsa.
- Świetny pomysł, ale zauważ, że możemy zgarnąć niezłą kasę, warto by przejść się trochę i sprawdzić co tu jeszcze jest.
- Nie pierdol stary. Wyciągaj lufę i to tę dużą. Przejdziemy się w innym terminie, teraz trzeba sobie zajoba zrobić - Spik był wyraźnie podekscytowany.
- Och, przekonałeś mnie. Zbierz trochę liści, podsuszymy je. - Dicka nie trzeba było długo przekonywać.
- Spoko, mamy maszynkę do suszenia grzybów. Kwadransik można im dać.
Nasi kochani używkowi cze dziwnym cudem wytrzymali piętnaście minut. Nabili lufy, jeszcze przed suszeniem wrzucili kwasa i dexa, ale na to drugie trzeba było zaczekać dłużej. Nie minęło 40 minut a nasi panowie siedzieli z dupami na ziemi i nie bardzo wiedzieli, co ze sobą począć. DXM, THC i LSD siało w ich mózgach spustoszenie. Świadomość odeszła gdzieś bardzo daleko. Nawiązała się rozmowa:
- Ale czad. - odezwał się Dick.
- No, w ogóle nie wiem co jest pięć. Kim jesteś?
- Nie wiem, chyba premierem kosmosu czy coś, albo prezydentem księżyca.
- Ta? Weź mi załatw, żebym dostawał kasę za nic.
- Te rośliny. Chyba gadają ze sobą. - zauważył Dick.
- No bo kurde... naradzić się muszą co nie.
- A o czym się one naradzają? - Dick drążył temat.
- O stary... zmuliłeś mnie w tej chwili. Za trudne pytanie.
- Słyszę zgrzyty w twojej głowie. - Dick miał sokoli słuch (a nie wzrok przypadkiem?).
- Głośne? - Spik obawiał się nieco o stan zdrowia.
- Takie średnie. Jak dysk twardy.
- To wporzo. Znaczy się wszystko pracuje.
- Szafa idzie.
- Co ty dajesz... gdzie?
- No tam, daleko. - Dick wskazuje palcem coś, czego nie ma.
- Nie widzę.
- Kurde no. Bo się chowa.
- Taka mądra skubana? Kit jej w oko.
- A jak tu przyjdzie? I każe nam się rozebrać? Co wtedy?
- Wylane mam. Gorąco mi no to się rozbiorę nie?
- Ja tak nie mogę.
- Boś pizda jest.
- Patrz, jak się skubana chowa, co nie spojrzę to zaraz w krzaki skacze.
- Dawaj, idziemy tam. Dupę jej skopię, szmacie jednej.
- Ja się boję, idź sam.
- Idź ty kurwa! Nic z ciebie pożytku nie ma. Jak nie marudzisz to szafy się boisz, ale do ćpania to pierwszy jesteś! - Spik nie krył irytacji.
Takie rozmowy o niczym trwały jeszcze przez kilka dobrych godzin, nie są one jednak istotne dla historii (ale może śmieszne byłyr30;). Kiedy byli już prawie pełni władz umysłowych (to można tak?) postanowili się przespać, a po drzemce wyjść planecie na spotkanie.

***
Po przebudzeniu Spik i Dick zrobili nieduże zapasy żywności (czyli piwa) i wyruszyli w głąb planety. Na początku przedzierali się przez chaszcze krzewów marihuany. Im dalej jednak byli, tym rzadziej rosły krzaki. Dopiero po chwili zorientowali się, że deptają niewyrośnięte jeszcze młode roślinki. Między nimi, co jakiś czas pojawiały się maki, a na horyzoncie pojawiło się jakieś jezioro. Nasi "bracze" szli przed siebie zdecydowanym, choć chwiejnym krokiem. Z pewnej odległości dało się stwierdzić, że woda ma zielony kolor. Dotarli do jeziora, najpierw należało zejść po niedużych wydmach, by stanąć przed taflą wody. Zaczęli więc schodzić, kolor piasku rzucił im się w oczy, był śnieżnobiały. Przeszła im przez głowy głupia myśl, że to może być amfetamina. Skoro wszędzie pełno zioła i maku to, czemu nie? Może jest tu cały repertuar używek? Urojenie ćpuńskiej psychiki? Ależ skąd. Najszczersza prawda. Dick wziął odrobinę na palce i językiem bezbłędnie rozpoznał ten gorzki, chemiczny smak. Wiedzieli, że ta planeta to ich życiowe odkrycie. Nad jeziorem ewidentnie unosił się zapach alkoholu, ale nasi koledzy nie zwrócili na to uwagi, postanowili popływać. Rozebrali się i wskoczyli do wody. Po chwili poczuli szczypanie w miejscach intymnych. Wylecieli z wody niczym z procy wystrzeleni. Dopiero wtedy zorientowali się, że to może być alkohol. Był to absynt. Wylali wodę, którą mieli ze sobą, a butelki napełnili owym specyfikiem. Zabrali też trochę amfy. Trzeba było odkryć, co jeszcze do zaoferowania ma ta cudowna planeta.

***
Panowie sobie szli i szli, przeszli las, w którym rosło dużo halucynków. Spikowi zrodziła się w głowie myśl "zaćpam się tu na śmierć". Dick był nieco rozważniejszy, jego myśl wyglądała tak - "zarobimy na tym kupę kasy i ją przećpamy" (jakby nie miał na planecie co ćpać...). Po drodze napotykali wiele roślin takich jak szałwia wieszcza, żarnowiec, bieluń dziędzierzawa, ku ich zaskoczeniu były także ostrokrzewy paragwajskie, koka, krasnodrzewy pospolite, piołun. Wszystko to było pewną anomalią, bo takie rośliny nie mają zwyczaju rosnąc razem, tutaj natomiast były wymieszane we wszystkich możliwych kompilacjach. Idąc tak i mijając te różne rośliny doszli wreszcie do czegoś, co wyglądało jak mini fabryka. Teren wokół niej nie był ogrodzony, ale Spik i Dick postanowili nie zbliżać się za bardzo (wygląda na to, że ich nie doceniałem, nadal są w stanie myśleć). Gdzieś w oddali widać było krzątające (bądź też kit rające) się postacie, ale nie można było mieć pewności, że to ludzie. Nad fabryczką wznosiła się wieża obserwacyjna. Kiedy Spik i Dick tak patrzyli sobie, nagle ich oczy zalała fala kurwików, a potem całkowita ciemność. Musieli dostać czymś twardym w tył głowy (boże... co za banał, a nie mógł ktoś biec od strony fabryki, a ci by po prostu spieprzyli? Co za tani chwyt... mój też średni, ale można było z tym coś zrobić... Przepraszam najmocniej).

***

Nasi używkowi cze obudzili się w jakiejś piwnicy (cokolwiek to było, ostro śmierdziało). Siedzieli sobie na krzesełkach związani i nawet jedzenie było, ale ktoś nie wpadł na to, że ze związanymi dłońmi się nie da. Wtem ktoś zaczął odryglowywać drzwi. Do obskurnego pomieszczenia weszła postać w białym fartuchu i maską przeciwgazową (uf, dobrze, że postać nie była zakapturzona i z kosą w ręku, albo chociaż łukiem, jakiś druid czy coś...). Stała w pewnej odległości i przypatrywała się jegomościom na krzesłach. Dick odezwał się jako pierwszy:
- Przepraszamy pana, jeśli jesteśmy tu nielegalnie czy coś, albo po prostu nie chcecie nas tu, to sobie pójdziemy tylko niech pan nas rozwiąże.
- Zamknij mordę. - odezwał się zamaskowany gość.
- Słucham? - zdawało się, że Dick nie zrozumiał tego (jakże prostego) zwrotu.
- Zamknij mordę powsinogi kundlu. Nie wypuścimy was.
- Czemu? Co zrobicie? Zabijajcie nas, to jakaś tajna baza NASA, tak? Nic nie powiemy, ał. - błagania Dicka zostały przerwane uderzeniem z płaskiej dłoni.
- Przymknij się wreszcie cioto. Myślicie, że was nie znamy? Wyćpalibyście nam całą planetę. Nie od wczoraj was obserwujemy. Będziecie testować narkotyki, które wyprodukujemy. Nikt was tu nie znajdzie.
Spik i Dick tak się ucieszyli, że aż rozerwali sznury, które ich więziły. Należało jedynie podpisać zgodę, że godzą się na każdą substancję i są świadomi skutków ubocznych, które zostaną im przedstawione, a ponadto nie będą mieli żadnych pretensji, jeśli coś pójdzie nie tak. Podpisali oczywiście bez namysłu (ach, takie impulsywne chłopaki z nich). I tak oto stali się królikami doświadczalnymi nielegalnej korporacji narkotykowej (jak nielegalna to ta deklaracja chyba dla jaj...). Liczyło się dla nich tylko, że zostaną na tej planecie, którą wymazano z archiwum i będą mogli ćpać (no teraz to żywcem zerżnięte z Gwiezdnych Wojen... ukryta planeta Camino ). Po pewnym czasie Spik i Dick sfiksowali od nadmiaru narkotyków i przeprowadzano na nich eksperymenty aż umarli. I żyli długo i szczęśliwie.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wiedzmin89 · dnia 12.11.2008 10:22 · Czytań: 796 · Średnia ocena: 2,67 · Komentarzy: 6
Komentarze
Jack the Nipper dnia 13.11.2008 21:35 Ocena: Przeciętne
Wymienię tylko kilka ważniejszych błędów, jakie znalazłem. Niestety, tekst jest napisany niechlujnie, jakby "na szybko" i wymaga dopracowania. To co mi najbardziej przeszkodzilo czytac dalej:

Cytat:
niebotycznych sum


sum -> kwot

Cytat:
w wynajmowanych barakach, których


których -> gdzie

Cytat:
Mało tego, że naliczano cenę za zajmowaną powierzchnię. Naliczano


powtorka

Cytat:
Zakupili na złomie


zlomie -> złomowisku

Cytat:
był do użycia. Granice kosmiczne były


Powtórka

Cytat:
trzeci miesiąc jak krążyli po układzie


Krążenia

Cytat:
kosmosie było wiele platform towarowych na których kupowało się niezbędne do życia produkty, a także można było


było x 2

Cytat:
O ile "Ropucha" była zupełnym nieporozumieniem to "Stonka" i "Konik polny" były


Powtorka

Cytat:
Kupowali nie tylko jedzenie i inne niezbędne produkty


jedzenie, ale też inne niezbędne

Cytat:
Oprócz więc załatwienia na dobre kartofli


więc - zbędne

Cytat:
Tak więc Spik i Dick latali sobie po tym całym


Zdanie nie zaczynamy od "tak więc". Sobie i tym zbedne.

Cytat:
kółko latać, pic i narkotyzować


latać - było w poprzednim zdaniu.
pic -> pić

Cytat:
No więc co takiego


Zdanie od "no więc" trąci podstawówką.

Cytat:
księżyc i wzięli sobie trochę sera, z którego jest on zbudowany i maślanki


i wzieli, i maślanki - niestylistyczne.

Cytat:
wyładowali się na zewnątrz. Ich oczom ukazały się Gdzie nie gdzie wybijało się


"Się" w bliskości.
Gdzieniegdzie

Cytat:
(pośpieszyłem się...). Ledwie odmulili się


2 x się

Cytat:
śmieszne byłyr30;). Kiedy byli


r30. Powtórzenie były-byli

Cytat:
pojawiały się maki, a na horyzoncie pojawiło się


powtórka

Cytat:
było krzątające (bądź też kit rające) się postacie, ale nie można było


2 x było

Cytat:
że ze związanymi dłońmi się nie da


dłońmi jeść się nie da

Cytat:
podpisać zgodę, że godzą


zgodę - godzą.

Można by drugie tyle szybko znaleźć.

Na plus - dialog i pomysł. Ale wykonanie fatalne. I nie wierzę, ze przez brak umiejętności, bo wcześniej miałeś dobre teksty, tylko chyba przez brak czasu.
wiedzmin89 dnia 14.11.2008 12:55
to poprostu stare opowiadanie jest ktore wzialem na warsztat aby nieco okielznac :p
Jack the Nipper dnia 14.11.2008 13:37 Ocena: Przeciętne
Obecnie piszesz lepiej, a wrzucasz na żer krytyki stare, niedopracowane teksty. Przychodzi mi do głowy, ze jesteś masochistą ;)
valdens dnia 14.11.2008 13:43 Ocena: Bardzo dobre
Przeczytałem to w nocy, ale już a bardzo padałem, zeby coś napisać.

Mi się podoba. Najbardziej podoba mi się ta lekkość stylu i to, że czuć, że dobrze się bawisz - pisząc. Mi osiągnanie takiej lekkości przychodzi trudno. Litry potu i kawy tracę, żeby moje teksty ostatecznie wyglądały na pisane z łatwością, ot tak se, od niechcenia. Zazdroszczę.

Co nie znaczy, że niczego bym tu nie zmienił. Wydawało mi się, że zbyt wiele razy użyłeś "...czy coś." Poza tym miałem wrażenie, że nie miałeś klarownego pomysłu na zakoczenie, a to że tam była jakaś mafia itd. to jakoś przyszło na odpierdol. Uważam, że trzeba było dalej ciągnąć tę przygodę, a dopiero potem dać tę świetną końcówkę: "...aż umarli. I żyli długo i szczęśliwie." :D
bassooner dnia 14.11.2008 13:53 Ocena: Przeciętne
Są momenty dobre ale i bardzo naiwne. Taki misz-masz dobrego pomysłu z literackim disco polo.
ginger dnia 14.11.2008 19:41
Hmpf... Nie jest to za bardzo w moim guście. Niektóre zdania kuleją, inne w ogóle nóg nie mają... Ale pomysł oryginalny i jakbyś wykonanie poprawił, mogłoby być całkiem zabawnie.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:84
Najnowszy:ivonna